Jakieś znaki
Jakieś znaki pojawiają się ostatnio na niebie
niby błyski meteorytów prześmigi jaskółek
by znowu znikać za niespokojnymi chmurami szorstkim horyzontem
Ponoć ich wiele
Nie kołują nie krążą
może za wcześnie – nie czują jeszcze krwi ni padliny –
lecz prześlizgują się coraz śmielej
powarkując nieraz
Przemykają tak nad naszymi kruszejącymi głowami
nad popiskującymi z trwogi krzewami róż
– O jakże kwiaty wcześnie przeczuwają zdarzenia
wyraziste dla nas dopiero przed zgonem –
Kiedyś nadciągały świetliste komety
Przysłaniały nieboskłon długimi puszystymi ogonami
majestatycznie sunęły w takt głuchych tąpnięć ziemi niczym wspaniały
orszak królewski
pomorem oczyszczały ludy pożogą
zwiastując
że sprawiedliwe światy już blisko
Zatem człowiek w pokorze ręce wznosił w powróz skręcał
i biczując się raniąc
pełen szlochu
win swoich żałował
Jakże inne są te dzisiejsze znaki
Pytam syna czy widzi
lecz i on gwiazdy do nieba przykute dostrzega jedynie – i to tylko w nocy –
Tymczasem są tuż gdzieś nad nami
przyczajone
od ślizgu do ślizgu
wyrafinowane i mądre mechaniczną pamięcią robotów
pełne utajonej energii nagłej złości
Pewnie wstydzą się że brak im lisiego ogona głowy bazyliszka że
królewska pompa nie dla nich stworzona
Dźwigając zamkniętą w kodzie tajemnicę losu
głuche na lament na słowa pokuty
nie wieszczą niczego