31.01.2023

Kiedy obawy i nadzieja razem

Teraz kiedy obawy i nadzieja razem poszukują schronienia w zakamarkach

            oczu niczym jaskółki pod dachami

kiedy beton wieżowców kruszejąc – o świtaniu na zbawienie czeka

i kiedy na rzece tajemnych znaczeń wiatr przemarszcza wodę aż

            południowe dzwony tracą rozeznanie: bić mają czy zamilkać

zbyt nikła jest siła soków tego skrawka ziemi po obu stronach Karpat gdzie

            mężczyźni przeklinają może dobitniej niż sąsiedzi zza którejś tam

            miedzy lecz i nieraz sprzedają się tanio gdy twardy  brzęk centa posłyszą

i nie wystarcza że bramy fabryk rozwarły się tu kiedyś że ministrowie

            gorączkowo pełzają – hen tam i z powrotem po ścianach – gabinety

            w rozterce przestawiając zaś kibice skowyczą na trybunach zmierzchu

i nie dość już codziennej harówki za którą Marks tak niegdyś tęsknił

            poganiania czasu siania kości zgody

bądź słuchania krzątaniny żon westchnień dawnych kochanek biadolenia

            myszy kucających pod miotłami

gdyż możni tego świata właśnie teraz mocują się w naszej obronie – gdzieś

            na wysokościach – jak opałki-olbrzymy aż koty do kurników chowają

            się ze strachu

 

Dlatego do ciebie zwracam się – duchu ziemi – co pod białą czapą

            Kliminadżaro liczysz ginące nosorożce a dłonią pożary gasisz w

            puszczach Brazylii i wyspy Borneo

przecież brodą – niczym deszczami – Dunaju i Wełtawy sięgasz oraz

            Bałtyku

wiem zatem że jesteś wszędzie czyli i wśród nas

zresztą jaszczurki u mnie w ogrodzie i każdy kamień tobą oddychają

 

 

Przywołuję cię przeto – duchu całej ziemi –

lecz wiedzieć musisz

że ludzie naszej – teraz znów jakże umiarkowanej – strefy zamknęli się w

            ubożejących wieżach z kości niesłoniowej:

                        w budkach z piwem

                        telewizorach grożących wybuchem kineskopu

i stopy kościoła całują

– tylko wtedy ożywają na chwilę wtedy wznoszą ręce –

A wiedzieć też musisz – duchu –

że pełno tu mamideł choć czarownice gdzie indziej grasują

że nawet nauka jak zjawa po laboratoriach tuła się prawdy szukając i

            aparatury

zaś szpital bezradnie pochyla się nad chorym na zawał na dusznicę – ręce

            korytarzy załamując niczym mater dolores –

i pieniądz czasem po cichu wyłudza

 

Zbliż się zatem – duchu –

kukaniem oszalałych kukułek studnią gdzie wargi zaciskamy by nam

            ropucha zębów nie zliczyła

Wyjdź ze szczelin wszystkich skał

jak rycerz zbudzony pod Giewontem jak rozbójnik Ondraszek

stań się orłem-turulem co jeszcze pragniazdo w starej Azji pamięta – i

            skrzydła rozczapierz na znak

 

Wzywam cię w imieniu wszystkich zmarłych zaginionych i nieobecnych

Wyrwij nas z odrętwienia nieznanym dotąd trzęsieniem oślepłą pokrzywą

– spraw

abyśmy wreszcie wyszli ze swoich wieżyc

i kiedy już na zewnątrz zbierze się nas tłum w tej ledwie dostrzegalnej

            ciemnej części globu

z nami bądź

bo wreszcie musimy rozpocząć własny marsz dziwnych bezbronnych

            legionów

skoro już możni tego świata spierają się w naszej obronie

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Konrad Sutarski, Kiedy obawy i nadzieja razem, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...