30.03.2022

Komiks to medium dla niecierpliwych [wywiad]

Siła komiksu tkwi w łatwości odbioru i wizualności fabuły. Jest też związana z czasem na percepcję. Chodzi o natychmiastowość. Po prostu w komiksie natychmiast mamy czas czytać, oglądać i wracać do poszczególnych fragmentów, kiedy chcemy coś dokładniej zrozumieć lub szybko przeżyć jakąś historię jeszcze raz. Film wymaga czasu, a komiks nie.

Z prof. Jackiem Dąbałą i Markiem Bieleckim rozmawia Michał Chudoliński.

Michał Chudoliński:Czy w Panów oczach komiks nadal jest bękartem kultury, stanowiącym podrzędne, co najwyżej niszowe medium?

Jacek Dąbała: Wręcz odwrotnie. Moim zdaniem komiks staje się całkowicie nowym medium, on dopiero nabiera wiatru w żagle. Zważywszy na współczesne możliwości techniczne i twórcze. Nawet jeżeli ktoś uważał lub nadal uważa komiks za medium niszowe, to raczej wynika to z pewnego nieporozumienia interpretacyjnego. Po prostu niszowość bywa tu rozumiana często błędnie jako zamknięty krąg, co jest prawdą, ale zarazem pomija się w tym najważniejszy chyba aspekt tego zamkniętego kręgu, czyli przynależność do kultury popularnej, masowej, komercyjnej, a więc wielomilionowej, powszechnej, związanej z większością ludzi na świecie. Taki paradoks i uproszczenie w rozumieniu zjawiska pod nazwą „komiks”. Bękart jest w istocie pełnoprawnym synem kultury popularnej, obrazkowej, tej, która rozwija się wśród odbiorców we wszystkich grupach wiekowych. Druga kwestia dotyczy właśnie wieku. Zwykło się myśleć, że to dzieci czytają historie obrazkowe, bo dorośli im je kupują i dają w dzieciństwie. Uznaje się, że wszyscy dorośli wyrastają z tego, a to nieprawda, bo wielu z nich zostaje przy komiksie. Takie proste skojarzenie tu zachodzi – kultura obrazkowa to dzieci, a dorośli to brak tej kultury. Tak jakby nie istniała wyobraźnia, film, potrzeba fantazjowania i współuczestniczenia w łatwo przyswajalnych opowieściach także wtedy, gdy kończymy osiemnaście lat. Rzeczywista wartość komiksu wypływa z umiejscowienia go w kulturze popularnej, w odczuciu niektórych uchodzącej za gorszą, głupszą i prymitywną. Niesłusznie i niesprawiedliwie.

Marek Bielecki:Medoxowi [chodzi o komiks Najemnik Medox – przyp. red.Komiks narysowany w latach dziewięćdziesiątych czekał na wydanie do 2021 roku, https://kultura.com.pl/komiks/415/najemnik-medox.html [dostęp: 3.02.2022].[1]] poświęciłem prawie rok pracy, a tym samym poświęciłem tyle samo na rezygnację z wykonywania pracy zawodowej architekta, z której się utrzymuję. Z punktu widzenia finansowego praca nad Medoxem była twórczością hobbisty. Jaka jest moja perspektywa dla komiksu? Mój przyjaciel Jacek, twórca scenariusza Medoxa, ma odpowiedź jednoznaczną, a ja się z nią zgadzam: gdy na stole redaktorskim pojawi się milion dolarów na drugą część komiksu, ja rzucam wszystko na rok i rysuję Medoxa II! Aby dostać się na studia architektoniczne, trzeba świetnie rysować, nawet teraz w dobie komputerów. Architekci to w większości rysownicy, a komiks to rysunki. Zatem jak rysownik może nie kochać komiksu? Kiedyś na mojej indywidualnej wystawie rysunków i komiksu Medox wisiało motto mojego ulubionego profesora rysunku Ludomira Słupeczańskiego: „Być może nie jest to sztuka prawdziwa, jednak sztuką wielką jest, jak to zrobić!”. Na pytanie: „jak komiks jest postrzegany?” nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Z mojego punktu widzenia cywilizacja, w tym cała kultura, cierpi na grzech ciężki koniunkturalizmu i naśladownictwa. Przy okazji w całym harmiderze wokół wolności słowa i poglądów następuje sprzeczność pomiędzy pojęciem wolności a tak łatwo i szybko przyswajaną modą na cokolwiek. Jeżeli by wydarzyło się w sferze komiksu coś nadzwyczajnego – na przykład, ktoś dostanie Nobla literackiego za komiks – świat natychmiast oszaleje i wszyscy rzucą się, by kupować komiksy. Ten owczy pęd dotyczy niemal wszystkich dziedzin życia i kultury, to samo może spotkać komiks. Jestem co do tego święcie przekonany. W historii naszej cywilizacji jest wiele przykładów na to, jak wielkie idee czy prądy kulturowe były przez ogół postrzegane w sposób skrajnie różny. To samo dotyczy i komiksu będącego niewątpliwie częścią kultury naszych czasów.

W czym Panów zdaniem tkwi siła medium komiksowego? Jakie są jego słabe, a jakie mocne strony?

J.D.: Siła komiksu tkwi w łatwości odbioru i wizualności fabuły. Jest też związana z czasem na percepcję. Chodzi o natychmiastowość. Po prostu w komiksie natychmiast mamy czas czytać, oglądać i wracać do poszczególnych fragmentów, kiedy chcemy coś dokładniej zrozumieć lub szybko przeżyć jakąś historię jeszcze raz. Film wymaga czasu, a komiks nie. W filmie natychmiastowość, jeśli chodzi o odbiór, nie wchodzi w grę, bo trzeba przewinąć fabułę, odszukiwać fragmenty, a to nie każdemu odpowiada. W komiksie kartkujemy strony i prawie od razu mamy przed oczami to, co chcemy. Komiks to medium dla niecierpliwych, bardzo współczesne. Poza tym rysunki są w pewnym sensie zatrzymanymi w kadrze scenami z filmów animowanych. Kultura obrazkowa w ruchu i kultura obrazkowa statyczna spotkają się w naszej głowie. Eksploduje wyobraźnia i smak, estetyka, rozmaitość rodzajów kreski w różnych komiksach. Komiks to także skrót myślowy, esencja narracji, przechodzenie od razu do rzeczy, aby nie nudzić. Ponadto komiks wchodzi w relacje z grami komputerowymi, z animacjami, reklamami czy memami, to otwieranie drzwi do światów nieograniczonej wyobraźni i środków wyrazu.

M. B.: O ile mi wiadomo, są różne preferencje czytania komiksu. Są zwolennicy czytania tekstów w komiksie, są tacy, którzy smakują ich część graficzną, a są i koneserzy, którzy degustują zarówno grafikę komiksu i jednocześnie jego fabułę. Nie są mi znane proporcje czytelników w zależności od wspomnianych wyżej rodzajów odbioru. Ja jako rysownik jestem zwolennikiem odbioru tej trzeciej grupy czytelników.

Według części znawców komiksu, przemianom społecznym czy kulturowym zwykle towarzyszyło pojawienie się nowego rodzaju medium. Mowa o sytuacji, kiedy treść jest drugorzędna, natomiast liczy się sam nośnik. Przykładowo, mówiąc o starożytnej kulturze egipskiej, automatycznie jawią się nam w wyobraźni tysiące postaci, kolorowych rysunków – hieroglifów. Nie wiemy, o czym mówią te obrazki, jednak duchowo łączymy się ze starożytnymi narratorami i przeżywamy coś, w jakiejś innej, pozazmysłowej przestrzeni. Murale, graffiti dla jednych to niszczycielska siła, dla innych, tych wtajemniczonych, to znaki, że jesteśmy razem skupieni wokół jakiejś idei czy wspólnoty. Te obrazy to autoidentyfikacja, trwanie w jakiejś jedności osób niewiedzących do końca, z kim są i przeciw komu walczą. Obraz na murze to siła, to uderzenie obrazu. Treść jest mniej istotna. Obraz mocą swego wyrazu oczekuje od każdego rodzaju odbiorcy chwilowego zaangażowania, jego własnej interpretacji. Komiks to właśnie taki obraz. Spoglądamy w nim na niepokonanych herosów, naszych ulubieńców. W słowie pisanym nasz bohater pozostaje w ciszy naszej wyobraźni: jest tak silny lub tak słaby jak my, czytelnicy. Komiks podaje nam naszego bohatera, konkretnego, jednoznacznego, narysowanego. Patrząc na niego, mówimy do siebie: „to ja!” Moim zdaniem na tym właśnie polega siła komiksu. Słabą stroną komiksu są dzieła kiepskich autorów, nie mających pomysłu na fabułę i nie potrafiących uderzyć obrazem w odbiorcę.

Czy pandemia sprawi, że będziemy patrzeć na komiks bardziej życzliwym okiem, a jednocześnie będziemy odchodzić od czytania książek?

J.D.: Nie wydaje mi się, żeby zachodził jakiś wyjątkowy związek między czytaniem literatury i komiksów przy okazji pandemii. Raczej widziałbym tu większą skłonność w ogóle do czytania wszystkiego, co drukowane. Naturalne zmęczenie telewizją, platformami filmowymi czy grami, Internetem, ruchomymi obrazkami daje szansę czytaniu liter i oglądaniu obrazów statycznych. Nawet najwspanialszy ruch może zmęczyć oczy i wtedy komiks wkracza na scenę. Oferuje ruch niejako zamrożony, ale płynny i dynamiczny w wyobraźni, emocjach i współodczuwaniu. Komiks to relaks od audiowizualności, od przesytu, to odkrywanie bezgraniczności siebie, wspólnej z naszymi ojcami i dziadkami. To wysiłek tworzenia ruchomych scen, to w czystej postaci kreowanie, na które stać nawet najsłabsze umysły. Mamy sugestywny rysunek, mamy krótki tekst, a reszta zależy od nas. Można nawet powiedzieć, że komiks czyni nas takimi prywatnymi reżyserami, kimś na kształt demiurga, a to jest bardzo przyjemne. Dlatego ludzie nie zrezygnują z komiksów. Przyszło mi do głowy, że komiksy mogą być też doskonałą terapią, oddziaływaniem na umysł, gdy pojawia się smutek, apatia, agresja czy znudzenie życiem. Otulają czytelnika jak niewidzialna mgła i kołyszą łagodnym interaktywnym odcięciem od problemów. Poza tym liczba stylów komiksowych wydaje mi się znacznie większa od stylów filmowych czy gier komputerowych. Zatem, podsumowując, w pandemii życzliwość względem książek drukowanych nie zmaleje ani nie wzrośnie, ale za to może się zwiększyć zainteresowanie komiksem.

M. B. : Moim zdaniem książka i komiks nie konkurują ze sobą – każda z tych form ma swoich własnych, wiernych wielbicieli. Nie znam badań socjologicznych na temat naszych preferencji, w tym czytelniczych, w czasach pandemii. Jedno jest pewne: zostaliśmy zamknięci w domach i gdy już dość wyszalejemy się, „chodząc po ścianach”, chwytamy co popadnie, również do czytania. Ja ostatnio sięgnąłem do dawnych komiksów, które zachomikował po mnie mój syn.

Jakie mają Panowie w ogóle przewidywania co do kształtu kultury po pandemii?

J.D.: Wydaje mi się, że ludzkość coraz chętniej będzie się zanurzać w światy audiowizualne, w interaktywne fabuły, w których każdy będzie mógł spełniać swoje marzenia. Każda emocja –czy to pozytywna, czy negatywna – domagać się będzie skrajnej interaktywności. Kultura przeżywana w wirtualnej rzeczywistości będzie się coraz szybciej rozwijać. Może już w roku 2021, a może niedługo potem. Być może w przyszłości gogle i kaski na głowach zostaną zastąpione przez wygodne czipy bądź małe stymulatory zewnętrze na głowie, które zarządzane odpowiednim oprogramowaniem odetną ludzi od rzeczywistości tak bardzo, że nie będą oni chcieli wyjść ze świata sztucznej inteligencji. Proszę sobie wyobrazić projekcje, w których każdy może być, kim zechce, i przeżywać wszystko jeszcze mocniej niż w realu, na przykład seks, zabijanie, pościgi, rywalizację, satysfakcję czy zemstę. Do tego dojdzie bezkarność za nurkowanie nawet w skrajne aberracje. Oczywiście przeżycia kulturalne w wersji ekstremalnej będą dotyczyć też najwspanialszej kultury wysokiej, na przykład koncertów, malarstwa, filmów, gier komputerowych czy literatury. Walka będzie się toczyć o możliwie największe zintensyfikowanie przeżycia emocjonalnego. Do tego będą służyły technologie w kulturze – do dawania ekstremalnej przyjemności.

M.B.: Po pandemii, jest absolutnie pewne, że będziemy robić wszystko, aby tylko nie siedzieć w domu. Każdy obiekt i wszelkie formy zewnętrznej kultury masowej będą gorączkowo oblegane. Z punktu widzenia komiksu jest to nieciekawa perspektywa. Sfera kultury na 2021 rok? Czekają nas nadal zamknięte kina i teatry. Kanapy przed telewizorami niedługo wpadną na pomysł, aby pobierać od nas opłatę za zasiadanie w nich. Przed telewizorem będziemy uciekać od izolacji i szukać towarzystwa na szklanym ekranie. Na marginesie – w ostatnim dziesięcioleciu komiks stał się inspiracją dla szeregu dużych produkcji filmowych. Film żeruje na komiksie, znajdując w nim pożywkę i inspiracje. I kasę. Nie znam faktów, jednak uważam, że to zjawisko, w sprzężeniu zwrotnym, napędza także ruch wydawniczy.

Czy komiksy mogą w jakikolwiek sposób zrewolucjonizować kulturę, tak jak to czynią obecnie gry wideo?

J.D.: To możliwe, jeśli nowe technologie wzbogacą ich odbiór. Może będą to zapachy, może bodźce fizyczne, na przykład zimno lub gorąco, albo wiatr czy nawet burza piaskowa. Może komiksy będą sprzedawane ze specjalnymi napojami, w których będą nanocząsteczki pobudzające odpowiednie obszary w naszym mózgu w celu doświadczania fabuły możliwie najmocniej. A może komiks stanie się skutecznym globalnym kanałem propagującym wolność i demokrację wśród dzieci, aby zminimalizować ich podatność w dorosłym życiu na indoktrynacje ideologiczne i religijne, na głupotę jakiejkolwiek dyktatury? Nowych możliwości komiksu upatrywałbym w warstwie tematycznej i technologicznej.

M.B.: Obecne pokolenie młodych to „kciukowce”. Wszystko, co chłonie ich umysł, oczywiście za pośrednictwem małych szklanych zabawek, jest inicjowane za pomocą obu kciuków. Obserwując to, pomyślałem o komiksach z ruchomymi obrazkami 3D, wzbogaconych o dźwięk. Mam na myśli komiks, gdzie zamiast kadrów byłyby zapisane kilkuobrazkowe sekwencje danego kadru. Zamiast „dymków” byłyby teksty słowne i podkład muzyczny. Odbiór komiksu polegałby na inicjowaniu, właśnie kciukiem lub palcami, serii kadrów w każdym z okienek na stronie. Ruchome sekwencje obrazków, prawdziwe dialogi, muzyka. I nie do końca byłaby to klasyczna kreskówka. Odbiór byłby taki, jak w przypadku klasycznego komiksu: my decydujemy o tempie „czytania”, możemy w dowolnym czasie wrócić do strony poprzedniej, zastopować; niecierpliwi mogą poznać koniec opowieści. Komiks, tak jak papierowy, byłby zwijany i chowany do torby lub kieszeni. Dzisiaj to oczywiście jeszcze science fiction. Wymagałoby to oczywiście nowych technologii, a rysownik musiałby wyrzec się słodkiej samotności sam na sam ze swą muzą na rzecz pracy całego zespołu. Póki co zostaje tradycyjna forma papierowa komiksu. I jak wielu gotowych jest zawzięcie walczyć o trwanie woluminów książkowych, tak i my zawsze będziemy walczyć o wieczny byt papierowych komiksów. Komiks ma jeszcze jedną zaletę: należy do nośników mobilnych, zwinięty mieści się w kieszeni czy torbie, możemy otworzyć go w metrze. Tym skutecznie się broni w wielu krajach szanujących i kochających komiks. W obecnej formie komiksu nie widzę perspektywy rewolucji, w przeciwieństwie do gier, gdzie w szaleńczym tempie oferuje się coraz to nowe produkty, nową jakość, nowe techniki wizualne. Komiks potrzebuje jakiegoś wydarzenia, rewelacyjnego pomysłu, aby świat zwrócił na niego oczy.

Są Panowie autorami komiksu, który na publikację czekał niemal trzydzieści lat… I dopiero teraz zostanie opublikowany w Polsce. Jaka była specyfika rynku komiksowego w Polsce, gdy zaczynaliście tworzyć Najemnika Medoxa?

J.B.: Z mojej perspektywy w tamtym czasie – a był rok 1990, czyli rok wcześniej Polacy bez wojny domowej pokonali komunizm i doszło do w miarę wolnych wyborów – nastąpiła eksplozja zainteresowania komiksem. W Polsce nadrabiano wieloletnie opóźnienia w tym zakresie. Zarówno twórcy, jak i wydawcy uczyli się nowego rynku. To przypominało trochę odkrywanie tajemniczego lądu, może nawet takiego Dzikiego Zachodu. Czytelnicy też się uczyli. Nowa kreska, nowe kolory, pomysły, bohaterowie czy gatunki – to było ekscytujące. W bardzo rozbudowanej sieci sprzedaży, tak zwanych kioskach Ruchu, także we wsiach i małych miastach, pojawiały się przygody zajmujące dzieci, młodzież i dorosłych, dziewczynki i chłopców, a nawet starsze kobiety i mężczyzn. Tak to mogło wyglądać, jak dziś pamiętam, widziane oczami większości ludzi odkrywających w Polsce zachodnie komiksy. Oczywiście trzeba pamiętać, że Polacy znali doskonale swoje własne komiksy. Bardzo popularne i chętnie kupowane przez dzieci, młodzież i dorosłych.

M.B.: To był ruch amatorski. Padła komuna, wszystko trzeba było budować od nowa. Dopiero powstawały nowe wydawnictwa, stare padały. Komiks jako „wytwór kapitalizmu” przestał być bękartem kulturalnym, a stał się poszukiwanym towarem. W księgarniach powstawały stoiska z komiksami (głównie z przedrukami zachodnich), młodzi ludzie siedzieli w księgarniach na podłodze i chłonęli komiksy, bo nie stać ich było na kupno. Niestety. Zanim rynek komiksowy wykształcił się i zdobył należną mu pozycję na rynku, zanim młodzi rysownicy opanowali warsztat, wtargnęły do cywilizacji gry, postępowała komputeryzacja. Młodzież szybko pokochała nowego bożka, przestała czytać. Komiks nie zdążył zbudować swych twierdz i zaplecza. Ja byłem jednym z nowych rysowników, uczyłem się warsztatu. Zanim czegoś dokonałem w tym fachu, rynek odwrócił się od komiksu.

Jaki był rynek komiksowy kiedyś, a jaki jest z Panów perspektywy teraz, w polskim wydaniu? Co może zdumiewać w nim zagranicznych czytelników?

J.D.: Kiedyś rynek komiksowy był dla czytelników bardziej chaotyczny i zarazem odkrywczy. Teraz jest bardziej uporządkowany i wciśnięty w ramy biznesowe, marketingowe, logistyczne, wydawnicze, promocyjne, a nawet naukowe. Jest bardziej globalny, podobnie kształtuje gust ludzi na całym świecie. Innymi słowy miłośnicy komiksów na dalekiej prowincji w USA, Brazylii, Japonii, Rosji, Francji czy w Polsce wiedzą na ten temat prawie to samo. Oczywiście mają swoje własne komiksy, ale równocześnie dobrze znają światowy komiks popularny. Poza tym dzisiejsza technika umożliwia przeszczepianie komiksu do filmu i gier komputerowych, a to już prawdziwy kosmos w porównaniu z komiksem sprzed trzydziestu lat. Ogromnym popularyzatorem jest też Internet, od chwili swojego powstania mniej więcej w roku 1995. Nagle otworzyły się drzwi do wspólnej kultury komiksowej, do nowych pomysłów i gatunków, do hybryd filmowo-komiksowych czy do eksperymentów gatunkowych. Zagraniczni czytelnicy mogą czuć się zarówno zaskoczeni i oszołomieni wielością komiksów w rożnych krajach, jak też odkryć, że w innych państwach – także tych małych i nieznanych – żyją genialni artyści, rysownicy czy scenarzyści, którzy przewyższają często tych wylansowanych na bogatym Zachodzie dzięki pieniądzom wydawców. Wtedy takich twórców Zachód po prostu czasami zaprasza do współpracy, kupuje i wydaje globalnie. Zagraniczny czytelnik dowiaduje się, że w Polsce są genialni artyści i wybitni znawcy komiksu, z których pracy i wiedzy warto korzystać. Taka „globalna wioska” dla tych, którym udało się przebić. Trzeba jednak zaznaczyć, że kultura amerykańska bardzo niechętnie otwiera swoje drzwi i o wielu wspaniałych artystach komiksu jeszcze nie wie. Na marginesie dodam, ze komiks może być nieprawdopodobnie mocnym medium w połączeniu z filmem również w polityce, gdzie z łatwością i w sposób niewidzialny kształtuje gusty i postawy wyborców – także w Stanach.

M.B.: Elegancko wydany komiks w Polsce kosztuje tyle co dobry obiad w restauracji. To jedna z przyczyn braku na niego koniunktury. Ceny książek były zawsze wysokie. Pamiętam, jak pod koniec komuny leciałem samolotem służbowo do Monachium. Obok mnie siedział Japończyk. Pomiędzy drzemką a poczęstunkiem przeglądał tygodnik „Times” i jakiś komiks. Zanim samolot zatrzymał się na pasie, Japończyk zerwał się i wybiegł. „Timesa” i komiks odrzucił, spadły na podłogę. Patrzyłem na nie, architekt z demoludów, i miałem wielką ochotę je zabrać. Co może zdumiewać? Myślę, że ówczesna przepaść cywilizacyjna i materialna, jaka dzieliła wówczas Polskę od demokratycznego świata.

Co stanowiło inspirację dla Medoxa trzydzieści lat temu? Jaki był główny impuls do stworzenia tego komiksu?

J.D.: Pamiętam, że impuls pojawił się nagle. Po prostu wyobraziłem sobie jako scenarzysta kosmos, w którym działa najemnik Medox, czyli gość twardy i sprawiedliwy, a przy tym bardzo ironiczny i obdarzony nieprzeciętnym poczuciem humoru. No i kocha kobiety, jest dla nich uprzejmy, a zarazem męski. To nie jest typ miękkiego faceta w rajtuzach, to raczej ktoś, kogo goście w rajtuzach i kobiety kochają mimo jego męskości. Oczywiście Medox może ich wkurzać, ale mimo to przyciąga ich jak magnes, bo jest wobec nich przyjazny. To była taka projekcja filmowa i zarazem komercyjna. Czułem, że czytelnicy mogą chcieć poznać taką mocną historię. To jest fabuła i bohater idealne również do realizacji filmowej – także dziś, chociażby z Keanu Reevesem czy Leonardem di Caprio. Jeśli się do mnie odezwą, to sprzedam im prawa do adaptacji scenariusza lub napiszę dla nich na podstawie Medoxa scenariusz, który rozpali wyobraźnię widzów na całym świecie. Bo najemnik Medox to bohater na cały świat – uniwersalny i zrozumiały. Nienawidzi zła i walczy z nim, jest dobrym człowiekiem, który likwiduje bandytów bez wyrzutów sumienia. Można powiedzieć, że polityczną poprawność zastępuje zdrowym rozsądkiem, dlatego jest wyjątkowy. I najważniejsze – jest człowiekiem z krwi i kości, a nie fantazją.

M.B.: Kierowała mną pasja przygody rysowania historii w obrazach i po trosze liczyłem na wymierny sukces finansowy w dobie rewolucji gospodarczej. Jestem rysownikiem amatorem, kocham rysować. Chciałem zrobić Medoxa, nawet za cenę poświęcenia mu wielu miesięcy pracy i wyrzeczeń.

Jaka była specyfika pracy twórczej przy tym komiksie?

J.D.: Ja nie odczułem jakiejś specjalnej różnicy. Pracy nad scenariuszem do komiksu towarzyszyła raczej inna wyobraźnia, bardziej skoncentrowana na statycznych obrazkach. No i dochodziła do tego konieczność obliczania scen pod kątem długości komiksu. To była większa dyscyplina i samoograniczanie się. W klasycznym scenariuszu filmowym jest większa swoboda, bo obrazy są ruchome. Natomiast powieść daje jeszcze inne dodatkowe możliwości – można dłużej smakować opisy i wrażenia, bawić się w słowa, które uruchamiają wyobraźnię niedostępną ani filmowi, ani komiksowi. Powieść to taki scenariusz bez podpowiedzi i uproszczeń, bardziej skomplikowany i wymagający większego wysiłku od czytelnika. Wiem co mówię, bo napisałem i opublikowałem dziesięć powieści. Mój scenariusz do Najemnika Medoxa musiał wypełnić standardowa liczbę stron, czyli w tym przypadku 46. Marek Bielecki okazał się artystą o tak nieograniczonej wyobraźni i talencie, że nie musiałem mu nic tłumaczyć. Czytał scenariusz, uruchamiał swoje wizje na tej podstawie, czasami dzwonił do mnie lub spotykaliśmy się, aby skonsultować jakiś szczegół. To były błyskawiczne, jak lot rakietą kosmiczną, „burze mózgów”. To była też bardzo profesjonalna praca. Ja dawałem treść, a Marek ją po swojemu wypełniał. Miał pełną wolność, bo na nią zasługiwał jako artysta. Powiedziałbym, że doskonale się rozumieliśmy. Nawet, jeżeli go czasami irytowałem, to nie dawał mi tego odczuć. Poza tym już po pierwszych rysunkach Marka wiedziałem, że gość jest świetny, jak to się mówi, „mocno odjechany”. A on wiedział, że ja też znam się na swojej robocie. To się czuje. Dziś żartujemy, że możemy stworzyć razem drugą część przygód kosmicznego najemnika Medoxa, ale pod warunkiem, że jako autorzy na tej pierwszej zarobimy na świecie przynajmniej milion dolarów. Zatem to od czytelników zależy, czy będzie nam się chciało jeszcze raz razem pracować, jeszcze raz przeżyć wspólną „burzę mózgów”. Uczciwy układ.

M.B.: Dla Medoxa szlifowałem nową technikę rysunku, poznawałem kod komiksu i układu strony, musiałem zbudować małą pracownię i tym podobne. No i czas. Dla Medoxa zrezygnowałem z połowy etatu w biurze projektowym, co znacząco odbiło się na budżecie domowym. Nie było wówczas Internetu, nie było nauczycieli, od których mógłbym się uczyć. Poradziłem sobie.

Co trzydziestoletni komiks ma dzisiaj do zaoferowania? Czy i jak wpasowuje się w dzisiejszy świat komiksowy?

J.D.: Trudno mi jako autorowi wypowiadać się z pełnym przekonaniem, ale wydaje mi się, że nasz komiks może zarówno zaskoczyć, jak i pozwolić czytelnikom przeżyć coś wyjątkowego. Oto dzieło sprzed trzydziestu lat – kiedyś zamrożone przez chwilowe załamanie się rynku komiksowego w Polsce, dzieło jakby zatrzymane w czasie – dolatuje do planety Ziemia. Może na pierwszy rzut oka silniki ma stare, ale nadal są one mocne i mogą pokonywać kosmos. Chciałbym, żeby w Polsce i na świecie tak ten komiks potraktowano; bo komiksów, które spędziły trzydzieści lat w szufladzie, nie ma wiele, prawda? Jeśli czytelnicy podejdą do tego z wyobraźnią kosmiczną, czyli wyobrażą sobie, że najemnik Medox leciał do nich w kapsule przez trzydzieści lat, pokonując tysiące lat świetlnych, to może to być fascynująca przygoda dla wszystkich. Rynek komiksowy widział już wiele, ale zawsze jest szansa, że nie wszystko. Ja wierzę, że najemnik Medox będzie świetną rozrywką, że oderwie czytelników od zwykłego świata, że wspaniale się zrelaksują.

M.B.: Nasz komiks ma do zaoferowania siebie. Jest w nim sporo niezłych rysunków, jest niezła narracja, „gra aktorów”, ma też wiele innych zalet. Ma i mankamenty, ale jest żywy, postacie są z krwi i kości, nie są manekinami, jest tam błyskotliwa akcja. Najemnik Medox jest czarno-biały, co pewnie ujmuje mu kilka punktów w ocenie przeciętnego odbiorcy, natomiast może być pozytywnie przyjęty przez znawców czystej grafiki. Brakuje w nim dobrej muzyki, a byłby dobrym filmem. Polecam Medoxa!

Wywiad ukazał się pierwotnie na portalu Culture.pl.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Michał Chudoliński, Komiks to medium dla niecierpliwych [wywiad], Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...