Na zdjęciu wciąż żyjemy (fragment)
7.
Ty przynajmniej się nie starzałeś, Giordano.
Geniusz w ciele zuchwałego nie zazna
powolnego umierania. Dlatego pozwól,
że kobieta opowie mężczyźnie.
Podnosił się dzień,
jak tobie wtedy.
Słońce jeszcze niskie zwoływało przekupniów
na jarmark codzienności.
Dotknęło i mnie z ukosa.
Właśnie pochylałam się, by obmyć sen.
Skóra w lustrze.
Ona tuż nad jedną i drugą piersią
i aż do wgłębienia obojczyków.
Misterna draperia utkana
na krosnach dni,
które rozsypały się pomiędzy „teraz”
a „od pierwszego kształtu”.
Nigdy wcześniej aż tak.
Nigdy pod takim kątem.
Nie mogłam oderwać oczu.
8.
Dotykać skóry, ale tak, jak fresku Rafaela.
A potem milczeć, jakby się szło przez cmentarze.
9.
Chwytam się życia i twojego wiersza, Anno.
Boskie udo, ślubne udo, pogańskie udo
– wyborny projekt;
do miłosnych obrządków powołał je czas,
a potem łupił je ten sam czas i odrywał
od drugiego ciała.
A w trakcie – biczowanie ironią i zimną wodą,
mój Boże, jakbym była przy tym.
Inne daty, odmienne imiona, a te same
upływały nam porządki
i klucze żurawi
przybyłe z nie wiadomo której jesieni.
Kochanki świata. Wygnanki królestwa.
Jak dobrze, że to było,
jak dobrze, że tego już nie ma[1].
Dwa szczęścia po sobie żyjące,
puchnące w krtani metafizyczne drożdże.
26.
Czas obraca nas w palcach i odbiera po kawałku.
Nie pamiętam, czy jeszcze mam wyraz twarzy.
Już nie noszę zwierciadeł przed sobą
i nie trzymam
róży.
Moje przemijanie sprzyja mi coraz bardziej.
33.
Znienacka
przyjechali do kraju na Wigilię.
Niecali. O 21 gramów lżejsi.
Teraz tylko leżą, jakby dopiero co
wrócili z wojny i nie mogli się wyspać.
Pięć żon chciałoby objąć
pięciu mężów.
Przeszkadza im w tym pięć trumien.
Fatamorgana.
Ziarnami pustyni sypnęło i popiołem.
I myśl do pokoju wstępuje:
że skoro nie można objąć,
to przestało istnieć.