Piosenka o walizce
I z nią ktoś pewnie zjechał tę gorszą stronę świata,
tak jak już kiedyś śpiewał z Krakowa tamten bard.
Połatana, tam podarta – więc to chyba żadna strata
i ten wierszyk o niej funta kłaków wart.
Walizka, cicha przystań. Choć zbyt niska, wąska zbyt.
Jak te marne złotych trzysta do pierwszego – wschód i wstyd.
Na walizkach koncert Liszta. Chyłkiem znów ocierasz łzy
i ta nasza miłość czysta, co przetrzyma miesiąc zły...
To do niej pakowałeś sny pierwsze i marzenia
o życiu. Nierealne – choć było w nich to coś.
Z tą walizką uciekałeś przed odwieczną smugą cienia,
na tym świecie zagubiony, wieczny gość.
Już zamek kiepsko trzyma, już rączka naderwana
a skóra poczerniała od tylu różnych tras.
Choć pociągi opóźnione i euforia odwołana
– ty pomyślisz pewnie, że masz jeszcze czas...