11.09.2023

Rybacy dziś

Tak był zatytułowany spektakl teatru faktu, który odbył się w holu Filharmonii Kaszubskiej w Wejherowie. Wiedziałem wcześniej, że będzie to sztuka reżyserowana przez Jolantę Juszkiewicz, zgodnie z tytułem poświęcona problemom dzisiejszych rybaków, w której to Pani Jolanta będzie też odtwórczynią głównej roli. Długo zastanawiałem się, czy to w ogóle  możliwe, by jedna zawodowa aktorka i kilku amatorów „rybaków” było w stanie przedstawić ten trudny problem tak, by spektakl był interesujący i trzymał w napięciu. Jakich środków wyrazu, słów, scenerii i dźwięków użyje Pani Juszkiewicz do budowy dramaturgii i wrażenia? – zastanawiałem się kilkakrotnie. – Czy da się zrobić sztukę ze współczesnych uwarunkowań polityczno-ekonomicznych rybaków i w dodatku przedstawić to wszystko w interesujący sposób w filharmonii? Jak Jolanta Juszkiewicz to zrobi? – rozmyślałem, jadąc samochodem do Wejherowa. 

Parking przyległy do Wejherowskiego Centrum Kultury był już zastawiony, więc z trudem zaparkowałem samochód trochę dalej i przy padającym deszczu pobiegłem w stronę wejścia. Do czasu rozpoczęcia spektaklu brakowało siedem minut, ale prawie wszystkie miejsca na siedzeniach ustawionych w podkowę w obszernym holu były już pozajmowane. Dla siebie znalazłem jeszcze jedno wolne na samym skraju.

Rozpoczęło się. Zabrzmiała muzyka i wkomponowane w nią różne dźwięki, pojawiła się główna bohaterka. Była boso, w dziwnym szaro-ciemny stroju, z przyczepionymi kłębkami zwiniętych sznurów. W wyszukanych ruchach i gestach od razu przykuła uwagę widzów. Z boków wkroczyło kilkunastu starszych mężczyzn,  w czarnych spodniach i białych koszulach i jakaś młoda kobieta ubrana w biel, z charakteryzacją ducha lub Białej Damy. Mężczyźni brali kłębki sznurów i rozwijali je rozchodząc się na schody po jednej i drugiej stronie od głównej aktorki przedstawienia. Weszli na taras powyżej, a część pozostała na schodach dzierżąc promieniście  rozchodzące się białe linki, które niczym sznury rybackiej sieci opasywały uwięzioną w niej aktorkę. Poruszające słowa, niezwykłe gesty, dziwna muzyka całkowicie mnie zaabsorbowały. Z uwagą i z wielkim napięciem śledziłem rozwój sytuacji. Czy Jolanta Juszkiewicz utożsamia sytuacje gospodarki morskiej? Czy jest symbolem dzisiejszego losu rybaków? Może jest głosem sumienia? A może jest po prostu rybą złapaną w sieć – pośpiesznie rozważałem, całkowicie pochłonięty śledzeniem narastającej dramaturgii.

Z tarasu na górze rozwinęły się w dół dwie plastikowe płachty, takie jakich używa się do zakrywania brudów podczas malowania.

Hm, do zakrywania brudów! – przemknęło mi przez myśl.

Z jednej strony usidlonej w sznurach aktorki ciemna folia, z drugiej jasna i przeźroczysta. Folie potrząsane na górze drgają i szumią, falują niczym morze. Dlaczego ta woda morska z jednej strony jest czarna, a z drugiej jasna? – znów przemknęło mi przez myśl. Kobieta w bieli podeszła do falującej jasnej folii i w rytm dźwięku i słów uderzała w nią rękami, jakby przeorać morskie fala. Jasna folia dudniła przy uderzeniach, pękała. Rozdzierała się jasna strona morza. Tylko ta ciemna, po drugiej ręce Jolanty Juszkiewicz łopotała bez przeszkód i spokojnie falowała.

Z boku głównego miejsca spektaklu, gdzie Pani Jolanta ciągle zaskakiwała ruchem, gestami i słowem, dostrzegłem trzecią kobietę, która grała, obsługiwała jakąś aparaturę i czasem coś śpiewała z niewielkim chórkiem. Na scenę – taką umowną, bo faktycznie była to przecież tylko część holu – wychodził niekiedy jakby „człowiek z ulicy”, narrator.

Kobieta w bieli rozmawiała z narratorem, z krzykiem rozpaczy, co da jeść dzieciom, gdy łodzie nie wypłyną w morze, pobiegła w stronę schodów. Dla rybaków nie ma limitów połowowych, jak żyć, gdy rybackie łodzie uwięzione w portach. Rozbrzmiała rzewna pieśni kobiety w bieli o cięciu na pół rybackich łodzi.

Jaki piękny i wzruszający wokal tej Białej Damy – rozważałem dogłębnie poruszony. – Słowa świadczą, że jest to żona rybaka. A może jest to dobry duch wszystkich rybackich żon? – zadawałem sobie pytanie. – Szkoda, że akustyka jest tu taka słaba i dużo słów trudno zrozumieć.

Opadły folie morskich wód. Zwolniły się promieniste linki. Jolanta Juszkiewicz leżała na granitowej posadce niczym ryba wrzucona z sieci. Przylgnęła do zimnych kamieni. Potem owinęła się w spadnięte z góry morze z folii.

Boże takie ziąb, przeziębi się. Jest boso i tak zwiewnie ubrana – martwiłem się w duchu. – Co za determinacja i zacięcie aktorskie – nie mogłem wyjść z podziwu.

Dojrzali wiekiem mężczyźni w białych koszulach i czarnych spodniach zeszli ze schodów. Teraz już wszyscy aktorzy byli na dole. Rozlegały się słowa rybaków jak ludzi z ulicy. Nie były to narzekania lecz wygłaszane odczucia płynące prosto z serca. Były to zwykłe słowa jakie możemy usłyszeć wśród znajomych zatroskanych stanem naszej gospodarki morskiej i rybołówstwa: – czasem szorstkie, czasem wypowiadane z oburzeniem, a czasem drwiące.

Tak, to są prawdziwe rozmowy naszych rybaków – potwierdzałem w myślach z przekonaniem.

Jedni rybacy dalej wypowiadali swoje kwestie, a inni podchodzili do widzów i wręczali wąskie zadrukowane skrawki papieru. Otrzymałem dwa. Na jednym było napisane:

Raport wspólnotowej agencji kontroli rybołówstwa ‘07–‘11

Polska–10 832 kontroli–790 statków–123 uchybień

Dania–1 719 kontroli–2 789 statków–76 uchybień

Szwecja–1 580 kontroli–1 390 statków–117 uchybień

Niemcy–884 kontroli–1 584 statków–28 uchybień

Finlandia–51 kontroli–3.332 statków–8 uchybień

Na drugim pasku było:

Program operacyjny nie pozwala wykorzystać dopłat na podniesienie stanu technicznego polskiej floty jak i innych krajów wschodnich, zachęca natomiast likwidować jednostki pływające bez względu na ich stan. Sytuacja wygląda inaczej wśród krajów zachodnich. Te floty były już na wyższym poziomie technicznym i sukcesywnie wzbogaca się je ze środków europejskich.

Wymieniłem się karteczkami z widzami obok, bo na paskach papieru były różniące się treści dotyczące dzisiejszych problemów rybołówstwa.

Tymczasem spektakl trwał dalej. Marmurowe czworokątne oczko wodne znajdujące się w holu Filharmonii Kaszubskiej do połowy było wypełnione wodą. Obok w wielu miejscach stały litrowe słoiki też pełne wody. „Ryba wyrzucona z sieci” wczołgała się do wodnego oczka. Odżyła. Jolanta Juszkiewicz brodząc po sadzawce rozpoczęła jakieś pląsy. Rybacy przysiedli na krawędziach marmurowej sadzawki. Gdy aktorka w dziwnym tańcu jakby opadała z sił,  biały duch rybackich kobiet, Biała Dama, nakazywała gestem i dotykiem, by tańczącą polewali wodą.   

Znów gesty, ruch, słowa, muzyka i rzewna  pieśń. Pani Jolanta leży i trzepocze się. Rybacy owijają ją w czarną i białą folię, które na początku spektaklu falowały jak morze.

O Boże, przecież takie zimno – znów westchnąłem pełen podziwu dla tak wielkiego poświęcenia. – Może chociaż podgrzali wodę w tej sadzawce.

Końcowa dominanta spektaklu chyba u wszystkich wywołała jeszcze większe napięcie i zainteresowanie. Gdy nasi rybacy dzielili się swoimi troskami, gorzkimi uwagami, a nawet szyderstwem z gospodarczych poczynań władz dotyczących ich losu, powstała nasza rybka. Zaskakujące gesty aktorki, mimika, słowa, okrzyki lub śmiech  niczym głos sumienia przenikał wypowiedzi dotyczące rybackich trosk i bolączek.

Spektakl się skończył. Ludzie wstali z miejsc. Rzęsiste i długie brawa. Pani dyrektor Wejherowskiego Centrum Kultury, Jolanta Rożyńska, dziękuje aktorom, wręcza kwiaty Jolancie Juszkiewicz. I znów bardzo rzęsiste i długie brawa.

– Wspaniałe i piękne przedstawienie – komentują sąsiedzi z tyłu i z boku.

Ktoś krzyknął:

– Dajcie odetchnąć dziewczynie, niech się przebierze, bo cała jest mokra! Jeszcze się rozchoruje. Wszyscy byli poruszeni.

Gdy pani dyrektor Rożyńska przechodziła obok, pani na wózku inwalidzkim, sąsiadka obok, zawołała:

– To przedstawienie zasługuje na najgłówniejsze sceny w Polsce. Dlaczego daliście na nie tylko hol filharmonii o tak słabej akustyce.

– Pani Juszkiewicz została potraktowana tak jak nasi rybacy – dodałem z goryczą.

Dyrektor zatrzymała się i zapewniała, że dawała dla spektaklu główną scenę, ale hol został wybrany przez samą Juszkiewicz i że była to jej suwerenna decyzja. Twierdziła, że akustyka dalej i na wprost sceny była znacznie lepsza, niż u nas na samym skraju.

Gdy pani dyrektor oddaliła się, zrobiło mi się trochę głupio, za ten mój pochopny osąd. Najpierw podszedłem do marmurowego oczka z wodą i po włożeniu tam ręki stwierdziłem, że woda jest całkiem zimna. Odszedłem dalej. Sceneria schodów i widoczna konstrukcja Filharmonii przypominająca dziób statku w rzeczywistości bardzo pasowała do całości przedstawienia.

Przy szumie morza też często trudno jest coś dosłyszeć. Całość spektaklu po mistrzowsku została wyreżyserowana dla tej właśnie scenerii – rozważałem. –  Ta słaba akustyka to też swoisty prezent dla rządzących notabli, bo przynajmniej będą mieć wymówkę, że znów nie słyszeli głosu rybaków i zwykłych ludzi. Na pewno jednak poruszy ich sumienie i zdopinguje do troski o los rybaków i wszystkich  pracujących dla morza – rozmyślałem dogłębnie poruszony wracając do samochodu.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Józef Franciszek Wójcik, Rybacy dziś, Czytelnia, nowynapis.eu, 2023

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...