Schron dla władzy teatr dla ludzi
Nie wszyscy wiedzą, że w podziemiach Dworca Gdynia Główna od jesieni 2013 ma siedzibę Teatr Gdynia Główna. Dziwne i tajemnicze lokum. Dziwne jest też to, że dziś teatry często się zamyka, a w Gdyni otwiera. Teatr na dworcu kolejowym to już zupełny ewenement. Nie wiem, czy jakikolwiek dworzec kolejowy może poszczycić się w świecie tym, że jest też siedzibą teatru? Proszę mnie oświecić, jeśli ktoś zna taki przypadek. Nim przejdę do podstawowej funkcji teatru, jego programu, indywidualności i ducha – czy może nie być ducha teatru – parę słów o samym lokum. Przyznam, że mnie to bardzo zafrapowało. Dobrze poinformowany kolega – pracował w telewizji Gdynia – powiedział:
– Gdy robili remont dworca, skuwano posadzki. Młot pneumatyczny nagle gdzieś wpadł. Okazało się, że pod dworcem był tajny schron dla władzy, nie wiadomo hitlerowców czy władz radzieckich. Podobno są też jeszcze niższe poziomy, ale żadnej dokumentacji nie ma.
To tyle o tajemniczym miejscu. Nie jest jednak przesadą, że dawny tajny schron dla władzy, jest dziś lokum teatru dla zwykłych ludzi.
A teraz trochę o Teatrze Gdynia Główna. Światowy Dzień Teatru dla naszego Teatru zapewne też był wyzwaniem. 28 marca byłem tam pierwszy raz. Repertuar zachęcający – „Zasmakuj teatru!”. I dalej „słodko-gorzki, kwaśno-słony, z nutą goryczy, ostry, delikatny, wykwintny, zniewalający, łechcący podniebienie – taki jest teatr”.
Hm – pomyślałem – nic dodać, nic ująć. A co będzie w rzeczywistości?
Przybyłem trochę wcześniej, by znaleźć wejście do „podziemi” i w miarę możliwości rozeznać się w sytuacji. Po zejściu na poziom -1 od razu zaskoczenie. Podziemie, czy piwnica, najczęściej kojarzy się z niskim sufitem, a tu pomieszczenia są całkiem wysokie, jakby były zaprojektowane dla wielkoludów chodzących na szczudłach. Szeroki korytarz z afiszami teatralnymi utwierdził mnie, że idę we właściwym kierunku.
– Pan z zabukowanym biletem, czy na zaproszenie? – uprzejmie zapytał mnie jakiś młody człowiek stojący obok stolika na końcu korytarza.
– Z zaproszeniem, Puls Kaszub – odpowiedziałem.
Już zamierzałem wyciągnąć zaproszenie, ale młody pan i jakaś dziewczyna, która podeszła z boku, wcale tego nie żądali.
– Tam jest szatnia, gdzie można zostawić płaszcz, a tu można poczekać, nim zacznie się spektakl.
Obszedłem w koło poczekalnię, a przez uchyloną kotarę w rogu utwierdziłem się, gdzie będzie odbywał się spektakl. Ludzi przybywało, więc usiadłem na jeszcze wolnym miejscu.
Coraz więcej widzów. Zza kotary wyszedł młodzieniec na wysokich szczudłach i zwiewnie ubrana tancerka. Tańczyli wśród ludzi, a wielkolud nawet unosił w górę tą małą istotę i brał ją w ramiona. Taka ciekawa scenka taneczno-sentymentalna na zabawienie nadchodzącej publiczności. Po chwili ta sama para prezentowała krótki taneczny utwór bez szczudeł, by zakończyć czas oczekiwania pokazem żonglerki.
Ciekawy sposób na zapewnienie czasu oczekiwania przede spektaklem – pomyślałem.
W międzyczasie otrzymałem kartę: – Menu – Zasmakuj teatru.
Dziewczyna, która mi ją wręczała zażartowała:
– Dziś wszystkie nasze dania są lekkostrawne i gwarantujemy, że żadnych dolegliwości żołądkowych nie będzie. Lekarz nie potrzebny.
Zerknąłem do menu: aperitif – Virginia Woolf, przystawka – Stanisław Ignacy Witkiewicz, zupa – Sofokles, pierwsze danie – Serge Kirbeau, Hainrich Boll, Drugie danie – Ryszard Kapuściński, Luis Paul Boon, deser – Wiliam Szekspir, Marian Pankowski.
A więc jakaś składanka – zastanawiałem się.
Pani w sukni w odcieniach czerwieni (zawsze miałem problem w precyzyjnym określaniu kolorów) zdecydowała, że można już wchodzić i zajmować miejsca. Rozpoznałem ją, bo była to Ewa Ignaczak (parę dni wcześniej w Ratuszu Staromiejskim w Gdańsku Renata Wierzchołowska, pracownica Departamentu Kultury Urzędu Marszałkowskiego, powiedziała mi, że była na premierze w Teatrze Gdynia Główna u Ewy Ignaczak i stąd moje zainteresowanie główną reżyserką). Zgłębiłem problem, bo trochę było mi wstyd, że ja, człowiek kultury, niewiele wiem o Teatrze Gdynia Główna.
Wszedłem na widownię spektaklu jako jeden z pierwszych. Nie bardzo wiedziałem, gdzie zająć dobre miejsce. Te pierwsze były tuż przy bardzo długim stole, na którym w dziwnych pozach leżało oddalonych od siebie pięć osób. Wybrałem drugi rząd, na podwyższeniu, by mieć lepszą perspektywę.
I zaczęło się. Z leżących na stole podniosła się kobieta. Choć była w halce zaczęła rozważania o stroju, który charakteryzuje ludzi. Przechadzała się pośród nadal leżących na stołach i mówiła. Mówiła dużo i sugestywnie, tak jakby mówiła do mnie i do ciebie, tak z bliska i bezpośrednio. Myśli i słowa chyba trafiały do wszystkich, bo do mnie na pewno. Aktorka jakby chodziła wśród widzów, bezpośrednio zdawała się zaglądać każdemu w twarz. Jej słowa i wypowiadane kwestie zmuszały do refleksji i zastanowienia. Do takich naszych refleksji.
Słynna ze swoich mów Virginia Woolf ustami aktorki, Izy Bocian, wygłaszała najbardziej znane stwierdzenia: „Mężczyzna ma dłoń swobodną, by w każdej chwili chwycić za miecz, kobieta używa swojej, by nie zsunęły się jej z ramion satyny. Mężczyzna patrzy światu prosto w twarz, jakby świat ten został stworzony ku jego potrzebom i urobiony ku jego upodobaniom. Kobieta zerka na świat z ukosa, pytająco, a nawet podejrzliwie. Gdyby nosili te same stroje, możliwe że i spojrzenie na świat mieliby to samo”. Aktorka przytaczała też inne powiedzenia Virginii, ale chyba słynna pisarka nigdy tak sugestywnie nie trafiała w serca Polaków, jak zostało to zaprezentowane w Teatrze Gdynia Główna. Ten aperitif chyba był najmocniejszą nalewką z ziół i korzeni zebranych z ogrodu Virginii Woolf, a na pewno było w nim więcej % destylatu, bo aż zaszumiało mi w głowie. Przystawkę, zupę, dania i deser, gdy ze stołu wybudzali się inni aktorzy, łykałem jednym tchem.
Słowa aktorów były inspiracją bym spieszył się by dorosnąć, bym rozmyślał do jakiego świata należę, bym rozważał czy mam się wstydzić, że jestem człowiekiem. Było dużo pytań. Nawet takich prozaicznych: – Dlaczego Paulina jest ładna, a Marysia nie? Były też inne: – Co to jest intelekt i czy upadek może stać się twórczym zwrotem naprzód?
Dużo kwestii: – połowiczna demokracja, snob wyższego rzędu, rozmowy zaczynają się ale nie kończą, nie ważne jaki cel ale ja pracuję. Mężczyzna jest jak księga, błogosławiona nie garnie się do rozmowy. Ja również należę do tego świata, ja nie mam wyboru! A wy?
Po zakończeniu spektaklu długie stoły nakryto białymi obrusami i poproszono do nich widzów. Obsada Teatru Gdynia Główna i widownia świętowali Światowy Dzień Teatru. Była kawa, ciasta, tort i lampka wina. Ewa Ignaczak i Iza Bocian kameralnie, na żywo i sympatycznie, przedstawiły wszystkich aktorów i współpracowników.
Każdy teatr ma swego ducha – pomyślałem. – Dla Teatru Gdynia Główna duchem jest pasja i zaangażowanie. Bezinteresownego zaangażowania nie zastąpi żaden pieniądz. To możliwe tylko w Gdyni!