Śmierć Mamusi
Są zdarzenia niezwykłe i nie do wytłumaczenia. Śmierć Mamy też to potwierdza.
Przez mój umysł przeleciało wspomnienie pamiętnej nocy na Zatoce Biskajskiej wiosną 2008. Były to dziwne słowa, które dźwięczą mi w uszach do tej pory.
– Matko boleściwa – usłyszałem, gdy ze snu poderwał mnie sygnał telefonu komórkowego.
Te dziwne słowa smutnym głosem wypowiadała moja Mama. Nie miałem wątpliwości, że to Ona. Zapytałem odruchowo:
– Mamusia?
– Matko boleściwa – bardziej ciężkim głosem padła ta sama odpowiedź. Zatrwożyłem się trochę, bo Mama nigdy w ten sposób nie mówiła. Pomyślałem, że Mama może słabo mnie słyszy.
– Mamusiu, bardzo dobrze Cię słyszę! Mów, co u Ciebie. – zapewniałem głośno. – Jak się czujesz?
– O Matko Boleściwa – ze smutkiem westchnęła Mama i rozmowa się urwała.
Chciałem od razu oddzwonić na ten sam numer, ale gdy zacząłem poszukiwać go w komórce, moje palce przebierały tylko w powietrzu, bo przy uchu wcale nie miałem telefonu. Dopiero teraz to sobie uzmysłowiłem. Rozglądnąłem się po kabinie. Światło z przedsionka do toalety delikatnie rozświetlało półmrok. Siedziałem na swojej koi balansując rękami w powietrzu za telefonem, który spokojnie leżał na biurku. Byliśmy tak daleko od brzegów, że o zasięgu sygnału nie mogło być nawet mowy. Sprawdziłem, która godzina i zapisałem ją na kartce.
Potem zacząłem się modlić. Ocierając łzy odsuwałem z myśli „wieczne odpoczywanie”, które ciągle w głowie się kotłowało. Modlitwa o zdrowie nie wiadomo dlaczego, wydała mi się jakoś nie na miejscu.
– Pani Jasnogórska, Mateńko kochana, miej w opiece moją biedną Mamę, szeptałem, a łzy kapały na podłogę. – W Twojej intencji modlę się, Mamusiu. Bądź dzielna – wybrałem między „wieczne odpoczywanie” a prośbą o zdrowie, bo to wydało mi się najbardziej właściwe.
Po przyjściu na wachtę opowiedziałem o tym wydarzeniu. Podczas obiadu dyskutowała o tym już cała załoga, bo wszyscy wiedzieli, że kilka dni wcześniej moją Mamę, gdy jechała na rowerze, potrącił pijany kierowca i że czeka ją operacja.
Po trzech dniach zbliżaliśmy się do Gibraltaru. Z niepokojem wyczekiwałem na wejście w zasięg komórki. Było już po południu, gdy w telefonie pojawił się słaby sygnał z Maroka. Był coraz mocniejszy i po chwili dodzwoniłem się do siostry w Mielcu.
– Co u Mamy? – zacząłem od pytania.
Siostra powiedziała, że godzinę temu właśnie zakończyła się ceremonia pogrzebowa.
– Mama zmarła trzy dni temu. Byłeś na oceanie, nie było z tobą kontaktu, więc nie przesuwaliśmy pogrzebu...
Byłem zdruzgotany tą wiadomością, bo jeszcze się łudziłem, że ten dziwny telefon mógł oznaczać wybudzenie się z pooperacyjnej narkozy.
– O której Mama zmarła?
– Nad ranem. Powiadomili nas przed ósmą...
– Ja wiedziałem wcześniej przed wami. Dokładnie o trzeciej siedemnaście...
– Skąd wiesz?
– Mama skontaktowała się ze mną na pożegnanie. Zadzwoniła do mnie.
– Niemożliwe! Przecież była w śpiączce...
– A jednak możliwe – odparłem przez łzy.
Łamiącym się głosem pokrótce opowiedziałem siostrze o tym dziwnym telefonie. Rozkleiłem się na dobre i niewiele mogłem już więcej powiedzieć.
– Przecież Mamusia nigdy nie była na oceanie. Jak Ona znalazła mnie na Biskajach? – łkałem wtedy, nie mogąc powstrzymać wzruszenia.