Spacer z synem
Poszedłem z synem na spacer,
tak długo wyczekiwany,
bo robić takie spacery
ojciec jest zobowiązany.
Za miasto szybciutko autem,
a dalej już na piechotę,
o jakże niewiarygodną
mieliśmy na to ochotę.
Włożyliśmy mocne buty,
i ciepłe koszule w kratę,
wzięliśmy z sobą kanapki
i do termosu herbatę.
Lecz za to żadnych smartfonów,
laptopów czy telefonów
i nawet zwykłych zegarków
nie zabieraliśmy z domu.
Ruszyliśmy wcześnie rano,
bo tak wyruszać wypada,
by móc się sobą nacieszyć
i by po męsku pogadać.
Pogoda była wspaniała,
rosą mieniła się łąka,
w lesie zachwycał śpiew ptaków
i fruwająca biedronka.
Cieszył nas nawet kurz z drogi,
co nam na włosach osiadał.
Syn pierwszy zaczął rozmowę
i z tremą mi opowiadał
o tym, że właśnie przedwczoraj
na dobrym filmie był w kinie,
to kino był pretekstem,
bo mówić chciał o dziewczynie.
Tak bardzo chciał się pochwalić,
że obok niej blisko siedział,
i że nie patrzył na ekran
i o czym film był nie wiedział.
Że chyba to nic poważnego,
i że na imię ma Gocha.
W końcu zaczerpnął powietrza
i stwierdził, że się zakochał.
A ja klepnąłem go w ramię,
i zaraz objąłem czule,
mówiłem, że jestem dumny,
że cieszę się i w ogóle...
Własną zacząłem opowieść,
choć temat był mu już znany,
o tym jak szyfrem liściki
pisałem do jego mamy.
O naszych tajemnych randkach,
o wspólnych wypadach w góryi jak dziurawym kajakiem
płynęliśmy przez Mazury.
I śmialiśmy się serdecznie,
na dworze wciąż było cudnie
i aniśmy się spostrzegli
kiedy minęło południe.
I tu odkryłem z radością,
że nigdzie nam się spieszy
i że wpadniemy do babci,
a to się babcia ucieszy!
Staruszka widząc nas w progu
wzruszona aż oniemiała,
a potem idąc do kuchni
ze szczęścia się popłakała.
I babcia podała pieczeń,
co była twarda i tłusta,
a my mówiliśmy: pycha,
i że rozpływa się w ustach.
I jedliśmy konfitury
i ciastka z mirabelkami
i wciąż gadaliśmy z babcią,
nawet z pełnymi ustami,
że ciastek takich jak babcia
dziś upiec nikt nie potrafi
i nawet dziadek ze ściany
uśmiechał się z fotografii.
I babcia w pokaźną torbę
łakoci włożyła pełno,
bo trzeba było już wracać,
bo już robiło się ciemno.
Wsiedliśmy szybko do auta
pędem ruszyli do celu…
...i wtedy się okazało,
że siedzę w domu, w fotelu.
Chyba zdrzemnąłem się chwilkę,
w szklance wystygła herbata,
komputer nie wyłączony,
a na nim jutrzejsza data.
Spaceru z synem nie było,
ani wypadu do lasu,
ani odwiedzin u babci,
jak zwykle... nie miałem czasu.
Tekst został pozyskany w ramach programu Tarcza dla Literata.