tren na odejście Marii
jestem już pewien że to była maria
ślady na ciele budziły wątpliwości
sińce na udach i podkrążone oczy
sterylny zapach mylące milczenie
lecz w domysłach miłosnej histerii
nie było rzymskich żołnierzy
raczej makutra którą ściskała za mocno
zaduch pralni którym przesiąkła
i przepowiednie po zmroku
od których krwawią oczy
z każdą pauzą długą jak miesiąc
rosła biblijna szarada i coraz bardziej
ciążyła niesiona przez nią tajemnica
tedy zamknąłem okna przed żywiołami
i oczyściłem obejście z wszystkiego
co nieszczególne
na nic to! wszystko na nic!
chaos wciąż podpowiadał przyszłość
każdy drobiazg tylko potwierdzał
prymat przeznaczenia
i przemoc prawdy ogólnej
już wcześniej dostrzegłem
że zbyt rozumnie czeka na rozwiązanie
dlatego była wierna tylko do porodu
sylogizm rozstrzygnął się w drodze
zgodnie z obcą logiką bez bólu
w cieniu rzęs w ciężarze dłoni
w myślniku ukrył się logos
nie wiem jak przyszła bo nigdy nie była
widzę jak idzie nie odwracając głowy
zostawia starca co się opiera boleśnie
o pitos pełen wody
przegrał zakład stoi jak posąg
który po latach ożywi obcy symbol
więc nawet jeśli nic się nie zdarzy
utrata sensu jest chwilowa
O bogowie!
– którzy nie przyszli nie byli nasi
więc nigdy nie odchodzą