22.08.2022

W tym przygranicznym miasteczku… Wielokulturowy Lubaczów Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego

Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki przyszedł na świat 12 listopada 1962 roku „[…] w Wólce Krowickiej koło Lubaczowa, o kilka kilometrów od granicy, która nie jest granicą kultur, lecz państw”J. Mikołajewski, Historia odrębna [w:] „jesień już Panie a ja nie mam domu” Eugeniusz Tkaczyszyn-Dycki i krytycy, red. G. Jankowicz, Kraków 2001, s. 5. [1]. Jaki stosunek do tego miejsca ma pisarz, trafnie oddaje w swojej książce Edyta Dworak:

Nietrudno spostrzec, iż w nomenklaturze geograficznej, obecnej zarówno w poezji, jak i w eseistyce autora Poczty Kresowej, prym wiedzie Lubaczowszczyzna – ów barwny amalgamat kulturowy, wraz ze swymi atrybutami: lubaczowską drogą, cmentarzem, lasem, cerkwią, rzekami i księgarniamiE. Dworak, „Piosenka z okolic Lubaczowa. O twórczości Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego” [w:] „Poezja nowa i najnowsza. Sytuacje. Interpretacje”, red. J. Hajduk, A. Niewiadomski, Sandomierz 2003, s. 73.[2].

Chciałbym poświęcić chwilę jednemu z najważniejszych miejsc dla Tkaczyszyna-Dyckiego. Pierwotnie ziemia lubaczowska związana była z przemyskąLubaczów i Lubaczowszczyzna określane są również przez autora jako „przemyskie” (odniesienie do nazwy byłego województwa).[3] diecezją kościoła prawosławnego, która wydzieliła się na przełomie XII i XIII wieku. Jeśli już wtedy powstałaby w Lubaczowie parafia prawosławna, to byłaby ona starsza od katolickiej o dwa stulecia. Każda mapa – współczesna, dziewiętnastowieczna czy z końca XVIII wieku – pokazuje LubaczówW pierwotnym zapisie Lubaczów występował pod nazwą Lubacew (Ljubacew), natomiast od roku 1376 jako Lubaczów, wtedy Mikołaj Zybut z Lublina lokował tu, za przyzwoleniem księcia, miasto (J. Różański, „Lubaczów i okolice”, Rzeszów 1988).[4] i jego okolice jako subregion. Na początku XVII wieku liczył Lubaczów ponad tysiąc mieszkańców. Żyli tu Polacy i Rusini, a także Żydzi, Ormianie oraz TurcyW 1880 roku Lubaczów miał 4 425 mieszkańców (1 222 Polaków, 1 855 Rusinów i 1 304 Żydów). [5]. W wyniku pierwszego rozbioru Polski w 1772 roku cały rejon lubaczowski znalazł się pod zaborem austriackim w Galicji. 12 września 1914 roku 5. Armia Rosyjska zajęła Lubaczów, a okupacja trwała 9 miesięcy. 1 listopada 1918 roku, na wiadomość o upadku Austrii, członkowie Polskiej Organizacji Wojskowej opanowali miasto, ale do końca roku trwały walki z oddziałami ukraińskimi. Według pierwszego powojennego spisu ludności z 1921 roku Lubaczów liczył 5 303 mieszkańców (2 991 Polaków, 1 793 Rusinów i 519 Żydów). Po okresie zarządu komisarycznego, w 1927 roku została wybrana Rada Miejska, w której zasiadali w proporcjonalnej liczbie Polacy, Ukraińcy oraz Żydzi. Po wybuchu II wojny światowej, ale przed wkroczeniem wojsk niemieckich, miasto było celem pięciu nalotów bombowych. Niemcy pozostawali w Lubaczowie aż do wejścia we wrześniu wojsk sowieckich. Na mocy specjalnego dekretu Rady Najwyższej ZSRR wszyscy mieszkańcy Lubaczowa stali się obywatelami Związku Radzieckiego, część z nich została aresztowana w 1939 roku, a rok później deportowana. 22 czerwca 1941 roku rozpoczęła się okupacja niemiecka. Masowe egzekucje w lesie Niwki, utworzenie getta w końcu 1942 roku i zagłada Żydów na początku 1943 roku, liczne aresztowania Polaków oraz wywozy do obozów koncentracyjnych i na przymusowe roboty na zawsze odcisnęły krwawe piętno na historii Lubaczowa. Pod koniec okresu okupacji uaktywniły swą działalność struktury Organizacji Nacjonalistów Ukraińskich (OUN) i Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). W dniach 25–28 kwietnia 1944 roku z miasta wyjechali wszyscy Polacy, szukając schronienia po zachodniej stronie Sanu. Po przejściu frontu praktycznie cały powiat został opanowany przez UPA, a walki z nią trwały nawet po zakończeniu wojny. Na mocy porozumień polsko-sowieckich, już pod koniec 1944 roku, rozpoczęto przesiedlanie ludności ukraińskiej do ZSRR. Następnie w 1947 roku, w toku akcji „Wisła”, wielu Ukraińców wywieziono na tak zwane ziemie odzyskane, a na opuszczonych przez nich terenach umieszczono przesiedleńców zza wschodniej granicy i rodziny przybyłe z innych regionówS. Kłos, „Lubaczów, Cieszanów, Narol, Horyniec Zdrój i Roztocze Południowe”, Krosno 1998.[6].

Tak przedstawia się garść faktów z burzliwych dziejów Lubaczowa, ukazujących wyimek z jego wielokulturowej historii. Wielokulturowość miewała różne odcienie, tak samo różne, jak różne bywały koleje losu mieszkańców tego regionu.

Motyw Lubaczowa oraz Lubaczowszczyzny, postrzeganych przez pryzmat koegzystencji i konfliktu kultur, w twórczości Tkaczyszyna-Dyckiego jest kluczowym elementem do zrozumienia jego poetyckiej układanki. Obecność tego motywu w liryce autora Dziejów rodzin polskich jest niepodważalna. Świadczy o tym nie tylko obecność lokalnych nazw miejscowych (Lubaczów, Lisie Jamy, Krowica Hołodowska, Borowa Góra, Monastyrz, Werchrata, Hrebenne, Wisznia, Lubaczówka, Sołotwa), lecz także nazwisk mieszkańców, które można odnaleźć w wierszach, na cmentarnych nagrobkach, pamiątkowych tablicach czy w księgach parafialnych (Tkaczyszyn, Hryniawska, Argasiński, Ilinicki, Bojarska). Przywołując nazwiskach bohaterów wierszy Dyckiego, które posiadają swoje odpowiedniki w lubaczowskiej rzeczywistości, warto wspomnieć postać Mariana Szałańskiego, która parokrotnie pojawia się w lirykach, na przykład: „w sąsiednim pokoju umiera moja matka której zakupiłem sandały u Szałańskiego”E. Tkaczyszyn-Dycki, „XXVII” [w:] tegoż, „Przewodnik dla bezdomnych niezależnie od miejsca zamieszkania”, Legnica 2003, s. 31.[7]. Owe sandały (i inne obuwie) można naprawdę kupić w Lubaczowie, w sklepie Mariana Szałańskiego„Szukasz wygodnych butów damskich, męskich lub dziecięcych? Komfortowe i przyjazne obuwie dla zdrowia stóp znajdziesz w naszym katalogu. Sklepy obuwnicze, sprzedaż artykułów obuwniczych, sprzedaż obuwia damskiego, męskiego, jak również sportowego. Sklepy z obuwiem dziecięcym, obuwiem tekstylnym oraz obuwiem ortopedycznym. Każdy znajdzie tu buty dla siebie i na każdą okazję od eleganckich butów wyjściowych po domowe kapcie. Szałański Marian Sklep Wielobranżowy, Lubaczów, Rynek 13, tel. 016 6320682”, http://katalog.pf.pl/Lubacz%C3%B3w/Obuwie-detal-W9G7B5060P0R10C-m14.html [dostęp: 28.10.2007].[8] (nazwisko to pojawia się nawet na sklepowym afiszu). Inną autentyczną postacią jest ks. Eugeniusz Szczerbiński, bardzo często pojawiający się w twórczości poetyckiej autora Przewodnika dla bezdomnychKs. Eugeniusz Szczerbiński od 1 marca 1962 do 13 sierpnia 1965 roku był wikariuszem parafii rzymsko-katolickiej pw. św. Wojciecha w Cieszanowie, www.parafia.cieszanow.pl/index.php?a=2&d=4 - 16k [dostęp: 28.10.2007]. Pochodził z parafii pw. św. Anny w Zabrzu, gdzie w 1989 r. zmarł i został pochowany na cmentarzu parafialnym przy ul. Czołgistów 6, http://www.kuria.gliwice.pl/kuria/?ID=132&akcja=parafia [dostęp: 28.10.2007]. Autentyczność postaci ks. Szczerbińskiego potwierdza także ks. Leon Maciąg, od 1993 r. proboszcz parafii M.B. Fatimskiej w Lisich Jamach, który pracował wspólnie z ks. Eugeniuszem, co więcej – w 1959 roku wspólnie przyjęli święcenia kapłańskie z rąk Karola Wojtyły. [9].

Przykładów przenikania się fikcji literackiej z realnym światem w twórczości Tkaczyszyna-Dyckiego jest dużo więcej. Gdy potraktujemy wiersze Dyckiego jako swoisty, poetycki przewodnik po Lubaczowie i jego okolicach, okazuje się, że z powodzeniem, kierując się tymi wskazówkami, uda się odbyć realną podróż. Bez problemu można trafić do miejsc, o których pisze autor, przekonać się, że wkraczamy na terytorium, gdzie autonomiczny świat dzieła literackiego spotyka się i łączy ze światem pozaliterackim, którego jednym z głównych pierwiastków jest wielokulturowośćOczywiście o wartości poezji Dyckiego decyduje fakt, że absolutnie nie traci ona w odbiorze, analizie i interpretacji, gdy pominiemy wspomniane przenikanie się świata literackiego i pozaliterackiego. Jednak badając tę twórczość, nie sposób nie zauważyć, że argumenty udowadniające niewydolność metody genetycznej, postulujące przeniesienie tematu badań tylko do wnętrza dzieła literackiego i opowiadające się za tym, że dzieło sztuki powinno zajmować odbiorcę sobą samym, wykluczając tym samym wszelkie aspekty zewnętrzne, okazują się w tym wypadku nie do końca przekonywujące. Wszakże badanie tej poezji z pominięciem aspektów zewnętrznych daje niepełny, w moim przekonaniu, obraz. Jest to tym samym, przykład sytuacji, w której konsekwentne wykluczanie autora z badań literackich na rzecz substytutów teoretycznych w postaci podmiotów czynności twórczych, podmiotów literackich, podmiotów lirycznych okazuje się zabiegiem co najmniej sztucznym, gdy ów podmiot (jakkolwiek go nie nazwiemy) nieubłaganie skłania, jeśli nie do utożsamienia z autorem, to przynajmniej do uwzględnienia go przy interpretacji, nie tylko jako dysponenta reguł literackich zaktualizowanych w tekście. Nie chcąc jednak wkroczyć za nadto na terytorium osobistego życia autora, nie chcąc popaść w plotkarstwo biografizmu, w niniejszym tekście korzystać będę z „bezpiecznego”, acz „wątłego” pojęcia podmiotu lirycznego.[10].

Wielokulturowość miasta w poezji Dyckiego ukazana jest niewątpliwie na dwóch płaszczyznach. Po pierwsze jest to płaszczyzna rozgrywająca się na poziomie narodowym: Polacy, Ukraińcy, Żydzi. Po drugie jest to wielokulturowość na poziomie religijnym – spotykają się tu religia rzymskokatolicka, prawosławie, grekokatolicyzm i judaizm. Obie płaszczyzny oczywiście przenikają się, rozgrywają jednocześnie.

„Lubaczów zostaje wpisany w obszar przemyskiego poprzez tę samą perspektywę przenikania się pierwiastków kultury polskiej i ukraińskiej, spoglądanie na obszar ojczyzny przodków poprzez pryzmat i wyobcowania, i zakorzenienia”E. Dworak, „Piosenka z okolic Lubaczowa”..., s. 76.[11]. Przeszłość oraz przodkowie stają się gwarantem teraźniejszości, a także poczucia tożsamości podmiotu lirycznego:

znowu przyjechałem w przemyskie
pełne bogów polskich i ukraińskich
rodzina kurczy się coraz bardziej
a ja rozrastam w samotność

jestem jak poganin który nie ma
domu pośród swoich zmarłych
dzień rozpoczynam od krzyku
nieodrodny syn tych co poumieraliE. Tkaczyszyn-Dycki, „CXV” [w:] tegoż, „Nenia i inne wiersze”, Lublin 1990, s. 41.[12]

Choroba psychiczna staje się skrajnym obrazem rozchwiania własnej tożsamości kulturowej:

moja matka piękny krzew dwulicowy
jest pół Polką pół Ukrainką
raz jest miłością a raz nienawiścią
piękny krzew o dwu twarzach


moja matka śpiewa kiedy przyjadę do domu
i gdy się ją zwiąże jeszcze nie ma Polski
jeszcze nie ma Ukrainy piękny krzew
o dwu twarzach trupich których się bardzo wstydziE. Tkaczyszyn-Dycki, „XXX. Proszę otworzyć, przyniosłem pani pomidory, pani Janko” [w:] tamże, s. 36.[13].

Język podmiotu lirycznego, który sam siebie określa jako Gente Ruthenus, natione PolonusE. Tkaczyszyn-Dycki, „XIII” [w:] tamże, s. 17.[14], okazuje się środkiem uzyskiwania tożsamości kulturowej, a zarazem objawem „poinaczenia” i zdrady, a także przyczyną wykluczenia ze społeczności:

dzisiaj po raz pierwszy poszedłem do polskiej
szkoły odkąd jestem chory jestem niczym
nowy święty co wyzbył się wielu słów (kałakiczka
kryżałki„Kryżałki to potrawa pochodząca z z regionu lubaczowsko-jarosławskiego. Jak mawiają gospodynie, kryżałki są w ich domach od zawsze. Początki wytwarzania tej potrawy sięgają jeszcze czasów, gdy ziemie te zamieszkiwane były przez Rusinów. Kryżałki robimy w bardzo prosty sposób. Do drewnianej beczułki wkładamy 2 główki kapusty pokrojone na ćwiartki, 2 kg buraków ćwikłowych lekko podgotowanych, 2 główki czosnku i sól do smaku. Po 2–3 tygodniach kryżałki są gotowe. Jest to potrawa o niepowtarzalnym smaku oraz pięknym czerwonym kolorze, wspaniale smakuje z mięsem oraz ziemniakami”, http://www.wrota.podkarpackie.pl/pl/turystyka/gastronomia/przepisy/5 [dostęp: 30.10.2007].[15] kuteń żmeniaŻmenia – w dialekcie kresowym garść, dłoń, http://kdajczak.republika.pl/slownictwo.html [dostęp: 30.10.2007].[16]) i potrzebuje odpowiednich


przodków żadnych Dyckich i Hryniawskich z Wielkiej HryniawyE. Tkaczyszyn-Dycki, „XVII” [w:] tegoż, „Przewodnik”…, s. 21.[17]

lecz ja ci ich nie dam mówi spokojnie matka
dzisiaj zaś kiedy poszedłem do polskiej szkoły
pobiły mnie chłopskie dzieci
[…]
nic dziwnego że się ciebie wstydziłem i chciałem
wyzbyć wielu słów (kałakiczka, kryżałki
kuteń żmenia) nigdy wam tego nie zapomnęE. Tkaczyszyn-Dycki, „XVIII” [w:] tamże, s. 22.[18].

Odtrącenie spowodowane odmiennością kulturową pojawia się także w innym wierszu:

kiedy ja byłem Żydem garb miałem wielki

z siana lub gałganów i po tym garbie
bito mnie w każdym domu oszczędzając diabła
w każdym domu bito mnie po plecach
jakbym nie był synem Dycia kolęda hej kolędaE. Tkaczyszyn-Dycki, „XLVIII” [w:] tegoż, „Przyczynek do nauki o nieistnieniu”, Legnica 2003, s. 52.[19].

W powyższym fragmencie zasygnalizowany został kolejny element tej wielokulturowej układanki. w historię Lubaczowa wpisany jest przecież także los ludności żydowskiej, która przez wiele lat koegzystowała zarówno z Polakami, jak i Rusinami. Miejscem, które przypomina o tych mieszkańcach Lubaczowa jest ocalały kirkut: „pijemy alkohol na żydowskim cmentarzu // a potem siusiamy w zaroślach”E. Tkaczyszyn-Dycki, „XLVIII” [w:] tegoż, „Młodzieniec o wzorowych obyczajach”, Warszawa 1994, s. 11.[20], czy „pijemy alkohol na żydowskim cmentarzu // tłuczemy szkło o wysoki mur // za którym ciągnie się getto […]”E. Tkaczyszyn-Dycki, „VIII” [w:] tamże, s. 12.[21].

Interpretując przywołane wiersze można dojść do intrygującego wniosku. Przestrzeń „getta”, którą wyznacza podmiot liryczny, zostaje tu niejako odwrócona w stosunku do przestrzeni „poza gettem”. To nie żydowski cmentarz otoczony murem jest odizolowanym miejscem, wydzielonym obszarem miasta. Tą przestrzenią wykluczenia jest przestrzeń za „wysokim murem” kirkutu, to za nim „ciągnie się getto”. Taki zabieg można interpretować również w kategoriach wielokulturowości. Granice kultur w małym mieście, jakim jest Lubaczów, mieszają się ze sobą, zachodzą jedna na drugą, a ostatecznie zacierają się nawzajem, uniemożliwiając wytyczenie jakichkolwiek oddzielnych stref kulturowych oraz jednoznaczne określenie tego, gdzie „ciągnie się getto” i gdzie się kończy. Lubaczowski cmentarz doczekał się opracowania naukowego, sporządzonego przez studentów z Wydziału Sztuk Pięknych Uniwersytetu im. Mikołaja Kopernika w Toruniu,pod kierunkiem dr Bogusława Mansfelda:

Od ulicy i sąsiedniej posesji zajmowanej przez liceum ogólnokształcące, kirkut oddziela wysoki mur z cegły. Ogrodzenie powstało w 1930 roku z fundacji Josefa Hirsza (Joe) Reinfelda, mieszkańca Stanów Zjednoczonych, urodzonego w Lubaczowie. Jego nazwisko upamiętniają trzy tablice (w językach polskim, hebrajskim i jidysz). W 1989 roku nekropolia została odrestaurowana staraniem rodziny rabina Hertzberga z Nowego Jorku. Aktualna powierzchnia cmentarza wynosi 0,3 ha. Niegdyś zajmował on areał około 0,71 ha, jednak przed 1981 rokiem południowa część nekropolii została przejęta na potrzeby cmentarza katolickiego. Cmentarz znajduje się niedaleko od centrum, przy ul. Kościuszki (ulica prowadząca w kierunku Horyńca), w bezpośrednim sąsiedztwie cmentarza katolickiego. Oba oficjalne wejścia – dwuskrzydłowa, zadaszona brama i niewielka furtka – są zamknięte. Dotarcie bezpośrednio na teren kirkutu jest możliwe z cmentarza katolickiegoB. Mansfeld, „Cmentarz żydowski w Lubaczowie” [w:] „Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego” 1992, nr 3–4 (123–124), s. 109.[22].

Żydowski kirkut sąsiaduje (a właściwie łączy się) z cmentarzem katolickim, wyznawcy dwóch wielkich religii spoczywają obok siebie.

W tym momencie docieramy do perspektywy metafizycznej, wykraczającej poza mury i ulice rzeczywistego Lubaczowa. Po raz kolejny przypomina o sobie odwieczna, eschatologiczna prawda – wspólnym mianownikiem dla wszystkich istniejących obok siebie kultur okazuje się perspektywa ostateczna:

powiem ci że cmentarz lubaczowski nie ma granic
wprawdzie ma swoich zmarłych ale nie ma granic
pokażę ci groby Argasińskich Dyckich Hryniawskich
ale nie zakreślę granic których od nich oczekujeszE. Tkaczyszyn-Dycki, „LV Do A(…) N(…) pod jego bytność w przemyskiem” [w:] tegoż, „Nenia”…, s. 24.[23],

szliśmy lubaczowską drogą
a on wiódł nas w sen wyparty z granic
z wszelkich powiadam granic […]E. Tkaczyszyn-Dycki, „XLVIII” [w:] tamże, s. 22.[24].

Nie ma zatem „granic” dla śmierci, nie ma Polaka, Ukraińca, Żyda, Katolika, Prawosławnego, Unity – jest tylko człowiek, który musi umrzeć i cmentarz, który musi go przyjąć. Jednak perspektywa ostateczna nie jest jedyną, w której koegzystencja kultur jest możliwa:

W naszym przygranicznym miasteczku
(co nad jedną małą rzeką i nad drugą małą
rzeką leży) śmierć się w poniedziałki
pokazywała w dzień targowy gdy wybór był wielki

nad jedną małą rzeką i nad drugą małą
rzeką (co do nas ze świata pewnie płynie
i potem w świecie gdzieś przepada) śmierć
każdą błyskotkę sprzedać chciała i każdą
kupić za bzdurno a baby ze śmiercią gadały
ach jak się ze śmiercią głośno pospolitowały
po imieniu sobie mówiły moja kochaneńka
a wszystko przez te grzebienie fartuszki lusterkaE. Tkaczyszyn-Dycki, „IX Początek tygodnia ” [w:] tegoż, „Przewodnik”…, s. 13.[25].

W przytoczonym fragmencie pojawia się ujmujący prowincjonalizm, sielankowość, wręcz idylliczność „przygranicznego miasteczka”, w którym pogodzeni ze sobą oraz ze światem mieszkańcy bogatsi są o ludową mądrość. To właśnie te cechy sprawiają, że ich współbytowanie jest możliwe, co więcej – wielokulturowe, „przygraniczne miasteczko” okazuje się ciekawsze (ponieważ bogatsze o mnogość doświadczeń kulturowych). Czytelnik przyjmuje ten nasycony „odpustowym kolorytem” obraz z sympatią.

Miasteczko wybrzmiewa tu – poza oczywistym znaczeniem niewielkiego miasta – jako teren zaprojektowany dla celów rozrywkowych, festiwalowych, jest scenerią namiotów, budek, oddaną poprzez obraz dekoracji targowych. […] w relacji pomiędzy człowiekiem a miejscem jego życia istotne jest wystąpienie szczególnego związku emocjonalnego, dającego mu poczucie bycia u siebie, swojskości, dlatego też w poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego można zauważyć przeciwstawienie wielkich, nieprzyjaznych „waszych” miast, małemu, przygranicznemu, „naszemu” miasteczkuE. Dworak, „Piosenka z okolic Lubaczowa”..., s. 74-75.[26].

Powyższe stwierdzenie Edyty Dworak jest niewątpliwie trafne, jego potwierdzenie można odnaleźć chociażby w poniższym fragmencie: „zasiedziałeś się w przemyskiem i nie chcesz // słyszeć o Krakowie Wrocławiu bądź Szczebrzeszynie”E. Tkaczyszyn-Dycki, „XXXII” [w:] tegoż, „Liber mortuorum”, Lublin 1997, s. 36.[27]. Swoista symbioza kultur, która sprawia, że „przygraniczne miasteczko” pociąga, intryguje i skutecznie konkuruje z wielkomiejskimi aglomeracjami, jest również źródłem inspiracji poetyckiej, miejscem, z którego czerpie poeta. Słowo „źródło” zastosowane jest tu nieprzypadkowo, gdyż odnosi się do poniższego wiersza:

jesień już Panie a ja nie mam domu
kiedy przyjeżdżam w przemyskie
żeby grzebać się w sobie i w swoich bliskich
gdy opowiadają mi bajkę kto kogo zarąbał

siekierą Ukrainiec czy Lach kto kogo wrzucił
do studni koło której teraz przechodzę
żeby grzebać się w sobie odkrywać swoje prawdziwe
ja lecz najpierw piję ożywczą wodę z tej studni
daję wiarę rodzinnej historii piję z niej
jak ze źródełka czerpię z dna ich bajki
o potworach po obu stronach lustra i nie jestem
bez winy odkąd piszę po polsku przeciwko komuE. Tkaczyszyn-Dycki, „XIX. Źródełko” [w:] „Przewodnik”…, s. 23. Przywołany sielankowy, prowincjonalny obraz małego miasteczka, z jego targiem, jarmarkiem i przekupkami, w którym jednocześnie pojawia się motyw śmierci, tajemniczych historii z przeszłości, może przywoływać skojarzenia z „Miasteczkiem Twin Peaks” Davida Lyncha. Zarówno Lubaczów Dyckiego jak i Twin Peaks Lyncha łączą w sobie słodką, pociągającą sielankę, jak również groteskę, absurd, swoiste przerysowanie kształtów i wszechobecną atmosferę tajemnicy. w obu miasteczkach mieszkańcy żyją ze świadomością istnienia „tego drugiego świata”, w obu miasteczkach „ten drugi” świat ingeruje w codzienną rzeczywistość, staje się jej częścią do tego stopnia, że trwale wpływa na jej kształt, na stałe decyduje o jej odbiorze, zwłaszcza przez zewnętrznych obserwatorów. [28].

Motyw Lubaczowa jako „przygranicznego miasteczka”, w którym zbiegają się ścieżki różnych kultur, w poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego jest sekwencją obrazów niezwykle prawdziwych. Autor nie stara się nikogo przekonać, że współistnienie różnych kultur na tym niewielkim terenie obeszło się bez ofiar ani że historia (zwłaszcza Polski) należy do przyjemnych opowieści. z drugiej zaś strony oddaje piękno oraz koloryt Kresów, pokazuje, że obok konfliktów i zła w „przygranicznym, [wielokulturowym] miasteczku” jest również miejsce na współbytowanie odmienności, pogodzenie przeciwieństw, zgodę sprzeczności.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Jurzysta, W tym przygranicznym miasteczku… Wielokulturowy Lubaczów Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...