20.08.2022

„Doglądałem właśnie chorej matki”… Relacja uczuciowa matka – syn w poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego

Cierpienie wywołane przez jakąś śmierć pojawia się tylko wtedy, gdy zmarły jako jednostka był znany i obecny. Im bardziej zmarły był bliski, im bardziej było się z nim zżytym, im bardziej był związany więzami rodzinnymi, kochany czy szanowany, czyli „wyjątkowy”, tym gwałtowniejsze jest cierpienie […]. I tak samo: strach przed rozkładem nie jest niczym innym niż strachem przed stratą indywidualności. […] Nie boimy się trupa jako takiego, boimy się trupa podobnego do nas, i to właśnie nieczystość tych zwłok jest zaraźliwaE. Morin, „Antropologia śmierci” [w:] „Antropologia śmierci. Myśl francuska”, tłum. S. Cichowicz, J.M. Godzimirski, Warszawa 1993, s. 85–86.[1].

Przytoczony powyżej fragment artykułu Edgara Morina stanowi dobre wprowadzenie do problematyki motywu matki i sposobów jego funkcjonowania w poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-DyckiegoEugeniusz Tkaczyszyn-Dycki (ur. 12 listopada 1962 roku w Wólce Krowickiej koło Lubaczowa) – autor dziewięciu książek poetyckich oraz jednej prozatorskiej. Laureat m.in. Nagrody im. K. Iłłakowiczówny za debiut poetycki roku (1990), Nagrody Literackiej im. Barbary Sadowskiej (1995), Nagrody „Niemiecko-Polskich Dni Literatury” w Dreźnie (1998). Mieszka i pracuje w Warszawie.[2] (wszak „bliskości” i „wyjątkowości” w relacji podmiotu lirycznego z matką nie sposób nie dostrzec). Motyw ten jest niezwykle ważny, ponieważ stanowi swoisty punkt zaczepienia dla innych motywów funkcjonujących w wierszach autora Dziejów rodzin polskich – motywu śmierci, choroby psychicznej, homoseksualizmu. Szczególna relacja podmiotu lirycznego z matką, jej choroba i umieranie są ważnym elementem tej poetyckiej układanki, którą autor oddaje czytelnikowi do uporządkowania.

Specyficzność relacji matka – syn w poezji Dyckiego jest między innymi wynikiem nieobecności ojca:

W wierszach 44-letniego dziś Tkaczyszyna niemal obsesyjnie pojawia się matka bohatera lirycznego, nigdzie nie znajdziemy jednak ojca. Co więcej, żaden wiersz nie snuje najmniejszej nawet aluzji na jego temat. Ojciec jest więc Wielkim Nieobecnym, jego brak narusza topoidalną arkadyjskość domu rodzinnego. Dom rodzinny, niepełny, pozbawiony bowiem naturalnego dopełnienia przez pierwiastek męski, pozostaje zatem miejscem traumy – jak wszystkie inne przestrzenieJ. Klejnocki, „Siedem kręgów samotności”, „Lampa” 2006, nr 11, s. 12.[3].

Jednak wspomniany brak ojca nie jest jedynym i najważniejszym elementem budującym obraz matki. Już sama zasygnalizowana w tych wierszach tożsamość narodowa bohaterki (a tym samym jej syna) ukazuje tragiczny wątek niepewności co do własnej przynależności społecznej i kulturowej:

moja matka piękny krzew dwulicowy
jest pół Polką pół Ukrainką
raz jest miłością a raz nienawiścią
piękny krzew o dwu twarzach

moja matka śpiewa kiedy przyjadę do domu
i gdy się ją zwiąże jeszcze nie ma Polski
jeszcze nie ma Ukrainy piękny krzew
o dwu twarzach trupich których się boi

(XXX. Proszę otworzyć, przyniosłem pani pomidory, pani Janko [w:] MWO, s. 36)Cytując utwory Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego podaję adres bibliograficzny pod cytatem, korzystając z następujących skrótów tytułów poszczególnych książek: „Nenia i inne wiersze”, Lublin 1990 (N), „Peregrynarz”, Warszawa 1992 (P), „Młodzieniec o wzorowych obyczajach”, Warszawa 1994 (MWO), „Liber mortuorum”, Lublin 1997 (LM), „Kamień pełen pokarmu”, Izabelin 1999 (KPP), „Przewodnik dla bezdomnych niezależnie od miejsca zamieszkania”, Legnica 2000 (PDB), „Przyczynek do nauki o nieistnieniu”, Legnica 2003 (PDN), „Dzieje rodzin polskich”, Warszawa 2005 (DRP).[4]

W powyższym wierszu zasygnalizowany jest również kolejny element współtworzący motyw matki w tej poezji – choroba psychiczna.

przechodził anioł koło
mojej matki rzekł
ty nie jesteś chora
Stefanio i zamilkł

ponieważ prawda była taka
przechodziłem koło mojej
matki wiele razy a za każdym
plątały mi się nogi

jakbym o jej istnieniu
ciężko skłamał
ty nie jesteś chora
ty nie jesteś mówiłem

i płakałem albowiem
nikt nie znał prawdy

(VI. [w:] N, s. 9)

W przytoczonym wierszu widać pragnienie zanegowania choroby matki, naturalną i tragiczną chęć sprzeciwu wobec wyroku diagnozy. Jednocześnie obraz matki ulega tu w pewnym stopniu sakralizacji. Pojawiający się anioł przywołuje skojarzenia ze zwiastowaniem, jednak zupełnie odmiennym od tego, którego opis możemy odnaleźć w Biblii. Tam archanioł Gabriel zwiastuje Maryi, że stanie się matką Chrystusa, tutaj anioł pojawia się, by zwiastować chorobę. Anioł staje się „posłańcem schizofrenii”, brzemię tego posłannictwa jest ciężkie, dlatego broni się on przed wyznaniem prawdy, podobnie jak syn Stefanii. Choroba zawłaszcza sobie matkę, wywołuje tym samym sprzeciw ze strony syna, który docieka przyczyn choroby, szuka jej źródła:

1. […]
najjaśniejsza gwiazdo niespełna rozumu
czy ty byłaś matką czy ty byłaś matką odebraną komuś
gwiazdo niespełna rozumu gwiazdo najjaśniejsza
za którą idziemy do domu obłąkanych

2.
czy ty byłaś zamknięta jak Dycka
w oślepiającym świetle schizofrenii
gwiazdo przeklęta czy ty się wzięłaś
z mojej matki Stefanii
[…]

(IX. [w:] N, s. 11)

Podmiot liryczny nie pyta jedynie o przyczynę choroby swojej matki, w przytoczonym wierszu sygnalizowany jest również dziedziczny aspekt choroby, która przechodzi z matki na syna, by ten „szedł za nią do domu obłąkanych”. Gwiazda („przeklęta i niespełna rozumu”) staje się zatem symbolem schizofrenii. Dziedziczność choroby jest kolejnym spoiwem (choć tak tragicznym) łączącym matkę z synem.

chociaż choruje na głowę i ma przy tym
zmierzwione włosy to z jakąż jasnością
robi nam kolację z tylu jaj
które trzeba wyjąć z lodówki

i stłuc tak by nie popłynęły po fartuchu
w nicość którą ten fartuch przykrywa
(oprócz ognia w wiadomym miejscu) i smażyć

z jakąż jasnością smażyć bez końca

twoja matka jest piękna odkąd choruje powiedziała

i marszczy czoło lecz nie niweczy brzydoty zwłaszcza
w tobie kiedy wpadasz do moich wnucząt

(XXII. [w:] LM, s. 26)

Wiersz ten doskonale ilustruje funkcjonowanie chorej psychicznie matki
w codzienności. Choroba zostaje tu wyrażona przede wszystkim poprzez aspekt wyglądu zewnętrznego – zewnętrznych objawów („zmierzwione włosy”, „zmarszczone czoło”). Taka perspektywa nie jest przypadkowa. Matka jest tu obserwowana i opisywana nie przez syna, lecz przez krewną Hryniawską (a więc kogoś z zewnątrz, niezwiązanego tak silnie z postacią Stefanii, co więcej – nieobarczonego jarzmem dziedzicznej choroby ani codziennego przebywania z chorą). Hryniawskiej, jako obserwatorowi zewnętrznemu, nie dana jest zatem umiejętność spojrzenia w głąb, dostrzeżenia innych aspektów choroby i jej pełnego zrozumienia. Widzi ona jedynie kobietę „chorą na głowę”, która przygotowuje jajecznicę, widzi jedynie pozory, powłokę przykrywającą znacznie więcej. Dlatego dla Hryniawskiej „fartuch matki przykrywa nicość” (nie jest ona w stanie patrzeć tak jak syn, który sam w sobie ma coś z tej „nicości”, coś z choroby i tożsamości matki). Syn jest zatem w szczególny sposób związany z matką; fakt ten sygnalizuje Hryniawska, mówiąc o chorobie matki jako o czymś, co „nie niweczy brzydoty” zwłaszcza w synu. Również w wierszu Z upodobania do niezwykłych słów z tomu Młodzieniec o wzorowych obyczajach można dostrzec zasygnalizowany powyżej związek chorej psychicznie matki i syna:

tłuczemy szkło o wysoki mur lękamy się
stąd wyjść i to robi największe wrażenie
na zmarłych jestem jednym z nich
to także robi wrażenie na mojej chorej matce

gdy jej opowiadam co wykrzykiwaliśmy
„Dziewczyny kochajcie łyse pały i długie
włosy” a która teraz z upodobania
do niezwykłych słów śpiewa wciąż to samo

(VIII. Z upodobania do niezwykłych słów [w:] MWO, s. 11)

Podmiot liryczny zalicza siebie do „zmarłych”, ale do tego grona włącza również chorą matkę, której opowiada o wizycie na cmentarzu.

Strażniczka bram Hadesu nie ma dzieci i nie jest matką życia”B. Umińska, „Kość ujdzie cało”, „Res Publica Nowa” 1998, nr 5, s. 74.[5]. Interpretacja ta wydaje się tylko po części trafna. Powiązanie matki, a tym samym syna, ze światem zmarłych jest w tej poezji widoczne. Hekate jest rzeczywiście przypisana do krainy cieni, jest boginią ciemności i świata widm, lecz określanie jej jako „bogini śmierci” wydaje się już błędne. Hekate jest bóstwem wszelkich praktyk magicznych i czarów, uważano ją również za boginię zemsty i pokuty. Z czasem jednak wizerunek bogini bardzo się zmienił. Umiłowana przez bogów, faworytka Zeusa, któremu piastowała dzieci, jest łaskawa dla ludzi: zsyła bogactwo, siłę i sławę, osłania żołnierzy w bitwach i żeglarzy na morzu, czuwa nad sprawiedliwością w sądach i prowadzi zawodników do metyPor. P. Grimal, „Słownik mitologii greckiej i rzymskiej”, Wrocław 1990, s. 121.[6]. Funkcja Hekate jako bóstwa magii i czarów, zestawiona z funkcją matki, pojawia się jednak w wierszu II. z debiutanckiego tomu Dyckiego:

W domu naszych matek była miłość
mleko było miłością najpierwszą i najpełniejszą
gdy wyrośliśmy na chłopców nasze matki jak wiedźmy
wyszły z domu i nigdy już nie wróciły

wyrośliśmy na pięknych chłopców i bardzo nieszczęśliwych
nasze matki wyszły z domu i nigdy nie wróciły
do pełni władz umysłowych ktoś je widział
jak uciekały w kaftanie bezpieczeństwa unosząc nas z sobą

(II. [w:] N, s. 43)

Matka porównana w cytowanym wierszu z wiedźmą może odsyłać właśnie do Hekate. Po raz kolejny podmiot liryczny wskazuje tu na dziedziczny charakter choroby psychicznej – matka, „uciekając w kaftanie bezpieczeństwa unosi go z sobą” – syn dziedziczy po matce jej los, chorobę. Jarosław Klejnocki stwierdza:

Odwróceniu ulega zwyczajowy porządek – to matki opuszczają dom, nie dorastające dzieci. Ucieczka matek, zakłócenie zwyczajowego ładu zaciemnia jednocześnie wspomnienie o idealizującym charakterze domu dzieciństwa. Co prawda „w domu naszych matek była miłość”, ale późniejsze zdarzenia i zrozumienie natury rzeczy przez dorastających młodzieńców czyni ich „nieszczęśliwymi”. Dom rodzinny nie istnieje – istnieje co najwyżej „dom matki”, równie zimny i odstręczający, co reszta świata. Jest to „dom żałoby”, do którego wraca bohater głównie po to, by obcować ze śmiercią nawiedzającą wciąż i wciąż (mimo że to rzecz w końcu naturalna) jego rodzinęJ. Klejnocki, „Siedem kręgów”…, s. 12.[7].

Uzupełnieniem wątku Hekate może być także fakt, iż jest ona „symbolem straszliwej macierzy, występującej jako bóstwo opiekuńcze Medei bądź jako lamia pożerająca ludzi. Jest to personifikacja księżyca albo zasady żeńskiej w jej aspekcie złowrogim, zsyłającym obłęd, obsesje, lunatyzm”„Hekate” [w:] J.E. Cirlot, „Słownik symboli”, tłum. I. Kania, Kraków 2006, s. 157.[8]. Wszak motyw księżyca i obłędu pojawia się w poezji Tkaczyszyna wielokrotnie. Inny wymowny obraz związku chorej matki z synem widoczny jest w wierszu Źle skrywana wstydliwość z tomu Liber mortuorum:

matka myje chore bardzo chore
nogi i mówi od rzeczy
zeświniłeś się mój synku
przeto zeświniło się

moje ciało i wycieka zeń woda
jaką we mnie wlałeś
mówi o czarnej wodzie na dnie
miednicy którą sprzątnąłem

[…]

(VIII. Źle skrywana wstydliwość [w:] LM, s. 12)

 

oraz wierszu XLIV. z tomu Przyczynek do nauki o nieistnieniu:

matka myje chore bardzo chore nogi
i mówi od rzeczy „zeświniłeś się
mój synku przeto zeświniło się moje ciało
odkąd wszedł we mnie księżyc

ze swoimi buciorami gwiazdami i wyszedł
przez otwarte okno wprost na słupy
wysokiego napięcia […]

(XLIV. [w:] PDN, s. 49)

W pierwszym fragmencie pojawia się obraz swoistej fizycznej zależności między matką a synem. Jego „ześwinienie” (które prawdopodobnie można interpretować jako grzeszność) ujawnia się w „ześwinieniu” ciała matki (tym razem interpretowanego jako fizyczne objawy chorobowe). W drugim fragmencie znowu pojawia się „ześwinienie” syna, jednak tym razem podmiot liryczny podkreśla fakt choroby matki, która „mówi od rzeczy”. We fragmencie tym pojawia się również gwiazda, jako coś równie nieczystego, jako symbol choroby, która „weszła w matkę” i odbiera jej normalność, prowadząc do zguby – „wprost na słupy wysokiego napięcia”. Można zatem stwierdzić, że związek matki i syna opiera się tu również na wzajemnym „obarczaniu się brzemieniami” – matka obarcza syna brzemieniem choroby, syn obarcza matkę brzemieniem swoich grzechów.

Choroba matki (a tym samym syna), decydująca o specyficzności związku pomiędzy postaciami, w sposób bardzo plastyczny oddana jest także w wierszu XCV. z tomu Kamień pełen pokarmu:

siedzimy trzymając się za ręce
o tak trzeba odejść i trzeba zostać
będę ją jeszcze widział
długo w zakratowanym oknie

z ulicy dam jej znak by odpoczęła
ode mnie nie mówiąc o tym lekarzowi
powiedziałem jej że przyjadę jutro

i pójdziemy na boisko będziesz niosła

swój garb niczym piłkę i naśmiewać się
z mojego nie mówiąc o tym lekarzowi i słońcu
gdyż kopią przeciwko nam jedną i tę
samą kulę ognistą ze szpitalnych szmat

(XCV. [w:] KPP, s. 113)

Wspomniane wcześniej wzajemne „obarczanie się brzemieniami” jest tutaj również widoczne i rodzi swoisty paradoks – syn nie pozwala sobie odpocząć od chorej matki, bo to ona ma odpocząć od niego. W rzeczywistości są bowiem w podobnej sytuacji, łączy ich przecież ta sama choroba, ta sama „kula ognista ze szpitalnych szmat”, ten sam „garb niczym piłka”.

Specyfika wspomnianego związku łączącego matkę i syna ujawnia się również po śmierci matki:

jutro się rozstrzygnie czy ciotka Dycka
przyjedzie buszować w szafach mojej matki
zachęcam ją do tego telefonuję po raz
drugi by nie rezygnowała z gronostajowej mufki

czekam do jutra bardzo się lękam o siebie
o ten czesany kilim który jej na pewno
wpadnie w oko „chuj z nim” jak mówią w rodzinie
ja tak nie mówię dlatego jestem inny

(XLI. [w:] PDN, s. 45)

W przytoczonym fragmencie ujawnia się nie tylko specyficzna, inna od poprzedniej płaszczyzna identyfikacji z matką. Ubrania matki stają się tak samo ważne jak ona, pełnią funkcję relikwii, fetyszów zapewniających ciągłość wzajemnej relacji. Lęk utraty „czesanego kilimu”, ze względu na wspomnianą identyfikację, staje się lękiem „o siebie”. Jednocześnie podmiot liryczny wyraża głębokie poczucie odrzucenia, inności od tych, którzy będą „buszować w szafach matki”. Przekleństwo przytoczone w wierszu odnosi się tak samo do stosunku, jaki syn ma do ubrań matki, jak do samego syna, „innego od reszty rodziny”. Przedmioty związane z matką zyskują szczególne znaczenie także w wierszu VIII. Wiadomość z ostatniej chwili z tomu Liber mortuorum:

nie po to kończy się sierpień by umarła
moja matka której kupiłem perukę
nie mogę przyjechać i wierzgać przeciwko śmierci
która załatwiła sobie perukę tyle że nie nową

[…]

powiadam iż śmierć nie przychodzi po matkę
lecz po włosy jakie nam od dawna wypadają
nie po to kończy się sierpień by nam wylazły włosy
które zresztą ile sił wpychamy sobie do gardła

(VIII. Wiadomość z ostatniej chwili [w:] LM, s. 11)

Przedmiot (w tym wypadku peruka) nabiera tu wymiaru metafizycznego. Śmierć nie przychodzi przecież w tym wierszu po to, by odebrać życie, lecz by zabrać włosy na własną perukę („tyle że nie nową”). Po raz kolejny widoczny jest związek matki z synem i jego identyfikacja z umierającą. W cytowanym fragmencie pojawia się przecież zaimek „nam” w odniesieniu do wypadających włosów. Zatem wspomniany związek nie opiera się jedynie na relacji emocjonalnej, na miłości do matki, ale również na współodczuwaniu śmierci, pełnej identyfikacji z umieraniem drugiej osoby. Jeśli wiersze opisujące śmierć przyjaciela lub dalszych członków rodziny można by określić terminem poezji przedłużającej się żałoby (ze względu na fakt ciągłego trwania podmiotu lirycznego w stanie żałoby i rozpamiętywania śmierci jako faktu dokonanego), to wiersze dotyczące umierania matki nazwać można by poezją śmierci zawieszonej (gdyż śmierć w tych utworach jest faktem, który dzieje się ciągle, dzieje się teraz, nie kończy się).

Badając funkcjonowanie motywu matki w wierszach Dyckiego, nie sposób nie zauważyć również elementów, które określić można jako „wątek paliatywny”. Podmiot liryczny nie tylko towarzyszy umieraniu matki, współodczuwając oraz identyfikując się z nią w tym procesie, ale także sprawuje opiekę nad chorą, towarzyszy jej cierpieniu:

doglądałem właśnie chorej matki
której od lat nie pozwalam dotknąć
przez pocałunek ciotecznym siostrom
zakonnym albowiem pocałunek dawno

nie widzianych trzech sióstr Serafii Sergii
i Wity stąd wyobrażalnych i niewyobrażalnych
w swej nagłej serdeczności może być
dla niej ostatnim znakiem z tego świata

nie od Pana Boga ów znak ale od Serafii Sergii
i Wity które wiernie służą naszemu Panu
choć to są tylko śmierci oddane niewiasty i nikomu
więcej i nikt się z nich nie będzie spowiadał

(IX. [w:] PDN, s. 13)

Opieka nad chorą zyskuje tu także wymiar metafizyczny. Podmiot liryczny stara się ochronić matkę przed śmiercią, która przychodzi pod różnymi postaciami (lub wysyła swoich posłańców). Cierpiąca matka i jej syn szukają w sytuacji, w której się znajdują „znaków od Boga” – sensu, miłosierdzia, a może cudu. Dlatego podmiot liryczny musi bronić chorą przed znakami pozornymi, takimi jak „pocałunek dawno niewidzianych trzech sióstr zakonnych”. Posłuszeństwo wobec chorej, spełnianie jej próśb stają się równoznaczne ze stosunkiem do siebie samego:

nie słuchając matki krzywdzi się siebie
dlatego pilnie przykładam się do jej próśb

(XXVIII. [w:] PDB, s. 32)

Analizując motyw matki w twórczości Dyckiego nie sposób nie zauważyć podobieństw i analogii z twórczością Tadeusza Różewicza. Zwłaszcza gdy porówna się Dzieje rodzin polskich (2005)z tomem Matka odchodzi (1999). Już zewnętrzna szata edytorska nasuwa wspomniane skojarzenia – trumienny portret kobiety na okładce tomu Tkaczyszyna i medalion ze zdjęciem matki na okładce książki Różewicza. Również imię bohaterek obu zbiorów jest identyczne – matka z Dziejów rodzin polskich to Stefania, takie samo imię nosi matka z utworów Różewicza.

Nawiązanie to może wynikać także z szerokiego planu refleksji poetyckiej, w jaki wpisują się obaj poeci. Konteksty, w jakich tworzą śmiało można określić mianem dyskursywnych. W przypadku Dyckiego będzie to dyskurs podwójny: tożsamość i miłość, przy czym, to miłość jest tu warunkiem tożsamości. Podmiot tych wierszy od pierwszego do ostatniego zbioru szuka identyczności ze światem, z otoczeniem – tak w sensie narodowym, jak i egzystencjalnym i intelektualnymJ. Giza-Stępień, „Na czym polega umieranie moje i jej”, „Studium” 2005, nr 4, s. 232.[9].

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Jurzysta, „Doglądałem właśnie chorej matki”… Relacja uczuciowa matka – syn w poezji Eugeniusza Tkaczyszyna-Dyckiego, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...