Z mego okna
Świt się budzi, noc truchleje
od porannej rosy mokra,
a ja sobie stoję, patrząc
w miejską szarość z mego okna.
Pierwsi ludzie, pierwsze dźwięki.
Ranek z mrokiem się mozoli.
Już wolniutko ze swej chaty
wyszedł sąsiad alkoholik.
Już go gna w kierunku sklepu
na wiór wysuszona rura.
Przy okazji kopnął w zadek
biegnącego obok szczura.
Żółte błyski śle śmieciarka.
Śmieciarz z miną konesera
klapy kubłów raz za razem
to zamyka, to otwiera.
Wprawnym okiem w mig wycenia
przemieszaną miejską karmę
kalkulując jak wzbogacić
apanaże swoje marne.
Po chodniku starsza pani
drepcze z równie starą psiną.
Pies przystanął i wydala
z nostalgicznie smutną miną.
Pani też nieprzenikniony
wyraz ma na starej twarzy
myśląc w duchu, że zasrańca
pewnie nikt nie zauważy.
Drzwi skrzypnęły w autobusie,
pojazd łyknął kilka osób.
Ktoś nie zdążył, chciał zawołać,
lecz nie zdołał dobyć głosu.
Po przeciwnej stronie jezdni
sunie lala, suknia krótka.
Z pracowitej nocnej zmiany,
Wraca Gina prostytutka.
Gość z przystanku zerka na nią,
twarz wygięła się w uśmiechu
i wspomina jak przed laty
kupił u niej działkę grzechu.
Teraz już się ustatkował,
wyporządniał, nie jest łobuz.
Gdy tak myślał, śliniąc wargi,
drugi uciekł mu autobus.
Dzwon zadźwięczał na dzwonnicy,
konsekwentny w swym wołaniu,
więc dyżurna, krucha babcia
drepcze truchtem ku wezwaniu,
Mija mętne towarzystwo
podejrzanej proweniencji,
za pięć minut w mrocznej kruchcie
zmówi pacierz w ich intencji.
Młoda mam w starym wózku
wiezie chyżo swe dzieciątko,
żeby w osiedlowym żłobku
upchnąć małe zawiniątko.
Potem wolna i swobodna,
w makijażu taniej krasie,
siądzie sennie monotonna
w hali na sklepowej kasie.
Pan mecenas, co ma dzisiaj
osiem rozpraw na wokandzie,
pręży wątłe umięśnienie
skomląc z zimna na werandzie.
Tors napina i wygina,
serce tłucze się pod dresem,
kombinuje jak przeskoczyć
to co mu wskazuje pesel.
Idą starzy, idą młodzi,
matka, ciotka, dziadek, wujek ….
a ja stojąc sobie w oknie
ich korowód kontempluję.
Każdy niesie swoje brzemię,
balast, garb, ambicji wiele.
Jedni biegną, inni drepczą,
ci bez celu, tamci z celem.
A ja patrząc na nich myślę,
choć tej prawdy nie ogłoszę,
że tak między nami mówiąc:
Jestem każdym z nich po trosze.
Tekst został pozyskany w ramach programu Tarcza dla Literata.