10.05.2022

Za czym?

Dźwięk przypominający kapanie wody z zepsutego kranu; kropla po kropli uderzające o metaliczną powierzchnię.

Ciemność lub szarość przecięte smugami światła – jakby gdzieś jakieś urządzenie je wypuszczało na białą, gładką, jak z lateksu, ścianę? Rzutnik w niewidzialnych rękach?

O wolno płynących rzekach zaczyna się wtedy myśleć, o niebie bez jednej nawet chmurki, pięknym tle dla… chociażby kwitnącej jabłoni, tafli wody rozbijanej przez krople deszczu, zanim staną się jej częścią. O dźwiękach, o metaliczności śpiewu ptaków, bo i to można wyizolować z porannych ptasich śpiewów, zanim inne odgłosy świata zagłuszą je wraz z nadchodzącym dniem. Rajskość to metaliczność? Można i to odkryć. Można. Nikt nie przeszkodzi. Nikogo nie obejdzie czyjeś odkrycie. Przy takiej ścianie rozświetlonej smugą światła.

Przetoczenie się z boku na bok; płynne, lekkie, bez bólu, jak księżniczka na ziarnku grochu, która sama usunęła sobie ten groch spod prześcieradeł. Pościeliła wszystko od nowa.

Tak jak od nowa odnalazła swoją twarz pod warstwami łusek, zmarszczek, spierzchnięć po wyprawach w niesprzyjających okolicznościach i złych warunkach atmosferycznych. I nie o urodzie w takich chwilach się myśli. Luster też się już nie potrzebuje. Szkatułka z biżuterią też jest już upchana gdzieś na dnie szuflady. Jak i wspomnienie komplementów.

Powolność ruchów, płynność przy przetaczaniu się jest taką radością jak ćwiczenia w wodzie bez obciążania stawów; akrobacje, wręcz balet w zwolnionym tempie, bo nie o dynamikę chodzi ani ilość czy jakość. O coś innego. Może tylko o tę płynność chroniącą przed bólem? Poczuciem, doznaniem cielesności, materialności swojej, świata i kosmosu? Prapoczątku destrukcji jakiegoś stanu?

Ale przecież zdarza się, że… jakby to był początek czegoś, szuka się głosów, szuka się słów, szuka się kontaktu, żeby o praniu, o obowiązkach, miłościach, troskach coś usłyszeć. Najważniejszych, najpiękniejszych, niepowtarzalnych uczuciach. Cudzych, oczywiście. Słucha się – bez lęku, nawet tak blisko cudzej cielesności, cudzego porządku świata, sacrum i profanum obcych bytów albo zwykłego mirażu?

A co było prapoczątkiem każdego zaczynającego się i kończącego teraz dnia? Był też początek. Chaosu i wejścia z niego w proces kreowania, szukania czegoś… Czego?

Co to jest? Czym jest, był prapoczątek? Rozbiciem się nocy o dzień, rozbiciem dnia o noc? I niewiedza, co jest w tej chwili, co rozbiło się o co ani co go rozbiło?

Schodzenie z góry i wchodzenie pod górę są przyczyną bólu stawów i mięśni… Takiego samego? Takich samych remediów potrzebują… Masażu, technik relaksacyjnych i tabletek.

A może dzień się rozbił o noc, noc o dzień… I tu jest prapoczątek… coś tam zadziałało, coś tam coś rozbiło, powstało coś nowego? Nowe wymiary? A wszystkie głosy próbujące sprowadzić na utarte ścieżki, wydeptane przez innych szlaki, zagłuszyło? Może więc nie ma znaczenia, co o co się rozbiło? I czy to ból z powodu wchodzenia czy schodzenia? Czasu to wymaga, doświadczenia, pamięci pierwszego upadku z bardzo wyraźnym, charakterystycznym bólem, doznaniem bólu każdej kosteczki, ścięgna, warstw naskórka, skóry. A może niepamięć kierunku jest celem?

W smudze przecinającej czerń ściany, po ćwiczeniach cierpliwości, można dostrzec urok pajęczyny, powiększającej się, oplatającej coraz większą przestrzeń. W tym obserwowaniu przyrostu pajęczyny – i jej twórcy będącego ruchomym punkcikiem, czasami znikającym, ginącym gdzieś tam, w zaułkach przestrzeni przeznaczonej do wypełnienia pajęczyną.

I ta… nuda? Taka nuda jak po nachłeptaniu się mdłej zupy, pozostawiającej tylko…wrażenie mdłości bezkształtnej, smak brei zatruwającej cały układ przeznaczony do strawienia jej. Bezkształt, bezsmak, bezsens, bezuczuciowość, bezemocjonalność… Po jakim czasie przychodzi? W tej przestrzeni jak w kwadracie z czarnego lateksu przeciętego smugą światła z rzutnika. Ale… nie dla filmu, nie dla kształtów, pejzaży, obrazów, jakichkolwiek form z tamtego świata za… lateksem? Nie dla tego, co jest też jego nieodłącznym elementem? Bez faktów… bez jakichkolwiek faktów; dzwonienia telefonu, pukania do drzwi, wizyt, dobrych i złych wieści, newsów, zderzeń swoich faktów z cudzymi, rozbijania się jednych o drugie, przenikania, wnikania, zahaczania, wynikania z… I czegoś tam jeszcze. Wystarczy gładkość lateksu bez faktów.

Może tylko fakt istnienia czajnika wypełnianego wodą, kontemplacja strumienia wody, większego, mniejszego, struktura pary wodnej, odgłosy zamieniania się wody w parę, bulgot, zapach, temperatura, wystarczą?

A można by, jak po smudze światła dotrzeć do nie tylko początku, ale i przyczyny, powodu wykreowania takiego tu i teraz? Ale to mogłoby zawalić ściany, struktury, gładkość lateksu, strukturę smugi światła zgodną z prawami fizyki. I jakieś inne prawa mogłoby to przypomnieć, fakt ich istnienia, przyswojenia, akceptacji. Jakieś porządki rzeczy? Jakieś wymiary, struktury, hierarchie? Stwierdzenie, że coś tam jeszcze jest? Po co? Po coś tam?

Że jest też, również… wiek, płeć, stereotypy, szczególne właściwości, prawa biologiczne temu przypisane, grymasy, rysy twarzy, właściwości dźwięków przy śmiechu, płaczu, nienawiści, stuporze, obrzydzeniu, wyuczone czynności i nieprzewidziane reakcje, opowieści z morałem, puentą, początkiem i końcem, logiczne struktury…

I tylko nie ma, dlaczego nie ma tej ekstazy, tego błogostanu, który przytrafił się wtedy, dawno temu, w zwykły dzień, ani lepszy, ani gorszy od innych. W kąpieli bambusowo‑różanej, o czym zadecydował jakiś tam dzień promocji na towary ze średniej półki. Zanurzając się w tych pianach, tonąc w zapachach, weszło się w stan nirwany, czego nie zapewniły lata ćwiczeń, medytacji, kształtowania siebie, dla świata, jaki by nie był w całej swej niedoskonałości. A wprowadził w ten stan dźwięk spadających kropel, rozbijających się o taflę wody, zanim stały się jej częścią?

Wyciągnął ją, zmusił do rzygania bambusowo‑różaną pianą. Potem odszedł. Nie zniósł, że tak bardzo zmieniło ją to coś, to coś, co zobaczył w jej oczach, a na co nie miał wpływu?

A to coś spłynęło do kanałów razem z resztkami kryształków soli do kąpieli.

I zostały tylko dni, zaczynające się i kończące. I tęsknota. Ale za czym?

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Wiesława Oramus, Za czym?, Czytelnia, nowynapis.eu, 2022

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...