Nowy Napis Co Tydzień #227 / W labiryncie miasta
Arthur Schopenhauer powiedział kiedyś, że pierwsze czterdzieści lat życia jest jego treścią, a reszta – komentarzem. Sentencja ta dobrze pasuje do pisarskiej biografii Wojciecha Chmielewskiego, który debiutował późno (w wieku lat trzydziestu siedmiu) zbiorem opowiadań Biały bokser. Na początku 2023 roku na rynku wydawniczym pojawiła się jego nowa książka Sylwia z Gibalaka i inne opowiadania. Późny debiut oznacza, że autor przez wiele lat czekał, aż dojrzeje mentalnie, duchowo, nabędzie tak potrzebnego doświadczenia, a od czasów debiutu Chmielewski jako pisarz jeszcze bardziej rozwinął się twórczo. W zeszłym roku przeczytałem jego niezwykle dojrzałą i intrygującą opowieść o przyjaźni i przemijaniu, Jezioro Dargin.
Wydaje się, że teraźniejszość nie daje człowiekowi żadnego oparcia, przyszłość jest nieznana, więc co pozostaje? Tylko przeszłość. Odbieram najnowsze opowiadania warszawskiego autora jako slajdy, rzuty pamięci odpowiednio przez niego oszlifowane, błyski i drobiny, drzazgi i zadry, które tkwią w człowieku i w pewnym momencie, pod wpływem przeżyć, spotkań, rozmów i impresji, wypływają na wierzch, zostają zapisane. W opowiadaniach występuje całe spektrum bohaterów, osób na stałe zamieszkałych lub związanych z Warszawą, z rodzinnym miastem Chmielewskiego. Wydaje się, że autor w tym konkretnym układzie architektoniczno-urbanistycznym czuje się bardzo dobrze, jak ryba w wodzie – albo nawet jak ryba w Wiśle. Być może chęć ucieczki w przeszłość wynika naturalnie z historycznego wykształcenia autora, ale bardziej prawdopodobne, że to kwestia intuicji, która prowadzi go w głąb miejskiego labiryntu. Chmielewski lubi ten labirynt, dobrze mu we wspólnocie, w wielkomiejskiej zbiorowości, ponieważ posiada nad wyraz rozwinięty i rozbudowany dar obserwacji. Wie, gdzie nadstawić ucho. Jego proza właśnie tu ma swoje źródło; jest w znacznej mierze prozą realistyczną, ale zawiera w sobie pewną domieszkę symbolizmu i surrealizmu, jak również odrobinę czarnego humoru.
Ot, taki zwykły bohater, spacerujący po stolicy. Lubi przysiąść na ławce w Ogrodzie Saskim, pokręcić się po ulicach: Chłodnej, Krochmalnej, Elektoralnej, udać się na przechadzkę po Krakowskim Przedmieściu. Czytelnik – zarówno ten, który zna Warszawę, jak i ten, który jej nie zna, jeśli pozwoli się uwieść narratorowi, zawierzy mu, nabierze pewności, że ten się nie myli, bo przecież z dużą wprawą porusza się po ukochanym mieście. W pierwszym z opowiadań (Dworzec Centralny – kino Femina) autor zabierze nas w podróż tramwajem, w innych będzie to przeważnie spacer, ale prawie zawsze – wędrówka po mieście, w sensie geograficznym i historycznym, ale też psychologicznym, jako poznawanie osobistej historii miasta.
Przeszłość co rusz do nas powraca. Można by rzec, że to przeszłość jest przyszłością, skoro tamci, których znaliśmy dawno, wciąż powracają, pojawiają się na nowo. Powracają też dawni mistrzowie, prozaicy, którzy poprzez swoje niebanalne książki odcisnęli trwały ślad w światowej prozie (chociażby Isaac Bashevis Singer w opowiadaniu Podwórko czy Ernest Hemingway w Powinien się powiesić). Poprzez wędrówkę Chmielewski szuka klucza, by dotrzeć do serca miasta, do jego zawiłych losów i dramatów (choćby takich jak utworzenie, a potem likwidacja żydowskiego getta przez Niemców). Są w Warszawie takie ulice, związane właśnie z tamtymi tragicznymi wspomnieniami, z których zło nie odeszło, a tylko przyczaiło się i co rusz do nas powraca. W opowiadaniu Sylwia z Gibalaka autor wspomni między innymi o historii z ulicy Żelaznej, o słynnej zbrodni popełnionej w banku, już po transformacji ustrojowej, w wyniku której śmierć poniosły trzy kasjerki i ochroniarz.
Przy czym nie jest to książka, w której zło ma przewagę i zwycięża. Jest umiejętnie równoważone przez dobro lub choćby przez humor prezentowany przez autora. Jego poczucie humoru jest nad wyraz subtelne, niewymuszone, wydaje się oparte na prawdziwych wydarzeniach. Oto lata osiemdziesiąte zeszłego wieku (Gwiazdka za Żelazną Bramą). Historia znajomości z kolegą, który często zmieniał zainteresowania, profesje, miasta zamieszkania, który chyba uwierzył, że po upadku żelaznej kurtyny wszystko zależy od nas. Jest to historia pościgu za czymś, za czym w czasach odzyskanej wolności uganiało się wielu naszych rodaków: za karierą, sławą, pieniędzmi. Z fragmentów dialogów, wyrywkowych spekulacji i domysłów wyłania się portret bohatera naszych czasów, młodego mieszkańca dużego miasta, który pędzi przed siebie, właściwie nie wiadomo dokąd, a dla którego nawet Warszawa jest za mała, bo on ma rozdęte ego i wielkie, niezaspokojone ambicje. W żadnej rzeczy, którą wykonuje, nie widać konsekwencji. Raz więc jest kelnerem w Londynie, taksówkarzem w Warszawie, zdaje na Akademię Teatralną, pisze opowiadania w stylu Marka Hłaski albo i… Dziennik Nowojorski. Wszystko właściwie robi na pokaz, choć jest święcie przekonany, że w tym, co robi, jest dobry, oryginalny. Czytając to i inne opowiadania Chmielewskiego, czytelnik odnajdzie wśród otaczających go ludzi podobne, komiczne postacie, niespokojne, nerwowe, mało konsekwentne, które żyją w swoim fikcyjnym świecie, w swojej bańce. Ten wszędobylski bohater, nazwijmy go Światowiec, mówi tylko o sobie, mówi „Ja”, bo taki jest cały jego świat; jego świat to „Ja”.
Chmielewski lubi się przyglądać takim okazom, woli samemu pomilczeć, natomiast daje im się wygadać. Jego mocną stroną jest nie tylko wędrówka przez miasto, ale też psychologia, umiejętność obserwacji, a także zdolność prowadzenia dialogu. Pozwala swoim bohaterom, by to oni powiedzieli coś ciekawego, odkrywczego, niebanalnego, a nawet i niezbyt mądrego, ale zaskakującego. Rozumie też doskonale sens milczenia, wtedy gdy rozpadają się relacje i gdy bliscy sobie ludzie mają sobie już niewiele do powiedzenia (Silver Dragon).
Poza humorem w to znakomite opowiadanie wpisany zostaje też pewien niepokój, bo oto stali bywalcy tytułowej restauracji, ojciec i syn, już nie rozmawiają ze sobą tyle, co kiedyś. Ojciec nie jest najlepszym przyjacielem chłopca, jego rola się zmienia; ubolewa nad tym. Osłabienie ich więzi być może ma związek z okresem dojrzewania młodzieńca, z tym, że nastolatek ma już swoje tajemnice, którymi woli dzielić się z rówieśnikami. Ale czy tytułowy Srebrny Smok, z którym związana jest pewna legenda, pomoże im wyjść z impasu, przełamać barierę milczenia?
Im dłużej czyta się tę niewielkich rozmiarów książeczkę, tym jest ciekawiej. W kolejnych odsłonach Chmielewski przemyca refleksje, które go uwierają. W tekście Duch na Sobieskiego opowiada w pierwszej osobie historię everymana, mężczyzny, który wielokrotnie, wskutek różnych zmian organizacyjnych, masowych zwolnień, turbulencji na rynku pracy, traci posadę. Czujemy jego bunt, gdy mówi: „Byłem nieudacznikiem, który jak dotąd, a żyłem już ponad cztery dziesięciolecia, nie dorobił się znajomości, mogących pomóc ustawić się. Zakombinować tu i tam, uśmiechnąć się. Dostać posadę. Dlatego z nienawiścią patrzę na tych, którym się udało, którzy chełpili się tym, co osiągnęli, wynosili swoje zasługi na nie wiadomo jakie wyżyny, pełnymi ryjami czerpali satysfakcję ze swej zaradności i budowali system demokratyczny i wolnorynkowy, do wyrzygania”. Mężczyzna jawi się tu jak słabeusz, któremu doskwierają kolejne porażki. Również w sferze damsko-męskiej bohater przegrywa, nie korzysta z propozycji Izold o Jasnych Włosach, nie pójdzie z nią do jej mieszkania. A więc gorycz i złość, porażki, które się kumulują, a którym towarzyszy stan depresji i beznadziei. Potęguje go nietypowe hobby bohatera – ostrzenie rosyjskiego bagnetu – które naprowadza czytelnika na ewentualne dalsze losy sfrustrowanego mężczyzny, choć nie daje żadnej jednoznacznej odpowiedzi, do czego ten zmierza: czy weźmie w nim górę postawa autodestrukcyjna, czy może poprzez tę dziwaczną czynność autor daje nam do zrozumienia, że bohater szykuje się do walki – do walki o to, by zadbać o swoje życie, wyjść na prostą.
Choć każde z dwudziestu sześciu opowiadań zawartych w zbiorze jest inne, książka wciąga czytelnika, bo – tak przynajmniej się wydaje – stoi za nimi zwykły, autentyczny człowiek, który niczego nie udaje, nie sili się na oryginalność, niczego na siłę nie kreuje. I dlatego stosunkowo łatwo mu opisywać losy fryzjerki (Doczka), księdza (Magiczna Śpiewająca Harfa), pracownika biurowego, bibliotekarza (Duch na Sobieskiego), wyszywaczki makatek (Ryby stają się drzewami); zwykłych ludzi, którzy w swoich małych wspólnotach przeżywają upadki i wzloty, tracą pracę, martwią się o swoje dzieci, zakochują się, popadają w depresję bądź wychodzą na prostą. Autor często pozostawia ich historie otwartymi, nie stara się nadmiernie puentować, zdając sobie sprawę, że nie taka jest jego rola, że jest świadkiem jedynie wycinka większej całości. Doświadczenie podpowiada mu, że zło prawie zawsze można naprawić, ale nie dzieje się to samo z siebie, lecz poprzez pracę i wysiłek: zmianie musi towarzyszyć autentyczna chęć, która zawsze ma charakter duchowy.
Chmielewski pokoleniowo należy do grona tych pisarzy, na których stan wojenny i towarzysząca mu katastrofa gospodarcza lat osiemdziesiątych XX wieku zrobiły ogromne wrażenie, skoro powraca do tamtych wydarzeń (Krwawy nosek). Także na tamto systemowe zło odpowiedzią było dobro, wspólnota, zaangażowanie duchownych na rzecz zwykłych ludzi, podtrzymywanie ich na duchu. Taka atmosfera jest obecna na kartach tej książki, ponieważ bohater z chęcią odwiedza Boże przybytki, oddaje się modlitwie, podpatruje wiernych. Wiara jest odpowiedzią na zło, na słabości, na upadki. I chyba tym bardziej bolą go wydarzenia, które miały miejsce w 2020 roku w całej Polsce, gdy doszło do aktów wandalizmu w świątyniach, kiedy „lud szczery zaatakował świątynie katolickie, na ścianach malowano hasła, przyklejano plakaty. Aktywiści zakłócali msze święte, na ulicach czternastoletnie dziewczyny domagały się powszechnej dostępności o aborcji” (Gwiazdka za Żelazną Bramą). Autor przecież niczego nie wymyśla, a jedynie na swój lekko ironiczny sposób komentuje prawdziwe wydarzenia, a samo już zestawienie czternastoletniej dziewczyny i aktu aborcji jest znamienne. Bycie wolnym to stan o wiele bardziej skomplikowany, niż nam się powszechnie wydaje, bo przecież to przede wszystkim odpowiedzialność, również za przyszłe pokolenia. Nie każdy z tej wolności potrafi zrobić właściwy użytek.
Ten ironiczny ton, pełen humoru, czasami prześmiewczy, jeszcze lepiej wybrzmiewa w opowiadaniu Powinien się powiesić. To historia pisarza, autora kryminałów, który pisze rzeczy banalne, a czasami, kiedy nie ma weny, kupuje gotowce od niejakiego Eryka, chłopaka uzależnionego od narkotyków, a potem je tylko umiejętnie przerabia. Pisarz kiedyś miał ambicje, teraz już pisze tylko dla pieniędzy, żeby nie być gorszym od swojej dobrze zarabiającej żony, żeby zarobić dla córki na zagraniczne studia, na nowy samochód i na utrzymanie domu w Wilanowie. Zdaje się jeszcze mieć świadomość sytuacji, w jakiej się znalazł, a nawet dobrze rozumie, że bardziej jest już wyrobnikiem niż artystą, że jego odpowiedzialność polega na dostarczeniu gotowego produktu, za który nawet może oczekiwać sowitej zaliczki. W to spokojne, siermiężne życie wchodzi pani sprzątająca z Ukrainy, Irina. Ona zajmuje się domem pseudopisarza. Emigrantka jest naturalna i szczera, autentyczna i dobra, co możemy wnioskować choćby z faktu, że jednemu Polakowi, swojemu dawnemu facetowi, uratowała życie, gdy ten chciał się powiesić. I znów – mężczyzna żyjący w spokojnym, demokratycznym kraju okazuje się słabeuszem, a kobieta, emigrantka z kraju ogarniętego przez wojenne niepokoje, jest siłaczką, z wielką siłą dobra i spokoju.
Opowiadania te możemy również odbierać jako przykłady inteligentnej krytyki systemu liberalnego, systemu, który był marzeniem, gdy przyszło nam żyć jeszcze za żelazną kurtyną, ale z chwilą odzyskania wolności okazało się, że ma on wiele wad, a jedną z nich jest upadek tego, co dobre, zacne, tradycyjne, wysublimowane, na rzecz tego, co łatwe i tanie, co popularne i kiczowate. Pieniądze stały się wyznacznikiem sukcesu, wszystko jest na sprzedaż, triumf święci tandeta. Kłamstwo ma się dobrze, a człowiekowi pozostaje coraz większa rozterka, że kiedyś być może było biedniej, ale bardziej wspólnotowo; kiedyś było po prostu inaczej.
Wojciech Chmielewski, Sylwia z Gibalaka i inne opowiadania, Arcana, Kraków 2023.