Nowy Napis Co Tydzień #022 / Dedykowane ziemi, wywiedzione z lasu
1.
Bohaterka nowych wierszy Małgorzaty Lebdy jest mieszkanką wsi, zaś we Włosie Bregueta Jacka Podsiadły występuje postać, która przez wieś przechodzi. Pojawienie się włóczęgi wiele zmienia, przez chwilę robi się tak, „jakby wiatr przekreślał swoje wyroki”
Ten tomik zasługuje na więcej uwagi, tyle tam jeszcze ciekawych, subtelnie zaplecionych wątków (koniecznie rozpatrz, przyszły czytelniku, doniosły wątek pszczelarski, scedowania przez ojca na córkę tajemnic rzemiosła i tak dalej). O jednym, końcowym, słów kilka, bo związał mi się w wyobraźni z książką Dawida Mateusza pod tytułem Stacja wieży ciśnień. Są to właściwie słowa Hansa Magnusa Enzensbergera, lecz przywołane przez debiutanta stają się jego słowami, już sugerując pewne tropy interpretacyjne. Chodzi o motto otwierające tomik Mateusza: „odrzuć książkę/ i czytaj”
Co w takim razie mam przeczytać z Mateusza, odrzucając jego książkę, rezygnując z dosłowności? Co mi chce pokazać tym szerokim ruchem ręki, zakreślając przestrzeń znacznie większą niż książka? Czy były student dziennikarstwa chce mnie zachęcić do uważniejszego czytania społeczno-politycznej rzeczywistości, do przełamania lirycznego gestu czymś publicystycznym?
Każdy ma taką stację, z jakiej chce mu się nadawać. I odbierać. Mateusz pokazuje, jak trudno rozdzielić to, co liryczne od tego, co polityczne. Jego najczystsze wzruszenia dotyczą sfery kreowanej przez media relacjonujące wydarzenia na Ukrainie. To jest jego „gałązka jabłoni”. I choć robi poezję z medialnych szumów, to paradoksalnie brzmi ona czysto i wiarygodnie. Być może nie ma bardziej bałamutnego pojęcia niż „wiarygodność”, ale posługuję się nim świadomie, celebrując odbiór na wyczucie, podkreślając intuicyjność tego czytania.
Intuicja mówi mi, że wbrew pozorom młodego Mateusza ze starym Podsiadłą łączy o wiele więcej, niż tylko motyw wieży ciśnień i kwestia wysyłania czegoś na falach eteru. Mateusz wyobraża sobie, że coś nadaje z radiostacji na wieży ciśnień, zaś Podsiadło rzeczywiście codziennie nadaje ze swojego domowego radia „Studnia”. To, co łączy najmocniej, wiąże się z przekonaniem, że wiersz jest miejscem spotkania prywatnego z publicznym, lirycznego z publicystycznym, a sztuka polega na łagodzeniu – u Lebdy była to powściągliwość, dystans, tu raczej tonowanie, wzajemne udostępnianie się (czy współwystępowanie) nadwrażliwości i społecznej pasji. Podsiadło we wspomnianym tomie kieruje ją w stronę wykorzystywanych dzieci, cierpiących zwierząt i pamięci holokaustu, natomiast Mateusz wsłuchuje się w „nastroje panujące w tym kraju nad Wisłą” i „u naszych sąsiadów na Ukrainie”
Co ciekawe, te publiczne tematy u obydwu przeplatają się i rezonują z treściami najbardziej intymnymi, bowiem obydwa tomiki są w istocie peanami na cześć miłości i bycia we dwoje; niejeden bardziej sugestywny w nich fragment powstał z uniesienia i czułości (zręcznie tuszowanych u Mateusza i zupełnie nie, co jest bardzo piękne, u Podsiadły), uczuć kierowanych do Moniki (Mateusz) i Magdy (Podsiadło).
Ale co z tym włóczęgą idącym przez wieś? Załóżmy, że przez Żeleźnikową Wielką
Powoli, gęsiego, swobodnym rozkołysanym krokiem
ludzi, którzy się właśnie najedli i których
ani czas, ani żadne inne sprawy nie naglą, włóczędzy
wyszli z zarośli, zeszli po niewysokiej glinianej skarpie
na tory kolejowe i bez pośpiechu powędrowali szynami
w kierunku wieży ciśnień”Choć autor tego nie podaje, trzeba zaryzykować twierdzenie, że cytowany fragment został przetłumaczony przez Zofię Kierszys i pochodzi z książki Thomasa Wolfe’a wydanej w 1962 roku przez PIW pod tytułem Włóczędzy o zachodzie słońca i inne opowiadania. [11],
zaś w następnym wierszu włóczędzy, odnosząc się do niepotrzebnej śmierci zwierząt, do tych wszystkich rozsianych wokół nich zwłok, widzą za zakrętem „kościół w pobliżu wieży ciśnień”. To ich orientuje w przestrzeni, każe wznieść oczy do góry. Jeden z nich widząc te znaki wyniesienia i transcendencji (kościół, wieża), całą swoją uwagę ostentacyjnie poświęca temu, co poniżone, gorsze, zwierzęce, „plując na śmierć”
Bohater wierszy Mateusza też na coś pluje i wtedy tym na dole wydaje się, że pada deszcz. Poważniej mówiąc: jego cele są podobnie demaskatorskie. Świat staje się w oparciu o permanentną przemoc – większości w stosunku do mniejszości, systemów w stosunku do jednostek, ludzi w stosunku do zwierząt, roślin i tak dalej. Upowszechnianie tej świadomości wyznacza cele działania współczesnego poety. Można to nazwać rysowaniem potencjalnej linii obrony tego wszystkiego, co samo obronić się nie może.
W wierszu Magda zakłada pończochy samonośne Jacek Podsiadło napomina: „Powiedzcie dziennikarzom, że zdarzenia muszą się odstać”
Mnie w tej chwili najbardziej przekonuje cicha odpowiedź Małgorzaty Lebdy. A wyobrażam ją sobie tak. Zdarzenia poety, te prawdziwe, głębokie, rozgrywają się obok zdarzeń dziennikarza, dochodząc do skutku w zupełnie innym, autonomicznym języku. Dlatego tomik poświęcony ojcu zadedykowałam ziemi.
2.
Następną książkę (Sny uckermärkerów) Lebda poświęciła siostrom, ich wolności skojarzonej z dzikością i czymś zdecydowanie wykraczającym poza katolicki ład kulturowy. On, owszem, określa to, co dzieje się w Żeleźnikowej Wielkiej, ale wydaje się jedynie sugestią pewnej poprawności. Pod przykrywką tej formy buzuje pogańskie życie, układające się wedle tajemniczych, jakby szamańskich, dziewczęcych rytuałów. Dlatego każdy wiersz tego tomu zawiera w swoim tytule słowo „zbliżenie”, bo rzeczywiście zbliża się wzrok, schodzi coraz głębiej, nie ufając zwyczajowej powierzchni. Widzimy, jak siostry oddalają się od oficjalnego kościoła („wystawiają języki Maryi”
3.
Dopisałbym do tej wrażliwości i to, co znajduję w utworach Urszuli Honek. W ostatnim wierszu wspomnianego tomiku Lebdy pojawia się słowo „choroba” na oznaczenie nadwrażliwości i dzikości „sióstr” – u Honek również przywołuje się to słowo, mówiąc o odmienności bohaterki, nie mieszczącej się w przyjętych ramach bytowania małej wspólnoty, za to doskonale rozumiejącej przyrodę i to, co pierwotne, „rozmawiającej ze zwierzętami i dziećmi”
byłam ufna jak koty garnące się do piersi mojej
matki, gdy niosła je do ciemnej, gęstej gnojówki”U. Honek, Pod wezwaniem, Poznań 2018, s. 17. [22].
Organiczność emocji, jeśli tak mogę to określić, łączy bohaterów ludzkich i zwierzęcych, zupełnie podobna substancja psychiczna krąży między istnieniami
głupia, brzydka dziewczyna, co chodziła po lasach,
straszyła kogo popadnie”U. Honek, Pod wezwaniem, Poznań 2018, s. 7. [28].
U takich poetek jak Małgorzata Lebda, Urszula Honek, Paulina Pidzik, czy mniej znanych – Justyny Koronkiewicz
wierzę że należy pospiesznie zapisywać zadrapania ciernie i mszyce
na gałęziach zimnego lasu”M. Lebda, Granica lasu, Poznań 2013, s. 9. [32].
Stopień intensywności tych wynurzeń i leśno-łąkowych wcieleń (żywiących się dalekim echem Leśmiana), te prowokacyjne słowno-przyrodnicze akcje odsyłają do dominującej w tym pokoleniu wyjątkowej wrażliwości ekologicznej. Nawiązują także nić porozumienia z wcześniej działającymi poetkami, z istniejącymi w ich wierszach śladami podobnego wyczulenia. Myślę na przykład o Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej, Urszuli Kozioł, Wisławie Szymborskiej, Annie Kamieńskiej, Małgorzacie Hillar, Halinie Poświatowskiej, Helenie Raszce, Teresie Ferenc, Krystynie Miłobędzkiej, Bogusławie Latawiec, Mariannie B. Kielar, Marzenie Brodzie, Annie Piwkowskiej.
4.
Przypominam sobie też wiersze mniej znanych postaci. Na przykład Miry Kuś, na wiele lat przed opisywanymi tu młodszymi poetkami stwarzającej w swojej liryce taki wariant bycia, w którym na pierwszy plan wysuwano przyrodę i jej intensywne współodczuwanie. „Są jeszcze ludzie na tym świecie słyszący radosną i złotą trąbkę kaczeńców w kwietniu”
Porozumienie bohaterki wierszy Kuś ze światem kłączy, płatków, korzeni, koron i kor jest zdumiewające. Po doświadczeniach awangardy wielu sądziło, że powrót do ekstatycznie przeżywanego rustykalizmu (i to w sercu wielkiej aglomeracji miejskiej) już nie jest możliwy, a tu w co drugim utworze otwierają się drzwi prowadzące do zmyślonego lasu i w niezmyślony gąszcz świeżych jak poziomki słów. Przed laty pisałem, że Mira Kuś tworzy jedną z ostatnich tak intensywnie pogańskich i roślinnych poezji. Nie sądziłem, że te słowa zdezaktualizują się tak szybko. Jej następczynie idą jeszcze dalej i śmielej w głąb lasu, nie wahając się przed odkrywaniem jego mrocznych tajemnic, ujawnianiem rozwleczonych ludzkich i zwierzęcych kości. Kuś pisała, że
w ciszy lasu
rosną odpowiedzi
na które nie ma pytańM. Kuś, O, niebotyczna góro garów, Kraków 2004, s. 54. [36],
natomiast przed czytelnikiem wierszy Lebdy, Honek czy Pidzik tych pytań coraz więcej. O zwierzęta pośród ludzi, o rośliny pośród zwierząt, o współczucie i współdziałanie, o równowagę, której zachowanie staje się palącą potrzebą chwili.
Przypisy
- J. Podsiadło, Włos Bregueta, Poznań 2016, s. 18.
- R. Wiśniewski, Psalm do św. Sabiny, Brzeg 2016.
- A. Kopkiewicz, Sierpień, Kraków 2015.
- M. Lebda, Matecznik, Poznań 2016, s. 9.
- D. Mateusz, Stacja wieży ciśnień, Stronie Śląskie 2016, s. 5.
- Ten cytat i wcześniejszy: M. Lebda, Matecznik, s. 46.
- D. Mateusz, Stacja…, tekst na okładce.
- Miejsce urodzin Małgorzaty Lebdy, określające przestrzeń doznawaną przez bohaterkę wielu jej wierszy.
- M. Lebda, Matecznik, s. 38.
- Opowiadanie Thomasa Wolfe’a (kogoś w rodzaju amerykańskiego Edwarda Stachury), który żył w latach 1900–1938.
- Choć autor tego nie podaje, trzeba zaryzykować twierdzenie, że cytowany fragment został przetłumaczony przez Zofię Kierszys i pochodzi z książki Thomasa Wolfe’a wydanej w 1962 roku przez PIW pod tytułem Włóczędzy o zachodzie słońca i inne opowiadania.
- Ten cytat i wcześniejszy: J. Podsiadło, Włos…, s. 26
- Tamże, s. 28.
- M. Lebda, Sny uckermärkerów, Poznań 2018, s. 7.
- Tamże, s. 27.
- Niekiedy bohaterki wierszy Lebdy, Pidzik, Honek, Fiedorczuk, Witkowskiej, Kawczyńskiej i wielu innych, te nadwrażliwe, współczujące dziewczęta, przypominają Nietzschego w pamiętnej scenie całowania i przytulania pobitego zwierzęcia, jednoczenia się w cierpieniu: „oto na początku stycznia roku 1889, na jednej z turyńskich ulic, filozof rzuca się na szyję okładanego batem konia, po czym traci przytomność, popada w obłęd, z którego nie wyzwoli się aż do śmierci” (D. Czaja, Zasypie wszystko, zawieje. Eschatologia Tarra, [w:] Scenariusze końca. Zmierzch, kres, apokalipsa, pod red. Dariusza Czai, Wołowiec 2015).
- Choćby tak, jak to dzieje się w utworze Izabeli Kawczyńskiej: „Za lasem jest rzeźnia. Wyczuwam ją w każdym oddechu,/ jak rozkrojony, szkarłatny kamień/ albo zbliżającą się ku nam pięść mordercy,/ ale ten kamień, wiesz, on potrafi zrodzić owoc albo kwiat./ Słyszę płacz cieląt i nie mogę zasnąć. Piję mleko i rzygam, biały jest świt” (I. Kawczyńska, Chłopcy dla Hekate, Łódź 2014, s. 45).
- Jeśli chodzi o ostatnio czytane tomiki, tony podobnego współczucia odnajduję w książce Macieja Bobuli pod tytułem Wsie, animalia, miscellanea, Warszawa 2018.
- U. Honek, Pod wezwaniem, Poznań 2018, s. 6.
- W pewnym sensie poezja tego typu „szuka zapomnianego głosu stłumionych mitologii” (M.K.E. Baczewski, Izabela Kawczyńska – poetka nienewtonowska, „Fraza” 2010, nr 3–4, s. 310).
- K. Kawczyńska, Chłopcy dla Hekate, Łódź 2014, s. 42.
- U. Honek, Pod wezwaniem, Poznań 2018, s. 17.
- Bohaterka wierszy Joanny Fligiel przeświadczenie to „odziedziczyła” po matce (powstaje sugestia istnienia odwiecznej żeńskiej wrażliwości dotyczącej empatycznego i intuicyjnego związku ze zwierzętami), którą zapamiętała jako osobę zatrzymująca autobus, aby ten nie przejechał żaby. Wiersz Luźne uwagi o mojej matce kończy pointa: „Moja mama kocha psy, koty, żaby i mężczyzn./ W tej kolejności” (J. Fligiel, Rubato, Brzeg 2018, s. 63).
- Formy zapisu owego współodczuwania przybierają różne kształty. Wersja wstrząsu w wydaniu Izabeli Kawczyńskiej oscyluje między czymś archetypicznym a neurotycznym: „Najpierw przybiegły zwierzęta. Obdarte ze skóry,/ szukały w naszych ciałach schronienia. I byliśmy/ bardziej zwierzętami” (I. Kawczyńska, Largo, Olkusz 2009, s. 28).
- M. Lebda, Sny uckermärkerów, Poznań 2018, s. 8.
- M. Lebda, Granica lasu, Poznań 2013, s. 9.
- Tamże.
- U. Honek, Pod wezwaniem, Poznań 2018, s. 7.
- J. Koronkiewicz, Szamanka, Poznań 2016; Naturalna kolej rzeczy, Zielona Góra 2019.
- G. Wojcieszko, Zaklinanie, Strzelin 2016.
- „Nie ma już też symbolicznego trójkątnego oka, jest ogromny Bóg i wnętrze Jego ogromnej dłoni. Transcendencja ulokowała się w «krajobrazach pojemnych jak morze» – w lesie, ogrodzie, oceanie. Zważywszy na to, że «koniec świata polegał na przejściu od zewnątrz do wewnątrz» (Riding), poetyckie wizje Fiedorczuk przypominają patrystyczną koncepcje apokatastasis. Skoro nie ma nieba, zaświaty wracają w obręb świata” (M. Glosowitz, Baśń podszyta ciałem, „Opcje” 2006, nr 4, s. 96).
- M. Lebda, Granica lasu, Poznań 2013, s. 9.
- K. Maliszewski, W oficynie, Odra 2002, nr 1, s. 123.
- K. Maliszewski, W oficynie, Odra 2002, nr 1, s. 123.
- M. Kuś, O, niebotyczna góro garów, Kraków 2004, s. 54.
- M. Kuś, O, niebotyczna góro garów, Kraków 2004, s. 54.