Nowy Napis Co Tydzień #238 / Efekt huty
Pomysł na uczynienie miejsca czy budynku bohaterem powieści nie jest rzecz jasna nowy. W przypadku Ciała huty Anny Cieplak mowa jednak nie o zwyczajnym budynku, ważnym dla niewielu. Autorka snuje swoją historię – a raczej kilka przecinających się i zapętlających historii – na zapierającym dech tle Huty Katowice, ogromnego ciała-projektu, modelowego zakładu pracy z czasów Gierka. Nie sposób w kilku słowach opisać, jak wielka, znacząca politycznie i gospodarczo była ta huta i jak wiele wniosła w owym czasie nie tylko w życie społeczności Zagłębia Dąbrowskiego i Śląska, lecz także całego kraju. Cieplak próbuje zmierzyć się z jej konkretem i jej mitem, a wszystko to osadza, jak zwykle, w doskonale naszkicowanych kontekstach historycznych, społecznych i, z braku lepszego sformułowania, obyczajowych.
Przedstawienie historii dąbrowskiej huty krok po kroku – bo, jak chyba każdy wie, Huta Katowice wcale nie powstała w Katowicach, lecz w Dąbrowie Górniczej – sprawiłoby, że opowieść stałaby się schematyczna, a tego Cieplak nie lubi. Dlatego pisarka umieszcza całą opowieść, od wbicia pierwszej łopaty na przedmieściach Dąbrowy po czasy potransformacyjne i przejęcie zakładu przez Arcelor Mittal, na kilku przenikających się planach czasowych. Autorka postępuje tak właściwie w każdej swojej powieści (wyjątkiem jest Lekki Bagaż): wypuszcza w świat wielu bohaterów i narratorów, którzy jedynie pozornie egzystują równolegle, a ich ścieżki się nie przecinają. Zazwyczaj okazuje się, że ich historie są silnie splecione, a fabuła rozwija się w najmniej oczekiwanym kierunku.
Nie inaczej jest w Ciele huty. Mamy tutaj przynajmniej trzy plany czasowe: czas budowania huty, czas jej udanego funkcjonowania oraz bliżej nieokreślone „dziś” ‒ rozciągającą się przynajmniej na kilka lat teraźniejszość po przekształceniach własnościowych w hucie i zwolnieniu rzeszy pracowników. Plany te przenikają się z jeszcze przynajmniej dwoma innymi: wspomnieniami z czasów licealnych czy studiów jednej z bohaterek oraz wyjazdów wakacyjnych dwóch najważniejszych dla powieści rodzin. Jak zwykle u Cieplak czasami potrzebujemy chwili, by zorientować się, kto mówi i kiedy właściwie dzieje się akcja danego podrozdziału. A podrozdziały przeplatają się gęsto, autorka przeskakuje pomiędzy planami czasowymi i bohaterami, czasami nawet zbyt pospiesznie.
Najbardziej udane fragmenty opowieści to te mówiące o powstaniu huty. Czytając zgrabne, nieoczywiste zdania Cieplak, nieomal czujemy tamte emocje. Oto na pustym polu po wykarczowaniu lasu powstaje ogromny projekt dla całego narodu, zakład-potwór, fabryka karmicielka, matka wszystkich fabryk. Budowniczy huty i jej pracownicy wręcz modlą się do Wielkiego Pieca, serca i mózgu huty. To on rodzi, tworzy i karmi. Autorce wspaniale udało się oddać sceny oczekiwania na pierwszy spust surówki, a także tak zwany „efekt huty”: fizjologiczne, ale jednocześnie także psychiczne poczucie ogromnej miłości do zakładu, wręcz „zakochania się” w nim. Robotnicy widzą łuny i zorze, czują ciepło huty-matki. Pracują ponad siły, pomimo wewnętrznych konfliktów i surowych warunków, bo wówczas nie ma dla nich nic ważniejszego.
Dobrze widać, że Cieplak spędziła wiele czasu na badaniu dziejów huty, przeglądała nie tylko prasę z lat siedemdziesiątych, lecz także prywatne albumy rodzinne. Widać także jak na dłoni, że temat istnienia, rozkwitu i przemian huty jest bliski jej samej – pochodzi z Dąbrowy Górniczej i nie straciła kontaktu z tym regionem. Dlatego opisywane przez nią bohaterki (bo Cieplak lepiej tworzy postaci kobiece; jej mężczyźni, zwłaszcza ci młodsi, są bardzo empatyczni i przez to chwilami niewiarygodni), na przykład Ewa i Ula, których losy śledzimy, są jak nasze matki czy ciotki: stereotypowe, ale jednocześnie wyłamujące się wielu założeniom na temat tego, co kobieta „powinna”. Udomowione, ale niezależne, pracowite i nade wszystko zakochane w Hucie Katowice. „Efekt huty” trwa wiele lat i jest widoczny nawet w życiu tych bohaterek, które już w niej nie pracują. Cieplak przedstawia te kobiety i ich emocje wiernie, uczciwie, czule.
Gdybym miała odpowiedzieć na pytanie, o czym, oprócz, rzecz jasna, samej huty, jest ta książka, to powiedziałabym, że o przyjaźni. Śledzimy przyjaźń Ewy i Uli od 1972 roku, kiedy wbito pierwszą łopatę pod budowę huty, aż po lata 2010–2015, a nawet po czasy covidu. Jednocześnie w opowieści pojawia się zupełnie nowy, dodatkowy plan – historia Mai, córki Uli, która całe życie lawiruje wokół huty, towarzysko, rodzinnie, a ostatecznie także zawodowo (pracuje w biurach Mittalu, czyli huty po jej przejęciu i okrojeniu – w całej powieści zresztą cały czas powraca żywo temat tożsamości huty: czy Mittal to „prawdziwa huta”, „ta sama huta”?). Maja jest jedyną bohaterką, która wypowiada się w pierwszej osobie. W każdej książce Cieplak jest jedna taka bohaterka, trochę chyba alter ego autorki.
Ciało huty uwidacznia odrębną tożsamość zagłębiowską – bardzo to doceniam, bo spędziłam ostatnią dekadę w tym regionie i wiem, jak bardzo dla ludzi „z Polski” bywa on nieodróżnialny od Górnego Śląska. Sosnowiec, Dąbrowa Górnicza, Będzin, Zawiercie – to wszystko miasta Zagłębia. Mają swoje tradycje, potrawy (słynne pieczonki-prażonki, które pojawią się w powieści kilkakrotnie), nie posługują się językiem śląskim. Dąbrowa to dla autorki ciasno splecione uniwersum osiedli, na których wszyscy się znają, z kiedyś lub z teraz – bo wszyscy pracowali w hucie.
Zawsze przeglądam inne recenzje i opinie o książce, którą czytam. Nie dlatego, że potrzebuję upewnić się w „słuszności” własnego kierunku interpretacji, ale dlatego, że chcę poznać zdanie innych czytelników, zwłaszcza przypadkowych, tych, do których w zamyśle kierowane są takie powieści. Książki Cieplak spotykają się z różnymi rodzajami opinii: od zachwytów po lekceważące uwagi, że to „literatura dla dziewcząt”. To ostatnie sformułowanie podrzuciło mi pewien trop i potwierdziło intuicję, którą miałam, ale nie potrafiłam nazwać. Tak, Cieplak pisze „dla dziewcząt”, „dla młodzieży”, robi to jednak trochę jak Krystyna Siesicka, doskonale przedstawiając realia czasów, które opisuje, a także uczucia i potrzeby swoich bohaterów – a zwłaszcza bohaterek.
Powieść nie unika tematu molestowania seksualnego, obecnego zarówno w zakładzie pracy, jak i na uniwersytecie. Zawsze przy wykorzystaniu relacji władzy w układzie „starszy mężczyzna, który może coś zabrać/ukarać za nieposłuszeństwo” versus „młoda, podlegająca mu kobieta”. To zgrany motyw, ale wciąż potrzebny. Cieplak czyni z solidarności kobiet i ich wzajemnego wsparcia w sytuacji nadużywania ich ciał przez silniejszych jeden z toposów opowieści. Pojawia się w niej także seks jako taki, opisany z detalami, lecz niewulgarnie. To jeden z powracających elementów tworzenia postaci przez tę autorkę, która nie pomija żadnych szczegółów – ani pogody, ani zjedzonych potraw, ani rozproszonych myśli, ani fizjologii. Łatwo byłoby w ciemno rozpoznać książkę Cieplak właśnie po takim prowadzeniu narracji.
A huta ‒ co z hutą? Bohaterowie Cieplak mówią, że „najpierw oddawało się jej serce, potem wątrobę, a na końcu dostawało od niej tylko schorowane ciało”. Ta opowieść powraca w książce jak transowa mantra – autorce udało się je wyraźnie uchwycić, w czym, znowu, pomogło pochodzenie z miasta, którego mieszkańcy rozumieją skomplikowane uczucia pracowników huty. Bardzo ciekawym wątkiem jest też pojawiająca się w powieści „Księga Czynów” – lista oczekiwań, a raczej żądań pracownic huty w stosunku do wykorzystującego je dyrektora. Nie są one formułowane na zasadzie osobistej rekompensaty za doznane krzywdy, lecz mają większy, kolektywny cel – na przykład główna bohaterka Ewa żąda, by w pięćdziesiąt lat po wbiciu pierwszej łopaty pod hutę, czyli w 2022 roku, powstał ośrodek dla „kobiet i mężczyzn huty, którzy doznają największego upadku”. Tak, jakby jako młoda dziewczyna przewidywała, że huta rozpadnie się, zawiedzie. To najbardziej baśniowy, niezbyt realny wątek, ale w jakiś sposób wzruszający.
Opisane w powieści kolejne pokolenie okazuje się nasiąknięte potransformacyjnym liberalizmem i potrzebą samostanowienia. Wzrusza je miłość rodziców do huty, ale jednocześnie młodzi przejmują jako własne wszystkie obiegowe interpretacje nowych czasów, w które po 1989 roku obrosła historia takich zakładów. O hucie mówią zatem, że była zbyt wielka, przeskalowana, zaprojektowana ze zbytnim rozmachem, że podczas budowy kradziono materiały, by budować w okolicy wille dygnitarzom, a hutę sklecić z byle czego, byle stała. Ten dwupokoleniowy odbiór tych samych miejsc i zdarzeń także udało się autorce pokazać w ciekawy sposób. Przekształcenia huty nie sprawiły pracownikom i byłym pracownikom ulgi ani nie dały poczucia zamknięcia historii. Przyniosły bezrobocie, alkoholizm i konieczność nieskładnego poszukiwania siebie w zupełnie innej rzeczywistości.
Dużo w Ciele huty czułości, intymności. Uczuć do zakładu, miasta, osiedla. Do siebie nawzajem. Jednocześnie jednak powieść pokazuje, że każda miłość jest trudna. Czasem trwa tylko siłą rozpędu, jednostronnie, czasem po latach nie jest już tym, czym była. Czasem wydaje się absolutnie niemożliwa. Dotyczy to zarówno miłości do budynków i miejsca pracy, jak i miłości ludzi do siebie nawzajem. Ona też miewa datę przydatności do spożycia.
Czytajcie Ciało huty. Ma pewne wady, ale dawno nie było tak głębokiej powieści o pracy i jej ludziach.
Anna Cieplak, Ciało huty, Wydawnictwo Literackie 2023, s. 340.