Nowy Napis Co Tydzień #238 / Chorografowie byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego
Florian Czarnyszewicz Michał Kryspin Pawlikowski Józef Mackiewicz
Wstęp
Literaturę na temat dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego zwykło się, i słusznie, czytać przede wszystkim jako zapis historycznego doświadczenia, kroniki wydarzeń, małych historii, które składają się na wielką historię XIX i XX wieku, czasem wieków wcześniejszych. Jest to literatura naznaczona stratą, ale także wiążąca się z odzyskiwaniem dla pamięci miejsc, do których z różnych przyczyn długo nie było dostępu. Przyczyny te są znane – kolejne zmiany terytorium państwa polskiego w XX wieku, traumatyczne okupacje II wojny światowej oraz deportacje, przemieszczenia ludności po I i II wojnie światowej, długie odcięcie, izolacja kultury polskiej od tak zwanych dawnych ziem wschodnich, zniszczenia materialne – i obłożenie cenzurą pisania o historii tych ziem w komunistycznej Polsce.
Dawne Wielkie Księstwo Litewskie stanowiło konglomerat narodowości i religii, a z czasem narodowych politycznych aspiracji zmieniających się w poważne konflikty, które zniszczyły jego spadek od wewnątrz. Józef Mackiewicz tak opisywał ten stan rzeczy:
Co do Księstwa Litewskiego, to tragizm jego sytuacji polegał na tym, że niezależnie od administracyjnego podziału narzuconego z zewnątrz przez imperium rosyjskie dokonywał się rozbiór wewnętrzny, niejako w drugiej płaszczyźnie, a właściwymi rozbiorcami stali się Polacy, Litwini i Białorusini. Sukcesor do całości się nie zgłosił. [...] Wina strony polskiej jest tu może z ciężaru gatunkowego największa. W dobie porozbiorowej strona polska była pierwotnie praktycznie jedyną stroną, która mogła podjąć myśl o odrodzeniu suwerennego Księstwa i jego państwowo-kulturalno-gospodarczej niezależności. Gdyż sukcesorowie po spuściźnie całości ziem Wielkiego Księstwa mogli się byli przez długi czas znaleźć wyłącznie w szeregach jego faktycznych właścicieli, to znaczy szlachty, później inteligencji
J. Mackiewicz, O pewnej ostatniej próbie i o zastrzelonym Bujnickim, „Kultura” 1954, nr 11 (85), s. 11. [1].
Rozpoznane przez krytykę tematy literatury dotyczącej Wielkiego Księstwa Litewskiego skupiają się wokół problemów wielości kultur i religii tego kraju. Aleksander Fiut, pisząc o literaturze Wielkiego Księstwa, podzielił ją na cztery kręgi dyskursu ze względu na sposób, w jaki literatura problematyzowała to historyczne doświadczenie wielości kultur i ich losów: dyskurs genealogiczny, „który odsyła do innego niż nowożytne rozumienia identyfikacji narodowej”; dyskurs symbiozy, „który charakteryzuje celowe zaciemnianie różnic narodowościowych i kulturowych, akcentowanie uniwersalnego charakteru doświadczeń historycznych”; dyskurs oblężonej twierdzy, „który wyostrza to, co dzieli”, oraz dyskurs katastroficzny, „który równa wszystkich już nie tyle w dziele harmonijnego współtworzenia, ile nieuchronnego unicestwienia”
Zauważona również została różnica między literaturą dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, która powstawała w komunistycznej Polsce, i literaturą powstającą poza krajem, na emigracji po II wojnie światowej. Utwory literackie w kraju, stroniąc pod naciskiem cenzury od nazywania konkretnych faktów, okoliczności i miejsc, unikały realizmu. Tworząc prywatne mitologie związane z mitem Arkadii, Raju utraconego (na przykład Tadeusz Konwicki) czy aluzyjnie wciągając w swą orbitę mesjanistyczną symbolikę (na przykład Włodzimierz Odojewski) w pewnym sensie kompensowały ten brak realistycznego obrazowania. Utwory pisane na emigracji skupiały się przede wszystkim na skrupulatnym opisywaniu faktów i wydarzeń historycznych, biograficznych oraz – odtwarzaniu miejsc. Symbol, alegoria i mit są w nich obecne, ale w sposób mniej oczywisty.
Konkretna przestrzeń oraz miejsca mogą stawać się w literaturze miejscami pamięci zarówno prywatnej, jak i grupowej czy zbiorowej. Dlatego warto obserwować, w jaki sposób pisarze opisują miejsca i przestrzeń dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego, czyniąc je podstawą odczytania i zapamiętywania „nadmiaru” oraz bogactwa faktów, które literatura ta stara się przekazać, oraz podstawą interpretacji znaczeń zawartych w ich miejscowych i przestrzennych konstelacjach.
W kolejnych częściach artykułu omawiam kilka utworów pisarzy emigracyjnych związanych z dawnym Wielkim Księstwem Litewskim: Floriana Czarnyszewicza, Michała Kryspina Pawlikowskiego i Józefa Mackiewicza
Chcę zwrócić szczególną uwagę na „konkretną przestrzeń” i „konkretne miejsca” przywoływane w tych utworach. Centralne jest w nich skupienie na pracy pamięci, a pamięć, co wiadomo od czasów antycznej retoryki i co potwierdza nowoczesna neurologia, wiąże się z orientacją i wyobraźnią przestrzenną oraz opiera się na wyobrażeniach miejsc i relacji między nimi.
Miejsca pamięci i chorografia – ustalenia wstępne
1. Opisując różnice między literaturą krajową a literaturą emigracyjną przedstawiającą ziemie dawnego Wielkie Księstwa Litewskiego, można posłużyć się podstawowymi ustaleniami dawnej retorycznej sztuki pamięci. Uczyła ona, że aby coś zapamiętać, trzeba najpierw uzmysłowić sobie konkretne miejsca w pewnej zamkniętej przestrzeni, najlepiej w konkretnym pomieszczeniu. Następnie przypisać im mocne symbole, najlepiej mitologiczne, które wzbudzać mają silne uczucia. Później zaś na zasadzie asocjacji gromadzić trzeba wokół nich konkretne fakty, argumenty, idee, które mają być zapamiętane i mogą być później odtwarzane, gdy w wyobraźni spaceruje się po wyobrażonym na początku pomieszczeniu i zbiera w różnych konfiguracjach rozmieszczone tam symbole
2. Geopoetyka i inne teorie, które ją inspirują, pomogą w ustaleniach, z jakim rodzajem pamięciowego zapisu mamy do czynienia, jakie znaczenia niesie tak, a nie inaczej ukształtowania konkretna przestrzeń opisywana w utworach. Punktem wyjścia niech tu będzie historyczny przełom w odwzorowaniu przestrzeni na przełomie renesansu i baroku związany z recepcją dzieła Ptolemeusza. Ptolemeusz rozróżniał trzy rodzaje odwzorowania ziemi – geografię, chorografię i topografię. Topografia była odwzorowaniem miejsc, tradycyjna chorografia – opisem regionów, a geografia ustalaniem „oblicza ziemi”. Geografia była dziedziną najbardziej teoretyczną i abstrakcyjną, opartą na obliczeniach astronomicznych, które pomagały w ustaleniach linii orientacyjnych na powierzchni ziemi. Chorografia jako dziedzina najbardziej tradycyjna oznaczała natomiast syntetyczny (dopasowany jeszcze do kultury mówionej) opis regionu – jego kształt, przyrodę, mieszkańców i ich kulturę. Według Kennetha Olwiga w czasach baroku tradycyjna chorografia staje się jednak, pod wpływem geografii, coraz bardziej abstrakcyjna, „platońska”
3. Konkretne miejsca opisane w dziełach literackich dają wrażenie ich wiarygodności. Zapraszają do wycieczek pozatekstowych, do weryfikacji przedstawionej przestrzeni i do dyskusji o niej. I tak się przeważnie działo z tymi utworami literackimi – otoczone są komentarzami i dyskusjami w prasie i w prywatnej korespondencji. W konkretnych dziełach nie zawsze mamy do czynienia ze stuprocentową wiarygodnością miejsca i czasu, ale możliwość ich weryfikacji pomaga w budowaniu zaufania między autorskim tekstem a czytelnikiem.
4. Dwa podstawowe pytania, które stawiam omawianym w tym szkicu dziełom, to, po pierwsze, jakie miejsca opisane w tych utworach funkcjonują jako klasyczne „miejsca pamięci” (w sensie dawnej „retorycznej” sztuki pamięci), jaki materiał pamięciowy porządkują i jaki nadają mu sens? Po drugie, z jaką „opowiedzianą” konkretną przestrzenią terenów Wielkiego Księstwa mamy do czynienia – w jaki sposób jest ona literacko kartowana? Jakie znaczenia niesie formowanie literackie konkretnej przestrzeni geograficznej?
Florian Czarnyszewicz (1900–1964)
Nadberezyńcy (Buenos Aires, 1942) Floriana Czarnyszewicza to dzieło wyjątkowe, które można czytać jako powieść i jako dokument historyczny. Stanowią właściwie formę sfabularyzowanego pamiętnika – opisują czasy tuż przed wybuchem I wojny światowej oraz czasy rewolucji lutowej i październikowej, a także wojny polsko-bolszewickiej. Bohaterowie powieści to szlachta zagrodowa z najbardziej na wschód wysuniętych terytoriów dawnego Wielkiego Księstwa: ziem, które przeszły pod panowanie Rosji w czasach I i II rozbioru w 1772 i 1793 roku. W Nadberezyńcach mowa jest o terenach od prawego brzegu Berezyny do Dniepru, z centrum administracyjnym w Bobrujsku.
Czarnyszewicz był właściwie samoukiem: po pokoju ryskim (19 marca 1921), który pozostawiał jego ojczyste ziemie pod władzą Sowietów, mieszkał przez pewien czas na Wileńszczyźnie, pracował jako policjant i pobierał wtedy prywatne lekcje literatury polskiej. Poczucie wyobcowania kazało mu emigrować dalej i tak w 1924 roku znalazł się w Argentynie, gdzie pozostał do końca życia (zmarł w 1964). Korespondował z pisarzami polskimi, między innymi z Marią i Józefem Czapskimi, Michałem Kryspinem Pawlikowskim, którzy recenzowali jego książki i pomagali w ich dystrybucji. Jego twórczość jest fenomenem opisywanym wciąż na nowo i coraz wnikliwiej przez nowe generacje literaturoznawców, odkrywających w jego literaturze nowe znaczenia
Wybuch I wojny światowej, manifest Wielkiego Księcia, później tworzenie wojska polskiego, zajęcie terenów Mińszczyzny przez polskie wojska I Korpusu generała Józefa Dowbor-Muśnickiego (luty–marzec 1918) spowodowały, że wśród szlachty zagrodowej odżył patriotyzm i zaczęto oswajać się z myślą o możliwości odbudowy państwa polskiego w granicach przedrozbiorowych, czyli sprzed 1772 roku. Rozbudzonych nadziei nie zdołały zniszczyć kolejne niepowodzenia akcji patriotycznej: rozbrojenie wojska Dowbora przez Niemców (maj 1918), okupacja niemiecka, okupacja sowiecka, brak poparcia organizacyjnego ze strony ziemiaństwa, a nawet samej armii polskiej, która w sierpniu 1919 roku zatrzymała swoją ofensywę przeciw bolszewikom na linii Berezyny. Duża liczba ochotników nadberezyńskich zasiliła wojsko, policję w strefie przyfrontowej, niektórzy pracowali w wywiadzie.
Kontynuacja Nadberezyńców – bo tak można traktować następną powieść Czarnyszewicza, Wicik Żywica (Buenos Aires, 1953) – pokazuje porażkę tych nadziei i wspomina o wydarzeniach, których miejsce w polskiej historii zostało przywrócone stosunkowo niedawno – dziejach szlacheckich „okolic” po traktacie ryskim fizycznie zlikwidowanych podczas Wielkiego Terroru w ZSRR
Czarnyszewicz opowiada o patriotycznej mobilizacji tej szlachty w sposób sobie tylko właściwy, w którym mieści się prawie wszystko, co może przybliżyć zrozumienie polskiej historii, mentalności, religijności, problemów socjalnych, charakterów ludzkich, aspiracji i rozczarowań, stosunku do literatury oraz przyrody, sentymentalnej wrażliwości i wytrwałości w dążeniach. Konwencja Nadberezyńców z jednej strony wyraźnie opiera się na klasykach literatury polskiej – Panu Tadeuszu Mickiewicza i Trylogii Sienkiewicza. Z drugiej strony jej realizm, dokładność opisu, topografii, bogaty język „tamtejszy” stają się jak gdyby rekreacją świata tych klasyków, przenoszą go w nową i konkretną sytuację historyczną, odtwarzają mechanizmy, które tworzyły światopogląd tych konwencji: potrzebę, odnawianie się, wieczne trwanie silnych symboli. W konkretnych scenach Czarnyszewicz pokazuje, jak te znaki kulturowe się odnawiają, i nie ukrywa, jak przegrywają w zetknięciu z historią.
Przykładem symbolu-mitu przeniesionego z tradycji literackiej – i można się spodziewać, przykładem tradycji religijnej oraz stanowej, utrwalonej lokalnie, ustnej może – jest fragment kazania biskupa Zygmunta Łozińskiego wygłoszonego w czasie poświęcenia kościoła katolickiego w Wończy, o który okoliczna szlachta starała się przez lata. Wończa stanowi miejsce centralne tej okolicy. Biskup przepowiada najazd armii sowieckiej i przypomina kluczowy dla religijności polskiej od czasów baroku (utrwalony przez Sienkiewicza) symbol, który w historycznym zamyśle chronił lud przed nadużyciami władzy: koronację Matki Bożej na Królową Polski.
Wytrzymajcie aż do końca. Stoicie przed możliwością nowych bolesnych prób i doświadczeń. Tam na wschodzie wisi czarna chmura – wielka chmura, dzika, niebezpieczna. Chmura zarazy bezbożnej, rozkładu moralnego, nieprawości, chmura pożogi, mordu, barbarzyństwa. [...] [T]a chmura barbarii bolszewickiej na waszą, skraju stojącą ziemię spadnie. Na waszą ziemię całym swym ciężarem spadnie i przeciwko wam, sprzymierzeńcom walk o niepodległość Polski, przeciwko wam obrońcom chrześcijaństwa, cała właściwość szatańska wprzódy się skieruje. [...]
Truchleją serca wasze... Prawda, dziatki, gorzki to kielich byłby do wypicia, ale nie trzeba rozpaczać; powinniście ten ciężar przyjąć z odwagą godną pierwszych chrześcijan. Mówię wam, byście zawczasu duchem się przygotowali. Nie bójcie się – nie zginiecie. Przodkowie wasi niejedną taką plagę przeżyli. Czuwa nad wami Chrystus sam i Matka Jego, która nie zapominajcie, iż jest Królową Korony Polskiej i naród Rzeczypospolitej ma w osobliwej opiece. Do Niej w ciężkich chwilach się zwracajcie, do Niej też i w obecnym uczuciu trwogi się zwróćcie.
Tu obrócił się do ołtarza, ukląkł i zaintonował Litanie Loretańskie. – Kto był tylko w tłumie przyłączył się całą mocą swych piersi do wtóru. [...] Nie był to śpiew zwykły uroczystościom, gdzie człowiek chociaż słyszy nutę przeważnie tęskną, czuje z niej jakąś radość tęskną i natchnienie błogie; tu było łkanie żałosne i lament
F. Czarnyszewicz, Nadberezyńcy. Powieść w trzech tomach osnuta na tle prawdziwych wydarzeń, oprac. i przyp. M. Urbanowski, J. Gizella, posł. M. Urbanowski, Kraków 2016. s. 375–376. [9].
Motyw Litanii Loretańskiej powtarza się w innej kluczowej scenie powieści, gdy jej główni bohaterowie Kościk i Stach wdrapują się na najwyższe drzewo okolicznej puszczy smolarskiej. Puszcza, która daje pracę, żywi i chroni szlacheckie zagrody Smolarni, okazuje się drugim centralnym miejscem powieści. Widok puszczy jest stylizowany na wielką historyczną bitwę, a osobliwe miejsce na szczycie drzewa, staje się prawdziwym „miejscem pamięci” – historycznej, religijnej i prywatnej:
Odnaleźli ukrytą w złomach przez pszczelarza sękatą, odrobioną, mocną żerdź, przystawili, wleźli na pomost, a stamtąd po wbitych do pnia między ule drewnianych kołkach, później po sękach, wspięli się, jak można najwyżej. Na sam szczyt chwiejny i huśtający się z wiatrem. [...]
Byli wyżej ponad wszystkie drzewa, ponad cały las.
Puszcza wrzała. Jak morze wzburzone, jak bitwa zajadła. Jak grunwaldzka bitwa, jak wiedeński pogrom Turków. Jak okiem wkoło dojrzeć gnały mieniące się barwą i kształtem niezliczone hufce, dopadały siebie, chwytały się w objęcia i jedne z nich po krótkim konwulsyjnym wstrząsie rozbijały się na drobne wątki, rozpływały, gasły, drugie, obróciwszy się wirem rytmicznie, szły dalej wspólnie
Tamże, s. 466–467. [10].
Po burzy, przyjmującej kształty historycznej zawieruchy, Kościk wypowiada modlitwę do puszczy z prośbą o ochronę. Modlitwa brzmi jak zawołania Litanii Loretańskiej:
Puszczo święta! – wołał – Biblio najprawdziwsza! Ogrodzie rajski! Komoro nieprzebranych pokarmów i bogactw! Skrzynio tajemnic i leków czarodziejskich! Matko przytulna!
Tamże, s. 467. [11]
W Nadberezyńcach budowanie przestrzeni wiąże się konsekwentnie z nazywaniem i opisywaniem konkretnych miejsc. Dwa z nich, opisane wyżej – Wończa i jej kościół oraz najwyższe drzewo puszczy – stają się prawdziwymi „miejscami pamięci”. Połączone są symbolicznym motywem litanii i rejestrują bardzo silne emocje. Mają funkcję porządkującą, wokół nich koncentruje się światopogląd powieści – pokazują w skrócie, jak bohaterowie rozumieją swoje miejsce w świecie, religię, przynależność do stanu szlacheckiego oraz polskość.
Zastanawiając się nad sposobami budowania przestrzeni w Nadberezyńcach, rozważać można także inne znaczenia opisywanych miejsc. Związek z ziemią i konkretnym miejscem na ziemi odsyła wyraźnie do archaicznego poczucia sprawiedliwości i prawa. Bohaterowie Nadberezyńców, dyskutują o kształcie przyszłej Polski, która ma być Polską sprawiedliwą. Nie jest to abstrakcyjna sprawiedliwość komunistycznych ideologów, którzy dość bezskutecznie starają się ich pozyskać, ale sprawiedliwość wypływająca z wiedzy mieszkańców Smolarni, czym jest praca, plon i sprawiedliwy lokalny podział ziemi. Jeśli w języku mitologii „ziemia jest matką prawa”, to w powieści Czarnyszewicza obserwacja ta znajduje potwierdzenie w niejednej scenie
W swoich powieściach Czarnyszewicz krytykował bogatszą szlachtę, ziemiaństwo, które właściwie nie przyłączyło się na dobre do patriotycznej wojskowej akcji Nadberezyńców. Twierdził, że bogatemu ziemiaństwu brak poniekąd poczucia polskości. Fragmenty te spotkały się z polemiką – między innymi Michała Kryspina Pawlikowskiego, który z jednej strony uważał epos z 1942 roku za arcydzieło, z drugiej – dyskutował z bardziej stronniczymi twierdzeniami zarówno w recenzjach tej prozy, jak i w listach do samego Czarnyszewicza
Czarnyszewicza nazwać można przede wszystkim „topografem”. Przestrzeń budowana w powieści jest konkretna i organizowana wokół miejsc – z jednej strony miejsc „zasiedzenia”: doskonałej orientacji bohaterów powieści w terenie, w konkretnej szczegółowej wiedzy o okolicy posiadanej dzięki pracy, znajomości natury oraz tradycji; z drugiej strony miejsc nowoczesnej topografii, umiejętności czytania map – od kiedy akcja powieści zaczyna koncentrować się wokół wojskowych akcji. Związek między nimi jest organiczny: lokalna znajomość miejsc łatwo przekształca się w umiejętności strategiczne. Autor potrafi też perfekcyjnie wykorzystywać potencjał „miejsca” w swej pracy pamięciowej, która jest podstawą tej opowieści o regionie nadberezyńskim. Czarnyszewicz jest klasycznym chorografem: wojna rozszerza lokalny opis terenu na cały region objęty działaniami Korpusu Dowbora. Wcześniej włączone są do charakterystyki miejsc także białoruskie wsie. Czarnyszewicz buduje zatem także „syntetyczny” obraz regionu, którego wszystkie cechy wyprowadzić można ze znajomości konkretnych miejsc. Ich konstelacja nie zamienia się natomiast w przestrzeń bardziej abstrakcyjną, w terytorium, ani nie łączy się z refleksją stricte polityczną. Marzenie o przyszłej Polsce jest zbyt odległe od współczesnej rzeczywistości.
Michał Kryspin Pawlikowski (1893–1972)
Michał Kryspin Pawlikowski pochodził, podobnie jak Czarnyszewicz, z Mińszczyzny. Jego rodzina należała do zamożnej szlachty, która posiadała ziemie i piastowała w dalszym ciągu urzędy w miastach. Pawlikowski zdał maturę w mińskim gimnazjum państwowym w 1913 roku. Studiował prawo w Piotrogrodzie do 1917 roku i ukończył studia dopiero po wojnie, w Warszawie, w latach 1923–1924. Podczas wojny polsko-sowieckiej 1919–1920 w zajętym przez wojska polskie Mińsku był sekretarzem w Urzędzie Miasta, potem służył w 19. Myśliwskiej Eskadrze Lotniczej. W okresie międzywojennym mieszkał i pracował w Wilnie, gdzie współpracował z konserwatywnym „Słowem”. Po wojnie, po krótkim pobycie w Londynie otrzymał posadę lektora języka polskiego i rosyjskiego na Uniwersytecie Kalifornijskim w Berkeley, gdzie profesorem slawistyki był Wacław Lednicki. Pisywał między innymi do „Wiadomości” londyńskich, w których przez długi czas prowadził rubrykę Okno na Rosję, i do emigracyjnych czasopism rosyjskich. Pawlikowski opublikował dwie powieści autobiograficzne. Czasom przed wybuchem rewolucji i wojny domowej w Rosji poświęcone jest Dzieciństwo i młodość Tadeusza Irteńskiego (Londyn 1959) oraz pierwszych siedem rozdziałów Wojny i sezonu (Paryż 1965; tytuł nawiązujący do powieści Tołstoja).
„Miejsca pamięci” dawnej mnemoniki należały do sztuki retorycznej i do kultury opartej na przekazie mówionym. W ten sposób funkcjonuje proza autobiograficzna Michała Kryspina Pawlikowskiego, którą przyrównuje się do szlacheckiej gawędy
Jeśli pamięć o Bohdanie Zalutyńskim zaginie, tedy i o jego hrabiostwie ludzie zapomną. Jeśli natomiast stanie się legendą, tedy na przekór dokumentom, lub raczej na przekór brakowi dokumentów Zalutyński pozostanie w pamięci ludzkiej „hrabią Palatynu” [...]. Dodam, że moją wersję jego legendy nazwałem „jedynie autentyczną” wcale nie dlatego, abym jego hrabiostwo brał poważnie i abym na nim stawił placet kronikarza. Chodziło mi wyłącznie o ochronę tej legendy […] [podkr. M.Z.]
M.K. Pawlikowski, Wojna i sezon. Powieść; Pamiętnik emigracyjny Tadeusza Irteńskiego (fragmenty), oprac. i posł. M. Urbanowski, Łomianki 2011, s. 261–262, przyp. 409 (aut.). [15].
Pawlikowski często opisuje krajobraz, który w jego relacjach funkcjonuje jako konkretny i wymierzony, scharakteryzowany w sposób profesjonalny fragment terenu. Przykładem może być opis jeziora Krzywego:
Skręty tego jeziora-węża spoczywają na obszarze jakichś sześciu wiorst kwadratowych. Lecz jeśli wymierzymy całą długość jeziora od jednego kolana do drugiego, to przekonamy się, że Jezioro Krzywe ma około dziesięciu wiorst długości. Wystarczy teraz niewielki wysiłek wyobraźni, aby zrozumieć, jakim dziwem przyrody jest Jezioro Krzywe. [...] Byli ludzie, którzy przyjeżdżali nad jezioro Krzywe na wyprawy naukowe i czynili drobiazgowe pomiary. Okazało się, że Krzywe jest bardzo głębokie – nawet w najwęższych swych przegubach dochodzi do głębokości piętnastu sążni. Przyrodnik amator stojąc nad jeziorem zadaje sobie pytania: jak powstało to dziwne jezioro tak bardzo niepodobne do innych jezior na pojezierzach środkowo-wschodniej Europy? […] [J]aki kataklizm potworzył te kręte rozpadliny w naszym na ogół spokojnym krajobrazie?
Tamże, s. 58. [16]
Krajobraz może jednak być też zapisem pamięciowym specjalnych przeżyć – ważnym miejscem prywatnej pamięci, tak jak inne jezioro, o nazwie Poło, położone, jak jezioro Krzywe, w powiecie lepelskim na Witebszczyźnie:
Poło bowiem dało mu bardzo wiele. I codzienne kąpiele w czystej toni aż do pierwszych przymrozków jesiennych. I bliższe, i dalsze wycieczki łodzią zwykłą i żaglową po siwozielonych falach jeziora. I włóczęgi z wyżłem Neptusiem wzdłuż zachodnich mszarno-bagnistych, obfitych w kaczki i pardwy brzegów. I dumania nad urwiskiem pod brzozą płaczącą w złoty przedwieczerz letni lub w noce gwiaździste. I wsłuchiwanie się w muzykę jeziora, bo Poło, jak każda wielka przestrzeń wodna, zawsze śpiewa [...]. A jeśli wyraz „śpiewa” uznać za hiperbolę, tedy można powiedzieć, że jezioro Poło zawsze jest. Tadeusz czuł jego obecność i w ciche, ciemne jak atrament noce pochmurne, i w zawleczone siatką deszczu dni jesienne, gdy chłostane wichrem jezioro syczało z dala jak kocioł olbrzymi. Czuł nawet przez grube ściany domu, gdy siedział w fotelu przed trzaskającym kominem
Tamże, s. 56. [17].
„Osobliwe jezioro” Poło jest miejscem geograficznym i pamięciowym, ułatwiającym przypomnienie sobie spędzanego nad nim czasu i odsyłającym do głębokich znaczeń. We fragmencie tym pojawia się moment świadomej retorycznej gry („hiperbola”), który przywołuje wspomnienie mistycznego odczucia wywołanego uświadomieniem sobie „obecności” jeziora.
Miejsca opisywane przez Pawlikowskiego, podporządkowane logice pamięci układają się w inny wzór niż u Czarnyszewicza – łączy je ze sobą opowiadanie w anegdotach i krótkich wspomnieniach o stylu życia grupy społecznej, która posiadała zarówno te miejsca, jak i tereny, do których należały. Ta „ekonomiczna” łączność dawnej własności przekłada się na kulturowe i historyczne oraz poniekąd polityczne tło. To o nim mówi Mackiewicz w przytoczonym na wstępie cytacie: „sukcesorowie po spuściźnie całości ziem Wielkiego Księstwa mogli się byli przez długi czas znaleźć wyłącznie w szeregach jego faktycznych właścicieli, to znaczy szlachty, później inteligencji”
Opowieści wspomnieniowe dotyczą głównie czterech miejsc pobytu Tadeusza Ipohorskiego-Irteńskiego: majątku rodzinnego w Baćkowie nad Berezyną koło Bobrujska, Mińska, Petersburga i – krótko – Warszawy. Opowiadania związane z Baćkowem opisują życie gospodarskie i sąsiedzkie na wsi, sposoby podróżowania, stosunki między dworem i miejscowymi chłopami, polowania, domową edukację. Gospodarstwem zawiadywała matka, gdyż ojciec prowadził praktykę adwokacką w Mińsku i zjawiał się w Baćkowie „wypoczynkowo”. Mińsk to miejsce pierwszego zetknięcia z państwem rosyjskim, jego umundurowanymi urzędnikami, którzy w oczach dziecka byli „piękni i straszni”, miejsce pobytu ziemiaństwa, które ściągnęło do miasta podczas pierwszych miesięcy wojny. Pawlikowski opisuje ludzi bogacących się na wojnie i przez wojnę zrujnowanych, rozrywki, życie kawiarniane i tragedie rodzinne. Znacznie szerzej mówi, zgodnie z gawędziarskim zamiłowaniem, o sprawach pogodnych, nawet gdyby w głębi wiązałyby się one z niezbyt pogodnymi okolicznościami. Obserwacje poczynione w czasie krótkich pobytów w Warszawie w sposób anegdotyczny podkreślają jedność Imperium Rosyjskiego, a przynajmniej podobieństwo popularnych rozrywek w Warszawie, Kijowie, Mińsku i Wilnie. Petersburg w czasie studiów daje możliwość śledzenia pierwszych oznak rozprzężenia, które szybko przerodziło się w nastroje rewolucyjne.
Pierwsze miesiące rewolucji (lutowej) były okresem coraz silniejszego okazywania narodowych aspiracji – od manifestacji patriotycznych, dotąd zabronionych, do tworzenia polskiego, niezależnego wojska (Korpus generała Dowbor-Muśnickiego). W tym krótkim okresie wielu Polaków przyjmowało zmiany pozytywnie czy nawet entuzjastycznie. Patriotyczne uniesienie przysłaniało, choć nie na długo, realną rzeczywistość. Ziemiaństwo polskie szybko jednak zrozumiało niebezpieczeństwo rewolucji, ale pozostało bierne:
Owego lata 1917 usiłowanie, by nie kroczyć w takt zwycięskiego marsza rewolucyjnego – usiłowanie nieśmiałe, naiwne, zabawne – było właściwie jedynym wyrazem protestu ze strony klasy, którą wkrótce miano ochrzcić pogardliwym mianem „wystraszonej inteligencji i niedorżniętych burżujów”
M.K. Pawlikowski, Wojna i sezon…, s. 82–83. [19].
Przejęcie władzy przez bolszewików w Mińsku przeszło bezkrwawo. Pawlikowski podkreśla, że po ogłoszeniu dekretu o ziemi chłopi na Białorusi odbierali ją przeważnie bez morderstw, dewastacji, podpaleń – jak to się zdarzało nagminnie na Ukrainie i Mohylowszczyźnie. Wkrótce jednak rozpoczęły się walki wojsk bolszewickich z polskimi wojskami generała Dowbora – w okolicach Bobrujska. Zagęszczają się wydarzenia losowe i tragiczne, dotyczące bezpośrednio Tadeusza, jego rodziny, krewnych oraz znajomych. Śmierć brata i kilku kolegów w walkach z bolszewikami, wiadomości o pogromach dworów znajomych. Ciąg ten przerywa wycofanie się bolszewików pod naporem wojsk niemieckich.
Wspomnienia Tadeusza z niemieckiej okupacji Mińszczyzny różniły się znacznie od relacji, jakie słyszał po dwóch latach okupacji niemieckiej w Wilnie. Przyczynę tej rozbieżności upatrywał w tym, że Niemcy w Mińsku odegrali rolę oswobodzicieli spod panowania bolszewików. Dzięki nim też uratowany został korpus generała Dowbora, który tuż przed wkroczeniem Niemców był w tragicznej sytuacji. Pawlikowski pisze: „Jest to temat tak zwany wstydliwy, starannie tuszowany przez naszych historiografów, niemniej może czas powiedzieć prawdę po pięćdziesięciu latach przemilczania lub fantazjowania”
Ambiwalentne nastroje wobec ginącego państwa rosyjskiego, które traktowano tradycyjnie jako opresora, ale które, choć w ograniczonym stopniu, gwarantowało spokój i trwanie stanowego porządku, towarzyszyły ambiwalentnym nastrojom wobec nowego państwa polskiego. II Rzeczpospolita powstawała w czasie chaosu rewolucji, a dwuznaczne odczucia z nią związane dotyczyły szczególnie jej politycznej elity, która nie wykorzystała kończącego zwycięską wojnę z Sowietami traktatu ryskiego (18 marca 1921) do tego, aby przesunąć granicę nowej Polski dalej na wschód. W efekcie pozostawiła poza nią dużą część ludności polskiej, wśród nich Nadberezyńców i majątek Pawlikowskiego. Do tej ambiwalencji odnoszą się oskarżenia formowane przez Czarnyszewicza w Nadberezyńcach i w Wiciku Żywicy, dotyczącego tego, że dwory „zaniedbały polskość”.
Majątek ojca, gdzie urodził się i mieszkał Pawlikowski, znajdował się w okolicach Bobrujska. Dla autora Wojny i sezonu Berezyna jest jednym z elementów krajobrazu. Pawlikowski, choć pochodził z tej samej okolicy co Czarnyszewicz, znał tamtejsze realia z zupełnie innej strony, stąd jego polemika z twórcą Nadberezyńców prowadzona w (entuzjastycznych) recenzjach i listach, w których bronił polskości ziemiaństwa, lojalności dworu wobec zaścianków oraz podkreślał jego przywiązanie do równości stanu szlacheckiego.
W listach do Czarnyszewicza pisał o przyjaźni ziemiaństwa z sąsiedzkimi zaściankami, wspominał wspólne „prawowanie się” i wspólne polowania. Pawlikowski w polemice z Czarnyszewiczem broni zatem kultury dworów. Z drugiej strony, w powieści Wojna i sezon sam pisze jednak o tym, że wydarzenia tego okresu, a szczególnie wyprawa kijowska roku 1920, pokazały, że „w psychice polskiej załamał się duch przygody”. Oznaczało to przede wszystkim załamanie się stanowej wspólnoty wśród szlachty tego kraju: hierarchii wartości, na których jedność ta się opierała – a tym samym starodawnie przeżywanej polskości
Słowo „przygoda” ma tu specjalne konotacje. Historycy literatury i idei używali go na określenie „światopoglądu” średniowiecza. Pawlikowski posługuje się nim, mówiąc w skrócie, by powiedzieć o ostatecznym załamaniu się dawnej formacji szlacheckiej, która ukształtowała się w długim średniowieczu europejskim i przetrwała w feudalnym państwie rosyjskim.
Opisy przestrzeni w powieści Pawlikowskiego są przede wszystkim klasycznie chorograficzne – przedstawiają konkretne, lokalne miejsca Wielkiego Księstwa Litewskiego oraz ukazują Wielkie Księstwo jako „region” z jego przyrodą i ważniejszymi miastami i dworami, stanowiącymi „własność” grupy społecznej, której życie staje się tematem świetnie opowiedzianych gawęd. Jednocześnie Pawlikowski, wyznaczając kilka konkretnych punktów-miast rosyjskiego państwa, układa swój chorograficzny szkic na mapie imperium, które zresztą, jak relacjonuje, jest w trakcie rozpadu, podobnie jak jedność stanu szlacheckiego, będąca spoiwem opisanego chorograficznie „regionu”.
Józef Mackiewicz (1902–1985)
Twórczość Józefa Mackiewicza stanowczo wykracza poza klasyczny chorograficzny opis dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Panoramiczne powieści autora Drogi donikąd mówią zarówno o dawnym życiu na ziemiach Wielkiego Księstwa od końca XIX wieku do II wojny światowej, jak i wielkiej oraz małej polityce, rozgrywającej się na terenach historycznej Litwy i poza nie wykraczającej. Charakterystyczną cechą przestrzeni w jego prozie jest to, że każde miejsce posiada swoje koordynaty w postaci przebiegających blisko dróg, linii i stacji kolejowych, nawet słupów trakcji elektrycznych. Mackiewicz ogląda krajobrazy Wielkiego Księstwa z różnych perspektyw, nieraz z lotu ptaka czy raczej samolotu. Przestrzeń, po której poruszają się jego bohaterowie, przestrzeń działań wojennych i działań politycznych, o których mowa w jego prozie, rozciągnięta jest na całą Europę z Rosją włącznie. Centrum akcji znajduje się często w Wilnie i jego okolicach, jak w Drodze donikąd (1955), Nie trzeba głośno mówić (1969) czy również Lewej wolnej (1965), tematem są tereny Wielkiego Księstwa, ale rysowane w tych powieściach spektrum geograficzne okazuje się znacznie szersze. Chociażby Sprawa pułkownika Miasojedowa (1962) rozgrywa się przede wszystkim w Wilnie i Petersburgu, bo powieść ta traktuje o terytorium Rosji – a szczególnie o prowincjach na jej obrzeżach – od Finlandii i krajów bałtyckich po prowincje zachodnie.
Mackiewicza interesuje zarówno geografia, polityka, jak i kartografia. Nie tyle rozkład złóż w ziemi, ile krajobraz, przyroda i jej uzależnienie od drogi słońca, fragmentaryzacja czasu i przestrzeni. Ważnym motywem jego powieści stają się granice państw, które wyodrębniają czy wyodrębniały abstrakcyjne terytoria i granice wpływów. Jego kartowanie przestrzeni nie jest jednak nigdy odizolowane od konkretności miejsc. Można powiedzieć, że zasadą opisywania terenu u Mackiewicza jest chorografia po Ptolemeuszu, nasycona koordynatami przejętymi z geografii, która dane czerpała w dalszym ciągu z obserwacji ruchów ciał niebieskich. Konkretne miejsca wprawdzie dominują, ale często nabierają cech krajobrazu, widziane są „w perspektywie”, stają się w pewnym sensie scenografią, gdzie ukryte linie znaczą abstrakcyjne zasady sprawowania władzy.
Mackiewicz umie wykorzystywać wszystkie rodzaje opisywania terenu, terytorium i krajobrazu oraz umie je sobie przeciwstawiać. Robi to bardzo dyskretnie, pozwala czytelnikowi samemu obserwować i wyciągać wnioski, prawdą jednak jest, że niezmiernie świadoma organizacja przestrzeni towarzyszy bohaterom i ich historiom stale, w pewnym sensie jako komentarz, a na pewno jako sposób porządkowania opowiadanych faktów. Przykładem niech będzie przestrzenna organizacja słynnej sceny cudu w Popiszkach z Drogi donikąd, w której pilnujące porządku wojsko i policja kontrolują główne drogi, a pielgrzymujący do Popiszek ludzie, jak woda po deszczu, szukają własnych dróg w terenie, by dotrzeć do wsi, gdzie zapowiedziany jest cud. Zatem polityczne terytorium i system kontroli dróg przeciwstawione zostają topograficznej znajomości miejsc, jaką prezentuje okoliczna ludność, a na dodatek czas w Popiszkach przeciwstawiony zostaje innej strefie czasowej obowiązującej w Moskwie.
Sceną, która pokazuje w miniaturze, jak Mackiewicz oddaje różne rodzaje związku miejsca „konkretnego” i „abstrakcyjnego”, staje się rozmowa emigrantów w opowiadaniu Zielone i czarne dni Wisińczy (1947). Rozmowa ta przebiega od kreślenia mapy na papierze gazety, dwu mediów „cywilizacji naukowej” – do odtwarzania konkretnych linii terenu przez ruch ciała – by wreszcie przenieść się w pamięci do konkretnego przeżycia, które podsumowane jest retorycznie ironicznym wspomnieniem politycznych realiów: polityki podporządkowującej sobie naturalne środowisko człowieka. Ironiczny dystans mówi zarówno o tym podporządkowaniu, jak i o wolności. Ostatecznie człowiek może zawsze w dalszym ciągu wracać do początków i określać swoje miejsce w przestrzeni za pomocą obserwacji wędrówki słońca na niebie:
– To było tak – mówił mój znajomy, posuwając paznokciem po stole. – Tu, powiedzmy, rzeka Solcza (położył ołówek). Tu Wisińcza, rzeka, a tu wieś...
– Zaraz, zaraz – przerwałem. – Młyn był na Wisińczy czy Solczy?
– Młyn... Młyn był na Wisińczy. O tak... niech pan pozwoli. – Wyjął wieczne pióro i zaczął kreślić na „Daily Telegraph”: szosa grodzieńska, trakt staroejszyski, dwie rzeki: Wisińcza zaczęła się na marginesie, ujście jej do Solczy wypadło na tytule donoszącym o śmierci Petkowa. [...]
W końcu zarysowana atramentem gazeta angielska poszła pod stół, mówiliśmy dalej gestykulując palcami. Gdy o sosnach, robiło się gest w górę, gdy o łagodnych wzgórzach – ruch dłonią falisty. [...]
Leżało się albo na brzuchu, wypatrując mrówek i owadów, albo na wznak, wypatrując obłoków, wierzchołków drzew, „karszunów” w niebie. Koń pasł się, podźwiękując pętami. Słońce w tym czasie odbywało regularną drogę od Moskwy do Berlina. Gdy stało pośrodku, mniej więcej nad Ejszyszkami, musiało być samo południe
J. Mackiewicz, Zielone i czarne dni Wisińczy, [w:] tegoż, Fakty, przyroda, ludzie, wyb. T. Kadency, wstęp B. Toporska, Londyn 1984, s. 127–132. [22].
Scena ta jest właściwie komentarzem dotyczącym funkcjonowania pamięci, jej zależności od wyobrażonej przestrzeni, techniki budowania „opowiedzianej przestrzeni” i topografii.
Wynika z tego, że u podstaw rozbudowanych przestrzennych konstrukcji powieści Mackiewicza leży konkretne miejsce. Polityczna geografia, która zajmuje go w powieściach nie przesłania konkretności miejsc i podporządkowana jest zajmującej opowieści o terenach znanych i oswojonych. Wolno zatem zaryzykować twierdzenie, że Mackiewicza także można nazwać chorografem Wielkiego Księstwa.
Szkic pochodzi z 19. numeru kwartalnika Nowy Napis dostępnego do kupienia na stronie e-sklepu.