Nowy Napis Co Tydzień #232 / „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał…”. O farsie metafizycznej „Adwent” Bronisława Wildsteina
Koncepcja czasu
Każdy adwent i każdy wielki post, będące szczególnymi okresami roku liturgicznego, przenoszą uwagę wiernych na historię zbawienia w sposób bardziej intensywny niż pozostałe jego części. To wspomnienie ma się aktualizować corocznie, jego sensem staje się nie tylko pamięć o zapisanych w Ewangeliach wydarzeniach z Palestyny, ale spojrzenie na własne życie przez ich pryzmat. Cykliczne powtarzanie daje podstawę do nieustannej refleksji nad stanem własnego ducha lub do przywrócenia tej refleksji, gdy perspektywa ta już spowszedniała, ponieważ zastąpił ją automatyzm, a skala codziennych zmagań i problemów urosła do poziomu, w którym pojawia się bezradność. Wspólnotowość chrześcijaństwa zakłada nie tylko wymiar indywidualny, Wcielenie i Zmartwychwstanie mają konsekwencje społeczne.
Oba te splecione ze sobą wymiary tworzą podstawę dramatu Bronisława Wildsteina Adwent. Farsa metafizyczna w dwóch aktach z epilogiem. Okresy liturgiczne nie stanowią w nim prostych ram czasowych (rzecz rozgrywa się w ciągu kilku lub kilkunastu lat), ich znaczenie jest bardziej symboliczne. Podobnie zresztą jak wydarzenia – kryzys uchodźczy na polskiej granicy, a także występujące postacie. Każdy z tych elementów stanowi pretekst do opisania erozji cywilizacyjnej w jej polskiej odsłonie. W dramacie Wildsteina pojawia się zatem to, o czym w odniesieniu do Zachodu pisano wielokrotnie z pewnego dystansu. Autor wyrywa z samozadowolenia tych, którzy chcieliby myśleć, że to zjawisko ominie kraj przywiązany do tradycji i religii albo objawi się w doskwierającym stopniu w na tyle odległej przyszłości, że stanie się zmartwieniem dopiero kolejnych pokoleń.
Aby przekonać czytelników, że problem jest aktualny, Wildstein wybiera temat wojny kulturowej związanej z kryzysem uchodźczym. Zarówno sam kryzys, jak i uchodźcy interesują go natomiast w niewielkim stopniu. To po prostu jeden z obszarów wojny kulturowej, pozwalający na wyraziste ukazanie stanowisk walczących ze sobą stron. Czasem bohaterowie zmieniają swoje nastawienie w sposób dość zaskakujący, należą bowiem do zmurszałej formacji, która w pozbawionym istotniejszych problemów życiu nie przywiązuje już wagi do wpajanych zasad. Ksiądz daje się przekonać do uproszczonej interpretacji swojego posłania, filozof głosi suflowane idee, a poetka skwapliwie przyjmuje usprawiedliwienie dla wykorzystania jej twórczości w celach propagandowych, byle tylko pozostać w centrum uwagi. Wszystkie te zachowania to objawy kryzysu tożsamości, postacie farsy traktują swoje role społeczne bardziej jak etykiety niż powołanie. Stąd właśnie brak spójnych poglądów, naiwność, którą widać u większości z nich – nawet u tych, którzy wydają się sprytnie i trafnie odczytywać warunki osobistego sukcesu oraz uznania.
Maciej Urbanowski analizując kilka lat temu twórczość Bronisława Wildsteina przy okazji publikacji Domu wybranych (2016), zauważył, że autora tej powieści bardziej interesuje, jak jego bohaterowie myślą, niż jak wyglądają, stają się zatem pewnymi figurami intelektualnymi w prozie przesyconej filozofią1. To spostrzeżenie odnosi się też do Adwentu, który już w podtytule zawiera objaśnienie Farsa metafizyczna.
Pierwsze wrażenie, jakie przynosi lektura farsy, to jej podobieństwo do klasycznego i prorockiego dzieła Jeana Raspaila Obóz świętych (Le Camp desSaints, 1973)2. W obu przypadkach mamy do czynienia z kryzysem migracyjnym, ujawniającym rozkład struktur społecznych, kulturalnych i religijnych. Fantazmaty kreowane przez oderwanych od rzeczywistości przedstawicieli elit pękają jak bańki mydlane w zetknięciu z falą, która nic sobie nie robi ze szczytnych ideałów wielokulturowości. Zarówno u Raspaila, jak i u Wildsteina migrantów postrzega się jako pewne zjawisko, raczej anonimową i milczącą masę. Trudno się z nią zetknąć w samym utworze. Właściwym bohaterem opowieści nie są ci, którzy przybywają, ale ci, którzy pogrzebali swoją tożsamość i stali się bezradni wobec wszystkiego, co do nich przychodzi.
Proroczy wydźwięk Obozu świętych – powieści piętnowanej i wykluczanej z głównego nurtu współczesnej kultury – polegał na tym, że opisywała ona zdarzenia, które w pewnym zakresie czytelnik mógł obserwować dopiero po czterdziestu latach od wydania tego dzieła. U Wildsteina rzecz dzieje się współcześnie i odnosi do nabrzmiałej sytuacji migracyjnej na granicy polsko-białoruskiej, o takim więc wyrazie jak w przypadku powieści Raspaila nie może być mowy. Autor Doliny nicości sięga jednak do profetyzmu bliższego pewnemu aspektowi jego biblijnego rozumienia. Przemawianie w roli proroka, a zatem rzecznika Boga, niekoniecznie polegało bowiem na przewidywaniu wydarzeń przyszłych, ale na przykład na ostrym komentowaniu współczesnego prorokowi stanu moralnego elit czy społeczeństwa. Prorocy wskazywali na istniejący już kryzys, przestrzegając przed tym, do czego może on doprowadzić.
I tak właśnie rozwija sięAdwent Wildsteina rozpięty między zbliżającym
się Bożym Narodzeniem a Wielkim Tygodniem odległym o kilka lat. Postacie reprezentujące światy nauki (filozofii), literatury, organizacji pozarządowych oraz mediów – jak to w farsie – są stereotypowe i ironicznie przerysowane, odgrywają role społeczne ważne dla współczesnego kształtowania opinii publicznej. Znając zabiegi autora z innych utworów, można doszukiwać się w nich cech pierwowzorów, a to przez treść wierszy poetki, a to przez nazwę nagrody literackiej czy brzmienie nazwiska, które trudno uznać za właściwe polskim realiom. Rozszyfrowywanie tych aluzji warto pozostawić czytelnikowi. Postać Feliksa Pielgrzyma i wątki nicości oraz zmartwychwstania wymagają jednak kilku słów komentarza.
Zwodziciel
Feliks Pielgrzym jako zwodziciel przywodzi na myśl średniowieczną opowieść z mirakulów hiszpańskiego poety Gonzalo de Berceo3. W jednej z opowieści diabeł w przebraniu pielgrzyma wychodzi naprzeciw pątnikowi, który nie odbył pokuty przed wyruszeniem w drogę do Santiago de
Compostela. Podając się za świętego Jakuba, Zły zwodzi swoją ofiarę, doprowadzając ją do śmierci samobójczej. W efekcie samookaleczenia bohater umiera, a jego dusza trafia w ręce diabła. Jednak nieszczęśnik zostaje wybawiony po wstawiennictwie prawdziwego Apostoła Jakuba i werdykcie Maryi usankcjonowanym Bożą decyzją. Zwiedziony wraca do życia po to, by moc odpokutować swoje grzechy i kontynuować pielgrzymkę4. W Adwencie Wildsteina Feliks Pielgrzym odgrywa właśnie taką rolę– pod płaszczem pątnika zatroskanego o losy prawdziwego przesłania Chrystusowego zwodzi i prowadzi do zguby. To postać demoniczna, bliższa jest jednak wyobrażeniom Mefistofelesa u Goethego czy Szatana kuszącego Chrystusa na pustyni niż postaciom od razu wzbudzającym odrazę. To raczej ten, który jak u Goethego mógłby powiedzieć o sobie „szlachcicem jestem, szlachcicem się czuję”5. Skutki promowanej przez niego rewolucji dotykają wszystkich, z nim samym włącznie. O Mefistofelesie Wildstein zresztą również pisał wprost, zarówno w jednej z odsłon gorzkiej summy refleksji Wobec wojny, zarazy i nicości (2023), jak i w zbiorze opowiadańLew i komedianci (2021), który miał swoją adaptację w Teatrze Telewizji jako sztuka Komedianci, czyli Konrad nie żyje (2022)6. W obu przypadkach Faust i Mefistofeles zlewają się w jedną postać, reprezentują rożne aspekty działania przynoszącego te same skutki. Na tym tle najlepiej widać, dlaczego Pielgrzym zarówno zwodzi, jak i realizuje wizję, która jego samego zdaje się przerastać i nad której niszczycielskim żywiołem zdecydowanie nie panuje.
W jednej z końcowych scen Proboszcz Piotr i Wikary Jan zwracają się do Pielgrzyma słowami odsłaniającymi jego naturę, a następnie starają się go przepędzić. W trakcie kłótni z niechcianym przybyszem Piotr mówi dobitnie: „Nie ma pan nic do mojej duszy i moich spraw”. Z kolei Jan przekonuje, że widział kogoś podobnego, a chyba nawet lepszego od Pielgrzyma, pięknego i przemawiającego równie rozsądnie, tyradę z użyciem wyraźnych sygnałów (o gwieździe zarannej i zatraceniu) kończy zaś zawołaniem „precz!”. W tej krótkiej i zdecydowanej formie pobrzmiewa przecieżłacińska, egzorcyzmowa wersja apage!.
Pielgrzym z Adwentu przypomina też pojawiające się postacie fałszywych proroków, udrapowanych w stroje filozofów lub wizjonerów społecznych, jak Samuel Brak z Domu wybranych. Feliks Pielgrzym jest jego kolejnym wcieleniem, jednak nie geniuszem zła, lecz sprytnym manipulantem próbującym zmienićświat, co ostatecznie okazuje się zgubne również dla niego samego, ponieważ jego projekt wymyka się spod kontroli. Pielgrzym reprezentuje typ postaci, które usilnie naprawiając rzeczywistość, doprowadzają do jej jeszcze większego zniszczenia, gdzie ani pogardzane „stare”, ani wyobrażone „nowe” nie funkcjonują właściwie. Rozprzestrzeniający się chaos zapowiada nadejście rozkładu, który przynosi indywidualną i społeczną drogę do nicości. Feliks Pielgrzym to zresztą postać uosabiająca dążenia rewolucjonistów, którzy zawsze – poczynając przynajmniej od rewolucji francuskiej – odczuwali potrzebę wprowadzenia świeckiej religii lub jej zastępczej parodii.
Nicość
Nicość to jeden najważniejszych tematów w twórczości Wildsteina. Pojawia się w tytule słynnej powieści Dolina nicości (2008). Jest obecna w publicystyce, jako motyw przewija się w wielu miejscach tam, gdzie Wildstein pisze albo mówi o stanie naszej cywilizacji i dotyczącym jej dyskursie. Z każdego tekstu, w którym się pojawia, przebija gorzka niechęć, zawód z powodu tego, że to właśnie kategoria „nicości” okazuje się niezbędna do opisu współczesnego świata.
Maciej D. Woźniak, starając się wyjaśnić rolę tytułowej nicości w Dolinie..., zwrócił uwagę na toczoną w dusznym barze rozmowę Pąka i Wilczyckiego, bohaterów powieści, którzy krążą wokół biblijnych obrazów, ostatecznie nadając im ironiczny sens. W ich świecie kategorie dobra i zła już nie funkcjonują. Ciemna dolina z psalmu zamienia się w dolinę nicości7. Nicość mniej wyraźnie przebija się też w Ukrytym (2012), na co również wskazywał Woźniak, analizując „dialog o niczym” między bohaterami powieści, ubrany w formę rozmowy o pogodzie8.
Temat nicości u Wildsteina doczekał się autorskiego omówienia na łamach „Teologii Politycznej”, stał się także jednym z głównych wątków zbioru Wobecwojny, zarazy i nicości. Zdaniem autora nicość to nie tylko brak dobra, ale przede wszystkim efekt kryzysu cywilizacyjnego, wywołanego przez kolejne rewolucje, w których po fali marksistowskiej nadchodzą idee liberalne, będące konsekwencją rozwoju emancypacyjnego niszczącego fundamenty kultury, na których idee te mogą zaistnieć9.
W farsie Adwent słowo „nicość” pojawia się tylko jeden raz i jest... wypowiadane z ulgą przez Proboszcza Piotra. Nicość to stan, którego ksiądz oczekuje – staje się dla niego synonimem „świętego spokoju”. Za tym pragnieniem niewątpliwie stoi zmęczenie bohatera, ale i duchowe lenistwo, do którego doprowadził sam siebie. Proboszcz nie zdaje sobie sprawy z konsekwencji swego pragnienia. Przyjdzie mu dopiero ich doświadczyć.
Zmartwychwstanie
Finał farsy Bronisława Wildsteina stanowi najwyraźniejsze odwołanie biblijne. Cała scena przypomina płótno naciągnięte na nowotestamentową ramę. Pojawia się Maria Łazarska z naręczem kwiatów – jak Maria Magdalena niosąca wonności do grobu. Jedna z tradycyjnych interpretacji widziała w tej świętej siostręŁazarza i Marty. Na jej słowa Piotr i Jan – zupełnie jak apostołowie o tych imionach w Ewangelii – postanawiają biec do grobu i czytelnik wie, że Jan dotrze do niego pierwszy.
Wildstein wpisuje się w długą tradycję patrzenia na rzeczywistość przez biblijną matrycę, odczytywania aktualności historii zbawienia. Niemal dokładnie sześć stuleci wcześniej heterodoksyjny kronikarz czeski Wawrzyniec z Brzezowej oparł swój opis bitwy pod Kutną Horą (1421) na schemacie Męki i Zmartwychwstania Pańskiego10. Zrobił to przy tym na tyle dyskretnie, że przez kilka wieków ta stylizacja nie została rozpoznana, a czytelnicy i badacze jego kroniki zastanawiali się, dlaczego urywa się ona na słowach „et facto mane...” („a gdy nastał poranek”)11. U Wildsteina to zawieszenie narracji (zakończenie utworu w momencie, gdy ewangeliści rozpoczynają opowieść o poranku Zmartwychwstania) jest bardzo czytelne. Oczekiwanie Zmartwychwstania staje się ostatnią redutą ludzi, którym odebrano już wszystko z ich dotychczasowej tożsamości. Sens utworu Wildsteina opiera się na nadziei przeniesionej z człowieka na Boga. Autor staje się tu apologetą bez wypowiadania słów wyrażających fundament wiary świętego Pawła: „Jeśli Chrystus nie zmartwychwstał, daremne jest nasze nauczanie, próżna jest nasza wiara” (1 Kor 15, 14).
Gdyby chcieć usystematyzować chronologicznie Wildsteinowskie epilogi, można zauważyć, że w Dolinie nicości pewną nadzieję dawał wyjazd na prowincję, poza zniszczony kulturowo świat wielkomiejski. W Domu wybranych natomiast epilog nie przynosiłżadnej nadziei. Nie można przecież uznać, że jakąś pociechą była kompromitacja antykultury i koryfeuszy nowego porządku, skoro nie spowodował on żadnej realnej zmiany. Adwent – przesiąknięty gorzką wizją rozkładu – daje mimo wszystko nadzieję. Czy jest to nadzieja szczera czy wyraz desperacji, przyjdzie ocenić każdemu z czytelników. Zmartwychwstanie pogrążonej w agonii cywilizacji jest możliwe tylko wobec uznania autentyczności Zmartwychwstania, na którym została ufundowana.