Nadzieja na rzeczy niestworzone
Lapidarne hasło encyklopedyczne poświęcone Erwinowi Krukowi – zmarłemu w 2017 roku mazurskiemu poecie, prozaikowi, eseiście, dziennikarzowi, senatorowi RP pierwszej kadencji – do pewnego stopnia będzie przewidywalne (jak wszystkie podobne hasła). Znajdzie się w nim kilka najważniejszych faktów z biografii, tytuły najistotniejszych dzieł, ponieważ surowe prawa konwencji nie pozwalają na zbyt wiele, narzucają zaś ściśle określone ramy wypowiedzi. A przecież gotowe formuły nie mogą oddać sprawiedliwości czyjemuś życiu, które nie daje się nigdy zbilansować łatwo i w dużym skrócie. Wiedzieli o tym dobrze pomysłodawcy dwóch ważnych publikacji poświęconych pisarzowi, Zbigniew Chojnowski (Z dróg Erwina Kruka. Na 65. urodziny twórcy, redakcja i wstęp Zbigniew Chojnowski, Olsztyn 2006) oraz Zbigniew Fałtynowicz (specjalny numer „Kronik” wydanych z okazji 75. urodzin Erwina Kruka, Suwałki 2016).
Prawdziwej odpowiedzi na pytanie: „Kim jest Erwin Kruk?” należy więc zawsze szukać gdzie indziej, wśród wspomnień przyjaciół, refleksji znawców jego twórczości, opinii wiernych czytelników. Z takiej też materii wielu głosów utkany został tom Żyłem jak umiałem, na dowód, że opowiedzieć o kimś w wiarygodny sposób można jedynie z głębi własnego doświadczenia. Zwłaszcza jeśli mowa o ludziach niezwykłych, których los szczególnie dramatycznie naznaczyły wyroki Historii. Nic zatem dziwnego, że z zamieszczonych w książce różnych wypowiedzi, zaskakujących swoim bogactwem i inwencją stylistyczną, musiał wyłonić się „portret wielokrotny” autora Kroniki z Mazur. Jaki? Wypada zacząć od przywołania dwóch intensywnych obrazów. Zbigniew Chojnowski zaznacza: „Zgarbiona sylwetka mężczyzny, który roztaczał wokół siebie skupione milczenie”, zaś Robert Lesiński opisuje go tak: „Chodzi szybko w długim granatowym płaszczu, wpatrzony w chodnik.”
Te dwa mikro portrety, jakże do siebie podobne, wydają się mieć rys wspólny: znamionujący ich bohatera rodzaj nieobecnej obecności, świadomego oddalenia, który staje się udziałem „żyjących pamięcią” (by sparafrazować słowa wypowiedziane przez Kruka w Spadku). Oznacza to dystans wobec świata teraźniejszości, a wybór świata przeszłości. Dostrzegł ową cechę Wojciech Kass, określiwszy symbolicznie pisarza mianem „niedzielaka” (urodzonego w niedzielę), który według Mazurów posiadł dar porozumienia z duchami umarłych. W istocie bowiem sens życiu Erwina Kruka nadawał gest powrotu: „W stronę domu, w ciemność pamięci, / Ku zamierającym głosom” (jak napisał w wierszu Z oddalenia). Gest ten zdaje się być oczywisty dla mieszkańca krainy Nod, któremu odebrano miejsce urodzenia, gdy u schyłku drugiej wojny jako małe dziecko, podczas przymusowej ewakuacji ogłoszonej przez władze niemieckie, musiał opuścić wraz ze swoimi bliskimi już na zawsze rodzinną wieś (wkrótce też stracił rodziców). Elżbieta Konończuk trafnie zauważa:
Podczas ponownej lektury tomiku Znikanie, zwrócił moją uwagę niezwykle wzruszający i dojmujący obraz czteroletniego, osieroconego chłopca, wygnanego z rodzinnego domu, brnącego w słońcu przez piaszczystą drogę i ocierającego brudnymi piąstkami łzy i kurz. Ten symboliczny obraz – stanowiący w istocie autobiograficzną ramę całej twórczości Kruka – powraca jako wyraz winy, że nie potrafił on utulić w sobie tego dziecka, którego strach i osamotnienie spowodowane są bezradnością dorosłych […] Twórczość Kruka jest w pewnym sensie ciągłym wychodzeniem na spotkanie z sobą-dzieckiem, wciąż czekającym na drodze prowadzącej z Dobrzynia do Elgnówka.
To dramatyczne doświadczenie określiło nie tylko los autora Znikania, ale też w jakimś sensie dzieje wszystkich Mazurów. Ich exodusu. Erwin Kruk zdawał sobie oczywiście sprawę z niebezpieczeństwa zamknięcia w problematyce historii swego narodu (nie skazywało to na sukces wśród czytelników), a jednak pozostał temu tematowi wierny i wielokrotnie do niego powracał. W konsekwencji zyskał rangę – jak rzecz ujmuje Jan Chłosta, redaktor tomu Żyłem jak umiałem – „Najbardziej godnego zaufania i wiarygodnego wyraziciela tożsamości mazurskiej”. W przypadku pisarstwa Erwina Kruka nie stało się to podłożem opowieści jedynie o nim samym, lecz zuniwersalizowało się w przekonującą artystycznie elegię o ludziach siłą wykorzenionych z ziemi własnej. Wszystkich wygnańcach w XX wieku, poniżonych skazaniem na zapomnienie, których kondycję mimowiednie metaforyzuje wiersz Imiona (cytuję wymowny fragment):
Teraz, gdy jesień ogołaca moje życie,
A samotne owoce osypują się na ziemię,
Przywołuję was, umarli, i pozdrawiam,
Idę w tę samą stronę – po śladach,
Co zarosły trawą. I wiatr pomaga mi czytać
Niewyraźne pismo.
Wrażliwość na ludzką krzywdę była z pewnością dla Erwina Kruka, jako człowieka pogranicza kultur (motyw ten słusznie powtarza się w książce), naturalnym odruchem serca i zrozumienia okazywanego doświadczonym przez los. Zaznawszy tyle zła, jak mało kto musiał wiedzieć, „do jakich klęsk / Zdolny jest człowiek”. Wcześnie osierocony, odnalazł w sobie dość siły, aby nie tylko żyć, ale swym życiem służyć innym. We wspomnieniach pojawia się często obraz Kruka społecznika, który poświęca się dla sprawy, a raczej spraw różnych, wymagających dużego zaangażowania. Nie tylko upomina się wielokrotnie o należne miejsce dla Mazurów w Polsce (zwraca na to uwagę w swoim artykule chociażby Mieczysław Orski). Angażuje się także w sprawy polityczne, gdy staje się na przykład członkiem Zarządu Regionu NSZZ „S”, natomiast po przełomie ’89 – senatorem I kadencji RP. Zresztą ról, w jakich spełniał się pisarz, było znacznie więcej, o czym przekonuje wieńczące zbiór Kalendarium życia, pracy literackiej i działalności publicznej Erwina Kruka. Zdumiewać może, że starczyło na to wszystko jednej biografii.
Nieodmiennie ten portret Kruka dopełnia jeszcze inny ważny szczegół, przywoływany po wielokroć, w pisarzu i społeczniku pozwalający widzieć po prostu człowieka:
Zawsze pozostawał skromnym człowiekiem. Człowiekiem o wielkiej osobowości, niezwykłej pracowitości i skromności, życzliwy ludziom, którym nieustannie służył pomocą.
W swoim życiu miałem szczęście znać dwie ważne dla mnie postaci i mam ogromną satysfakcję, że los pozwolił mi być blisko wspaniałych Mazurów: mistrza pędzla Hieronima Skurpskiego i mistrza pióra Erwina Kruka. Obaj wielcy i obaj skromni, strzegący swej mazurskości.
Zbiór Żyłem jak umiałem stanowi tym samym hołd złożony Mazurowi, pisarzowi, szlachetnemu, prawemu człowiekowi, którego droga do „niewidzialnego – jak zauważa Jarosław Ławski – wiodła przez piękno i cierpienie”. Dobitnie świadczy o tym wyróżniony przez badacza wiersz Ernesta Kruka, Nadzieja, z przejmującą kodą: „Cierpienie jest nadzieją / Na rzeczy niestworzone.”
Ważnym uzupełnieniem wspomnień, refleksji, poetyckich epitafiów jest na przykład znamienny poemat Kazimierza Brakonieckiego Kruk i kos. Pamięci poety Erwina Kruka czy pełen czułości wiersz Zbigniewa Chojnowskiego Powrót z wygnania (do książki jest dołączona płyta CD, zawierająca archiwalne wypowiedzi pisarza o Mazurach, poezji, pisarstwie, życiu). Wśród tylu głosów ten rozbrzmiewa mocno, szczególnie mocno… „Co teraz będzie? Co będzie?” – powtórzę pytanie za Zbigniewem Fałtynowiczem.
Szkic publikowany w „Toposie”.