Nowy Napis Co Tydzień #049 / W konwencji surrealizmu
Jarosław Jakubowski jest poetą, dramatopisarzem, prozaikiem, krytykiem literackim. Mieszka w Koronowie, pracuje w Bydgoszczy. Jego najnowsza książka Czerwony autobus. Didaskalia została wydana w lutym 2020 roku w serii Biblioteki „Toposu”. Jest to o tyle ciekawe, że powyższa seria jest jedną z ważniejszych we współczesnej polskiej poezji, a książka Jakubowskiego przynależy do świata dramatu. Zastanawiam się, czy gdyby formalnie podejść do sprawy, książka mogłaby się ukazać; na palcach jednej ręki można by policzyć wydawnictwa specjalizujące się w Polsce w wydawaniu dramatów. Ale jest jeszcze ciekawiej. Nie jest to bowiem zbiór dramatów, jakie Jakubowski chętnie pisze i publikuje w pismach literackich oraz w zbiorczej formie (dwa takie zbiory zostały wydane przez Agencję Dramatu i Teatru). Są to natomiast – jak autor dopisał w podtytule – didaskalia, czyli teksty poboczne, które mają służyć pomocą zespołowi scenicznemu podczas wystawienia sztuki. Myślę, że trzydzieści trzy opowiastki układające się w cykl zaskakujących scen, spostrzeżeń, intuicji i błysków, mogą być traktowane jako miniatury literackie, a te zdominowane przez partie mówione, fragmenty monologów lub strzępy dialogów – jako miniatury dramatyczne. Te wstępne rozpoznania zmuszają do pierwszych refleksji; książka Jakubowskiego wymyka się rutynowym szufladkom, nie daje się łatwo zaklasyfikować. Stanowi swoiste novum w świecie, w którym wychodzi tak wiele książek – a to już jest niewątpliwie konkret.
Tytuły są krótkie, jednowyrazowe: Autobus, Drzwi, Pociąg, Malwa – przytoczę cztery pierwsze. Tytułowy Czerwony autobus pojawia się w pierwszej miniaturze pod postacią „upiornego czerwonego autobusu”, ale potem będzie wiózł nas przez całą książkę. Jak powie autor: „Następuje seria niesamowitych zdarzeń, w wyniku których upiorny czerwony autobus staje się zwykłym czerwonym autobusem”.
Pierwsza opowiastka, która zostaje w pamięci już po zakończeniu lektury, to Zbrodnia. Jakubowski przez dwie dekady pracował jako dziennikarz w „Expressie Bydgoskim”. Z tego czasu zapamiętałem jego niezwykle ciekawe relacje, często pisane wprost z sali sądowej. Poetę-dziennikarza interesował przede wszystkim portret psychologiczny sprawcy zbrodni, motywy jego działania. Wydaje się, że to doświadczenie zawodowe zaowocowało w jego literackiej karierze dramatem Prawda, w którym sprawca zostaje aresztowany dopiero dwie dekady po popełnieniu zbrodni; jest już wtedy innym człowiekiem, założył rodzinę, ma dziecko. Ciężko wyobrazić sobie, że ten przykładny mąż i ojciec w brutalny sposób zamordował kobietę. Również w opowiastce zawartej w Czerwonym autobusie bardzo ważna jest psychologia. Oto sprawca siedzi w hotelowym pokoju z widokiem na morze i obserwuje ludzi, którzy gromadzą się na plaży przy zwłokach młodej kobiety. Tamci spostrzegają go, wskazują palcami, a potem biegną w jego stronę. Oni wiedzą, że to on zamordował. On wie, że mu nie odpuszczą. Ale historia nie kończy się tak, jakby można było się spodziewać, czyli linczem sprawcy. Jednym zgrabnym zdaniem Jakubowski zaskakuje czytelnika.
Autor znakomitego Generała literacko jest bardzo sprawny, świetnie żongluje konwencjami, potrafi też grać na emocjach. Przyznaję, że podczas lektury książki najbardziej zirytowała mnie krwawa historia Dziecko. Oto do miasteczka przyjeżdża upiorny czerwony autobus, a z niego wychodzi mężczyzna, który spostrzega dziwną procesję sunącą po rynku w stronę studni. Dalej dowiadujemy się, że idąca na przedzie dziewczynka została przeznaczona do złożenia w ofierze potworowi, który mieszka w starożytnej studni. I to wszystko dzieje się według scenariusza, który powtarza się zapewne od wieków. Wszyscy uczestnicy, łącznie z burmistrzem miasteczka, mają do odegrania swoje role, a dziecko zostaje pożarte przez bliżej nieznaną bestię. Pasażer autobusu nic z tego nie rozumie, próbuje dowiedzieć się czegoś więcej, zagadnąć kelnera w restauracji, ale tamten nie chce z nim rozmawiać. W końcu mężczyzna staje się agresywny, prowokuje bójkę, która kończy się dla niego źle. Pobity, wsiada na rynku do upiornego czerwonego autobusu.
Przedstawiam tę historię, ponieważ budzi ona niepokój i przywołuje mnóstwo kulturowych skojarzeń, poczynając od mitu o Minotaurze, poprzez znakomite powieści i opowiadania Franza Kafki, a kończąc na filmie Michelangelo Antonioniego Powiększenie, w którym dochodzi do mordu, ale jedynym dowodem w sprawie są negatywy, które zresztą i tak potem znikają. Niczego również nie wyjaśnia ostatnia scena tajemniczej pantomimicznej gry w tenisa ziemnego. Bohater Jakubowskiego, podobnie jak fotograf, główny bohater filmu Antonioniego (znakomita rola Davida Hemmingsa), pozostaje z niczym. Może to był tylko upiorny sen, nie było żadnej dziewczynki, potwora, burmistrza, rynku, restauracji i kelnera? A więc wszystko jest snem? Nie, nie wszystko. Bohater z autobusu, turysta-obserwator, próbuje zdemaskować absurdalność tej rytualnej sceny, jest przykładem buntownika, mówi poważnie: Nie zgadzam się na te barbarzyńskie praktyki, wszyscy jesteście mordercami! Nie tylko ci, którzy oddali dziewczynkę na pożarcie, ale też ci, którzy są wobec tej zbrodni obojętni i udają, że nic się nie stało.
W Czerwonym autobusie dominują motywy surrealistyczne (pies, lustro i butelka przemawiają ludzkim głosem; mężczyzna patrzy w lustro i nie widzi swojego odbicia; ludzie siedzący w barze opowiadają sobie sny; w dziwacznej historii zatytułowanej Hotel mężczyzna domaga się od recepcjonisty klucza do pokoju i mimo że rzekomo go nie ma, chwilę później przychodzi kobieta, której klucz zostaje wydany). W Przejściu surrealizm miesza się z absurdem. Akcja miniatury toczy się na sali sądowej. Mężczyzna jest oskarżony o morderstwo, ale zostaje oczyszczony z zarzutów. Jest wolny, jednak nie zgadza się z wyrokiem, twierdzi, że zabił kobietę. W kolejnej scenie w kawiarni widzi sędziego i kobietę, którą rzekomo zabił. Najciekawsza jest jednak inna kwestia: czy ten mężczyzna to nie jest ten sam, który wcześniej był w hotelowym pokoju i widział przez okno zwłoki kobiety oraz ludzi, którzy wskazują go i biegną w jego stronę? Albo ten sam, który prosi o klucz, którego nie ma? I kobieta, późniejsza ofiara (a może ona już nie żyła i to był tylko jej duch)?
Te historie nawzajem się przenikają, uzupełniają. Bohaterowie spotykają się, rozmawiają, rozstają, po to, by jeszcze raz się spotkać, często już w innych uwarunkowaniach i konstelacjach. W tych luźno połączonych scenkach wyczuwalna jest atmosfera niedopowiedzenia, zawieszenia. Nasze życie – zdaje się mówić Jakubowski – ma bardzo silny pierwiastek magiczny. Być może ono w ogóle jest iluzją i do końca nie wiemy, kim jesteśmy; może robakami, jak to w Przemianie ciekawie uchwycił Kafka. Nie wiemy, czy sen nie jest bardziej prawdziwy od jawy. Nic właściwie nie wiemy. Wobec tego nic dziwnego, że jesteśmy rozczarowani światem, który tak bardzo uwierzył Kartezjańskiej maksymie cogito ergo sum, nie zważając na to, że ludzki rozum jest wobec wielu spraw całkowicie bezradny.
Powinowactwa Czerwonego autobusu z prozą Kafki czy głośnymi filmami Luisa Buñuela są widoczne. Dobrze świadczy o autorze, że jego przewodnikami duchowymi są znakomici twórcy. Przesiąkając ich światem, Jakubowski tworzy swój własny, nie mniej ciekawy.
W miniaturze Most rzecz ma się tak:
Mężczyzna budzi się z przekonaniem, że nareszcie wszystko rozumie. Po porannej toalecie wychodzi z domu i idzie na stary most kolejowy. Stojąc na środku mostu, zawieszonego wysoko nad leniwą rzeką, myśli o zdarzeniach, które nie dane mu było przeżyć. Nagle słyszy dudnienie nadjeżdżającego pociągu i chociaż to niemożliwe, bo linia została zamknięta dawno temu, dudnienie jest coraz donośniejsze. Pociąg, wypełniony tłumem umarłych, mija mężczyznę powoli i majestatycznie. Z jego oczu wypływają dwie duże łzy, które odrywają się od policzków i spadają do rzeki. Niesamowite, bo rzeka płynie do tyłu. Wkrótce do uszu mężczyzny dochodzi pieśń flisaków, śpiewana w starym, niezrozumiałym narzeczu. Kobiety piorą bieliznę na brzegu, a dzieci zbiegają w dół wzgórza. Gonią rozpędzone koło.
Twarz mężczyzny rozjaśnia się. Widać ją bardzo wyraźnie, tuż pod powierzchnią rzeki, otuloną trawami, które przypominają długie, falujące włosy.
Specjalnie wybrałem powyższą historię, pozbawioną dialogów, ponieważ w niej – jak w soczewce – widać, z jakim ciekawym i dziwacznym światem mamy do czynienia. Bohater Mostu udaje się na miejsce, które jest realne i konkretne: na tytułowy most kolejowy. Ale jest to most, który nie jest już nikomu potrzebny, ponieważ od wielu lat nie jeżdżą tamtędy pociągi. To wyłączenie i odosobnienie zwiększa jego literacką atrakcyjność, a peryferyjność sytuacji budzi skojarzenia z klimatem horroru. To jest most, który umarł, ale nagle okazuje się, że nie, nadjeżdża bowiem pociąg. I to pociąg wiozący umarłych. To oczywiście wyprawa w przeszłość, na spotkanie z duchami przodków. Atmosfera grozy narasta, z oczu bohatera wypływają dwie duże łzy. Rzeką płyną flisacy, kobiety piorą na brzegu bieliznę, dzieci biegną za pociągiem. Bohater za chwilę powróci do świata realnego, o tym świadczy zakończenie, ale i świat realny jest pełen poetyckości – być może jest to powrót do korzeni pisarstwa Jakubowskiego.
Przywołany most jest w gruncie rzeczy metaforą świata żywych i umarłych, kładką, na której prędzej czy później się znajdziemy. Światy te wciąż się przeplatają i przenikają. Powraca do nas przeszłość, i to pod różnymi postaciami: wspomnień, przywołań, skojarzeń, snów. Spotykamy ludzi, o których istnieniu już zapomnieliśmy. Ale jednego nie powinniśmy zapomnieć – zdaje się mówić Jakubowski – tego mianowicie, że przeszłość jest przyszłością: nigdy nie wiadomo, pod jaką postacią do nas powróci, czy ukocha, czy zada śmiercionośne rany. Przeszłość jest skarbnicą, ale też kryjówką dla mrocznych tajemnic – choćby takich, jakie miał bohater przywołanego dramatu Prawda.
W dobrze znanym Jakubowskiemu filmie Buñuela Dyskretny urok burżuazji, nie brakuje podobnych scen jak te, z których utkany jest Czerwony autobus. Z filmu zapamiętałem postać porucznika, który w kawiarni w towarzystwie pań wspomina swoje dzieciństwo. Twierdzi, że nie było ono szczęśliwe. Widzimy scenę z przeszłości. Jego ojciec bardzo krótko i zwięźle, tonem nie znoszącym sprzeciwu, przekazuje mu klarowny komunikat: ma udać się do szkoły kadetów. Chłopiec przyjmuje to do wiadomości. Idzie korytarzem, przechodzi obok pokoju zmarłej matki. Słyszymy głosy, jakby nawoływania z innego wymiaru. Nagle z szafy wychodzi zjawa matki i opowiada tragiczną historię swojej śmierci. Informuje też, że ten, który podaje się za ojca bohatera, w istocie nim nie jest. Jest natomiast mordercą, zabił bowiem jego prawdziwego ojca i zarazem człowieka, którego ona kochała. Kobieta namawia syna, by dokonał zemsty na mordercy. W scenie o konwencji typowej dla surrealistów ważną rolę odgrywają przedmioty: lustro, miarowo tykający zegar. Panuje atmosfera grozy, jak w thrillerze bądź horrorze. Pod wpływem zjawy matki chłopiec truje mężczyznę.
Wątki zawarte w książce łączą się i rozchodzą. Dwie historie o tytułach Początek i Koniec znajdują się w środku książki. Rozbicie tradycyjnej struktury ma znaczenie: Jakubowski dokonuje tego z pełną premedytacją, żeby również w tej kwestii uniknąć szablonu. W scenie nazwanej Początkiem kobieta poznaje mężczyznę, ale sytuacja wymyka się utartemu schematowi: „Kobieta odwraca się, przystaje. Mężczyzna podchodzi do niej, wypowiada jakiejś przypadkowe słowa i spędzają ze sobą resztę życia. Tyle że kobieta zamieszkuje w myślach mężczyzny, w rzeczywistości żyjąc z kimś innym”.
Autor wskazuje, jak wielkie znaczenie ma język, że można się nim bawić w dowolny sposób, rozbijać stare konstrukcje i tworzyć nowe, trzeba jednak posiąść klucz, który dany jest nielicznym. Czerwony autobus to zatem przykład literatury pełnej symboli, kulturowych odniesień i kontekstów. Autor niejako proponuje, żeby czytelnik wszedł do środka, zaprasza go do autobusu, który czasami staje się upiornym czerwonym autobusem. Ten drugi wiezie nas w głąb ludzkich lęków, udręk i koszmarów, jest niejako metaforą złej strony naszej natury, którą symbolizuje noc, a może i śmierć. W scenie nazwanej Koniec mężczyzna stoi na rufie statku oddającego się od brzegu i patrzy w stronę kobiety, która pozostała na lądzie. Jakubowski pozwala sobie na prezentowanie tak ogranych scen, ponieważ w zanadrzu ma zawsze niebanalne zakończenie, coś, co wytrąca z rutyny, jakiś drobiazg (w tym wypadku mężczyzna czuje silny zapach z damskiej torebki), który pozwala nam spojrzeć na tę scenę z trochę innej perspektywy.
W książce autor w sposób metaforyczny opowiada nam o czasach, w których żyjemy. Zwraca uwagę na fatalną kondycję duchową współczesnego człowieka. W jednej z najciekawszych miniatur (Ucieczka) światowej klasy skrzypek jest zamknięty w garderobie, za chwilę czeka go występ. Wyciąga skrzypce, żeby poćwiczyć, ale nie udaje mu się wydobyć żadnego czystego dźwięku. Zdenerwowany rzuca je na podłogę i rozdeptuje. Nie może wytrzymać nieznośnego ponaglania dobiegającego zza drzwi. To pewnie jego żona i najbliżsi współpracownicy informują go, że publiczność już czeka na koncert. Skrzypek miota się w garderobie niczym zwierzę w klatce. W końcu decyduje się na radykalny czyn: z ręczników tworzy linę i przez okno ucieka z klatki.
Można by tę historię potraktować jako świetne studium dramatu artysty: człowieka, który – gdy osiągnie sukces – zostaje osaczony przez fałszywych przyjaciół, jest niejako ich zakładnikiem. Oni żerują na talencie i ciężkiej pracy mistrza. Ale to tylko jeden z możliwych tropów, niekoniecznie najważniejszy. Myślę, że autorowi przede wszystkim chodziło o symboliczne przedstawienie naszych czasów; ukazanie kryzysu artysty, który może nawet niekiedy zaowocować twórczą impotencją. Czy my też nie jesteśmy takimi impotentami? Wciąż uciekamy, ale po co i przed kim? Przecież skrzypek ucieka przed samym sobą, nie próbuje zmierzyć się ze swoimi słabościami i powstałym problemem. A może ma już wszystkiego dość? To też niestety smutny znak naszych czasów.
Jarosław Jakubowski, Czerwony autobus. Didaskalia, Sopot: Biblioteka Toposu, 2020.