Wbrew przypadkowości
Źródło tekstu: „Nowe Książki”, numer 5 za 2020 rok, s. 8–9.
Zdolność pisarki do wychodzenia poza siebie, a przede wszystkim przekraczania pokus partykularyzmu, wprowadza do polskiej prozy najnowszej powagę literackiego mierzenia się ze światem, pamięcią, własnym pokoleniem, sytuacją socjalną, determinantami przeszłości, uniwersaliami.
Swoją debiutancką powieść Pomyłka prowadzi autorka tak, aby opowiedzieć swój czas – nie tyle siebie, ile tajemnicę i tajemniczość przeznaczenia. Pisarka stawia nasze indywidualne bycie wobec trudności, które rodzi pragnienie ambitnego przeżycia swojego istnienia.
W trzynastu narracjach odsłaniają się mniej więcej chronologicznie koleje życia dobiegające czterdziestki kobiety. Przeżyte lata i zdobyta wiedza nie są asumptem do ubolewania nad przemijaniem. Stanowią materiał do snucia opowieści na tematy, wydawałoby się, odległe i nie zawsze zborne. Opowiadaczka, jak wspomniałem, unika wypowiadania się o sobie. Owszem, zaczyna od siebie, ale po to, aby przedmiotem przekazu uczynić coś lub kogoś innego.
Pomyłkę wyróżnia potrzeba aksjologicznego uzasadnienia narracji, wysnuwającej się z pracowitego rozpoznania „momentu dziejowego”. W powieści tej literatura staje się na powrót miejscem wiarygodnego sporu o wartości i oceny. Warstwa wydarzeniowa, jakkolwiek ciekawa, urozmaicona, zaskakująca, rwie się, występuje tu pretekstowo – bardziej istotne staje się włączenie czytelnika w bieg rozważań niż zainteresowanie akcją. Liczy się fabuła myśli.
W niedługim Telefonie wyjściowym doświadczeniem bohaterki-narratorki, akurat przebywającej na bezrobociu, jest „nieznośne poczucie przypadkowości wszystkiego”. Ze stanu rozproszenia, bezwładu wytrącają telefony od anonimowej starszej pani, usiłującej się skontaktować z mężczyzną, o którym rozmówczyni nic nie wiadomo. Mimo że od pierwszego do ostatniego rozdziału-opowiadania prozy Kwaśnickiej powstaje ta sama trudność: kłopot ze streszczeniem, to każda część opiera się na jakiejś pomyłce.
Kolejna całostka narracyjna Granice ekspresji dotyczy zdawania na studia. Na tym tle mowa o dojrzewaniu, przemianach statusu studenta i znaczenia studiów czy młodzieńczych wyborach; ma na nie wpływ krajobraz i aura danego miasta. Upostaciowaniem rozterek jest Hamlet – jego postawę, postępowanie interpretuje narratorka jako kandydatka zdająca egzamin wstępny na studia. Szekspirowski bohater jawi się na podobieństwo doświadczeń świeżo upieczonej maturzystki. Postrzega go ona jako „chłopca z pokolenia przełomu, pozbawionego azymutów i niepotrafiącego jeszcze stworzyć ich sobie samemu”. Hamlet uosabia pokoleniową chroniczną dezorientację, która czyni to pokolenie bezbronnym wobec możliwości popełnienia już nie jednej, lecz serii pomyłek, hamujących samorealizację.
Być może prozę Kwaśnickiej należałoby potraktować jako opowieść o tym, jak Polacy urodzeni w ostatniej dekadzie Polski Ludowej stali się pokoleniem „przejściowym”, rozbitym od środka, skazanym na niezdolność do życia według własnych reguł – porażone poczuciem przypadkowości plącze się w zeznaniach. Kwaśnicka jednakże nie zamyka się w pokoleniowości, diagnozuje: „rozkładająca się komuna prawie wszystkim przetrąciła kręgosłupy”.
Pisarka konsekwentnie w całej powieści pisze o kobiecości bez podciągania jej pod sztywne, jedynie słuszne tezy wojującego feminizmu. Jak tu: „Stawanie się kobietą jest kwestią odwagi, to odsłonięcie się, okazanie miękkości”. Prowadzi też wątek teologiczny i religijny – szczególnie w Powierzchniówkach, dostrzegając w odchodzeniu po 1989 roku od wiary, Kościoła, duchowości chrześcijańskiej rezultat ustąpienia polityczno-ideologicznej opresji.
Zarówno wzmiankowany rozdział, jak i większość pozostałych, to przeważnie opowieści zmieniające się w strumienie i strumyczki refleksji. Narratorka przez pryzmat literatury, filozofii, historii kultury, architektury, historycznych person, przedmiotów czy sztuki pragnie ukształtować i uporządkować swoją postawę wobec Boga, społeczeństwa, egzystencji i samej siebie.
Lęk przed samotnością i porzuceniem wypełnia fabułę Kamienicy. W Szmaciarzu napotkany w tramwaju krakowski kloszard wywołuje myśl o losach tysięcy rozbudzonych intelektualnie młodych ludzi, przed którymi w drodze do zostania kimś stanęła jakaś nieusuwalna przeszkoda – czyjaś wzgarda, obojętność, obelga. Trudno się nie zgodzić z refleksją, że „w Polsce z dobrze zapowiadających się ludzi ciągle zbyt często robiono wariatów”.
W „szachowym opowiadaniu” Pat bohaterka zdaje relację z doświadczeń bycia poza krajem; przenika je dojmujący brak poczucia rzeczywistości. Trudno się nie zgodzić ze stwierdzeniem, że emigrant „jest jak duch; nic go nie interesuje, niczego nie może dotknąć, bo wie, że nigdzie właściwie nie jest na swoim miejscu i donikąd nie zmierza”. Ceną za udanie się na emigrację jest utrwalająca się niemożność bycia w pełni sobą.
Winda opowiada o „awansie geograficznym, ruchu w górę”, polegającym na znalezieniu pracy w redakcji w Warszawie. Stolica odsłania się jako miasto zawodu, goryczy, nieakceptowalnego stylu życia, bo opartego na „zadowoleniu z siebie”. Odmowa uczestnictwa po ściśle określonej stronie „w wielkiej polityczno-finansowej wojnie” wyznacza następny etap „kariery” nieustannie poszukującej swego miejsca bohaterki. W rozdziale Moskiewska młoda kobieta przenosi się na prowincję. Żyjący tam ludzie, od zawsze pozbawieni perspektyw, rezygnują z ambicji, więc i tu nie znajduje ona odmiany na lepsze.
Z zaskoczeniem zastajemy opowiadaczkę w Rzymie, która w Lawie jako doktorantka odtwarza prawdziwie duchową przyjaźń Michała Anioła i Vittorii Colonny. Poetka ta postawiona jest w centrum narracji jako prekursorka kobiecej autokreacji i osoba obciążona nieszczęściami, a mimo to spragniona autentycznego porozumienia i więzi z mężczyzną. Lawa to opowiadanie-esej o i wokół kobiecości, bez feminizujących zacietrzewień. Colonna jest literacko analizowana jako istota ludzka pragnąca świadomie i wartościowo żyć ku spełnieniu. Kwaśnicka w swej prozie z fascynacją powraca do włoskiego renesansu, ludzi zdolnych – nawet po największej klęsce – do „duchowej regeneracji”. „Potrafili jeszcze wierzyć wbrew doświadczeniu lub zaufać, chociaż wiele razy się zawiedli”.
Wyprawą w przeszłość mniej odległą jest tekst Ignaz. Pod tytułem kryje się pianino. Stanowi ono pretekst do snucia rodzinnych historii XX wieku. Niby wszyscy je znamy: przodkowie biorący udział w powstaniach, odzyskujący niepodległość, cieszący się z międzywojennej wolności, a potem gnębieni przez Niemców, Rosjan, ubeków. A jednak jeszcze nie dość tych opowieści. Musimy je ponawiać, aby symbolicznie odzyskać to, co historycznie, materialnie i duchowo utraciliśmy. W tym rozdziale Kwaśnicka odsłoniła współczesnych Polaków jako tych, którzy stoją przed koniecznością odbudowania poczucia ciągłości kulturowej oraz powtórnego zakorzenienia się w dziejach. Bez pracy nad jednym i drugim będziemy cierpieć na poczucie przypadkowości i nierealności, co utrwala łatwość w popełnianiu pomyłek.
Opowiadanie Nieszczelność, tak jak wcześniejsze, ma charakter przypowieściowy. Bohaterka przeżywa kolejną „pomyłkę”. Z powodu niedomykalności krtani nie może pracować §jako nauczyciel akademicki. Kwaśnicka łączy tę sytuację ze znaną historią faktycznego albo rzekomego opętania mniszek w Loudun i rozważa kwestie wiary i niewiary, dobra i zła. Człowieka nie stać na całkowitą rozstrzygalność spraw fundamentalnych. „Nikt nie jest szczelny, absolutnie nikt”.
W przedostatnim rozdziale-opowiadaniu Triumf mowa o dwóch równoległych płaszczyznach. Na narrację o pewnym pisarzu hiszpańskim z przełomu XIX i XX wieku nakłada się potrzeba bohaterki, aby nie uciekać przed realnością, a jednocześnie stworzyć własny świat. Na planie życiowym wygląda to jak próba otrząśnięcia się ze złudnego przekonania, że człowiek zatriumfuje, jeśli uczyni swe życie ciągiem eksperymentów, pasmem wolt i zmian. Tekst przeobraża się w opowiadanie autotematyczne. Zadane są w nim pytania o granice ingerencji pisarza w powodzenie jego dzieła. Czy sukces literacki jest efektem usilnego narzucania się autora innym, zwłaszcza inżynierom od wizerunku?
Naturalnym zwieńczeniem tej przedziwnie i przemyślnie zakomponowanej powieści jest paraboliczny Owoc. Każde życie powinno zaowocować. A jeśli nie wyda plonu i w nim „wszystko było pomyłką”, należy je potępić, uznać za złe? Kwaśnicka kończy narrację w miejscu, w którym zaczyna się nadzieja: na los zasługujemy, gdy się z nim zmagamy. Oto antidotum na nieznośne poczucie przypadkowości?
M. Kwaśnicka, Pomyłka, Kraków 2019.