Nowy Napis Co Tydzień #055 / Między pamięcią a zmyśleniem. Recenzja książki „Pozdrowienia z Popielnika”
Stanisław Butowski w swojej powieści prezentuje zapis podróży po Pomorzu, ale co istotniejsze, zapis podróży po meandrach pamięci i historii odsłaniających nie tylko prawdę o przeszłości, ale i o teraźniejszości.
Stanisław Butowski to autor młody, trzydziestoletni, wciąż aspirujący. Sam o sobie mówi zresztą „autor bez większego dorobku, acz z ambicjami”
Jednak zacznijmy od początku. Pozdrowienia z Popielnika albo autorski przewodnik po Pomorzu Tylnym głosi strona tytułowa książki. To z miejsca ustawia percepcję czytelnika gotowego na spotkanie z literaturą pamięci, literaturą małych ojczyzn, a zarazem zapewne i powieścią drogi. Dodatkowo okładka Pozdrowień z Popielnika wita czytelnika zamieszczonym na czarnym tle obrazem odcisku palca. Czy czeka nas tym samym mroczna zagadka i śledztwo w stylu kryminału noir zawieszone w małomiasteczkowej przestrzeni? Te wszystkie gatunkowe tropy są słuszne, ale tylko do pewnego stopnia i nie oddają pełni istoty powieści, w której autor nie podąża prostą ścieżką intymistyki i autobiografii, lecz wykorzystuje ich elementy, by budować bardziej niejednoznaczną opowieść o odkrywaniu i zachowywaniu pamięci.
Co to właściwie oznacza? Przyjrzyjmy się dokładniej tytułowemu Popielnikowi. Czym jest? Chciałoby się rzec – zapewne jedną z miejscowości na Pomorzu, z którą najpewniej autor jest związany. Tym bardziej, że swą książkę dedykuje on „Popielniczankom – babci i mamie”, co jednoznacznie wskazywałoby na literaturę bardzo osobistą. Zanim jednak przemówi literatura, niechaj przemówi geografia. Ta zaś po krótkich poszukiwaniach wskazuje nam jednoznacznie, że miejscowość o nazwie Popielnik… nie istnieje na mapie Polski. Odnajdziemy co najwyżej położone na terenie Ukrainy Popielniki, ale to przecież błędny kierunek, z powieścią Butowskiego nijak niezwiązany. Tak oto już na samym początku podróży do Popielnika odkrywamy, że autor tej opowieści podejmuje ze swoimi czytelnikami swoistą grę, ujmując w nawias autobiografizm i wspomnieniowość. To co prawda nie wyklucza zupełnie ich występowania w powieści, jednak Butowski wyraźnie mruga okiem do odbiorcy, sugerując: „Uważajcie, w tej historii fakty mogą przeplatać się ze zmyśleniem”.
Skoro jednak nie jest to realna miejscowość, skąd wtedy taka właśnie nazwa dla miasteczka, z którego Butowski czyni główną przestrzeń wydarzeń w swojej książce? To prowadzi nas do kolejnego pytania o to, co oznacza nazwa miasteczka. Wedle definicji najprostszej, technicznej, popielnik to „występujący w różnego rodzaju piecach lub kotłach: zbiornik pod komorą paleniskową, do którego opada poprzez ruszt i gromadzi się popiół”. A więc miejsce zbierania się popiołu. Miejsce osadzania się śladów przeszłości, czegoś, co dawno zostało strawione przez ogień…
Symboliczny sens nazwy powieściowej przestrzeni staje się klarowny już w pierwszych rozdziałach, gdy poznajemy głównego bohatera – Wojciecha. Pochodzącego z tytułowego miasteczka, lecz zarazem człowieka, który po latach wyemigrował ze swojej małej ojczyzny. Nie zabiło to jednak w Wojciechu pamięci o Popielniku, a przede wszystkim zainteresowania tajemniczymi, napisanymi po niemiecku słowami, które jako dziecko odkrył przez przypadek na fotografii w rodzinnym domu. Dziecięce zainteresowanie historią Popielnika rosło w Wojciechu przez lata i w dorosłym życiu sprowadziło ponownie w rodzinne strony z misją zebrania informacji o przeszłości regionu i odkryciu prawdy o dawnych wydarzeniach. To właśnie te poszukiwania Wojciecha stanowią główną oś narracyjną powieści, a jego działania odbierać możemy właśnie jako próbę odgrzebania z popiołu śladów przeszłości czegoś, co bezpowrotnie spłonęło w ogniu czasu.
Ale czy na pewno bezpowrotnie? Pytanie o sens wędrówki i poszukiwań bohatera jest niejako wpisane w strukturę narracyjną i styl powieści. Wojciech, odwiedzając kolejne lokacje, spotyka rozlicznych autochtonów, zagląda w kąty miejscowego muzeum prowadzonego przez ekscentrycznego miejscowego inteligenta Altannika, przegląda mapy i fotografie, odkrywa nowe wątki, słucha opowieści mieszkańców Pomorza. Ostatecznie jego praca o Pomorzu Tylnym rozrasta się organicznie, pełna jest rozlicznych notatek na rozmaite tematy, począwszy od dawnych legend o regionie, a skończywszy na tragicznej historii wypadku kolejowego. Butowski łączy w Pozdrowieniach z Popielnika klasyczną konwencję powieści drogi z konstrukcją szkatułkową. Z jednej strony trzecioosobowy narrator prowadzi nas przez kolejne etapy podróży bohatera, jego oczami poznajemy Popielnik i jego mieszkańców. Z drugiej zaś, narracja regularnie przerywana jest fragmentami wyjętymi żywcem z notesu Wojciecha – uwagami historycznymi, geograficznymi czy nawet antropologicznymi, a przede wszystkim historiami, które słyszy od ludzi. Powieść Butowskiego przyjmuje tym samym formę gawędy pomieszanej z powieścią detektywistyczną. Wszak naczelnym celem Wojciecha jest odkrycie prawdy o przeszłości Popielnika, w której rolę odgrywa druga wojna światowa, czasy powojenne i relacje polsko-niemieckie.
Ów cel bohater wyraża w wymownym dialogu podczas rozmowy z Olkiem, poznanym w trakcie wędrówki chłopaku pomagającym mu w poszukiwaniach:
Krzywda drugiej wojny. Wojny, która po moich przodkach przejechała jak walec. Większość z nich po prostu zgładziła. Jak… Jak… robaki. Bo moja rodzina to nie byli ani oficerowie, ani łącznicy, ani sanitariuszki… Jak w piosenkach. Nawet nie szeregowi. To byli przepędzani, przewożeni, przerejestrowywani z obozu do obozu cywile. O nich się nie śpiewa. Nasze nazwisko widnieje tylko na jednej liście, za to najdłuższej. Na liście ofiar. Ale przecież nie wszyscy zginęli. Przeżyły dzieci. Jak… jak nowy pęd wyrastający na zgliszczach. Odrodzili się, o tak. Wyrośli jak drzewa… zwichrowane. I tak już będzie. Ja również jestem zwichrowany, bez dwóch zdań. Taką wojna nadała nam formę. To jest przeklęta sztafeta, w której poczucie krzywdy i lęk podaje się dalej. Chyba powinienem za to nienawidzić wszystkiego, co niemieckie. Włączając tę ziemię.
– A nie nienawidzisz?
– Nie wiem. Raczej chcę zrozumieć.
Wpływ historii na teraźniejszość uwidacznia się u Butowskiego, a śledztwo przynosi rezultaty, jednak próżno spodziewać się tu ckliwości i patosu. Zamiast wielkich słów autor proponuje pełną dystansu refleksję nad spuścizną przeszłości, sensem jej odkrywania i niejednoznacznością wspomnień. Trafnie ujmuje to Olek podczas jednej z rozmów z Wojciechem, przyznając, że część opowieści, jaką mu przedstawił, była zmyślona. Wojciecha wcale nie zbija to z tropu, zamiast tego stwierdza, że historia i zmyślenie naturalnie łączą się ze sobą. Taką też refleksję w Pozdrowieniach z Popielnika niesie Butowski – odkrywanie prawdy o przeszłości i grzebanie w popiołach to naturalne pragnienie człowieka. Być może nawet powinność. Zarazem, choć dysponujemy faktami, zdjęciami, mapami, zapisami, pamięć zbiorowa sprawia, że wiele wspomnień staje się mieszanką rzeczywistości i zmyślenia. Czy to oznacza, że wspomnienia stają się nieprawdziwe? Niekoniecznie. Prawda ostatecznie nie musi się zawierać tylko w sferze faktów, ale wypływa z ludzkiego doświadczenia i jej kreacji przez percepcję ludzi związanych z określonymi wydarzeniami.
Takie myśli napotkamy na drodze wytyczonej przez młodego pisarza. Droga ta jest długa i wyboista, składa się z etapów całkowicie różnych, a zarazem połączonych ze sobą. Narracja oddaje tu istotę niełatwej wędrówki, to snując się, to przeskakując z miejsca na miejsce. Z poszukiwaniami Wojciecha wielu czytelników będzie się jednak mogło utożsamić, zwłaszcza tych, którzy sami nieraz myśleli o przeszłości miejsca swego pochodzenia. Tym samym, ostatecznie odpowiadając na pytanie o to, czy Popielnik istnieje naprawdę, możemy stwierdzić – istnieje. Dla każdego z nas. I o tym właśnie jest ta powieść.
Stanisław Butowski, Pozdrowienia z Popielnika, Kraków 2020.