Niedziela Palmowa
Z braku osła, wjechał na oślep – z wyłączonym GPS-em,
trochę powoli, jak w pułapce, w korku,
hamulec, sprzęgło, zmiana biegów, gaz.
Kordon wziął za szpaler.
(W monitorowanym mieście witały go tylko oczy kamery.
To wydarzenie polubiło siedemnaście osób.)
Ta niedziela jest niedzielą handlową, wszędzie reklamy
z promocją daktyli (6.99- za paczkę).
Zimni się ubrali, a ci, którym było gorąco,
chłodzili się Spritem.
Czas przestawiono na letni.
Kordon wziął za szpaler.
(W monitorowanym mieście ktoś ostrzegał go światłem
przed policyjną suszarką.)
Wyrozumiały nauczyciel wybaczył obojętność. Przecież
wiedział – ludzie są dobrzy, pragną, by Arktyka na powrót zamarzła,
by spadł deszcz dla Afryki, by zniknęła dziura ozonowa.
Dlatego sprawił: polarne machały mu niedźwiedzie,
i płynął deszcz po szyjach żyraf,
i dziurę ozonową uczynił małą jak ucho igielne
(z zakleszczonym weń wielbłądem).
Kordon wziął za szpaler.
(Monitorowane miasto wydało mu się wzorcowe –
drzewa, skwery, strzałki prawoskrętów.)
Zwolnił, przymknął oczy i szepnął: Oszukam się,
jak się oszukuje głód. Zniosę to, choć zanoszę się, zaniosę.
Śniłem rzędy koron, mokre wstążki rzek, rzepak – żółty
jak słońce, pokłony kłosów. Śniłem ludzi mówiących wierszem.
Nie zatruje mnie mak drobnych liter, nie złowią mnie siateczki hasztagów,
nie przestraszę się głupoty małp. Niech stanie się.
A gdy już wykupią wszystko z marketów i dyskontów,
ja ich wykupię.
Kordon wziął za szpaler.
(W monitorowanym mieście wyludnionym, trochę niemym,
w którym parapety były najeżone kolcami,
puste place zabaw miały drabinki wycelowane w niebo.)
Gdy stał na czerwonym, a wiatr przewracał, wlókł i tarzał
sztuczne kwiaty z kapliczki, a sygnalizacja wydała chichot,
gdy nie mógł znieść muzyki pop i przerzucał stacje,
gdy niechcący zmienił pas ruchu, gdy usłyszał: No jedź, ośle!
coś w nim brało górę.
Coś brało górę,
która była dla niego.