Wieczór
Wiersz ze zbioru Z Księgi Przejścia.
profesorowi Leszkowi Kołakowskiemu
Nie przeklinaj dnia przed zachodem.
Nie kąp się z Heraklitem w tym samym zdroju.
Przycupnij tu, nad brzegiem rzeki bez imienia,
i posłuchaj, jak las mruczy
swój przedwieczorny chorał.
Możesz zapytać: dlaczego tak trudno obrażać się
na świat przed zmierzchem, kiedy niebo
zakwita zorzą? Dlaczego tak mało teraz w tobie
złośliwego gnoma? Rośniesz, otwierasz ramiona
i muskasz czubki sosen czułymi palcami.
Kochasz ten widok – z księżycem jak ząbek czosnku
nad drogą, z łódkami uśpionymi w kołysce przystani.
Z kępą drzew malowanych światłem
– wprost na wodzie – i z ciszą zaplątaną
w miękkie skrzydło wrony.
Ta chwila wydobywa ciebie ze zgiełku zdarzeń
razem z ważką podlatującą nad gładzizną rzeki.
Jesteście jak dwa gorejące atomy
w czyimś głębokim ciepłym oddechu.
Wiesz, że musisz stąd odejść
– żaden archanioł nie odwoła godziny agonii.
A przecież w tej chwili – gdy trzymasz różowy obłok
w ramionach – jesteś już ocalony.