Tryptyk z gwiazdą
I.
Otwieram atlas i czytam gwiazdy
wiem że astronom ze mnie raczej marny
cóż to jednak znaczy – lubię niebo w granacie czarne
i gwiezdny pył w nieskończonej przestrzeni.
Do trzech razy sztuka czyli jak gwiazdom zaufać
oddać w posiadanie niewymowne tajemnice
i szukać drogi – betlejemska świeci odcieniem błękitu –
coś z królewskiego coś z boskiego majestatu.
Gwiazdy kremlowskiej nigdy nie wspominaj
wciąż wspina się po czerwonej szubienicy
przyklejona do bladej twarzy jawi się jak widmo
znaczy drogi śmiertelnych eszelonów i bezdroża.
Gwiazda wrześniowa spada srebrna pod nogi
jak ogień bengalski z choinkowego drzewa
wyglądana od pokoleń z miłosną nadzieją
choć jednej nocy tylko jest królowa.
II.
Otwieram atlas i czytam gwiazdy –
przytulam do poduszki rozpalone usta
w kosmicznej mierzwie szukam słów pokrewieństwa
i przywołuję Sokratesa z pytaniem: co znaczy wolność?
Dojrzała nie zna granic nie czeka oklasków
samotnie płynie jak strumień podziemny
napełnia dzbany dodaje wiary podnosi z kolan
i pali się w sercu ogniem niespokojnym.
Kartka papieru jak zawsze cierpliwa –
przyjdą poeci składać będą nowe poematy
czas będzie płynął narodzą się dzieci
odnajdziesz światło i swoją gwiazdę powitasz.
Nad brzegiem Sekwany znajomych szukam śladów
to znowu widzę Neapol i wyspę we mgle zatopioną
na Wschód by płynąć lecz czas już powracać
gwiazda ta sama a kto pozostał w domu?
III.
Otwieram atlas i czytam gwiazdy znajome
tu byłem tam byłaś a gdzie nas jeszcze nie było
wrzesień pora dojrzałych spotkań przelotnych wojaży
i świateł nie zawsze spod wybranej gwiazdy.
Waga kołysze się między być a mieć
trochę zawistnie patrzy na to skorpion
listy ze świata przychodzą pachnące konwalią
czas w miejscu stoi tylko lata umykają.
Chrystus patrzy z przydrożnego krzyża
jakiej gwiazdy szukasz – pyta
stoję jak niemowa otwarty na wrota
bez słowa – z ogniem wiary w oku.
Składaliśmy świadectwa – łamali pieczęcie
czarną kawą kreśląc drogi nienazwane
tylko miłość jakby wciąż ta sama
czeka na progu spod szczęśliwej gwiazdy.