Codziennie czytam poezję (!) czyli wywiad z… niepoprawnym optymistą, jednym słowem z Dyrektorem Instytutu Literatury – Józefem Marią Ruszarem – rozmawia Andrzej Walter
Andrzej Walter: Czy wierzy Pan w sukces Instytutu Literatury, a jeśli (zapewne) tak, to jak Pan sobie Go wyobraża?
Józef Maria Ruszar: Mam silną wiarę w potrzebę wspierania wartościowej literatury, bo bez niej ludzie mają problem bycia ludźmi w sensie humanitas. Bez literatury nie ma szans na kontynuację cywilizacji i czeka nas obsunięcie się w barbarzyństwo. Zagrożenie jest realne. Tuż przed drugą wojną światową nikt nie wyobrażał sobie, że tak kulturalny naród jak Niemcy może wpaść na pomysł budowania komór gazowych. To było nie do uwierzenia. Kiedy pracowałem w Radio Wolna Europa przeprowadziłem w Kalifornii rozmowę z Janem Karskim. i on mi opowiedział o swoim spotkaniu z przedstawicielami Kongresu Żydów Amerykańskich. Wysłuchali sprawozdania o Holocauście, obejrzeli zdjęcia. Po spotkaniu jeden z członków, pochodzący z Polski, wziął go na bok i mówi: „Pan jest na pewno bardzo dzielnym oficerem i prawdomównym człowiekiem; ja Pana bardzo szanuję i podziwiam za to, co Pan zrobił. Ale Pan chyba rozumie, że ja w to wszystko nie mogę uwierzyć?”. My dzisiaj wiemy, że zezwierzęcenie jest możliwe i cywilizacja nie musi iść w kierunku humanitas, ale nie możemy się dziwić, że 80 lat temu ludziom się w głowach nie mieściło, że można zbudować Treblinkę albo archipelag GUŁag.
Tradycja humanitas jest podtrzymywana między innymi przez literaturę. Wątła to obrona. Niepewna. Ale innej nie mamy. Dlatego jednym z najważniejszych punktów jest wzmacnianie kanonu, a drugim wspieranie aktualnych publikacji. To jest bardzo proste, co mówię, ale po przełożeniu na konkrety – ma sens. Na przykład trzeba wznawiać dzieła emigrantów z XX wieku, bo polska literatura do dzisiaj jeszcze nie zrosła się po rozszczepieniu jakiego dokonała wojna i „żelazna kurtyna”. Więc – tytułem przykładu – wznowiliśmy Trylogię ukraińską Józefa Łobodowskiego. A że musieliśmy dodać 500 przypisów, bo dzisiejszy czytelnik wielu rzeczy nie wie…? Tak trzeba. Wierzyński, Wittlin, Lechoń, Bobkowski i dziesiątki innych! Oni muszą być obecni w każdej bibliotece szkolnej, najlepiej z opracowaniem. Stąd nasza seria monografii z opracowaniem. A w niej także antologie wielkich polskich literaturoznawców i krytyków jak Jan Błoński, Andrzej Kijowski czy Tomasz Burek. Dla środowiska akademickiego wydajemy serię naukową Biblioteka Pana Cogito, gdzie mamy już ponad pół setki dzieł naukowych poświęconych literaturze XX i XXI wieku, a kolejne dziesiątki są w przygotowaniu.
A jeśli chodzi o aktualne publikacje, to podam tylko liczby. W 2020 roku tylko ze Stowarzyszeniem Pisarzy Polskich wydaliśmy prawie 40 pozycji książkowych. Już drugi rok publikujemy po trzy monografie kwartalnie, nie licząc Biblioteki Pana Cogito, książek konkursowych oraz finansowania debiutów. Pandemia przyhamowała spotkania literackie, ale staramy się o surogaty w postaci spotkań on-line. Mamy kwartalnik „Nowy Napis” oraz internetowy tygodnik „Nowy Napis Co Tydzień”.
Czy nie jest tak, że dziś literatura jakby się „skurczyła”, że po prostu mówi jakimś zubożałym, spauperyzowanym w treści głosem, jest najzwyczajniej w świecie nieco gorsza niż ta tworzona jeszcze ponad 30 lat temu?
Myślę, że nie można poddawać się zaburzeniom perspektywy. Kiedy sięgamy myślą do dawniejszych okresów literackich, to – oczywiście – obcujemy z arcydziełami lub książkami, które przetrwały próbę czasu. Po prostu nie zauważamy pozycji słabszych lub słabych, nie mówiąc już o szmirze. Na bieżąco mamy do czynienie ze „wszystkim”, z „całością produkcji literackiej”, a to znaczy że z wielkim śmietnikiem, w którym wszystko jest wymieszane. Za czasów PRL-u podstawowym problemem była cenzura oraz odcięcie dostępu do arcydzieł lub po prostu dobrej literatury. To był przesiew polityczny. Dzisiaj problemem jest nadmiar oraz zalew komercji. Ale wystarczy na przykład regularnie czytać „Nowe książki” i już ktoś za nas wyłowił z chaosu rzeczy wartościowe. Oczywiście, nie jest to jedyne źródło pomocy, ale jednak istotne i pożyteczne. Jestem historykiem literatury i dlatego ze spokojem patrzę na zalew nicości, bo nicość nigdy nie jest zupełna! Wielkość można przyćmić, zasłonić, zawłaszczyć, albo w inny sposób czynić jej krzywdę. Ale nie można jej zlikwidować. Taki to jest mój ostrożny optymizm.
Czy nie jest tak, że w wyniku spadku rangi literatury w przestrzeni publicznej w środowisku potworzyły się oderwane od siebie enklawy i są ona wzajemnie na siebie zamknięte, a to z pewnością utrudni „sukces” Instytutu, albo co najmniej będzie wprowadzało dysonans środowiskowy wyczuwalny w publikacjach, czy odbierany jakimś innym echem w eterze?
Enklawy, środowiska, a nawet literackie koterie były, są i będą. Nie trzeba być specjalistą od II Rzeczpospolitej, aby wiedzieć jak ówcześnie siebie zwalczano. a jeszcze jak weźmie się pod uwagę, że w Polsce istnieje niemal dwustuletnia tradycja „dworów” wokół największych pisarzy – to też sugeruje dystans. Chyba każdy czytał w szkole o intrygach „dworu” Mickiewicza przeciwko Słowackiemu? A jeszcze niedawno można było na własne oczy obserwować zabiegi środowisk żerujących na sporze Herberta z Miłoszem, albo Różewicza z Miłoszem. I co? I nic. Przecież to raczej socjologia literatury niż literatura. Poza tym pamiętajmy, że pisarze w sprawie literatury są bezwzględni! I trudno się im dziwić, bo chyba nie mamy wątpliwości, że literatura jest dla nich najważniejsza na świecie, a poza tym ich koncepcja na ogół jest zaborcza, jedyna i nie uznaje kompromisów. Tak więc nawet to, co skłonni bylibyśmy uznawać za zawodową zawiść czy niechęć do konkurencji – w przypadku artystów jest naturalnym i uzasadnionym odruchem sprzeciwu wobec „niesłusznej” wizji literatury. Im większy artysta, tym bardziej przekonany, że jego droga artystyczna jest najlepsza. Tak na literackie konflikty patrzy historyk literatury. A że spory są powszechne także wśród literatów minores? Też oczywiste, choć mniej pasjonujące.
Dlaczego Polacy nie czytają?
Z różnych powodów. Bo szkoła ich oduczyła albo wcześniej nie mieli takich wzorów wyniesionych z domu. Bo są rozrywki żerujące na niższych instynktach lub lenistwie. Bo postępuje infantylizacja kultury i całej naszej cywilizacji. Bo żal im straty czasu, który pozwala zarobić dodatkowy grosz albo – przeciwnie – są zmuszeni harować zbyt ciężko, aby w ogóle utrzymać się na powierzchni… Nie wiem czy jest ktoś, kto może wymienić wszystkie powody. Nie zawsze godne potępienia. Mnie takich ludzi żal, bo nie wiedzą, co tracą. Ja na przykład czytam zbyt mało, ponieważ poświęcam literaturze czas jako menager, organizator życia literackiego. To jest moja osobista strata (kiedy nie czytam), ale zyskuję satysfakcję (bo umożliwiam czytanie innym).
Statystyki są dramatyczne, pożałowania godne. Praktycznie wszędzie za granicami czyta się więcej niż w Polsce. Co możemy zrobić?
Docenić choćby książeczki dla dzieci. Ostatnio rozmawiałem z autorką książek dla młodzieży, która skarżyła się, że w środowisku nie ceni się literatury dziecięcej i młodzieżowej. A ja z wielką wdzięcznością wspominam moich pierwszych autorów, teraz zresztą często zapomnianych. A dług wdzięczności odczuwam wobec autorów sobie nie znanych, na przykład Małgorzaty Musierowicz. Nigdy nie czytałem żadnej jej książki, bo jesteśmy w zbliżonym wieku, ale była ukochaną autorką mojej córki. Dwa lata temu uczestniczyłem w Targach Książki we Frankfurcie i najbardziej obleganym miejscem na polskim stoisku było biurko Wydawnictwa Dwie Siostry. Widać, że zagraniczni wydawcy doceniają taką literaturę. My zajmujemy się zasadniczo literaturą dla dorosłych, ale właśnie otrzymałem propozycję wsparcia publikacji polskiej liryki dla dzieci tłumaczonej na język rosyjski. Myślę, że jak rosyjskie dziecko zasmakuje w polskich bajkach, to jest szansa, że sięgnie do polskiej literatury jako dorosły człowiek. Tak samo w Polsce: trzeba czytać dzieciom. To nie jest cudowna recepta, a tym bardziej porada „jak załatwić problem w jeden weekend”, tylko zachęta do żmudnej pracy.
Jaki jest Pana ulubiony „krąg lektur”, słowem: co Pan czyta, co Pan lubi czytać? Co Pan sądzi na temat skali nieczytających nic polityków, celebrytów, ludzi tak zwanych elit? Czy możemy na tej podstawie wieszczyć upadek kultury, a przynajmniej upadek pozycji intelektualnej naszych elit na tle innych krajów i nacji?
Jestem dziwacznym czytelnikiem. Zasadniczo czytam poezje. Codziennie. I bardzo często po raz kolejny ten sam wiersz. Moją pasją jest rozumienie wierszy. Naprawdę dobry wiersz jest jak morze, to znaczy można zanurkować tak głęboko jak pozwala na to pojemność płuc. Z takiego nurkowania przynoszę na powierzchnię coraz to nowe znaleziska, czasami nawet po latach, i to z wierszy, o których wcześniej napisałem długie szkice. Czerpię z takich wypraw osobistą przyjemność, a czasami wynikiem jest jakaś książka naukowa. Prawdę rzekłszy u mnie nie występuje różnica między zawodowym a niezawodowym czytaniem poezji. Jestem jak człowiek, który ma piękny widok z okna i jest z tym widokiem zrośnięty; jest bez niego trudny do wyobrażenia.
A co do tak zwanych elit? Najchętniej też bym powiedział, że odczuwam generalny upadek naszej cywilizacji. Optymizm ma kruche podstawy, ale… znowu powołam się na dystans historyka. Już Platon narzekał na upadek kultury, a było to dwa i pół tysiąca lat temu, więc może i tym razem jakoś się uda? Nie wiem. Wygląda na to, że to koniec, ale czy ja jestem wróżką?
Czy mamy dziś wolność? Pan o nią w młodości walczył. Czy ją Pan wywalczył? Czy taką o jakiej Pan myślał i marzył? Jak Pan ocenia dzisiejszą wolność, jak Pan pojmuje jej dzisiejszy wymiar?
Wolność nie jest dana raz na zawsze, a tym bardziej nie jest prezentem, albo jakimś skarbem, jak pierścionek z orzełkiem po praprababci, który można podarować żonie przed ślubem. Ja taki pierścionek otrzymałem po przodkach babci Ciszkowskiej, bo była taka moda na „patriotyczną biżuterię” w okresie Powstania Styczniowego… Należę do pokolenia szczęściarzy, które wywalczyło Polsce niepodległość i to przy minimalnych stratach własnych, jeśli się weźmie pod uwagę hekatombę pierwszej i drugiej wojny światowej. W pokoleniu moich dziadków i rodziców była straszna rzeź i mało który mężczyzna przeżył, a na dodatek za pierwszym razem wolność skończyła się już po dwudziestu latach, a pokolenie wojenne mimo największych ofiar uzyskało tylko skolonizowaną Ojczyznę. Znowu patrzę na to z historycznej perspektywy i stwierdzam, że jestem szczęściarzem. Mamy wolną i niepodległą Polskę, a że przez trzydzieści lat napatrzyliśmy się na złodziejstwa, jawne kłamstwa, krzywdę milionów wydziedziczonych, niesprawiedliwość, a przy tym butę starych i nowych możnych? Przykre, nawet bardzo przykre, zwłaszcza jak niegdyś dzielni ludzie nie wytrzymali pokusy łatwego wzbogacenia się, a odwagę zamienili na służalczość. Najbardziej boli spodlenie się przyjaciół. Ale czy nie było naiwnością, że „my” będziemy lepsi niż „oni”, albo że zapanuje powszechna uczciwość i prawość? To chyba był grzech pychy. Można łatwo znaleźć argumenty na potępienie elit III RP, ale czy kiedyś było inaczej? Ani Pierwsza ani Druga Rzeczpospolita rajem nie była. Mówi się, że Sienkiewicz pisał ku „pokrzepieniu serc”. Naprawdę kogoś krzepi obraz elit w czasach „potopu”? Żeromski wzywał do rozrywania ran „żeby się nie zabliźniły błoną podłości”. Zgoda. Literatura może stawiać sobie i takie zadania, byle czyniła to uczciwie. Najlepiej zacząć od liczenia własnych grzechów. To może zająć tyle czasu, że na liczenie cudzych nie starczy godzin.
Pofantazjujmy na temat roli książki za 20, a nawet 50 lat? Jak ją Pan sobie wyobraża?
To będzie opowieść optymisty. Za 50 lat moja córka-staruszka będzie odsiadywała swój drugi wyrok za ukradkową lekturę książek, które przechowywała w skrytce wbudowanej w ścianę. Jedną z pozycji będzie moja trzytomowa monografia poezji Zbigniewa Herberta (którą napiszę na emeryturze). Właśnie po dwóch latach ma cztery nowe koleżanki pod celą, więc po raz kolejny zaczyna wykład o wierszu Epizod z Saint-Benoît:
w starym opactwie nad Loarą
(wszystkie soki drzew spłynęły tą rzeką)
przed wejściem do bazyliki
(nie jest to nartex ale kamienna alegoria)
na jednym z kapitelów
nagi Max Jacob
którego wydzierają sobie
szatan i czteroskrzydły archangelus […]
Co by Pan powiedział współczesnemu polskiemu poecie…?
Żeby nie pisywał felietoników udających wiersze; zwłaszcza na tematy podpatrzone u koleżanki lub kolegi z fejsika.
Źródło: portal Pisarze.pl.