Z GŁĘBOKOŚCI WOŁANIE
wstaję ze snu, z niepamięci
powstaję z prochu beznadziei
starzy ludzie spoglądają z wysokości
dobrze wygrzanych ławek
gołębie podfruwają z lekkim tremolo powietrza
nagromadzonego ponad moją głową
jak w studni, z której wodę
piłem sycąc swój niepokój
znam ich imiona, pycha
nienawiść, nieumiarkowanie
wstaję ze snu, z rozpaczy
i wiem
teraz jest czas odpowiedzi
moje miejsce czeka na gest
na słowo odbijające światło gwiazd
moje wyprostowane ciało
jest kamieniem, który pękł
rozkładam więc dłonie
tracąc wszystko
o co mogłem prosić
wstaję z grzechu i cierpienia
podrywam się z nicości, ale nic
nic nie zastąpi radości narodzin
moja noc jeszcze trwa, jeszcze
płoną we mnie ogrody
gesty stygną w migotliwym świetle
jakby nie wydarzyło się nic
o czym wcześniej
nie mogłem pamiętać