Z powodu depeszy
W telewizji powiedzieli, że już wkrótce
poczta zaniecha świadczenia
telegraficznych usług.
Ach, jaki ból...
Już nigdy nie przeczytam w małych urzędach pocztowych
Tych wzorów pachnących rezedą i naftaliną:
Przyjeżdżam wtorek. Wyślijcie konie na stację. Janek.
Dziadek zmarł. Pogrzeb piątek. Nieutulona babcia.
Nie jestem Jankiem. Ale tyle razy z nim
Jechałem ze stacji. Przez piasek, kamienie
I starożytne kałuże.
Zapadał złotawy zmierzch. Skrzypiała bryczka
I wierny Józef. Zza rowu
Krwawą źrenica błyskał jeż albo diabeł Rokita,
A z odległej wioski dolatywał
Dziki chichot głupiej Kryśki.
Dziś we wsiach takich głupich nie uświadczysz.
Wszystkie na urzędach.
Jestem dziadkiem. Ale nie ma babci,
Utulonej, a cóż dopiero nieutulonej.
I nie pogrzebano mnie w piątek.
A szkoda. Sobota to taki dobry dzień
Na klina po konsolacji.
Nikt nie zachowa w zapomnianej komódce
Tych telegramów w czarnej ramce.
Nie ma depesz. Skończyły się przede mną.
I kto by pomyślał,
Że jesteśmy trwalsi od papieru!
Może jakaś litościwa dusza roześle kilka SMSów:
Marek zmarl. Pogrzeb poniedzialek.
Przyjedzcie na lysym pegazie.
A jednak, chłopcy, wynajmijcie bryczkę.
Zabierzcie puszkę ze mną jadąc gdzieś za miasto.
Upijcie się, proszę, choć to poniedziałek.
Wysypcie mnie mimochodem po drodze,
Na jakimś wygodnym wyboju
Najlepiej tam, gdzie kwitnie
Fioletowy łubin.Sierpień, 2002
Tekst został zakupiony w ramach programu Tarcza dla Literatów.