Podróżny. Kilka uwag o jednym z epizodów Zegarka Feliksa Netza
1.
Słuchowisko Zegarek Feliksa Netza doczekało się już drobiazgowej interpretacji pióra Barbary Zwolińskiej, niekwestionowanej znawczyni twórczości katowickiego pisarza
Zamiar ten z pewnością został osiągnięty, bo wieloznaczność składających się na Zegarek epizodów pozwala widzieć w słuchowisku twórczą kontynuację wypracowanej przez autora Dwóch teatrów konwencji scenicznej. Mamy w przypadku sztuki Netza do czynienia – jeśli ująć tę kwestię skrótowo – z podobnym połączeniem dwóch formuł: realistycznej (mimetycznej) i swoiście wizyjnej (imaginatywnej). Szaniawski nie rozstrzygał jednoznacznie, która z owych formuł powinna stanowić dominantę, lecz zauważał w kontekście swego najsłynniejszego dramatu, że jego „realizm nie kończy się tam, gdzie kończą się konkrety dosięgalne zmysłami”
W konsekwencji Netz kładzie nacisk na to, co – powiedziałbym – stanowi o niepodważalnym artyzmie jego słuchowiska, i co także przesądzało o arcydzielności dramatu Szaniawskiego, mianowicie: metaforyzację treści w takim stopniu, w jakim ów zabieg pozwala na „dopełnienie” realistycznego toku akcji swoistym liryzmem, nastrojowością, niedopowiedzeniem. Być może uprawomocnione byłoby w tym miejscu posłużenie się wprowadzonym (w krytycznoliteracki obieg) przez Karola Irzykowskiego terminem tzw. wielkiej metafory, ponieważ utwór traktujący o „metafizyce radia” wkracza w inną dziedzinę rzeczywistości, niż naocznie dana.
Zegarek Netza jest bowiem – zgodnie z sugestią autora – „swego rodzaju fantazją radiową”. „Fantazja” ta ignoruje ograniczenia czasowe, chętnie zaś posługuje się „eksperymentem temporalnym” (określenie Zwolińskiej) – komplikuje plan fabularny za pomocą zabiegu inwersji, odwraca przebiegi czasowe. Pisarz nie musi więc ograniczać wizji scenicznej do werystycznego prawdopodobieństwa. Kiedy w imię artystycznej prawdy w dowolny sposób traktuje historyczne realia (na przykład przesuwając o cztery lata datę powstania wspomnianego dramatu Szaniawskiego, to jest do 1939 roku) czy improwizuje rozmowę niemogących się nigdy ze sobą spotkać postaci widać w pełni jego twórczą swobodę.
„Fantazja” Netza nie lekceważy bynajmniej dziejowych wydarzeń. Należy podkreślić, że słuchowisku ważne znaczenie nadaje też czas historyczny, obejmujący w przypadku akcji utworu głównie lata 1929–1939 (ze znaczącą cezurą, jaką stanowił wybuch drugiej wojny światowej). Czas historyczny w Zegarku jest „jak fatum ciążące nad losem jednostek, które na to, co je spotyka, nie są w stanie spojrzeć z dystansu, gdyż tkwią niejako w środku przebiegu ich ograniczonych, skończonych historii prywatnych”
Nade wszystko postrzega czas w rozwoju, reasumuje czas historii, formułując takie syntezy, które są udziałem późniejszych historyków. Widać tu wyraźną różnicę między podróżnym a Witem, których wiele łączy, a jednak polski radiowiec do ostatniej chwili nie czuje tego oddechu historii szykującej kataklizm wielki jak II wojna światowa, w czasie którego radio odgrywać będzie zupełnie inną rolę niż dotychczas
Tamże, s. 40. [7].
Scena wprowadzająca do słuchowiska postać węgierskiego pisarza prowokuje do dalszych pytań o rolę tego bohatera w świecie przedstawionym utworu. Chciałbym w analizie Zegarka skupić się na tymjednym szczególnie znaczącym epizodzie, skonstruowanym kunsztownie i niezwykle precyzyjnie (na przykład w wyzyskaniu wielorakiego sensu motywu ciszy). Powiedziałbym nawet dobitniej: nieepizodycznym epizodzie, w którym doszła do głosu ponownie fascynacja Feliksa Netza Mistrzem Máraiem – przenikliwym pisarzem i myślicielem, błyskotliwym kronikarzem swojej burzliwej epoki.
2.
Fascynacja ta jest czymś powszechnie znanym (pisarz poświęcił postaci Máraiego piękny esej Stary człowiek z San Diego) i często przytacza się taki oto fragment rozmowy Netza z Marianem Sworzeniem:
Tak to ze mną jest, kiedy pada nazwisko Máraiego: jedno skojarzenie rodzi drugie, ponieważ jego dziełu i życiu poświęciłem kilkanaście ostatnich lat, a przez kilka lat nie czytałem nikogo innego poza Máraiem. Czytałem go i tłumaczyłem za dnia, czytałem do poduszki, i po przebudzeniu, zanim wstałem z łóżka. Słowo Máraiego wypełniło mnie po brzegi, na nic innego nie było już we mnie miejsca
Pole widzenia. Rozmowa Macieja Szczawińskiego z Feliksem Netzem [w:] F. Netz, Ćwiczenia z wygnania, Mikołów 2008, s. 13. [8].
Mniej popularny jest wcześniejszy fragment, w którym w kontekście powikłanej tożsamości poety i uczonego, Adalberta von Chamisso, w połowie Niemca, w połowie zaś Francuza, katowicki pisarz pozwolił sobie na następujące wyznanie: „To ktoś bardzo mi bliski. Mieszaniec. Jak Sándor Márai na przykład. Kogoś takiego wyczuwam na odległość, i podążam za nim
Wydaje się, że w słowach tych subtelnie zasygnalizowane zostało wspólnotowe doświadczenie, jakim jest, mimo oczywistych różnic, zasadnicze powinowactwo biografii węgierskiego i polskiego pisarza (a zarazem wytrawnego tłumacza spuścizny autora Wyznań patrycjusza). Podobieństwo to wiązało się z koniecznością dokonania wyboru języka, warunkującego narodową i kulturową przynależność. Márai musiał porzucić ukochane Węgry i umarł na obczyźnie innorodnej mowy („Nie ma innej ojczyzny, jak tylko mowa ojczysta” – notował w sposób niezwykle dobitny w 1975 roku w swoim Dzienniku
Postać Podróżnego w Zegarku wysnuta została w efekcie głęboko przeżytej „lektury” losów i dzieła Mistrza, z biograficznie niepodważalnych faktów i zarazem z domysłów na temat jego życia. W słowie Od Autora zamieszczonym pod tekstem słuchowiska Netz zawarł ważne wyjaśnienia:
Podróżny, z którym spotyka się mój bohater na niemieckiej stacyjce, przedstawia się jako Grosschmid, i jest to rodowe nazwisko Sándora Máraia. Takie spotkanie, które, naturalnie odbyło się tylko w mojej wyobraźni, byłoby możliwe. Prototyp Wita Orlicza, podobnie jak Márai, był wielbicielem Rilkego. Węgierski pisarz był także wielkim entuzjastą radia!
F. Netz, Zegarek, „Dialog” 2009, nr 7/8, s. 170. Przywołuję komentarz zatytułowany Od Autora. Pozostałe cytaty podaję z numerem stron w nawiasach. [12]
Ale komentarz Netza nie może w pełni uzmysłowić czytelnikowi, z jak wielkim pietyzmem i subtelną aluzyjnością skonstruował (lub raczej: wykreował w zgodzie z prawdą o życiu węgierskiego twórcy) postać Podróżnego. Ta wierność nie jest wyłącznie świadectwem artystycznego kunsztu, lecz staje się dowodem szacunku i podziwu dla Mistrza. Innymi słowy, „metafizyka radia” dała pisarzowi po raz kolejny sposobność – w formie literackiej, w formie słuchowiska! – złożenia hołdu temu, kogo czytał uważnie, i z kim w istocie czuł duchową bliskość. Grosschmid w Zegarku – zgodnie z dostępnymi informacjami biograficznymi – posiada więc dużo cech literackiego pierwowzoru: jest dziennikarzem pisującym do europejskich gazet, pracuje nad Wyznaniami patrycjusza („ni to powieść, ni wspomnienia, coś pośredniego, coś, jakby to panu powiedzieć, między Thomasem Mannem a Proustem…”, s. 154). Już nazwa znacząca (rodzaj kryptonimu?), jaką autor słuchowiska określił postać, streszcza nader trafnie to, co stało się udziałem Máraiego: los emigranta. Netz w przywołanym już eseju Stary człowiek z San Diego, w którym zajmował się „morfologią wygnania”, pisał wersalikami o CZŁOWIEKU WĘDROWNYM, otoczonym zewsząd obcą mową i dlatego żyjącym na „ruchomych piaskach”
Aby jednak w pełni zrozumieć literacką kreację bohatera Zegarka, należałoby przywołać kontekst stoickiej z ducha filozofii Máraiego. Najwybitniejsze chyba spełnienie tej filozofii– i bliskie czasowo akcji Zegarka, dające więc wgląd w stan świadomości autora– odnajdziemy w refleksyjnej oraz aforystycznej Księdze ziół z 1943 roku. Interpretowana poprzez jej pryzmat postać Podróżnego stanie się emblematyczna, zwłaszcza że obecny w przywołanym zbiorze motyw homo viator rozumiany być powinien jako figura człowieczeństwa. Wędrowanie to niezbywalny element ludzkiej kondycji, a także niezbędny warunek samopoznania i stoickie ćwiczenie godzenia się ze zmiennością losu. Czytamy w Księdze ziół:
Jako że jesteś wędrowcem, codziennie musisz iść dalej drogą, która jest twoim jedynym celem, a więc prowadzi do poznania twojej duszy i boskiej treści ukrytej w twojej duszy; „A ty jesteś podróżnikiem, przelotnym wędrowcem, nawet w swoim podnajmowanym mieszkaniu
S.Márai, Księga ziół, tłum. F. Netz, Warszawa 2003, s. 16–17; 119. Pozostałe cytaty podaję z numerem stron w nawiasach. [14].
Nie może tym samym dziwić, że spotkanie Orlicza i Grosschmida odbywa się na niemieckiej stacyjce, w przestrzeni niczyjej, umownej i tymczasowej, na owych jakby „ruchomych pisakach”. We współczesnej antropologii dworzec kolejowy jest swoistym „nie-miejscem”
Etyka ta jest przecież także „etyką ściszonej mowy”
Netz w tym przypadku nawiązuje do artykułu Máraiego Mesjasz w Pałacu sportu
PODRÓŻNY Nie zdziwiłbym się, gdyby ostatnie zdanie Hitlera brzmiało: „Ja jestem Drogą, Prawdą, Życiem!”. Czy Hitler jest hipnotyzerem, nie wiem, nie jestem pewien. Ale ci z wystrzyżonymi do góry głowami, ta chmara brzydkich kobiet, o tak, ci na pewno chcą, aby ich ktoś zahipnotyzował, trafił się Hitler! Może być! Bo oni chcą odmiany, nie chcą żyć w pojedynkę. Chcą żyć w stadzie (s. 156).
Pisarz, w konsekwencji, wyposaża Podróżnego w te przymioty, które czynią zeń, jak sam siebie nazywa bohater, uważnego obserwatora, zatroskanego o przyszłość Starego Kontynentu. Rozczarowanie nowoczesnym społeczeństwem, zbiorowością bezmyślną i pozbawioną duchowej głębi, staje się refleksem własnej filozofii Máraiego („W ich duszach litość, poczucie wspólnoty uległy wypaczeniu; chciwość, żądza krwi panują w ich nerwach, nieograniczona i zachłanna, żarłoczna i smutna pogoń za rozkoszą”, s. 94). Sceptycyzm czy nawet pesymizm Podróżnego przydaje jego słowom ostrości, jaka cechowała sądy dawnych mędrców, i zapewne taki rys chciał mu nadać Netz. Márai pozostawał dla niego – obok Camusa, Herlinga-Grudzińskiego, Gombrowicza, Jüngera – ważnym, wiarygodnym świadkiem swojej epoki. Być może dlatego epizod na niemieckiej stacyjce ma symboliczną klamrę, w której należałoby dopatrzeć się swoistego kodu i zarazem potwierdzenia zmysłu historycznego Grosschmida-Podróżnego (a być może również autobiograficznej aluzji Netza).
Klamrę tę stanowią didaskalia – w których, jak przystało na słuchowisko – wszystko rozgrywa się na poziomie dźwięków. Na początku epizodu, gdy słychać „zgiełk w restauracji dworcowej”, już za chwilę „z głośnika w bufecie kolejowym nagle rozlegają się dźwięki «Strasznego dworu»”, aria z kurantem: „Cisza dookoła”. Orlicz, który to usłyszał, żywo zapewne reaguje, skoro zwraca uwagę Podróżnego (tak nawiązuje się rozmowa). Po chwili natomiast następuje „gwałtowna zmiana stacji, teraz z głośnika płyną ludowe pieśni tyrolskie z jodłowaniem” (s. 153). Didaskalia wieńczące epizod są symboliczną zapowiedzią historycznych wypadków: „Śpiew kilkunastu mężczyzn brzmi, jakby śpiewał tłum: «Und MorgendieganzeWelt»” (s. 157). To przejście z polszczyzny w niemczyznę daje zaskakująco wymowny efekt również w innej, może nieco ryzykownej, interpretacji – zaszyfrowanym autobiograficznym sygnale, że nie wszyscy ulegli presji mowy ojców. Jak Feliks Netz.
3.
Zapewne „metafizyka radia” umożliwiła spotkanie tych, którzy nigdy się nie spotkali (Sándor Márai prawdopodobnie nie miał kontaktu z Polakami, o czym wspomina Netz w eseju Stary człowiek z San Diego). „Swego rodzaju radiowa fantazja” – jaką jest Zegarek – zawdzięcza prawdopodobnie swoje istnienie prawdziwej sile wyobraźni, która „buduje coś nowego, cudownego i zaskakującego tylko z rzeczywistości. Zobaczyć rzeczywistość – to przedsięwzięcie o wiele bardziej zaskakujące i fantazjotwórcze niż budowanie z obłoków urojonych zamków, które się rozwalą przy pierwszym podmuchu rzeczywistości” (s. 83–84).