Nowy Napis Co Tydzień #126 / „Wolę być niemoralna niż idiotycznie nieszczęśliwa”. O filmie „Bo we mnie jest seks” Katarzyny Klimkiewicz
Rok 1978. Przed recitalem Kaliny Jędrusik reporterka TVP chodzi po ulicach Warszawy i pyta przechodniów, co sądzą na temat słynnej aktorki i piosenkarki. Padają bardzo różne odpowiedzi, które łączy jedno: każdy z respondentów ma na temat Jędrusik wyrobioną opinię. „Lubię, śpiewa z sensem” – mówi młody mężczyzna. „Ta jej maniera mi się nie podoba, wygląd też nie za bardzo mi się podoba, może za bardzo wyzywający” – to matka z kilkuletnim dzieckiem. „Ma interesującą osobowość, którą wyraża w interesującej formie zewnętrznej” – uważa człowiek w średnim wieku, w golfie i garniturze. „Wyłączam telewizor, radio, nie lubię jej” – stwierdza mężczyzna z pokaźnym, czarnym wąsem.
Od tych rozmów reporterki z losowymi przechodniami minęły czterdzieści trzy lata, od śmierci Kaliny Jędrusik – ponad trzydzieści. Mimo znacznego upływu czasu aktorka wciąż cieszy się sporym zainteresowaniem i nadal dzieli tych, którzy o niej słyszeli (lub jej słuchali) na dwie skrajne frakcje: miłośników i przeciwników; adoratorów oraz ludzi zwyczajnie nierozumiejących jej fenomenu, wyłączających w odpowiednim momencie, tak jak wąsaty jegomość z reportażu, telewizor bądź radio.
Bo we mnie jest seks Katarzyny Klimkiewicz to bez dwóch zdań film zrealizowany z myślą o pierwszej z tych grup. Jeżeli ktoś podchodzi do postaci Jędrusik sceptycznie, nie przepada za jej urodą, śpiewem balansującym na granicy maniery, aktorskim zacięciem, to odbije się od Bo we mnie jest seks już na starcie. Dziełu Klimkiewicz daleko bowiem do klasycznej filmowej biografii – opowiedzianej od A do Z, silącej się na obiektywne, jak najpełniejsze ujęcie danego życiorysu. To raczej coś w rodzaju impresyjnego portretu Jędrusik, namalowanego przez osobę, która darzy polską aktorkę szczególnym, bardzo żywym uczuciem.
Fabuła Bo we mnie jest seks obraca się wokół starcia Jędrusik (Maria Dębska) z fikcyjnym dygnitarzem Ryszardem Molskim (Bartłomiej Kotschedoff), świeżo upieczonym dyrektorem programowym Telewizji Polskiej. Mężczyzna początkowo jest nastawiony względem bohaterki bardzo entuzjastycznie – grał z nią niegdyś na scenie i zupełnie stracił dla niej głowę; teraz zaś, dowiedziawszy się o jej pozamałżeńskich romansach, liczy na to, że stara znajomość przerodzi się w coś więcej – coś, co pozwoli mu dołączyć do legendarnego grona kochanków polskiej odpowiedniczki Marilyn Monroe i Brigitte Bardot (Jędrusik uwielbiała obydwie). Pech chce, że Kalinie Molski się nie podoba – jego końskie, zakrawające na gwałt zaloty nie spotykają się z pozytywną recepcją. Odrzucony mężczyzna postanawia się zemścić, wykorzystując uprzywilejowaną pozycję, którą od niedawna zajmuje – oficjalnie dziękuje pani Jędrusik za współpracę i zamyka przed nią podwoje polskiej telewizji publicznej, tłumacząc swoją decyzję niekorzystnym, zbyt problematycznym wizerunkiem aktorki. „Społeczeństwo nie chce już pani oglądać” – rzuca kobiecie na odchodne.
Tak jak Ryszard Molski jest wytworem umysłów scenarzystek (Katarzyny Klimkiewicz i Patrycji Mnich), postacią-symbolem skupiającą w sobie jak w soczewce patriarchalne animozje wycelowane w Jędrusik, tak zakaz występów w telewizji jest czymś, z czym aktorka rzeczywiście musiała się niegdyś zmierzyć – został on na nią nałożony w grudniu 1962 roku, zaraz po odbywającej się w Domu Muzyki i Tańca w Zabrzu barbórkowej rewii gwiazd, podczas której Kalina pojawiła się na scenie kompletnie pijana. „Czy musimy uatrakcyjniać polskim górnikom ich święto jakąś cycatą wywłoką, która potyka się o swój biust?
Przypadek postaci Ryszarda Molskiego i zakazu występów w telewizji bardzo jasno obrazuje bodajże najważniejszą strategię twórczą przyjętą przez Klimkiewicz i Mnich podczas pisania scenariusza Bo we mnie jest seks – nieustanne mieszanie prawdy z fikcją, zacieranie granic pomiędzy tym, co rzeczywiste, a tym, co spreparowane na potrzeby filmowej dramaturgii. Na granicy obu tych sfer znajduje się chociażby grany przez Krzysztofa Zalewskiego Lucek – młody, nierozstający się z gitarą muzyk, a zarazem kochanek Jędrusik, żyjący wraz z nią i Stanisławem Dygatem (Leszek Lichota) w mieszkaniu na warszawskim Mokotowie. Niby postać całkowicie fikcyjna, a jednak mająca zaskakująco wiele wspólnego z Wojciechem Gąssowskim – o piętnaście lat młodszym piosenkarzem, z którym Kalina romansowała pod koniec lat sześćdziesiątych. Zarówno Lucek, jak i Gąssowski spotykają się z pełną akceptacją Dygata, nazywanego pieszczotliwie Stasiem – tylko w takie związki pozamałżeńskie Jędrusik angażowała się z czystym sumieniem.
Mokotowskie mieszkanie Dygata i Jędrusik jest jednym z dwóch najważniejszych, nieustannie powracających miejsc w Bo we mnie jest seks. Przewijają się przez nie artystyczne tuzy lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, prywatnie zaś bliscy znajomi Stasia i Kaliny – stałymi bywalcami tudzież tymczasowymi lokatorami, są chociażby Tadeusz Konwicki (Paweł Tomaszewski) i Kazimierz Kutz (Borys Szyc). Na zaproszenie trzeba sobie jednak zasłużyć: niewielkie mieszkanie, którego centralnym punktem są tapczan i stojący przed nim kwadratowy telewizor, jest bowiem niemalże tak ekskluzywne i pełne dwuznacznych gierek towarzyskich jak salon Verdurinów z W poszukiwaniu straconego czasu. Jak wspomina Agnieszka Osiecka, kolejna osoba regularnie odwiedzająca królestwo Dygata i Jędrusik, w Szpetnych czterdziestoletnich:
Dwór Ludwika XV był stadem zgodnych owieczek w porównaniu z rojowiskiem wilków na tapczanie Stanisława Dygata. Jednym zręcznym słowem, jednym spojrzeniem Staś waśnił kochanków, rozjuszał na siebie przyjaciółki lub czynił dookoła jakiejś niewinnej ofiary tak zwaną «dotkliwą pustkę». Nie muszę dodawać, że z lekkością arcymistrza potrafił jednym celnym posunięciem (gdy chciał) całą intrygę wyprostować. Mimo to Staś należał do najbardziej uwielbianych ludzi w mieście i prowadził, że tak powiem, «salon niezamierzony»
A. Osiecka, Szpetni czterdziestoletni, Warszawa 1985, str. 31. [2].
Drugim najważniejszym miejscem w Warszawie jest dla bohaterów Bo we mnie jest seks słynny SPATiF – lokal położony przy Alejach Ujazdowskich. Tutaj artyści ze stolicy spotykają się, aby wspólnie zjeść i wypić, poplotkować i wymienić się spostrzeżeniami na tematy najnowsze: słowem, nakarmić duszę i ciało. Jędrusik i jej znajomi nieustannie krążą pomiędzy mokotowskim mieszkaniem a SPATiF. Nie ma tutaj czasu na nudę: gorąca atmosfera artystycznej bohemy, nieograniczonych możliwości twórczych udziela się wszystkim. Klimkiewicz odczarowuje w Bo we mnie jest seks okres PRL, udowadnia, że nie wszystko było wówczas szpetne, mało atrakcyjne. W blokach z szarej płyty gnieździły się kolorowe ptaki, które raz uwolnione nie pozwalały zaszufladkować się ponownie.
Energia i entuzjazm Jędrusik znajdują najczystsze ujście we fragmentach stricte musicalowych, rozbijających od czasu do czasu linearną, nieskomplikowaną narrację. Zmianie ulega wówczas status świata przedstawionego – Klimkiewicz radykalnie odchodzi od realizmu, w magiczny sposób przenosząc Kalinę z miejsca na miejsce, wrzucając ją na wybieg dla modelek albo zmuszając wszystkich w SPATiF do wykonania hipnotyzującego tańca z Salta (1965) Konwickiego. Fragmenty wykorzystujące poetykę musicalu wypełnione są najczęściej piosenkami samej Jędrusik, wykonywanymi jednak przez Marię Dębską, która bezbłędnie imituje charakterystyczny głos polskiej gwiazdy. Czym byłby film o Kalinie bez uroczego Nie budźcie mnie czy zmysłowego Bo we mnie jest seks na ścieżce dźwiękowej?
A czym byłby film o Kalinie bez Marii Dębskiej w roli głównej? Z całą pewnością nie byłby tak udany. Młoda aktorka bardzo skrupulatnie przygotowywała się do wykreowania postaci Jędrusik. Aktywnie pomagały jej w tym dwie trenerki – Anna Skorupa (odpowiedzialna za całokształt kreacji) i Paulina Mączka (odpowiedzialna za emisję głosu, jakże ważną w przypadku Bo we mnie jest seks). Ponadto Dębska odbyła kilkadziesiąt rozmów z osobami, które znały Kalinę osobiście, a także przytyła do roli blisko dziesięć kilogramów, dostosowując się w ten sposób do kanonów piękna obowiązujących w Polsce lat sześćdziesiątych (ustalanych w dużej mierze właśnie przez Jędrusik). Drobiazgowe, metodyczne wręcz przygotowania przyniosły pożądany efekt – na ekranie widzimy osobę o charyzmie godnej Kaliny, wypowiadającą się w bliźniaczy, „świszczący” sposób, wreszcie, śpiewającą na podobnym, bardzo wysokim poziomie.
„Wolę być niemoralna niż idiotycznie nieszczęśliwa” – mówi w jednej ze scen Lekarstwa na miłość (1966) grana przez Jędrusik postać. A może to sama Kalina, z którą permanentnie zrósł się jej popkulturowy wizerunek? Na dużym ekranie nie pojawiała się zbyt często – popularność zdobyła raczej dzięki telewizji, piosenkom i teatrowi (w tej kolejności). Obsadzenie jej w głównej roli zawsze wiązało się z podjęciem pewnego ryzyka wizerunkowego, którego wielu wolało uniknąć. Polski film był dla niej po prostu, jak stwierdził przenikliwie Konrad Eberhardt, „nazbyt stateczny i zrównoważony”
Rok 2021 jest zresztą dla Jędrusik niezwykle przychylny. Oprócz tego, że na ekranach kin festiwalowych zagościł film Katarzyny Klimkiewicz (do szerokiej dystrybucji wchodzi on już 12 listopada), na polskim rynku wydawniczym pojawiła się znakomita biografia artystki napisana przez Ulę Ryciak (Niemoralna. Kalina) – w ten sposób skomplikowana historia Kaliny po raz pierwszy opowiedziana została przez kobiety. Zarówno film, jak i książka świadczą o tym, że Jędrusik staje się dla współczesnych Polek istotnym punktem odniesienia, inspiracją, do której warto wracać w drugiej dekadzie XXI wieku.
Bo we mnie jest seks, scenariusz: Patrycja Mnich i Katarzyna Klimkiewicz, reżyseria: Katarzyna Klimkiewicz, data premiery: 12.11.2021