07.04.2022

Nowy Napis Co Tydzień #146 / „Warto czytać tylko niemoralne książki”

Bez wątpienia literatura jest cyniczna. Odpowiada jej wszelka rozpusta, cieszy każde niskie uczucie: nienawiść, złość, sadyzm; tragedia wywołuje w niej zimny dreszcz podniecenia i pobudza jej przebiegłą inteligencjęTen i dalsze cytaty, chyba że zaznaczono inaczej, pochodzą z omawianej książki.[1]. Giorgio Manganelli stworzył własną koncepcję literatury – aspołecznej, pozbawionej morału, oddanej gustom indywidualnego czytelnika, ignorującej aktualne przepychanki polityczne, wyrzekającej się nawet skandalu. Czego może nas dzisiaj nauczyć ta literatura, która programowo nie daje żadnego przesłania?

„Pewnego razu w trakcie dyskusji ktoś zacytował: «Dopóki na świecie głoduje choćby jedno dziecko, uprawianie literatury jest niemoralne». Ktoś inny skomentował: «A więc zawsze takie było»” (Literatura jako kłamstwo)W nawiasach okrągłych podaję tytuł eseju, z którego pochodzi cytat.[2]. Giorgio Manganelli pisał w czasach, gdy naciski na upolitycznienie literatury i poddanie jej dyktatowi postępu były bardzo silne. Przeciwstawiał tym wpływom teorię (i praktykę) literatury skrajnie aspołecznej, fikcji wolnej od bezpośrednich związków z rzeczywistością, szanującej wolność czytelnika.

Była to jego własna koncepcja, jednak rozpoznajemy w niej odpryski innych manifestów, poczynając od ewangelicznego „ubogich zawsze macie u siebie”J 12, 8.[3] – co wyczuwam w powyższym cytacie – a kończąc na powieściach Vladimira Nabokova. Czy literackie gry Manganellego były warte świeczki, możemy się przekonać, czytając jego eseje, wydane ostatnio w zbiorze pod tytułem Literatura jako kłamstwo przez Państwowy Instytut Wydawniczy.

Tekst i żywioł

Manganelli zawodowo nauczał angielskiego, był znawcą i tłumaczem literatury anglojęzycznej, między innymi Edgara Allana Poego. Próbował wielu form literackich, najlepsze efekty uzyskując w prozie i eseju. Należał do tak zwanej neoawangardy lat sześćdziesiątych, ruchu Gruppo 63, którego patronem był Carlo Emilio Gadda i do którego należał między innymi Umberto Eco. Członkowie ruchu dążyli do ściśle oderwanej od rzeczywistości gry literackiej; Manganelli często podkreśla (zwłaszcza w tytułowym eseju), że pisarz „[n]ie pracuje pod wpływem natchnienia czy fantazji, lecz zgodnie z zasadą posłuszeństwa: usiłuje zrozumieć, czego chce od niego język, bóg barbarzyński i pochopnie tajemniczy. Jego oddanie jest fanatyczne i nieproporcjonalne”. Pisarz jest według niego „anarchistą” (tamże), po części samotnikiem, mającym w sobie coś z nihilisty. Literatura może wprawdzie pochłonąć życie, ale osobista biografia twórcy czy polityczna mitologia nie mogą pochłonąć literatury. Pisanie porównuje Manganelli do kultu, z tą różnicą, że pisarza cechuje „pogarda dla duszy” (tamże).

W latach powojennych – podkreśla tłumaczka i autorka posłowia Joanna Ugniewska – we włoskiej literaturze dominował neorealizm, pisano powieści sławiące prostych ludzi, a ignorowano zalety struktury. Potem upowszechnił się humanizm, literatura „racji serca”J. Ugniewska, Literatura – pasja i udręka [w:] G. Manganelli, Literatura jako kłamstwo, tłum. i posłowie J. Ugniewska, Warszawa 2021, s. 231.[4], z postaciami i fabułą jak gdyby skopiowanymi z XIX wieku. Pisarze awangardy drwili z tych kierunków, raz sławiących komunizm, innym razem – w dobie cudu gospodarczego – powielających mieszczańskie wyobrażenia o świecie.

Manganelli sprzeciwia się literaturze, która ma oddziaływać na społeczeństwo. Ma świadomość, że książki powstają przede wszystkim z innych książek, że rzeczywistość może być tylko „domniemanaTamże.[5], jak podkreśla Ugniewska. W esejach poświęconych twórczości takich pisarzy, jak: Henry James, D.H. Lawrence, Samuel Beckett, H.P. Lovecraft, Robert Louis Stevenson, Gabriele d’Annunzio, i takim książkom, jak: Trzej muszkieterowie, Alicja w krainie czarów czy Wielkie nadzieje posługuje się własną, przewrotną metodą. Odkrywa w literaturze „zaangażowanej”, czy po prostu popularnej, coś „aspołecznego”. Czasem też szuka wątków aspołecznych w twórczości rzeczywiście niszowej, takiej jak proza eksperymentalna Rolanda Firbanka.

Z awangardą często jest taki problem, że odrzuca czytelników, zanim doczekają się tego, co w niej najlepsze – i co zazwyczaj dziwnie klasyczne. Sięgam po Centurię. Sto krótkich powieści rzek ManganellegoPierwszy zbiór tekstów tego pisarza wydany po polsku, nakładem PIW, w 2016 r.[6], gdzie spośród stu dwustronicowych utworów niejeden zapada w pamięć (awangarda ceniła raczej krótką prozę niż długą). Jednak gdy zaczynam lekturę od numeru Jeden, to dopiero Dwanaście robi duże wrażenie, a potem Dwadzieścia dziewięć. To jak gdyby zbiór prototypowych fabuł, z których można by wysnuć sto powieści: nowy bohater w każdym opowiadaniu, niewiele paralel między nimi, historie miłości, zabójstw i obsesji, większość zaczyna się od słów „pewien pan”, na przykład „Pewien pan średniej kultury i dobrych manier spotkał po wielomiesięcznej nieobecności, spowodowanej przerażająco wojennymi wydarzeniami, kobietę, którą kochał”G. Manganelli, Centuria. Sto krótkich powieści rzek, tłum. i posłowie H. Kralowa, Warszawa 2016, s. 7.[7]. Podczas lektury robi się tak gęsto od postaci oraz wątków, że nieco znużony muszę ją przerwać, ale czy do niej wrócę? Centuria to według Ugniewskiej i tak najłatwiejsza w odbiorze książka Manganellego, a przecież również wymagająca rzadkich cnót dobrego czytelnika: wyobraźni, której nie zniszczyło popularne kino czy humoru, który nie został podszyty tendencją.

Jak czytać (nie) po marksistowsku

Manganellego można porównać do Rogera Caillois i Michela Leirisa, których tomy również niedawno wydał PIW; można go porównać do Jorge Luisa Borgesa, pisarza awangardy, który został klasykiem, ale najtrafniejsze byłoby zestawienie z Vladimirem Nabokovem. Chociaż Manganelli poświęca autorowi Lolity tylko jeden krótki esej (Szachownica Nabokova), to aż trzy napisał na temat Edmunda Wilsona (Krytyka Edmunda Wilsona, Stronnicza uczciwość, Trafne kłamstwa) – amerykańskiego krytyka literackiego, który przez wiele lat przyjaźnił się z Nabokovem. Najwięcej można więc powiedzieć o Manganellim, odwołując się właśnie do tej dwójki.

Włoski eseista przybliża słabość amerykańskiej krytyki literackiej zdiagnozowanej przez Wilsona. To wprawdzie nieco zamierzchłe sprawy z lat dwudziestych i trzydziestych, które w szczegółach nie muszą ciekawić dzisiejszego czytelnika; bardziej intrygujące jest to, że Wilson – bez którego inspiracji być może nie powstałaby Lolita – interesował się marksizmem oraz psychoanalizą. Na różne sposoby korzystał z nich w swoich szkicach, zarazem dystansując się od ortodoksji i dając świadectwo naiwności, na przykład gdy w 1935 roku opiewał „głęboko arystokratyczną” twarz zabalsamowanego Lenina (Krytyka Edmunda Wilsona). Twierdził, że krytyk, który chce interpretować dzieło literackie, musi z jednej strony kierować się gustem i skupiać na technice, a z drugiej – badać zdolność utworu do „rzucenia światła na problemy określonej cywilizacji” (tamże). Sąd estetyczny – wskazywał Wilson – musi górować nad wszelkimi próbami odtworzenia kontekstu historycznego, chociaż i one są niezbędne, zaś „[t]emu, kto nie rozumiejąc prawdziwie literatury, usiłuje zastosować do niej zasady marksistowskie, grozi, że popełni straszliwe błędy” (tamże).

Ten dwuznaczny romans z komunizmem oddaje sporą część dylematów, które dotykały intelektualistów w XX wieku. Manganelli potrafił obronić się zarówno przed marksizmem, jak i psychoanalizą – czy, mówiąc szerzej, psychologizowaniem oraz biografizowaniem – które pozostawiły liczne ślady w literaturze Zachodu. Odrzucił bowiem typowe choćby dla marksizmu połączenie „irracjonalnych i mitologicznych potrzeb, zmieszanych i połączonych z wymogami całkowicie racjonalnymi i laickimi” (tamże). Eseje Manganellego pokazują, że pewne napięcia w kulturze pozostają niezmienne od wielu dziesięcioleci. Dowodzą też, że pisanie o życiu autora albo o walce klas, zamiast o utworze oraz jego fascynujących sekretach świadczy na ogół o niemocy recenzenta i prowadzi czytelnika na manowce.

Aspołeczny kochanek i niezrażony czytelnik

Jaką metodę przeciwstawia powadze marksizmu i freudyzmu Manganelli? Weźmy dla przykładu esej na temat Kochanka Lady Chatterley Lawrence’a, powieści o prostej fabule o żonie arystokraty, którego wojenna rana skazała na paraliż od pasa w dół. Dama z powodu niemocy męża nawiązuje romans z gajowym, przy okazji przekraczając barierę klasową. Książkę tę oskarżano kiedyś o niemoralność – w Anglii dopiero w 1960 roku możliwa była publikacja bez cenzury – i szafowanie wulgaryzmami. Lawrence traktował ją jako umoralniający manifest wolnej miłości, mającej prowadzić do „zdrowia” i być „szczerą”„Przedstawiam tę powieść jako uczciwą, zdrową książkę, niezbędną dla nas dzisiaj”. D.H. Lawrence, A Propos of ‘Lady Chatterley's Lover’ [w:] tegoż, Lady Chatterley’s Lover, wstęp B. Morrison, Londyn 2011, s, 4. Tłumaczenie własne.[8].Według Manganellego, ku mojemu zdziwieniu, książka ta jest „aspołeczna”:

Opowiada bowiem o miłości nieuświęconej prawem, ani pobożnym przestrzeganiem obowiązków, ani przynależnością do klasy czy klanu, miłości będącej początkowo jedynie aktem skrajnego egoizmu, potem zaś owocem indywidualnych wartości, wyznawanych przez postaci. […] Zanim spotka swojego gajowego, bohaterka żyje poza własnym przeznaczeniem: nie ma oparcia ani w wartościach, ani w uczuciach. Miłość objawiająca się z bezosobową gwałtownością przemienia ją w istotę „uległą”, posłuszną własnemu losowi; nie obawia się już ataku ze strony społeczeństwa, istotnie, po raz pierwszy w życiu wie, że każdy jej czyn sytuuje się w gęstej sieci wartości.

(Lady Chatterley i inne sprawy)

A więc teoretyk literatury aspołecznej znajduje wartość w powieści dydaktycznej, odkrywając, że bohaterka przez akt zdrady małżeńskiej niejako wchodzi w kontakt ze społeczeństwem, ponieważ rzuca mu wyzwanie. Jak wiemy, namiętni kochankowie muszą odnaleźć swoje uczucie na zewnątrz wspólnoty i zostać przez nią odrzuceni.

Lawrence jednak życzył sobie uzdrowienia społeczeństwa dotkniętego przez doświadczenia deformujące tradycyjne życie, czyli pierwszą wojnę światową oraz cywilizację przemysłową. Manganelli jest od niego inteligentniejszy i okrutniejszy – wie, że bohaterka, która nareszcie uświadomi sobie, że żyje w realnym świecie, zacznie zarazem żyć w świecie, w którym wartości mają znaczenie. Bo namiętność jest prawdziwa tylko wtedy, gdy społeczeństwo jest przeciw kochankom. Gdyby ich zaakceptowało, mielibyśmy do czynienia z nieznośnie tandetnym happy endem. Zatem Lawrence oszukuje w swojej grze. Szkoda tylko, że tak wielu dało się nabrać.

Czytelnik, który się oburza w obliczu jakiejś historii zdrady lub perwersji, pokrewny jest jakościowo czytelnikowi, który boleje nad śmiercią sprawiedliwego, drży z powodu perypetii postaci cnotliwych i roni łzy radości z powodu ślubu nieszczęsnej dziewczyny; podobny czytelnik to z pewnością porządny czytelnik, szczególnie wtedy, kiedy siedzi sobie spokojnie z książką w ręce, oderwany od świata i pozbawiony pamięci, lecz jest fatalnym czytelnikiem. (Lady Chatterleyinne sprawy)

Pisząc o Kochanku Lady Chatterley, Manganelli zauważa – niczym Nabokov w Wykładach o literaturze – że „dobrzy czytelnicy” nie powinni identyfikować się z bohaterami literackimi. Nie tędy droga.

Nabokov, humaniści i liberałowie

Dobre zakończenie nie przydarza się w skandalizującej powieści pod tytułem Lolita, o niebo wybitniejszym dziele, o którym Manganelli pisze, że to rzadka dziś powieść „spod znaku namiętności: gatunek niemal całkowicie dziś niewystępujący w literaturze pięknej” (Szachownica Nabokova). W literaturze nie powinno być dobrych zakończeń – jak pisze z kolei narrator Pnina – „krzywda należy do normy”V. Nabokov, Pnin, tłum. A. Kołyszko, posłowie L. Engelking, Warszawa 2015, s. 25.[9]. Dzięki temu w Lolicie, a także w takich powieściach jak Zaproszenie na egzekucję czy Prawdziwe życie Sebastiana Knighta, Nabokov „sugeruje możliwość – nie za bardzo, na tyle, na ile może sobie pozwolić człowiek z klasą – że nie chodzi o rozrywkę, lecz o coś więcej i o coś innego” (Szachownica Nabokova). Jakie „coś więcej i coś innego” Manganelli ma na myśli?

To „coś” pozostaje niedostępne „humanistom” i „liberałom”. Manganelli denuncjuje ich w tytułowym eseju Literatura jako kłamstwo:

Od wieków poczciwcy nienawidzili literatury. Oskarżali ją zawsze o zdradę, zepsucie, bezbożność. Albo jest bezużyteczna, albo szkodliwa. […] Niektórzy – nierzadko wielcy pisarze – pragnęli w ogóle usunąć literaturę z życia. To tak, jakby wydali wojnę własnej, głęboko ukrytej naturze. Inni, liberałowie i humaniści, chcieli i chcą nadal ją reedukować.

Eseista wie, że władza miękka i liberalna łatwo okazuje się bezwzględna. Literatura, która jest kłamstwem, jest dla niej nie do przyjęcia. Nie chodzi o to, by akurat rząd jakoś szczególnie interesował się literaturą; istnieją mechanizmy władzy działające o wiele subtelniej i w ukryciu. Pisarz powinien ignorować to, co wydaje się „ważne” dla polityków i zaangażowanych dziennikarzy, dla wielkich wydawców, producentów, mecenasów. Powinien stworzyć przestrzeń wolności od tych nakazów – to jego jedyne „zadanie”, w tym miejscu kończą się interesy i zaczyna literatura. W tej podwójnej niechęci – do pisarzy-polityków i pisarzy-sprzedawców – Manganelli podobny jest do Nabokova i tyle „przesłania” w niej znajdziemy. Jestem pewien, że wielu ekspertów będzie z tego powodu rozczarowanych.

Manganelli, podobnie jak Nabokov, jest świadomy przemian cywilizacyjnych, z którymi musimy się mierzyć, ale odcina się od moralizatorstwa, co wynika z filozoficznej konsekwencji. Jeśli ustaliliśmy, że prawda obiektywna jest nieosiągalna, to jak mielibyśmy zmieniać tę niedostępną rzeczywistość? W tym sensie „awangarda” może oznaczać nie jedną z dwudziestowiecznych grup literackich, ale dobrą literaturę, która poszukuje innowacji formalnej, patrzy na życie z unikalnego punktu widzenia, nie kapitulując przed polityką czy nauką. Czy jednak jej gra nie jest czystą zabawą? Spróbujmy czytać Manganellego między wierszami.

Awangarda w piekle

Bunt awangardy, jeśli spojrzymy na niego dzisiaj, może się wydawać próżny; futuryści układali zabawne wiersze, dadaiści kpili ze starej sztuki, kubiści obrazowali nowoczesną psychologię oraz filozofię, a surrealiści stali się tak popularni i powierzchownie rozumiani, jak przymiotnik kafkowski”. Manganelli, kiedy pisze o Lolicie, że zawiera „autentyczne piekło”, wpada na trop innego nurtu awangardy, mało kojarzącego się z beztroską zabawą, a bardziej – z mrocznymi stronami nowoczesności. „Urodzony anarchista, przebywa w owych piekielnych korytarzach pełnych niespodziewanych zakrętów, w labiryntach, gdzie szlachetny humanista nie odważa się zapuścić wzroku” (Literatura jako kłamstwo). Twórca, który uświadomił sobie sztuczność literatury, powraca do głębi ludzkiego doświadczenia. Musi więc mówić o porażce, końcu, demonach, ciężarze nie do udźwignięcia, choćby w bardzo zawoalowany sposób. I dlatego to śmierć jest dla Manganellego synonimem literatury; pisarz zaś to „błazen”, „dezerter”.

Będąc do głębi aspołeczny, dezerter musi obmyślać sposoby ucieczki tak, by odpowiadały rodzajowi przemocy panującemu w jego epoce. […] Codziennie, tragicznym i precyzyjnym gestem uwalniać się musi od euforycznych mitów nieuczciwego czystego sumienia: zbiorowej mądrości, postępu, sprawiedliwości. […] Jest zawsze po stronie śmierci, tej oślepiającej niesprawiedliwości, opornej wobec wszelkich prób udoskonalenia jej, rozkosznego paradoksu, miejsca, gdzie dociera każdy, kiedy przestaje już iść. Zamieszkuje podziemne korytarze, których nie da się wyasfaltować […]. (Tamże)

Ludzie, którzy chcą podporządkować literaturę i – szerzej – kulturę, promowaniu jakiejś wizji społecznej, posługują się po prostu przemocą. Chociaż „humaniści” oraz „liberałowie” nie są tu ściśle zdefiniowani, Manganelli sugeruje, że reprezentują oni pewien styl, który odradza się w różnych krajach i epokach, są raczej frakcją niż reprezentantami konkretnego światopoglądu. Z humanistami zmagał się w końcu już Dostojewski, a z wydawcami niezadowolonymi aspołecznością Lolity – Nabokov.

Manganelli, redukując do minimum sądy, otwarcie oceniające świat, sugeruje jednocześnie własną wizję rzeczywistości. Pisarz jest w niej podobny do dawnych gnostyków, wyznacza sobie miejsce między wiedzą i wiarą. Przekreśla wszelkie utopie społeczne, oddaje cześć śmierci, nazywając ją „figurą retoryczną” (Literatura jako kłamstwo), podważa każdy punkt widzenia – i wciąż oferuje w zamian zdumiewająco wiele. O to chodziło Manganellemu, gdy pisał o lady Chatterley uwikłanej w sieci wartości. Bo kiedy oczekujemy od powieści, że będzie nawracać, edukować, potępiać, wyzwalać, robimy z niej papierowy tekst, wart tyle, co ulotka. Kiedy zaczynamy od tekstu – badamy jego styl, tajemnice, wchodzimy w niego wyobraźnią – wtedy, stopniowo, możemy się wiele dowiedzieć także o życiu, o rzeczywistym, niekiedy przerażającym świecie, który wymyka się, jeśli próbujemy opisywać go bez subtelności.

G. Manganelli, Literatura jako kłamstwo, tłum. i posłowie J. Ugniewska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Przemysław Batorski, „Warto czytać tylko niemoralne książki”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 146

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...