Nowy Napis Co Tydzień #147 / Cała nadzieja w uśmiechu…
Malarska twórczość profesora Norberta Skupniewicza zajmuje swoje poczesne miejsce w historii polskich sztuk plastycznych. Przeglądając katalogi licznych indywidualnych wystaw prezentujących jego artystyczny dorobek, można między innymi przeczytać, że był bardzo cenionym twórcą nurtu „nowej figuracji”, w obrębie której udało mu się wypracować własny, odrębny styl. Studiował na Wydziale Malarstwa i Grafiki w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Poznaniu, a w latach 1974–2007 pracował tam na stanowisku profesora. Interpretatorzy jego obrazów wskazują także na inspiracje malarstwem okresu dwudziestolecia międzywojennego. Nie jestem historykiem sztuki, ale warto bliżej przyjrzeć się owej sygnalizowanej w ich wypowiedziach dążności Skupniewicza do malarskiego utrwalania ostrych, dynamicznych i swoiście napiętych form. Zarysowana w ten sposób formalna cecha jego plastycznej poetyki doskonale współgra z twórczością malarską oraz graficzną Jerzego Hulewicza
Najnowszy tom jego poezji zatytułowany został Jeszcze się uśmiecham. Wczytując się w sam tytuł, można założyć, że wchodzące w skład tomu wiersze stanowią przede wszystkim pewnego rodzaju filozoficzną, nostalgiczną, ale jednocześnie pogodną refleksję nad ulotnością, przemijalnością i jednocześnie bezgranicznym pięknem ludzkiej egzystencji. Tego rodzaju przeżycia wywołuje lektura wierszy poety, które wpisują się w – wydawałoby się ontologicznie prostą, ale jednocześnie zaskakująco wieloznaczną – metaforę uśmiechu. W pierwszym odczuciu ten urokliwy, czasami zalotny układ ust wydaje się być czymś najbardziej naturalnym i najczęściej obecnym na ludzkiej twarzy. Przede wszystkim zachęca do bezpośredniego kontaktu, jawi się jako zapowiedź ekscytującego dalszego ciągu zainicjowanej relacji, ale bywa też manifestacją krnąbrności, widomym znakiem kpiny, a nawet bezwzględnej pogardy… Warto oczywiście dodać, że prezentowane wiersze nie zostały zatytułowane, pozbawione są znaków przestankowych oraz wielkich liter, a zatem gorąco zapraszają czytelnika do interpretacyjnej aktywności.
Wśród tego ogromnego bogactwa znaczeń i nastrojów szczególnie wyróżniłbym: *** [uśmiecham się przez światło w wodzie…]
Sygnalizowaną niedookreśloność uśmiechu znakomicie wyraża utwór *** [uśmiecham się przez światło w wodzie…]. Czytelnik znajdzie w tym wierszu niewątpliwą pochwałę męstwa bycia, które manifestuje się w cichym pogodzeniu z przemijalnością ludzkiej egzystencji („czas ucieka a życia nie żal”). Zaniepokoić go natomiast powinien fakt zastosowania w tekście śmiałej metafory bolesnego „uśmiechu szytego mimiczną nicią”. Jakie jest jednak źródło owego bólu? Przecież każdy z nas tak dzielnie nie chce pamiętać, że przeminął już bezpowrotnie kolejny dzień. Jeśli nie istnieje satysfakcjonująca odpowiedź na tak sformułowane pytanie, to być może pozostaje jedynie „jeszcze się uśmiechać”, i to na przekór wszystkiemu. Człowiek odkrywa wprawdzie, że większość radosnych chwil już przeminęła, ale nie powinien pogrążać się w zniechęceniu i oczekiwać jedynie końca drogi. Dlatego warto nawet „się w żałobnej uśmiechać dystynkcji” i przeciwstawiając się beznadziei, mówić:
myśl swojego marszu
wśród kolumnad walących się obietnic
czarną zaczerniasz podeszwąN. Skupniewicz, *** [się w żałobnej uśmiecham dystynkcji…], tamże, s. 27. [8]
Te kilka wersów jeszcze dobitniej uświadamia sformułowaną już wcześniej prawdę na temat natury ludzkiego trwania. Startując w życie, człowiek dostrzega przede wszystkim to, co ono obiecuje. Jednakże prawdziwa mądrość manifestuje się tylko poprzez świadomą koncentrację na żmudnym wysiłku kontynuowania drogi nawet wtedy, gdy owe życiowe zapowiedzi nie ulegają realizacji. Czy jest to konstatacja zduszonej racjonalnym wysiłkiem rozpaczy? Absolutnie nie, ponieważ w wierszu *** [nikłą uśmiecham się miareczką…]podmiot liryczny nie boi się śnić o nadziei. Dlatego w kolejnym utworze z pełną determinacją oświadcza: „ja tu uśmiecham się / i grabię liście”
W tej kaskadzie dokonań i „niedokonań” codzienności szczególnego charakteru nabiera wiersz *** [sakura…]
wschody słońca – zanim zołowieję –
będą może przetaczać we mnie
krew swoją bezchmurną
abym za widnokrąg
za tajemnice się dowlec umiał
do uśmiechu świata
Owo instynktowne wczuwanie się w tajemnicę znakomicie opisuje metafora sakury, która z jednej strony zakorzeniona jest w fizycznym pięknie codzienności, ale z drugiej symboliczne sięga do duchowego fundamentu bezgranicznego poświęcenia samuraja. W ten sposób Skupniewicz zaprasza czytelnika do peregrynacji po świecie własnej, wykreowanej metafizyki. Czy poezja jest jednak zdolna do efektywnego zmagania się z transcendencją? Platon twierdził oczywiście, że tak i dobitnie świadczył o tym jego strach przed poetyckim obcowaniem z muzami, które wymykały się racjonalnej kontroli. Dlatego niewątpliwą wartością tej części tomu jest pewnego rodzaju gnoseologiczna skromność podmiotu lirycznego. Nie pretenduje on do roli wszechwiedzącego duchowego przewodnika, tylko zadaje pytanie:
którędy dokąd w jakim celu
w pytaniu tym teatr – gorycz
i geometria*** [którędy dokąd w jakim celu…] [w:] tamże, s. 12. [11]
W cytowane słowa wpleciony jednak został bardzo kunsztowny paradoks, który manifestuje się napięciem pomiędzy tym, co w życiu jest tylko grą pozorów (teatr) a pragnieniem uzyskania ostatecznych, racjonalnych odpowiedzi na pytania egzystencjalne (geometria). Czy poezja Skupniewicza formułuje takie odpowiedzi? Wydaje się, że tak, tego rodzaju próba zostaje podjęta już w wierszu *** [świat zaczął się za uśmiech…]
I wreszcie wierszem *** [o ewigkeit du donnerwort…]
Nic przyczyna prapoczątku
Nic jest nad wielkości
Nic wypełnia pustość wszelaką
Nic zaczyna wieczną wieczność
Nic zagubiony klucz wszechobecności
Nic w którym Wszystko*** [Nic słowo w uśmiechu litanijnym:…] [w:] N. Skupniewicz, Jeszcze się…, s. 16. [16]
Czy ten rodzaj wiedzy przynosi jednak metafizyczną ulgę? Na pewno prowadzi do zdecydowanego oczyszczenia ludzkiej duszy ze zbędnego uwikłania w fizyczność, codzienność. Dzięki temu umożliwia człowiekowi przeorientowanie jego życiowych priorytetów. Nie musi on już biernie godzić się z powolnym, ale ciągłym przemijaniem własnej cielesności – nie musi poddawać się nieuchronności starzenia. Pocieszeniem nie jest już tylko fakt, że „jeszcze się uśmiecha”. Bardzo realna staje się natomiast szansa odzyskania zapomnianej, przyprószonej pyłem codzienności transcendencji. Dlatego wiersz *** [popiół z źdźbła trociczki…] jawi się śmiałym, bezkompromisowym hymnem o miłości. Stanowi jednocześnie ekscytujący intelektualnie i duchowo pomost pomiędzy tradycją dalekiego Wschodu a chrześcijańskim Zachodem. Trud budowania takich pomostów podejmowali już wcześniej Tomasz Merton i Bede Griffiths. Tym bardziej cieszy kolejna próba, w której podmiot liryczny rozpoczyna swoje refleksje od zachwytu nad „świętością mandali”
I zobacz –
gdy miłość pełnia – w krąg i wszędzie
gdy miłość łatwiejsze są trudy
[…]
gdy miłość zbliża się istota rzeczy
[…]
gdy miłość niebo zrozumialsze jestTamże, s. 22–23. [18]
Trudno jest się dziwić, że cytowane słowa wzbudzają tak ogromne wrażenie u odbiorcy, w prosty sposób ujawniają bowiem niewyrażalną tajemnicę Transcendencji…
Zdecydowanie zachęcam do czytania i do spotkania z Tajemnicą.
Norbert Skupniewicz, Jeszcze się uśmiecham, Wydawnictwo Literackie Atena, Poznań 2021.