Nowy Napis Co Tydzień #158 / Ofelia z Woszczeli
Pokroiła chusteczki, przekonana, że to ciasto
na makaron. W pyle kurzu wytrzepanego z
materaca, odnalazła kształty czyhających na
jawę postaci.
Kraj jest zaniedbany, zwłaszcza na prowincji,
gdzie brzydko pachnie kapuśniakiem, mydlinami
kałuż, i rupieciami w chaszczach, przez które
przecieka rdzawy deszcz.
Po drodze płynie łódź z czarnego drewna,
leżą w niej wszystkie słoneczniki krótkiego lata,
i komiwojażer, któremu czy to w gardle,
czy też w głębi nosa coś świszcze, gdy
oddycha.
Wiadukt nad torami kolejowymi obsiadły kruki–
są świętymi zakonnikami zmierzchu. Siedziały tu
na długo przed wojną i za komunistów.
Na żeliwnym przęśle z jednej strony jest wydrapany
„Hans”, a z drugiej „Grisza”.
Jest córką któregoś z nich, jednokołowego księżyca,
co na chwilę zamknął ślepie.
Za paczkę skrętów pokazywała ludziom swój
rozdwojony język, ale dzisiaj to nie ma
żadnego znaczenia.
Drylując zamszowe śliwki może wreszcie pogrążyć się
w sobie, w pestkę.
Tekst pochodzi z 13. numeru kwartalnika „Nowy Napis”, dostępnego w e-sklepie Instytutu Literatury.