Apokalipsa dni dzisiejszych
Apokalipsa miała być dniem ostatecznym
wichrów pełnym trzęsień ziemi wybuchów wulkanów
zaćmień wszystkich słońc świata mgławic i kosmosu
w nich prześmigu aniołów przerażonych demonów
dniem grozy i nadziei od której rzeki zaniemówią i zapomną płynąć
miał nastać mrok ciężki aż wilk zając i sowa drżeć zaczną jednako
gdy przybędą zastępy jeźdźców
księgi pieczęci zostaną otwarte
i smok się pojawi choć zrzucony będzie
wreszcie tron miał zajaśnieć o jakże wysoko
i sąd się rozpocząć sąd prawdziwy nad nami
Tymczasem nadciąga szarańczą
niekończących się tłumów
ludzi obdartych zszarzałych
ciągnących z zza mórz z wyniszczanych zaświatów
Żadnych grzmotów tu nie słychać ani tąpnięć ziemi
nawet gwiazdy nie spadają
piołun wód nie zakaża
tylko cisza zimna i głucha wokół się roztacza
drzewa stoją oniemiałe
nagie ramiona w rozpaczy wznoszą
a tłumy gęstniejąc nadchodzą
Już są wokół nas
pod gardło podchodzą
w nas się rozpuszczają
obcych bogów przynosząc
naszą ziemię i wiarę tabunami stóp swoich tratują
Kto ich tutaj przypędza
rajem jabłkiem mądrości tak nęcąc
a z tyłu w nich strzela
ich opuszczone domy rodzinne burzy i spopiela
Jakiż to moloch pełen broni i złota
żądny władzy nad światem on to zamiast Boga
prowadzi ich tutaj agresją zaraża
chcąc przemieszać kultury języki
aby miejsca tu w końcu zabrakło
dla przeszłości tej ziemi
dla rodzonych z niej wnuków