01.07.2021

Nowy Napis Co Tydzień #107 / Blaszana rybka

Blaszana rybka to baśń muzyczna dla dzieci – widowisko łączące w sobie wiele gatunków scenicznych. Znajdziemy tu elementy dramatu, komedii, opery, musicalu, nawet cyrkowej klownady. Dostrzec można również groteskę i farsę. Całość oscyluje między jawą a snem.

Główny bohater – Chłopiec, mieszkaniec osady rybackiej, w akcie zemsty za doznane przez jego rodzinę upokorzenia niszczy sieci bogatego i pysznego Sąsiada. Za ten czyn sam siebie skazuje na banicję i ucieka z domu. Podczas długiej i niebezpiecznej wędrówki, pokonując wiele przeciwności losu, pragnie odkupić swoją winę. Przełom stanowi dlań spotkanie z Pustelnikiem, który ogłaszając koniec jego pokuty, obdarowuje go cudownym talizmanem – blaszaną rybką. Prezent przynosi szczęście rodzinie Chłopca. Odtąd z każdego połowu wracają z pełnymi sieciami. Bogaty Sąsiad ogarnięty szałem zawiści podpala całą osadę i wypływa w morze. Tym razem sprawiedliwość wymierza los. Sąsiad tonie w morzu.

Rodzina Chłopca wraca na zgliszcza osady. Chłopiec pokazuje zmartwionym rodzicom przezornie ukrytą i ocaloną blaszaną rybkę. Teraz wszyscy wierzą, że szczęście już ich nie opuści.

Blaszana rybka jest także, a może przede wszystkim – moralitetem.

Osoby:

CHŁOPIEC

DZIEWCZYNKA

MATKA

RYBAK

SĄSIAD

PUSTELNIK

KAPITAN

BOSMAN

Personifikanty:

DWA MÓWIĄCE KAMIENIE

TRZY ŚPIEWAJĄCE TRAWY

Kukły:

Delfin

Dwa Rekiny

 

Wyspa Wschodzącego Słońca

Ranek. Wschód słońca nad morzem. Na krańcach wydm wyłania się zarys osady rybackiej. Z lewej: ubogi, prosty szałas wśród drzew; z prawej: fronton solidnej drewnianej chaty. Przed oboma domostwami puste paliki do suszenia sieci.

Z szałasu wybiega Chłopiec i staje nad brzegiem. Morze faluje i huczy. Chłopiec klęka. Przelewając wodę w dłoniach, wita się z morzem. Później wstaje i patrzy w dal.

 

CHŁOPIEC

Tato! Wracaj szczęśliwie!

W drzwiach chaty pojawia się Dziewczynka. Przez moment przygląda się Chłopcu i zmierza w jego stronę. Pozdrawiają się bez słów podniesieniem ręki.

 

DZIEWCZYNKA

Nie widać łodzi. (po chwili) I tak mój tata będzie lepszy. Zawsze jest lepszy. My wszystko mamy lepsze.

Z szałasu zaczyna snuć się smużka dymu. Chłopiec jakby sobie nagle o czymś przypomniał.

CHŁOPIEC

Idę po gałąź, Astro. Muszę się spieszyć…

DZIEWCZYNKA

Nie musisz, Harpi. Do pustych sieci nie trzeba pomocników!

Chłopiec patrzy na Dziewczynkę smutno i odchodzi bez słowa. Dziewczynka skacze radośnie i wypatruje łodzi.

DZIEWCZYNKA

Płyną!

Chłopiec biegnie do lasu. Słońce wzniosło się wyżej. Zrobiło się jaśniej.

DZIEWCZYNKA

Hej, hej!

Do brzegu dobijają dwie łodzie. Z pierwszej wysiada smutny Rybak. Wyciąga sieć, w której są tylko dwie ryby. Zaczyna rozwieszać sieć na palikach. W drugiej łodzi siedzi Sąsiad.

SĄSIAD

Wołaj no matkę, niech pomoże…

DZIEWCZYNKA

Już biegnę.

Sąsiad patrzy kpiąco w stronę krzątającego się Rybaka.

SĄSIAD

Trzeba dobrze wysuszyć… Ryba lubi suchą sieć! Ha, ha, ha, ha!

RYBAK

Nie zrozumie syty głodnego…

SĄSIAD

A po co ma rozumieć? Nie trzeba rozumieć… (puka się w czoło) tylko zaciągać… (wymachuje ramionami, tak jakby zarzucał sieci, i napina biceps) O!

RYBAK

Trzeba mieć szczęście.

SĄSIAD

Szczęście?! To ty całe życie nie masz szczęścia!…

RYBAK

No właśnie. Tego nie mogę zrozumieć.

SĄSIAD

Znowu: ro-zu-mieć. A idziesz ta! (krzyczy w stronę chaty i dalej mówi do Rybaka) Szczęście jest po to, żeby je… (pokazuje połów) i na brzeg. A jak już masz je na brzegu, to bierzesz nóż i… (patroszy rybę) Tak się robi ze szczęściem.

Do rozmawiających podchodzi Chłopiec z gałęzią na opał.

SĄSIAD

Ty też nie będziesz miał w życiu szczęścia jak ojciec?!

Chłopiec nie odpowiada. Rzuca gałąź i zaczyna pomagać Rybakowi rozwieszać sieci.

SĄSIAD

Aleś wychował syna. Ani dzień dobry, ani me, ani be.

Pojawia się Dziewczynka, ciągnąc za sobą duży wiklinowy kosz na ryby.

DZIEWCZYNKA

Mama źle się czuje…

SĄSIAD

A cóż znowu?! (patrzy pojednawczo na Rybaka i Chłopca) Pomożecie?

 

Wszyscy czworo wyciągają sieć pełną ryb. Przerzucają ryby do kosza i rozwieszają sieci. Na odchodnym Sąsiad rzuca Chłopcu jedną rybę jako zapłatę za pomoc. Chłopiec chwyta rybę w locie.

CHŁOPIEC

Dzięki, panie Sąsiedzie.

SĄSIAD

Zasłużyłeś. Ale nie udław się ością… Ha, ha, ha, ha!

Chłopiec spuszcza głowę i podąża za Rybakiem w stronę szałasu. Sąsiad cały czas głośno się śmieje.

Smutek

Wnętrze szałasu. Chłopiec siedzi w kącie skulony. Rybak przy ławie. Matka stawia misę przed Rybakiem.

MATKA

Nie siadasz, Harpi?

CHŁOPIEC

Później, mamo.

MATKA

Jakoś musimy przeżyć. Musimy wierzyć.

RYBAK

Ciężko. Już tracę nadzieję. Eee, co tam… tracę siły, bo nadziei to już nie mam. No, jak długo to jeszcze może trwać? Siedzę w tej łódce i myślę…

MATKA

… stygnie.

RYBAK

I myślę, czy te ryby zmówiły się, żeby omijać moją sieć? No, ale czemu płyną do niego? (pokazuje ręką w stronę chaty)Dawniej było ciężko, ale jakoś dawaliśmy radę…

MATKA

I ja zauważyłam, że spotkała nas jakaś kara.

RYBAK

Eee tam. Za co?

MATKA

Nie wiem. Może to nie kara? Może los chce nas sprawdzić? Zahartować?

RYBAK

Chyba za-HA-rować. Ha, ha, ha, ha. (śmieje się gorzko, naśladując Sąsiada) Słyszałaś?

Matka nic nie odpowiada.

RYBAK

Co jeszcze można…? Przecież robię to, co inni rybacy…

MATKA

Nie mogą mieć wszyscy po równo…

RYBAK

… ale my nie mamy nic!

MATKA

Jak to: nic?! Mamy dach nad głową, ławę, palenisko, łódkę, sieci… (patrzy na Chłopca) mamy syna…

RYBAK

Przecież wiesz, że nie o tym myślałem…

MATKA

Wiem. Ale mówię ci, że musimy przetrwać. No i wystygło. Daj, podgrzeję. (bierze misę)

Rybak patrzy na syna.

RYBAK

Nie smuć się za nas troje.

Chłopiec nic nie odpowiada. Przygląda się, jak Matka podgrzewa zupę na palenisku. Po chwili Matka siada przy Rybaku. Chłopiec wychodzi z szałasu. Ogląda suszące się sieci. Dotyka ich. Podchodzi do sieci Sąsiada i też ich dotyka. Sąsiad wychyla się z chaty.

SĄSIAD

A co tam?!

Chłopiec spłoszony ucieka na brzeg morza.

Zerwana sieć

Noc. Brzeg morza. Księżyc oświetla oba domostwa. Z chaty dobiega głośny śpiew Sąsiada.

SĄSIAD

Znowu wypłynę,
zanim słońce
zdąży wstać.

 

Będę już czekał,
zanim ryba
zacznie brać.

 

Jestem rybakiem
hej, złota rybko,
wpadniesz w mą sieć.
Jestem rybakiem, 
hej, złota rybko,
muszę cię mieć.

 

Chłopiec wychyla się z szałasu i przysłuchuje się pieśni. Później bezszelestnie skrada się w stronę sieci Sąsiada i po upewnieniu się, że nikt go nie widzi, zaczyna ciąć je nożem do patroszenia ryb. Odgłosy cięcia zagłuszane są przez coraz głośniejszy śpiew Sąsiada. Chłopiec wskakuje do łódki Sąsiada i wypływa w morze.

Wyspa Mówiących Kamieni

Chłopiec dopływa do brzegu, na którym leżą dwa Kamienie (olbrzymie głazy). Wyciąga łódź. Jest bardzo zmęczony. Pada między Kamieniami i zasypia.

KAMIEŃ I

A kogóż to fala przyniosła, mój bracie, nie wiesz?

KAMIEŃ II

Nie wiem, bracie mój, ale się dowiem.

KAMIEŃ I

Dowiesz się, powiadasz?

KAMIEŃ II

Powiadam, że się dowiem.

KAMIEŃ I

A jak się nie dowiesz, mój bracie?

KAMIEŃ II

To się dowiem, że się nie dowiedziałem, bracie mój.

KAMIEŃ I

Ty chyba jesteś bardziej mądry, niż jesteś?

KAMIEŃ II

Na pewno nie jestem mniej mądry, niż jestem.

KAMIEŃ I

Ja nigdy nie myślałem, że jesteś mniej mądry, niż jesteś…

KAMIEŃ II

Zagadujesz mnie, a ja jestem ciekaw, kim jest ten rozbitek?

KAMIEŃ I

To nie jest rozbitek, mój bracie…

KAMIEŃ II

Jakżeż nie, bracie mój?!

KAMIEŃ I

Ano nie, mój bracie.

KAMIEŃ II

A czemuż to nie, bracie mój.

KAMIEŃ I

Bo nie.

KAMIEŃ II

Jakżeż nie, skoro tak.

KAMIEŃ I

Powiadam ci, że nie! I będę ci tak powiadał przez następne sto lat albo i dłużej. Zastanowię się jeszcze.

KAMIEŃ II

Jesteś dziś wyjątkowo nerwowy, a nie ma, o co kruszyć skał. Czy nie powinniśmy się raczej cieszyć, że mamy gościa?

KAMIEŃ I

Przecież ja cały czas o tym mówię, tylko ty w ogóle mnie nie słuchasz, mój bracie!

KAMIEŃ II

Ja cię nie słucham, bracie mój? Ja cię nie słucham?!

KAMIEŃ I

Tak, ty – mój bracie!

KAMIEŃ II

Zbliż się tu do mnie, a krzyknę ci do ucha najgłośniej, jak potrafię, że zawsze cię słucham, bracie mój!

Kamienie zbliżają się do siebie i ściskają Chłopca, który budzi się z krzykiem. W tym momencie Kamienie „odskakują” od siebie i, turlając się w przeciwne strony, zajmują poprzednie pozycje.

CHŁOPIEC

Gdzie ja jestem? Śniło mi się, że chciały mnie zgnieść dwa olbrzymie głazy. Takie jak te… Muszę uciekać. Pościg na pewno już ruszył. Muszę znaleźć szczęście dla mojego taty, zanim mnie złapią.

Chłopiec wskakuje do łódki i wypływa na pełne morze. Kamienie tymczasem, turlając się, znowu zbliżają się do siebie.

KAMIEŃ I

Słyszałeś, mój bracie?

KAMIEŃ II

Wiesz, że zawsze wszystko słyszę, bracie mój?

KAMIEŃ I

I nic cię nie dziwi?

KAMIEŃ II

Dziwi mnie, że ciebie coś dziwi?

KAMIEŃ I

Nie będę się z tobą sprzeczał. Powiedz mi tylko, kto to był?

KAMIEŃ II

Odpowiem krótko, ponieważ obiecałeś mi, że nie będziesz się ze mną sprzeczał.

KAMIEŃ I

A zatem odpowiedz szybko, czyli jeszcze w tym roku.

KAMIEŃ II

Zaczynasz być złośliwy, a to źle wróży.

KAMIEŃ I

Nie wiesz, kto to był, mój bracie. Nie wiesz. Cóż?

KAMIEŃ II

Bracie mój, wiem. I już!

KAMIEŃ I

Kto to?

KAMIEŃ II

To kto?

KAMIEŃ I

To kto? A któż to „Tokto”?

KAMIEŃ II

Poszukiwacz szczęścia, bracie mój! I już!

KAMIEŃ I

Poszukiwacz szczęścia?! A któż to, mój bracie?

KAMIEŃ II

Bracie mój, wiem.

KAMIEŃ I

?

KAMIEŃ II

Wiem, że… nie wiem.

Zatoka Rekinów

Łódka na pełnym morzu. Chłopiec wiosłuje, później odpoczywa i zasypia. W tym momencie obok łódki wynurzają się dwa Rekiny.

CHŁOPIEC

(krzyczy)

Rekiny! Tato! Ratunku! Ratunku!
Statek! Hej, hej! Marynarze! Hej, hej!
Na pomoc! Rekiny! Szyyyybcieeeej!

W pobliżu łódki pojawia się burta pirackiego statku. Zza burty wychylają się Kapitan i Bosman.

BOSMAN

Kapitanie, wyciągnąć pędraka?

KAPITAN

Zaczekaj, gdzie ci się spieszy? Może by nim nakarmić te łakomczuchy, co?

BOSMAN

Nawet na deser dla nich nie wystarczy. Szkoda go, a u nas przynajmniej pokład będzie miał kto umyć.

KAPITAN

A ja bym popatrzył, jak pałaszują topielca…

BOSMAN

Zagrajmy w pirata, Kapitanie. (odłamuje łebek zapałki) Krótsza moja.

KAPITAN

Marny twój los, jak przegram.

Kapitan ciągnie los, po czym spluwa ze złości. Bosman tymczasem rzuca linę do łódki.

BOSMAN

Trzymaj się mocno, mały. Uważaj, ciągnę!

KAPITAN

Do stu tysięcy nieświeżych małży! Wygrałeś!

Bosman wciąga Chłopca na pokład.

BOSMAN

Tak wyszło, Kapitanie. Głupi zawsze ma szczęście. (śmieje się) Następnym razem…

KAPITAN

Następnym razem każę cię zrzucić zamiast jakiegoś przybłędy, zrozumiałeś?! Nikt nie ma prawa wygrać z Kapitanem!

BOSMAN

Tak jest!

KAPITAN

A ty skąd się wziąłeś w Zatoce Rekinów?!

CHŁOPIEC

N-n-ie wiem. (jąka się ze strachu)

KAPITAN

No jak to, nie wiesz, skąd się wziąłeś?! Słyszałeś, Bosmanie?

Bosman potakująco kiwa głową, ale wykorzystując nieuwagę Kapitana, ręką daje znak Chłopcu, że jest po jego stronie.

CHŁOPIEC

Przy-przy-przypłynąłem.

KAPITAN

(przedrzeźniając)

No-no, głu-głu-głupi czy co?! Przecież wiem, że przypłynąłeś, ale-ale-ale skąd?!

CHŁOPIEC

Z do-domu.

KAPITAN

A-a gdzie ten-ten do-om?!

CHŁOPIEC

W sza-sza-łasie.

KAPITAN

Zrzuć go za burtę, bo nie wytrzymam!

BOSMAN

Zakład pirata, Kapitanie.

KAPITAN

No to zagrajmy jeszcze raz.

BOSMAN

Ja go przepytam. A jak nie, to zagramy.

Kapitan zrezygnowany macha ręką.

BOSMAN

Powiedz, chłopcze, szczerze jak ojcu, skąd się tu wziąłeś, bo słyszysz, że…

CHŁOPIEC

Uciekłem z do-do-domu.

KAPITAN

(euforycznie)

Ha! No, to trzeba było tak od razu! Uciekł z domu! Ha! Do stu tysięcy nieświeżych sardynek! To mi się podoba! Uciekł z domu! Ha! Przyjęty do załogi! Masz nosa, Bosmanie. Stawiam ci dzisiaj kufel rumu! Kufel!

Nagły wstrząs statku. Statek przechyla się na burtę w głąb sceny.

BOSMAN

(krzyczy) Statek tonie! Spuścić szalupy!

KAPITAN

(krzyczy) Do stu tysięcy zgniłych meduz, kto był przy sterze?!

BOSMAN

(krzyczy) Wskakuj, chłopcze, nie ma na co czekać!

Chłopiec wskakuje do łódki i… budzi się w niej. Przy burcie łodzi pojawia się grzbiet wielkiej ryby.

CHŁOPIEC

Rekin! (po chwili, z ulgą) Nie, to Delfin!

Z wody wynurza się Delfin. Przyjaźnie tańczy wokół łódki i zagląda do niej, pokazując Chłopcu to samo miejsce na dnie. Chłopiec domyśla się wszystkiego. Wyjmuje linę, robi z niej pętlę i zarzuca ją Delfinowi na szyję.

CHŁOPIEC

Będę do ciebie mówił „Del”. Zgoda?

Delfin wyraźnie zadowolony ciągnie łódkę do brzegu. 

Wyspa Śpiewających Traw

Rajski pejzaż: plaża – łąka. Na środku drzewo z kolorowymi owocami. Chłopiec zrywa jeden owoc, zjada go i w tym momencie oglądany krajobraz zaczyna wirować mu w oczach. Obok niego zjawiają się trzy śpiewające Trawy.

TRAWY 

(śpiewają)

Zostań tu z nami, trawami,
zostań tu z nami, kwiatami,
zostań tu z nami, siostrami,
zostań tu z nami,
zostań tu z nami.

 

Twój będzie ten ogród,
piękny jak zaklęcie –
ty będziesz w nim cały,
ale bez pamięci…

 

Ty będziesz w nim wszystkim,
lecz inny niż byłeś –
bez mamy, bez taty,
bez domu, gdzie żyłeś.

 

Zostań tu z nami, wiatrami,
zostań tu z nami, ptakami,
zostań tu z nami, chmurami,
zostań tu z nami,
zostań tu z nami.

 

Twój będzie ten pejzaż,
piękny jak zaklęcie 
i będziesz w nim mieszkał,
ale bez pamięci…
Bo wszystko jest tutaj
piękniejsze od wspomnień,
więc nie smuć się dłużej,
zapomnij, zapomnij.

 

Zostań tu z nami,
zostań tu z nami.

Trawy tańczą wokół Chłopca, uśmiechają się do niego i dotykają go.

CHŁOPIEC

To nie sen?

TRAWY

?

CHŁOPIEC

Kim jesteście?

TRAWY

?

CHŁOPIEC

Dlaczego nic nie mówicie?

TRAWY

?

CHŁOPIEC

(pyta, melorecytując)

Dlaczego?

TRAWA I

(śpiewa) On śpiewa! Rozumiem go!

TRAWA II

(śpiewa) My nie umiemy mówić!

TRAWA III

(śpiewa) Tylko śpiewać… Śpiewaaaaać…

CHŁOPIEC

(śpiewa)

A ja umiem i mówić (śpiewa), i śpiewaaaaać!

TRAWY

(śpiewają) Bravo! Bravo! Bravissimooo! Bravissimooo! Bravissimooo!
Zostań tu z nami,
zostań tu z nami.

CHŁOPIEC

(śpiewa)

Nie mogę. Uwierzcie mi. Choć bardzo bym chciał, nie mogę.

TRAWY

(śpiewają) A dlaczego, dlaczego, dlaczegóż to?!

CHŁOPIEC

(śpiewa) A dlatego, dlatego, że nie!

TRAWY

(śpiewają) Ooooo!?

CHŁOPIEC

(śpiewa) A tak! I tak!

TRAWY

(śpiewają) Ooooo!?

CHŁOPIEC

(śpiewa) O to, to, to, właśnie to.

TRAWY

(śpiewają) Co?

CHŁOPIEC

(śpiewa) Zło!

TRAWY

(śpiewają) Zło?!

CHŁOPIEC

(śpiewa) Wyrządziłem komuś wielkie zło…

TRAWY

(śpiewają) Ty?!

CHŁOPIEC

(śpiewa) Tak. Ja. Właśnie ja. Wyrządziłem krzywdę i nie naprawiłem jej…

TRAWY

(śpiewają) Ty?!

CHŁOPIEC

(śpiewa) Tak. Ja. Właśnie ja.

TRAWY

(śpiewają) I co?

CHŁOPIEC

(śpiewa) I to jest zło.

TRAWY

(śpiewają) Ooooo!

CHŁOPIEC

(śpiewa) Nie zostanę tu z wami. Wybaczcie. Muszę winy odkupić. Muszę szczęście odnaleźć. Zobaczcie. Gdzieś daleko jest mama. Gdzieś daleko jest tata. Mamo, tato – kochani. Przebaczcie. Kiedy szczęście odnajdę, wrócę, wszystko naprawię. Nie płaczcie. A wy Trawy-pieśniarki, żegnajcie.

Chłopiec wsiada do łódki.

TRAWY

(śpiewają) Zostań tu z nami,
zostań tu z nami.

CHŁOPIEC

(śpiewa) Żegnajcie.

Śpiew ucicha. Chłopiec wiosłuje na pełnym morzu. Pogoda w jednej chwili załamuje się. Robi się ciemno. Zrywa się wiatr. Niebo przecinają błyskawice. Chłopiec wystraszony kładzie się na dno łódki. Łódź dryfuje i przybija do brzegu.

Wyspa Smokodinozaura

Na brzegu olbrzymia paszcza Smokodinozaura. Na górnej szczęce napis: RESTAURANT. W paszczy znajdują się dwa długie stoły ustawione wzdłuż zębisk-stołków. Górne zęby świecą jak lampiony. Chłopiec przygląda się osobliwej restauracji, po czym wchodzi do środka. Ostrożnie siada na narożnym zębie.

CHŁOPIEC

Czy jest tu ktoś?

ECHO

Est, est, oś…

CHŁOPIEC

Jestem głodny!

ECHO

Odny, odny, odny…

CHŁOPIEC

Jestem głooooodny!!!

RYK SMOKA

Jaaaaa teeeeeż!!!

Chłopiec zrywa się do ucieczki, ale szczęka Smokodinozaura opada. W oku pojawia się napis: ZAMKNIĘTE. Oko mruga i szczęka podnosi się. Chłopiec wystraszony drży przy stole.

CHŁOPIEC

Wcale nie jestem, nie jestem głodny!

RYK SMOKA

Jaaaaa teeeeeż!!!

Szczęka znowu opada i w oku pojawia się napis: OTWARTE. Oko powtórnie mruga i szczęka podnosi się.

Z gardzieli potwora wychodzi Dziewczynka ubrana w strój kelnerki.

CHŁOPIEC

Astro, to ty?

DZIEWCZYNKA

To ja, Harpi. To ja.

CHŁOPIEC

Skąd się tu wzięłaś?

DZIEWCZYNKA

A ty?

CHŁOPIEC

Z podróży.

DZIEWCZYNKA

Jak ty z podróży, to ja z gardła. A w ogóle, to nie powinnam się do ciebie odzywać.

CHŁOPIEC

Ja ci wszystko wyjaśnię.

DZIEWCZYNKA

Nic mi nie wyjaśnisz. To ja ci wyjaśnię. Siadaj! Zniszczyłeś… Słyszysz?

CHŁOPIEC

Słyszę.

DZIEWCZYNKA

No to słuchaj. Zniszczyłeś szczęśliwe sieci mojego ojca.

CHŁOPIEC

Ja je zszyję.

DZIEWCZYNKA

Tych sieci nie da się zszyć.

CHŁOPIEC

Jak to nie da się? Szydło, dratwa i po sprawie.

DZIEWCZYNKA

Nie!

CHŁOPIEC

No to odkupię.

DZIEWCZYNKA

Tych sieci nie da się odkupić!

CHŁOPIEC

Jak się ma pieniądze, to wszystko się da. Jeśli u nas nie będzie takich sieci, to sprowadzę z dalekich wysp…

DZIEWCZYNKA

Nie słuchasz mnie.

CHŁOPIEC

Nic się nie zmieniłaś. Jesteś przemądrzała i zarozumiała jak zawsze.

DZIEWCZYNKA

Nie słuchasz mnie. Powiedziałam, że zniszczyłeś szczęśliwe, czyli zaczarowane sieci, rozumiesz? Już nigdy nie będą łowiły tylu ryb! Wyrządziłeś krzywdę nie do naprawienia. Nie do zszycia. I nie do odkupienia. Dotarło, czy mam jeszcze powtórzyć sześćdziesiąt osiem razy?!

CHŁOPIEC

Ja nie chciałem…

DZIEWCZYNKA

Głupia wymówka. Najgłupsza z możliwych. Nie chciałem, ale chciałem.

CHŁOPIEC

Tak.

DZIEWCZYNKA

Co tak?

CHŁOPIEC

Nie chciałem, ale chciałem… Bo to wszystko przez twojego ojca i… przez ciebie. Bo mój tata tak się starał, a żyliśmy w takiej biedzie i tak się z nas naśmiewaliście. Codziennie. I żadnej pomocy. Żadnego wsparcia.

DZIEWCZYNKA

Chi, chi, chi, chi.

CHŁOPIEC

Wy całą waszą siłę czerpaliście z naszego niepowodzenia. (zaczyna naśladować Sąsiada) O, jak to miło było wyjść przed chatę, wypiąć brzuch, podrapać się po brodzie i pomyśleć: ja sobie w chacie solidnej, z drewna ciosanego, a ta lichota w szałasie; ja mam to i tamto, a oni nie mają; ja mogę tamto-owamto, a oni nie; ja, ja, ja…I ty byłaś taka sama…

DZIEWCZYNKA

(gwiżdże) Fiu, fiu, ale aria. Tak równo, po równo, nie?

CHŁOPIEC

?

DZIEWCZYNKA

Żeby tak każdy miał tyle samo, to samo, itepe?! (krzyczy) No itepe czy nie itepe?!

CHŁOPIEC

?

DZIEWCZYNKA

To trzeba było zrobić żagiel ze starego fartucha i popłynąć tam, gdzie jest po równo. Są takie raje na ziemi. Trzeba było popłynąć, a nie zazdrościć i narzekać.

CHŁOPIEC

Albo zaczarować sobie sieci.

DZIEWCZYNKA

Albo ryby, albo sieci. Nie może być inaczej.

CHŁOPIEC

Wesoło ci.

DZIEWCZYNKA

Takiego humoru nabywa się w trzecim pokoleniu. Widzisz, że jestem lepsza? Poddajesz się?

CHŁOPIEC

Tak. (po chwili) Powiedz, gonili mnie?

DZIEWCZYNKA

A coś myślał?! Cała osada. I już by cię dawno rekiny strawiły, gdyby…

CHŁOPIEC

… gdyby co?

DZIEWCZYNKA

Gdyby nie pewna piękna dziewczyna, która zmyliła pościg.

CHŁOPIEC

Ty?

DZIEWCZYNKA

A którą dziewczynę w osadzie można by jeszcze posądzić o piękność? (chichocze)

CHŁOPIEC

Zmyliłaś pościg, Astro?! (słychać podejrzany odgłos ze smoczej gardzieli)

DZIEWCZYNKA

Uciekaj, Harpi!

Dziewczynka wypycha Chłopca z paszczy-restauracji. W momencie, gdy Chłopiec znalazł się na zewnątrz, szczęka Smokodinozaura opada; z paszczy wydobywa się dym, z oczu błyskają salwy ognia, Smokodinozaur płonie. Chłopiec biegnie do łódki.

Butelki

Pełne morze. Chłopiec wiosłuje.

 

CHŁOPIEC

(do siebie) Tam coś płynie?

Kieruje łódkę w stronę unoszącej się na falach butelki. Wyciąga butelkę z wody.

CHŁOPIEC

Ooo…

Usiłuje wyjąć kartkę ze środka, ale nie udaje mu się, więc rozbija butelkę o burtę. Rozwija zwitek papieru i głośno czyta.

CHŁOPIEC

„Dro-dzy Mary-narze. Za-ginął dziesię-ciole-tni chłopiec, nasz kochany syn. Gdy-by kto-kol-wiek spotkał go…” (przestaje czytać) To przecież mama i tata. Szukają mnie. Nie martwcie się. Ja wrócę. Wrócę natychmiast, jak tylko znajdę szczęście.

Chłopiec składa kartkę i chowa ją do kieszeni. Wiosłuje dalej.

CHŁOPIEC

Tam jeszcze coś jest.

Kieruje łódkę w stronę drugiej butelki. Nie próbuje wyciągać kartki, tylko od razu, z wprawą rozbija butelkę o burtę. Czyta.

CHŁOPIEC

„Sza-nowni Poskro-miciele Morskich Otchłani. Mary-narze i Pira-ci. Poszu-kuję dziesię-ciole-tniego chło-pca, który zni-szczył moje sie-ci, u-kradł mi łódkę i uciekł na mo-rze. Dla tego, kto wska-że, gdzie ukrył się ten zło-czyńca, prze-widziałem bar-dzo wysoką nagro-dę. Pytaj-cie o Są-siada z Wy-spy Wscho-dzą-ce-go Słońca”.

Chłopiec targa kartkę na strzępy i wrzuca je do wody.

CHŁOPIEC

Na razie jestem bezpieczny.

Zaczyna wiosłować. W tym momencie wokół łódki pojawiają się butelki, jedna po drugiej, niczym kra. Łódź Chłopca płynie wśród butelek w kierunku wyspy.

 

Wyspa Fatamorgany

Chłopiec wyciąga łódź z wody. Na brzegu leżą dwa głazy, takie same jak na Wyspie Mówiących Kamieni.

CHŁOPIEC

(do siebie) Musiałem pobłądzić. Przecież już tu kiedyś byłem…

Odwraca się, by mocniej wyciągnąć łódkę, w tym momencie Kamienie znikają.

CHŁOPIEC

Co to?

Idzie ostrożnie w głąb wyspy. Przed oczami pojawia mu się szałas i chata.

CHŁOPIEC

To nasza Wyspa! Mamo! Tato!

Chłopiec biegnie. Krajobraz zmienia się w Wyspę Śpiewających Traw. Trzy Trawy wychodzą mu na spotkanie.

TRAWY

(śpiewają) Zostań tu z nami, trawami,
zostań tu z nami, kwiatami,
zostań tu z nami, siostrami,
zostań tu z nami,
zostań tu z nami.

Chłopiec zatrzymuje się. Przeciera oczy. Chwyta się za głowę; ukazuje mu się Wyspa Smokodinozaura. Z wnętrza paszczy-restauracji ruchem ręki przywołuje go Dziewczynka. Smokodinozaur błyska światłami i dymi. Chłopiec odwraca się i biegnie w kierunku łódki. Tutaj czekają na niego pływające blisko brzegu Rekiny. Pojawiają się Kapitan i Bosman.

KAPITAN

Ha! Do stu tysięcy patroszonych śledzi, jest! Mamy go, Bosmanie! A nie mówiłem, że znajdziemy łapserdaka?!

Kapitan wymachuje butelką, w której jest kartka z wiadomością.

KAPITAN

Ha! Nagroda jest moja! Masz go związać i płyniemy na Wyspę Wschodzącego Słońca. Natychmiast! Do stu tysięcy smacznych tuńczyków! Nagroda moja! Tobie postawię kufel rumu! A jak ci tym razem ucieknie, to… do stu tysięcy głodnych rekinów, nie chciałbym być w twojej skórze! Rozumiesz?!

Bosman bez słowa krępuje ręce Chłopca i lekko popycha go w stronę łódki.

BOSMAN

Nie bój się.

KAPITAN

(ironicznie) Zrób mu jeszcze cacy-cacy. Nie wiedziałem, że on tyle jest wart? Plan jest taki: najpierw nagroda, później zrabujemy, ile się da, i…

BOSMAN

To po co nagroda?! Przecież od razu możemy…

KAPITAN

Głupiś jak każdy bosman. Posłuchaj… Muszę dostać nagrodę. Jeszcze w życiu nie dostałem żadnej nagrody! Rozumiesz? Do stu tysięcy niesolonych głupków?! To za mnie wyznaczano nagrody. O, ich niedoczekanie! (wygrażarękami) Nie dostałem żadnej… (płacze) nagrody. Nigdy… Ani od mamusi, ani od cioci, (płacze jeszcze bardziej) ani od nikogo, (krzyczy) bo co ty myślisz, (zwraca się do Chłopca) że ja nie miałem mamusi albo cioci!? Że ja nie byłem tyci-tyci?! Rozkoszny bobasek-piracik… (szlocha wzruszony własnym żalem)

Kapitan wyciera głośno nos, wyjmuje woreczek z tabaką, zażywa szczyptę i kicha jak z „armaty”.

KAPITAN

Dosyć wzruszeń! Do stu tysięcy płaczliwych krasnali! Do wioseł! Kierunek: Wyspa Wschodzącego Słońca! Cel: wiadomy!

Łódź z Kapitanem, wiosłującym Bosmanem i Chłopcem odbija od brzegu. Kapitan wyławia butelkę.

KAPITAN

(nie czytając) To o mnie! W butelkach po rumie mnie poszukują! Niedoczekanie wasze! (wygraża pięściami w powietrze)Przydałaby się pełna. (pokazuje Bosmanowi butelkę) Wiosłuj, wiosłuj! (zaciera ręce) Ach, nagroda! Do stu tysięcy nagród! No, napiłbym się rumu! Przybij do tej wyspy. Tam się napijemy i popłyniemy dalej.

BOSMAN

A jak tam nikogo nie będzie?

KAPITAN

Spokojna czacha nad piszczelami. Ja tu dowodzę. Przybijaj!

Wyspa Pustelnika

Przybijają do brzegu. Kapitan pierwszy wyskakuje z łodzi.

KAPITAN

Byłeś tu kiedyś?

BOSMAN

Nie.

KAPITAN

To dziwne. Znam na tych morzach każdy litr wody, a na tej wyspie jeszcze nie byłem… (po chwili) Idziemy! Nawet najmniejszy krok zbliża nas do rumu! Pilnuj go! Związany?

BOSMAN

Związany.

KAPITAN

A nie mówiłem?! Co widzisz?

BOSMAN

Nic.

KAPITAN

Tam!

BOSMAN

Dym!

KAPITAN

(krzyczy) Dym! (spokojniej) Do stu tysięcy beczek niewypitego rumu! Idziemy!

Przedzierają się przez chaszcze.

KAPITAN

Ja go popilnuję, a ty toruj drogę. Od stu lat nikt tędy nie szedł.

Kapitan z Bosmanem zamieniają się miejscami. Bosman odpina od pasa wielki nóż i tnie nim chaszcze. Po chwili stają przed jaskinią brodatego, ubranego w siermiężny habit Pustelnika, który siedzi przy ogniu rozpalonym przed wejściem.

KAPITAN

A może by tak: dzień dobry?! Co?!

Pustelnik podnosi wzrok na przybyszów i patrzy na nich dłuższą chwilę.

PUSTELNIK

To przychodzący pozdrawia gospodarza i prosi o gościnę.

KAPITAN

Masz szczęście, starcze, że jestem w dobrym humorze, bobym powiesił cię za brodę, o tam, na tej gałęzi… Widzisz?

PUSTELNIK

Widzę, że więzisz tego chłopca. Rozwiąż go i usiądźcie przy ogniu.

Kapitan patrzy na Bosmana, na Chłopca, na Pustelnika i tak kręci głową, że aż traci równowagę.

KAPITAN

Twoja zuchwałość, starcze, powoduje, że tracę grunt pod nogami… Na morzu najwyższa fala nie zetnie mnie z nóg, a ty…

PUSTELNIK

Nie chwal się. Rozwiąż chłopca i usiądź.

KAPITAN

Za godzinę wypatroszę cię jak śledzia i rzucę rekinom na podwieczorek, (nagle zmienia ton) ale teraz zrobię, jak mówisz. Bosmanie, rozwiąż łapserdaka. I tak nie ma dokąd uciekać.

Bosman sprawnym ruchem przecina sznur na rękach Chłopca. Siadają przy ogniu. Chłopiec rozciera zmartwiałe ręce.

KAPITAN

Rumu! Słyszysz, stary?! Ru-mu! Może być beczka!

PUSTELNIK

Mogę ci dać wody ze źródła.

KAPITAN

Wo-dy? Jeśli jest ognista jak rum, (śmieje się) to niech będzie i woda…

Pustelnik nalewa wody z dzbana do dwóch kubków i podaje Kapitanowi i Bosmanowi. Obaj opróżniają kubki jednym haustem i… zastygają w bezruchu w pozycji siedzącej.

PUSTELNIK

Będziemy mogli porozmawiać…

Chłopiec patrzy zdumiony na Kapitana i Bosmana.

PUSTELNIK

Będą siedzieć tak długo, jak zechcę…

CHŁOPIEC

Jesteś cza-cza-rodziejem pa-panie?

PUSTELNIK

Skąd przybywasz?

CHŁOPIEC

Popełniłem wielkie prze-przestępstwo… A-a-le ja nie-nie chciałem…

PUSTELNIK

Przestępstwo, powiadasz? Nie bój się mnie.

CHŁOPIEC

Ta–tak. Chcia-a-łbym na-naprawić krzywdę. A-a-le wcześniej chcę zna-znaleźć… szczęście, bo bez szczęścia…,(przestaje się jąkać) bo to się stało przez brak szczęścia, bo gdyby mój tata miał szczęście, to inaczej byśmy żyli…, a my jesteśmy, to znaczy mój tata, moja mama, dobrymi ludźmi. I ja też byłem dobry, tylko że jak już nas bieda tak przydusiła, a nikt nie chciał nam pomóc, to… Bo ja jeszcze nie umiem łowić ryb i wszystko jest na głowie taty… No i ja wtedy… (zaczyna płakać)

PUSTELNIK

Twoja wina nie jest aż tak wielka, jak myślisz, a ponieważ chcesz naprawić krzywdę, więc jest jeszcze mniejsza…

CHŁOPIEC

?

PUSTELNIK

Tamten człowiek nie zasłużył na czarodziejskie sieci…

CHŁOPIEC

?

PUSTELNIK

Podobnie jak ten (pokazuje na Bosmana) nie powinien być kompanem tego rzezimieszka…

CHŁOPIEC

?

PUSTELNIK

Wszyscy coś otrzymują, kiedy przychodzą na ten świat. Jedni mniej, drudzy więcej… Jesteś jeszcze za mały i nie mogę powiedzieć ci o wszystkim, ale to los postanowił odebrać sieci twojemu sąsiadowi…

CHŁOPIEC

Jak to?

PUSTELNIK

Tak. Po to, byś ty nigdy nikomu niczego nie zabrał.

CHŁOPIEC

Nie rozumiem…

PUSTELNIK

Z każdym dniem będziesz rozumiał więcej. Kiedy będziesz tak stary jak ja, będziesz wiedział więcej niż ja. Takie jest prawo. Nie tylko tego świata.

CHŁOPIEC

Kim ty jesteś, panie?

PUSTELNIK

Tym, kim ty staniesz się kiedyś… Nie pytaj. Wróć z nimi (patrzy na Kapitana i Bosmana) na Wyspę Wschodzącego Słońca i oddaj…

CHŁOPIEC

Z nimi!?

PUSTELNIK

Oddaj łódź i napraw sieci. Wracaj i nie próbuj zmieniać wyroków losu.

CHŁOPIEC

Miałem znaleźć szczęście… Nie mogę wrócić bez szczęścia!

PUSTELNIK

Tego, co bliskie, lubimy szukać daleko.

Pustelnik zdejmuje pas, którym był przepasany, odczepia od niego małą blaszaną rybkę i daje ją Chłopcu.

PUSTELNIK

Przypnij ją do sieci twojego ojca.

CHŁOPIEC

?

PUSTELNIK

Nie pytaj. Wracaj.

 

Chłopiec najpierw długo przygląda się rybce, a później przypina ją do swojego paska. Z ogniska bucha słup ognia i dymu. Pustelnik znika. Kapitan i Bosman budzą się ze snu. Obaj są innymi ludźmi. Kapitan zrywa się krzepko i patrzy w morze.

KAPITAN

Ale pospaliśmy, Bosmanie.

BOSMAN

No… (ziewa)

KAPITAN

Wstawaj, piękny ranek. Chciałbym przed zachodem słońca oddać tego szkraba rodzicom.

Chłopiec przeciera oczy ze zdumienia i nadal lękliwie patrzy na Kapitana. Tymczasem Bosman wstaje leniwie i nabija fajkę tytoniem.

KAPITAN

Znasz drogę?

CHŁOPIEC

Nie.

Kapitan wyjmuje mapę. Studiuje ją wnikliwie, lecz bez rezultatu.

KAPITAN

Musimy wypłynąć na pełne morze. Nie ma tej wyspy. Nie wiem, gdzie jesteśmy. (po chwili) Siadaj z przodu, Bosmanie. Chciałem się trochę pogimnastykować.

Bosman uśmiecha się pod wąsem. Wsiadają do łodzi. Kapitan ujmuje wiosła. Łódź odbija od brzegu.

W stronę słońca

Pełne morze. Kapitan wiosłuje.

KAPITAN

(śpiewa)

Hej ha  wiosełkiem mocniej,
hej ha  gonimy słońce,
rum na nas czeka mocny
i dziewczyny w porcie.

BOSMAN

Kapitanie, tu są dzieci.

KAPITAN

No przecież nie śpiewam nic złego, ale jak chcesz…

BOSMAN

Chcę.

KAPITAN

(śpiewa)

Hej ha  dokoła morze,
hej ha  bałwany z czortem,
a na nas gdzieś czekają
z lodami i tortem.

KAPITAN

Teraz dobrze?

BOSMAN

Teraz tak.

KAPITAN i BOSMAN

Hej ha  faluje morze,

(śpiewają razem)

hej ha  krzyknęła mewa,
kurs trzymam doskonale,
nic więcej nie trzeba.

 

Hej ha  niestraszne sztormy,
hej ha  niegroźne ranty,
gdy ja na morskiej fali,
śpiewam sobie szanty.

 

Hej ha  horyzont w dali,
hej ha  latarnia mruga,
dziś skończy się szczęśliwie,
nasza podróż długa.

Chłopiec śmieje się i klaszcze.

BOSMAN

Trzymać kurs?

KAPITAN

Płyń pod słońce.

BOSMAN

Rozkaz, Kapitanie.

KAPITAN

Wiatr nam sprzyja. Zrobimy żagiel z koszuli.

Robią prowizoryczny maszt z wioseł i rozpinają na nim koszulę. Łódź płynie sama.

KAPITAN

Ucz się, mały, jak pomagać sobie w biedzie. (śmieje się)

Kapitan ponownie sprawdza kierunek wiatru.

CHŁOPIEC

(śpiewa)

Hej ha  podnieśmy żagiel,
hej ha  łódź fale pruje,
kto nie był z nami w rejsie,
no to niech żałuje.

Kapitan i Bosman rewanżują się oklaskami. 

KAPITAN

Zaśpiewajmy razem.

KAPITAN, BOSMAN

Hej ha  faluje morze,

CHŁOPIEC (śpiewają)

hej ha  krzyknęła mewa,
kurs trzymam doskonale,
nic więcej nie trzeba.

 

Hej ha  niestraszne sztormy,
hej ha  niegroźne ranty,
gdy ja na morskiej fali,
śpiewam sobie szanty.

Bosman wyciąga rękę w stronę brzegu, który pojawił się na horyzoncie.

BOSMAN

To chyba Wyspa Mówiących Kamieni?

Chłopiec wyraźnie poruszony wytęża wzrok, przysłaniając oczy ręką.

KAPITAN

Masz rację. To już gdzieś niedaleko. Poznajesz?

CHŁOPIEC

Tak, poznaję. Te Kamienie rzeczywiście mówią.

Kapitan z Bosmanem wybuchają śmiechem.

KAPITAN

Chyba ci się śniło?

CHŁOPIEC

Nie… Nie wiem… Może?

KAPITAN

Morze, nasze morze… (po chwili do Bosmana) Uważaj z lewej!

Obok łódki wynurza się Delfin.

CHŁOPIEC

Del! Del!

Delfin wyskakuje wysoko nad falę, a później płynie przy burcie.

CHŁOPIEC

Del, chcemy zdążyć przed zmrokiem. Pomóż nam.

Chłopiec zakłada Delfinowi pętlę na szyję. Delfin ciągnie łódkę. Kapitan z Bosmanem cmokają z uznaniem.

KAPITAN

Do stu tysięcy dziwów morskich, czegoś takiego nie widziałem!

CHŁOPIEC

Trzeba sobie radzić w biedzie! (krzyczy) Do mamy! Do taty! Na Wyspę Wschodzącego Słońca!

Powrót

Wnętrze szałasu. Noc. Matka pochyla się nad legowiskiem Chłopca. Zmienia mu kompres na czole. Widać, że jest zmartwiona. Chłopiec przy zmianie kompresu zrywa się z krzykiem.

CHŁOPIEC

Mamo, sieci!

Zanim Matka zdąży zareagować, Chłopiec wybiega z szałasu. Po chwili wraca, zataczając się z wyczerpania.

CHŁOPIEC

Mamo, sieci są… całe!

MATKA

Połóż się, synku, jesteś bardzo chory. Połóż się.

Chłopiec siada na brzegu legowiska. Drży.

CHŁOPIEC

Mamo, sieci są całe! Słyszysz?!

MATKA

Tak, schną.

CHŁOPIEC

Ale tamte… (pokazuje ręką) zaczarowane sieci…

MATKA

Tak, tak. Połóż się, zmienię ci okład. Porozmawiamy, jak będziesz zdrowszy.

Matka zanurza ręcznik w misce z ziołami, wykręca go i znowu przykłada na czoło Chłopca.

CHŁOPIEC

Mamo…

MATKA

Co, synku?…

CHŁOPIEC

Jestem już duży…

MATKA

Rośniesz…

CHŁOPIEC

Chciałbym wypłynąć dzisiaj z tatą na połów!

MATKA

To jeszcze niemożliwe…

CHŁOPIEC

Mamo, poproś tatę. Dzisiaj. Muszę!

MATKA

Nie, synku. Jesteś chory. I jesteś jeszcze za mały, żeby wypływać na pełne morze.

CHŁOPIEC

Mamo, ale ja byłem już na Wyspie Pustelnika! Czy wiesz, jak to daleko?! To jeszcze hen, hen za Wyspą Śpiewających Traw!

Matka znowu zmienia kompres i budzi Rybaka.

MATKA

Musisz pójść po Zielarkę.

Rybak zaspany podnosi się z łoża.

RYBAK

Co, co?

MATKA

Ma gorączkę. Majaczy.

CHŁOPIEC

Nie majaczę, mamo.

RYBAK

To co?

CHŁOPIEC

Gdzie mój pas?

Chłopiec zrywa się z legowiska.

MATKA

Leż, leż. Zaraz znajdę. O, tu jest.

Podaje Chłopcu pas.

CHŁOPIEC

Jest! Jest! No widzisz?!

Pokazuje Matce rybkę przypiętą do paska.

RYBAK

Iść?

CHŁOPIEC

Tato, zabierz mnie dzisiaj ze sobą! Pustelnik powiedział, że odwróci się nasz los!

Rybak patrzy zdezorientowany na Matkę.

RYBAK

Chyba pójdę…

CHŁOPIEC

Tato, nie jestem chory!

MATKA

Zaczekaj.

Matka gestem powstrzymuje Rybaka.

MATKA

Jaki pustelnik?

CHŁOPIEC

O, mamo, niedługo wzejdzie słońce. Musimy płynąć na połów! Później wszystko ci opowiem…

Chłopiec odpina rybkę i trzyma ją na dłoni.

CHŁOPIEC

Tę rybkę trzeba przypiąć do sieci!

Rybak i Matka uśmiechają się nieznacznie i patrzą na siebie niezdecydowani.

RYBAK

No dobrze. Popłyniemy.

Chłopiec rzuca się ojcu na szyję.

CHŁOPIEC

Dziękuję, tato.

MATKA

Uważaj na niego. Jest jeszcze taki mały…

CHŁOPIEC

To będzie wspaniały połów, mamo.

MATKA

Dzień się chwali po zachodzie słońca…

CHŁOPIEC

Wiem, ale muszę wierzyć w siebie. Muszę. Wtedy zacznie się spełniać wszystko, czego zapragnę.

Rybak i Matka patrzą na siebie znacząco ponad głową Chłopca. Wszyscy troje wychodzą przed szałas. Chłopiec przypina rybkę do sieci, po czym razem z Rybakiem zdejmują sieci z palików, wkładają je do łódki i wypływają w morze.

MATKA

Wracajcie szczęśliwie!

Tymczasem Sąsiad również zwija swoje sieci.

MATKA         

Dobrego dnia, panie Sąsiedzie.

Sąsiad nie odpowiada, udając zaaferowanie przy łódce. Wskakuje do niej i goni łódź Rybaka.

SĄSIAD

Bierzesz go na przynętę?! Ha, ha, ha, ha! Dobry kąsek dla rekina!

RYBAK

Pora uczyć syna połowu.

SĄSIAD

Uczyć?!A czegóż nauczyć może ten, który sam mało umie?! Ha, ha, ha, ha! 

RYBAK

Może masz rację. Może to ja się czegoś od niego nauczę?

SĄSIAD

Baju, baju. Do mnie go oddaj na naukę. A zresztą, nie chcę! Łówcie sobie, nie moje zmartwienie.

 

Połów

Pełne morze. Łódki Sąsiada i Rybaka w pewnej odległości od siebie.

CHŁOPIEC

Tato, tu zarzucimy.

SĄSIAD

(z oddali) No, tam to na pewno dużo nałapiesz, ha, ha.

Rybak z Chłopcem zarzucają sieci. Wpatrują się w morze.

RYBAK

Uważaj na linę.

Po chwili lina zaczyna się naprężać.

CHŁOPIEC

Tato!

RYBAK

Ostrożnie, synu. Uważaj, żebyś nie wpadł.

Rybak mocuje się z liną.

RYBAK

Chyba o coś zahaczyliśmy. Ciężko idzie.

CHŁOPIEC

To ryby, tato. Ryby! (krzyczy radośnie) Ry-byyyyy!!!

SĄSIAD

(z oddali) Dzisiaj nie biorą! Ciebie się zlękły!

CHŁOPIEC

(krzyczy) Ry-byyyyy!!!

SĄSIAD

(odkrzykuje) Chyba na ni-byyyyy!!!

RYBAK

Siadaj do wioseł. Ja będę ciągnął. Powoli…

Chłopiec zajmuje miejsce przy wiosłach. Rybak szczypie się w rękę, którą trzyma linę.

RYBAK

Nie śnię!

CHŁOPIEC

Tato, ale połów!

RYBAK

Równo, równo. Lepiej wolniej płynąć, niż zerwać.

CHŁOPIEC

Nie daję rady!

RYBAK

Zmieniłbym cię, ale nie utrzymasz!

Rybak zaczyna machać rękami w kierunku łódki Sąsiada.

RYBAK

(krzyczy) Sąsiedzie! Pomocy!

SĄSIAD

(odkrzykuje) Nie ma mnie w łodzi! Jutro wracam!

RYBAK

Mogłem się spodziewać. (po chwili) Powoli, powoli… puszcza. Damy sobie radę. Trzymaj…

Rybak z Chłopcem zamieniają się miejscami. Rybak wiosłuje. Łódź płynie szybciej i równiej.

RYBAK

Jakby szarpało, powiedz…

CHŁOPIEC

Dobrze…

RYBAK

Jeszcze trochę… (sapie z wysiłku) ale matka się zdziwi…

CHŁOPIEC

A jak się ucieszy!

Gniew Sąsiada

Ranek. Osada rybacka, jak na początku, ale tam, gdzie był szałas, stoi dom ze świeżego jasnego drewna. Rybak z Chłopcem wyciągają łódkę na brzeg. Wyjmują z niej sieć pełną ryb. Matka przychodzi im pomóc.

Obok swojej chaty pojawia się Sąsiad. Pierwszy zauważa go Rybak.

RYBAK

A czemuż to Sąsiad dzisiaj nie łowił?

Sąsiad nic nie odpowiada, bierze siekierę i zaczyna rąbać drewno.

RYBAK

Można by tak me albo be… Dzieci słuchają i uczą się…

SĄSIAD

Nakarm rekiny manierami… Odkąd wziąłeś chłopaka do łodzi, odeszło ode mnie szczęście. Baba wzięła małą i uciekła, gdzie pieprz rośnie. Ani widu, ani słychu. I na co mi to teraz? (pokazuje chatę) Zawziąłeś się, żeby mnie zniszczyć! (krzyczy) Taki jesteś chciwy! Wszyscy jesteście chciwi!

RYBAK

Nie jestem chciwy. Po prostu – łowię ryby. Żyję.

SĄSIAD

Tak?! To zamień się ze mną sieciami! No?!

Chłopiec zbliża się do sieci i dyskretnie odpina blaszaną rybkę.

RYBAK

?

SĄSIAD

A widzisz?! Widzisz, jaki jesteś?! No dobrze, jak nie chcesz się zamienić, to sprzedaj mi swoje sieci! No?!

RYBAK

Nie sprzedam.

SĄSIAD

Najchętniej ogniem wypaliłbym ci twą chciwość. Ogniem… do szarego popiołu!

Sąsiad macha ręką, spluwa w kierunku Rybaka i z wściekłością rąbie drewno. 

Pożar

Ta sama osada rybacka. Noc. Zgarbiona postać mężczyzny skrada się w kierunku domu Rybaka. Mężczyzna krzesze ogień i podkłada pod dom, po czym chowa się w domu Sąsiada.

MATKA

(krzyczy) Dom się pali! Pali się!!!

Rybak, Matka i Chłopiec niekompletnie ubrani stają przed domem. Z chaty Sąsiada również zaczynają wydobywać się smugi dymu.

CHŁOPIEC

Pożar!

RYBAK

Sieci!

CHŁOPIEC

Musimy uciekać!

Sąsiad wybiega z płonącego domu, wskakuje do łódki i zaczyna mocno wiosłować.

SĄSIAD

(krzyczy) Nigdzie nie uciekniecie! Wszystko spłonie! Wszyyystkooo! Nawet ziemia i piasek! Ha, ha, ha, ha! (śmieje się jak człowiek, który postradał zmysły) Ha, ha, ha, ha!

CHŁOPIEC

Tato, nie ma naszej łódki!

RYBAK

Sieci!

MATKA

Brzegiem! Póki nie jest za późno! Las się pali!

RYBAK

Sieci!

MATKA

Życie ci niemiłe?! Musimy uciekać brzegiem! 

Z popiołów

Pogorzelisko osady. Matka, Rybak i Chłopiec wracają pieszo brzegiem morza. Zgnębieni obchodzą teren.

RYBAK

Tu były sieci…

MATKA

A tu były domy i las… (po chwili) Doszczętnie. Tak, jak mówił…

Matka siada na ziemi i przesypuje popiół w dłoniach jak piasek.

RYBAK

Moje sieci…

CHŁOPIEC

Tato, sieci zrobimy…

RYBAK

Już nie będą takie szczęśliwe…

Chłopiec sięga ręką do kieszeni i wyjmuje z niej blaszaną rybkę.

CHŁOPIEC

A to?

Rybak pada na kolana.

RYBAK

Synu…

Rybak płacze ze szczęścia. Matka też wyciera łzy rękawem koszuli. Wszyscy troje patrzą na rybkę jak na największy skarb.

Rybak i Chłopiec odwróceni są tyłem do morza, Matka przodem.

RYBAK

Ocalała nasza żywicielka! Jesteśmy uratowani. Trzeba sprawić łódkę, później dom…

MATKA

Łódki nie trzeba. Patrzcie… (pokazuje ręką na brzeg)

Na brzegu leżą dwie, wyrzucone przez morze łódki. Łódka Sąsiada odwrócona jest do góry dnem.

MATKA

Morze zwróciło.

RYBAK

I ukarało.

Rybak podchodzi do łódki Sąsiada i poklepuje ją ręką.

RYBAK

Oj, cóż powiedzieć…

Zza chmur wychodzi słońce. Chłopiec unosi wysoko swoją rybkę i pokazuje ją słońcu. Rodzice przyglądają się temu spontanicznemu misterium z dumą i spokojem na twarzach. Chłopiec uśmiecha się do nich i zaczyna śpiewać.

CHŁOPIEC

(śpiewa) Hej ha  podnieśmy żagiel,
hej ha  łódź fale pruje,
kto nie był z nami w rejsie,
no to niech żałuje.

CHŁOPIEC, MATKA 

Hej ha  faluje morze,

i RYBAK

hej ha  krzyknęła mewa,

(śpiewają razem)

kurs trzymam doskonale,
nic więcej nie trzeba.

Śpiewając trzecią zwrotkę, tańczą wokół łódki jak małe dzieci.

 

Hej ha – niestraszne sztormy,
hej ha  niegroźne ranty,
gdy ja na morskiej fali,
śpiewam sobie szanty.

 

– koniec –

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Włodzimierz Dulemba, Blaszana rybka, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 107

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...