01.07.2021

Nowy Napis Co Tydzień #107 / Ostatni sekret

Niech będzie mi wolno zacząć od wyznania: po Przemilczanych każda książka Joanny Ostrowskiej jest dla mnie wydarzeniem. Gdy tylko widzę zapowiedź, już zaczynam niecierpliwe oczekiwanie. Joanna Ostrowska pisze o przemocy seksualnej w czasie drugiej wojny światowej, ale pisze w taki sposób, w jaki nikt wcześniej tego nie robił na naszym polskim podwórku. Nie inaczej jest w przypadku jej najnowszej książki Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej.

Na froncie płci

Nazistowskie Niemcy traktowały osoby homoseksualne jako wrogów ludu. Nieheteronormatywni nie uczestniczyli w zbiorowym wysiłku płodzenia potomstwa – nie mogli tego uczynić lub odmawiali. Brak aktywnego udziału w pomnażaniu wspólnoty traktowany był jako czyn wymierzony przeciwko niej. Homoseksualiści byli zatem postrzegani jako osoby żyjące niezgodnie z naturą oraz wrogie państwu. Stanowili dodatkowe niebezpieczeństwo jako „uwodziciele” swojej płci – mogli przyczyniać się do tego, że inne osoby pójdą w ich ślady. Jeśli pamiętać będziemy o kontekście historycznym – wciąż żywym po pierwszej wojnie światowej przekonaniu, że Niemcy przegrały z powodu „ciosu w plecy” oraz ukrytych pomiędzy porządnymi obywatelami Żydów i komunistów – otrzymamy psychozę strachu i wstrętu, jakie III Rzesza starała się wykształcić. Oskarżenie kogoś – choćby w formie niezdementowanej plotki – o homoseksualizm kończyło się ostracyzmem społecznym. Spodziewać się należało utraty pracy, wymówienia mieszkania, braku możliwości kontynuowania życia towarzyskiego. Zdecydowana większość homoseksualistów decydowała się na prowadzenie podwójnego życia narażając się jednocześnie na stan permanentnego zagrożenia wobec ujawnienia sekretu. Szantażyści tylko na to czekali. Jedynym wyjściem – honorowym i uwalniającym od żerujących szantażystów – było samobójstwo. III Rzesza wpisała w rozumienie homoseksualizmu prześladowanie i śmierć. Noc długich noży z 29/30 czerwca 1934 roku była wymierzona nie tylko przeciwko SA. Przywódca Sturmabteilung, Ernst Röhm, otwarcie przyznawał się do swojej orientacji homoseksualnej. Zabicie przywódców SA, w tym samego Röhma, było aż nadto czytelnym sygnałem wysłanym społeczeństwu. Gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, to wydarzenia kolejnego roku powinny je rozwiać – do końca 1935 zniszczono lub zamknięto wszystkie kluby i ośrodki wspierające osoby homoseksualne.

Płeć, życie rodzinne i seksualne w państwie totalitarnym nie należą do obywatela, ale do państwa. III Rzesza nawet z kobiecych macic uczyniła broń. 16 grudnia 1938 roku ustanowiono odznaczenie dla kobiet za ich „walkę na froncie domowym” – rodzicielstwie. Mutterkreuz, czyli Krzyż Matki zależny był od ilości urodzonych dzieci. Matce czworga przysługiwał krzyż brązowy, tej, która miała ich sześcioro – srebrny. Najwyższym odznaczeniem był krzyż złoty dla matki ósemki dzieci. Złośliwi nazywali Krzyż Matki – Orderem Królika. Przyznano go po raz pierwszy 21 maja 1939 roku.

Miłość i seks za drutami

Życie miłosne więźniów obozów koncentracyjnych od zawsze wzbudzało żywe zainteresowanie. Zainteresowanie dość jednostronne, przyznajmy od razu. W powszechnej świadomości przeważa obraz na wzór Romea i Julii: zakochani są w stanie przetrwać wszystko – kradzione są racje żywnościowe dla ukochanej i pocałunki pod groźnym okiem SS-mana. Taki obraz podtrzymuje trwający od kilku lat boom na literaturę, którą złośliwie można by nazwać „love story from Auschwitz”. Przykładem może tu być Tatuażysta z Auschwitz Heather Morris, który zapoczątkował istny wysyp podobnych historii i kolejnych ich części. Nie negując tych historii samych w sobie (to już zadanie dla historyka), trzeba powiedzieć, iż utrwalają one wybrany obraz życia miłosnego i seksualnego więźniów obozów koncentracyjnych. Jest to jednak obraz niezbyt skomplikowany. Zoë Waxman w niedawno wydanej u nas książce Kobiety Holokaustu udowadnia, że płeć w obliczu nazistowskiego ludobójstwa miała wymierne znaczenie. Kobieta mogła być ofiarą seksualną zarówno nazisty, jak również jednego ze „swoich”. Jakikolwiek protest wobec jednego i drugiego sprawcy był w zasadzie niemożliwy lub kończył się śmiercią. W przypadku wykorzystania seksualnego jednego ze „swoich” dochodzi cała gama powiązań wstydu: jak oskarżyć, a więc zrównać z okupantem, partyzanta, bojownika getta, powstańca? Pomiędzy tymi dwoma pospiesznie tu nakreślonymi postawami – od romantycznej miłości do przemocy seksualnej – istnieje jeszcze szereg innych. Seks i płeć to jeszcze jedna z wielu strategii przeżycia w obozie koncentracyjnym. Joanna Ostrowska nazywa je umownie „barterem seksualnym” i zapewne sama zdaje sobie sprawę, że jest to dość duży zakres znaczeniowy. Zasadniczym rdzeniem wymiany lub umowy seksualnej jest jednak element wyboru. Zgoda na relacje homoseksualne w wielu przypadkach były podejmowane w pragmatycznych celach – zdobycia racji żywnościowej, ubioru, ochrony. Seks można było zatem uprawiać jednorazowo, bez zobowiązań partnerskich i towarzyszących im emocji. Wszyscy na nim przyłapani traktowani byli jako homoseksualiści – bez wnikania w motywy i okoliczności. Po wojnie, gdy czyta się dokumentację obozową, nie sposób już zweryfikować, czy przyznanie się do „winy” lub stygmatyzująca etykieta (w tym przypadku naszyty różowym trójkąt) powstała w wyniku zagrożenia życia, dobrowolnej i obopólnej zgody, czy może jest potwierdzeniem roli ofiary.

Czy tylko mężczyźni z różowym trójkątem?

Joanna Ostrowska opisuje losy mężczyzn oskarżonych o homoseksualizm w III Rzeszy. Dociekliwy czytelnik może zapytać, dlaczego z tej opowieści zostały usunięte kobiety? Autorka zaznacza, że opisuje jedynie to, co udało się jej znaleźć w archiwach, wspomnieniach lub złożonych relacjach przeżywców.

W trakcie badań nie udało mi się odnaleźć żadnej sprawy karnej przeciwko kobiecie oskarżonej o relacje seksualne z inną kobietą. Nie znaczy to oczywiście, że nieheteronormatywne kobiety nie były prześladowane i że takich spraw nie ma.

I choć Oni poświęceni są mężczyznom, to Ostrowska na ostatnich stronach książki próbuje wyjść poza milczenie dotyczące kobiet i naświetlić kilka przypadków wraz z próbą wyjaśnienia przyczyn otaczającego je milczenia. Autorka zdecydowała się na pisanie o swoich bohaterach pod ich prawdziwymi imionami i nazwiskami – rzecz nie całkiem oczywista, jeśli przypomnimy sobie inną strategię obraną w jej poprzedniej książce Przemilczane. Seksualna praca przymusowa w czasie II wojny światowej. W tym przypadku postąpiła tak, ponieważ Archiwum Arolsen udostępniło w 2019 roku w przestrzeni internetowej swoje zbiory wraz z pełnymi danymi prześladowanych. Dalsze ukrywanie ich tożsamości byłoby wtórnym kryminalizowaniem. Pisanie o swoich bohaterach pod prawdziwymi imionami i nazwiskami jest zatem przywróceniem tożsamości i godności osobom prześladowanym. Ta decyzja wpisuje się też w myśl towarzyszącą powstaniu książki o „nich”. Przez lata dominował pogląd, że mężczyzn z różowym trójkątem było w obozach koncentracyjnych niewielu, zatem grupie tak marginalnej szkoda było poświęcać więcej czasu. Kolejnym utartym przekonaniem – podawanym z mocą dogmatu – było to, że wśród nich nie było Polaków. „Oni” zawsze mieli być „obcymi”. Większość z nich miała być Niemcami i jednocześnie drapieżcami seksualnymi. Jako takim nie przysługiwało im miano ofiary systemu totalitarnego. Jeśli wczytamy się dokładnie w te trzy powody przemilczenia w Polsce sytuacji osób nieheteronormatywnych w obozach koncentracyjnych – niewielka liczba, domniemana narodowość, zakładana przemoc – to otrzymujemy zatrważający wniosek o jeszcze jednej stygmatyzującej narracji. Autorka podąża śladami mężczyzn skazanych na mocy paragrafu 175, który penalizował osoby nieheteronormatywne. Ostrowska przedstawia kolejne modyfikacje tego zapisu oraz jego niuanse. Stwierdza wprost: nic z utrzymujących się założeń głoszonych od lat nie ma uzasadnienia w rzeczywistości. Wśród „różowych trójkątów” byli również Polacy, nie była to wcale nieliczna grupa, a życie seksualne w obozie koncentracyjnym realizowało wszelkie możliwe scenariusze właściwe dla tego miejsca – od przemocy i bycia ofiarą po różnorodne strategie przetrwania, gdzie płeć i seks odgrywają taką samą rolę jak gryps, przemycone lekarstwa czy broń. Zdarzały się także, o czym przekonuje Ostrowska, trwałe związki oparte na dobrowolności. Duże wrażenie wywierają na czytelniku próby dalszego, poobozowego życia mężczyzn nieheteronormatywnych: przesyłane kartki pocztowe, ukryte między wierszami przesłania, poszukiwania siebie… Skąd zatem to milczenie, które samo w sobie pozostaje stygmatyzujące?

Zaraza i kwarantanna

W oparciu o biografie kilkunastu bohaterów „onych” (a w zasadzie kilkudziesięciu, gdyż każdy z nich wskazuje na kolejne osoby) Ostrowska udowadnia, jak szeroko interpretowany był paragraf 175. W istocie do postawienia w stan oskarżenia wystarczyło pomówienie, mętne aluzje lub strzępki informacji wydobyte w trakcie przesłuchania. Mężczyźni podejrzani o wzajemne relacje seksualne traktowani byli jak choroba zakaźna. Cytowane fragmenty protokołów przesłuchań nie pozostawiają co do tego żadnych złudzeń. Padają pytania iście „inkwizytorskie”: kiedy, ile, jak, gdzie, kto, od jak dawna? Odmieniane przez osoby, przypadki, miejsca. Czytając zmieniające się, jakby doprecyzowane z przesłuchania na przesłuchanie zeznania, naprawdę trudno pozbyć się wrażenia, aby nie zostały one wymuszone przemocą. Przesłuchujący funkcjonariusz policji lub gestapo jest w swej dociekliwości bezlitosny – podane muszą być najintymniejsze szczegóły. Oskarżony traktowany był jak zarażony zakaźną chorobą: należało ustalić, w jaki sposób został „zainfekowany” oraz czy „zaraził” inne osoby. Osobnym pytaniem pozostaje, czy „zarażony” rokuje „wyzdrowienie”. Środkami „leczniczymi” były więzienie, reedukacja w obozie koncentracyjnym, kastracja lub po prostu śmierć. Skazany to zawsze „kreatura”, „coś wobec czego nie ma okoliczności łagodzących” (z uzasadnienia wyroku wobec Antona Berschika). Joanna Ostrowska na kartach książki pokazuje, jak mit „homoseksualnej zarazy” przetrwał (używając terminologii zarazy – zmutował?) w powojennych czasach PRL.

Już w pierwszych powojennych latach, niejako dla przestrogi, podtrzymywano hołubiony przez nazistów mit o niebezpiecznej homoseksualnej zarazie. W opowieściach Polaków dominował kontekst etniczny. Plaga homoseksualizmu wciąż miała być czysto niemiecką przypadłością

 – pisze autorka. Przytacza szereg wspomnień przeżywców, które są pisane jakby pod dyktando, wedle jednego modelu: jeśli był homoseksualizm w zadrutowanym piekle na ziemi, to zawsze w wydaniu niemieckim. Polacy „takich rzeczy” nie znali. Jeśli Polacy znajdowali się w obozach koncentracyjnych, to zawsze za bycie Polakiem, za walkę z najeźdźcą. Zawsze z trójkątem czerwonym (więźniów politycznych), ale nigdy różowym. Ciekawie brzmi w tym kontekście fragment wspomnień Mariana Pankowskiego, który chyba przeczytaliśmy nazbyt pospiesznie:

Śpiewałem tę piosenkę [obozową – J.O.] razem z kryminalistami z Dortmundu i Śląska, z zielonymi i czarnymi winklami na piersi; śpiewałem ją z Austriakami i Polakami, których czerwony winkiel zbladł, poróżowiał czy nawet sczerniał, kiedy wracaliśmy do lagru, z trupami na tragach… […] Przecież z tą pieśnią spod czarnej flagi nie mogłem stanąć sam naprzeciwko warszawskich chłopaków, co gołymi rękami niemieckie czołgi jak żółwie odwracali, i hej-rób! do Wisły wrzucali […]

Ostatni sekret

„Oni” milczeli po drugiej wojnie światowej, przetrwali w homofobicznych czasach. Nieśli w sobie doświadczenie, o które nikt nie pytał. Jak zestawić ze sobą „bohaterski” czerwony trójkąt z „hańbiącym” różowym, gdy obozowy pasiak w powszechnej pamięci dobrze leży tylko z jednym z nich? Ocenzurowaliśmy (amputowaliśmy?) własną historię, w której narodowość więźniów stała się od razu wyznacznikiem orientacji seksualnej, kryminalnego życiorysu i bohaterskiego zaangażowania w walkę z okupantem. Olbrzymie wrażenie na czytelniku wywiera rozdział poświęcony obozowym piplom. Ich doświadczenie zostało całkowicie usunięte z powojennego dyskursu. Ostrowska odkrywa przed czytelnikiem wszelkie odcienie bycia piplem  – ich liczebność oraz traumę, której nikt nie chciał wysłuchać. „Oni” zostali zamknięci przez lata (jakby skazani po raz drugi) w więzieniu wstydu, poczucia winy, bezradności wobec ciężaru własnej historii i nieakceptującego społeczeństwa. Zachowane świadectwa są nieliczne – to prawda – ale są. Należy je wreszcie dostrzec, wsłuchać się w nie i przyjąć. W innym przypadku nie pozwalamy oderwać różowych trójkątów z przeżywców wiele lat po wyjściu z obozów koncentracyjnych. O tym, z jakim ciężarem doświadczenia muszą zmagać się przeżywcy, mówi wspomnienie Nate’a Leipcigera:

Wykorzystanie seksualne było czymś, co dręczyło mnie przez całe życie. Przede wszystkim wstydziłem się powiedzieć o tym komukolwiek […] i myślałem, że to moja wina. […] Wątek wykorzystania seksualnego był najtrudniejszy do opowiedzenia i lata zajęło mi, żebym odważył się o tym mówić. Czym innym jest rozmowa z obcymi, a czym innym opowieść przy członkach rodziny. Bałem się, że może wywołać to we mnie wstyd. Nie wiedziałem, jak to wpłynie na nich. Jak dokładny powinienem być albo czy to ważne, jak i kiedy to się stało? To był ostatni sekret.

Oni to kolejna po Przemilczanych książka Ostrowskiej, która opowiada jeszcze jeden „ostatni sekret” naszej historii. Książka napisana w sposób znacznie przystępniejszy niż poprzednia, ale niezmiennie bazująca na źródłach historycznych. Wielką umiejętnością Joanny Ostrowskiej jest to, że za stosem kwestionariuszy, całej tej urzędniczej biurokracji wydobytej z archiwów, jest w stanie dostrzec dramat człowieka i wieloaspektowość problemu. Wstrząsająca, jakże potrzeba książka.

Joanna Ostrowska, Oni. Homoseksualiści w czasie II wojny światowej, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2021.

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Cielecki, Ostatni sekret, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 107

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...