poetą nie można być
ani nawet bywać
bo poezja jak strumień rwący
po oberwaniu chmury
porywa i pogrywa sobie
ze swoimi ofiarami
a muzom czarującym umysł
eteryczne włosy rozpuszcza
i całuje boginie owe
nie w malinowe usta
lecz w marmurowe
czoło żeby im nie było
za wesoło
i stoi i leci kędy chce
to tu to tam śmiga
jak niebieski ptak
czasem tylko zatrzyma się
na chwilę przystanie
aby nabrać świeżego tchu
i zaraz znowu tchnie
nad wodami na wodzie
promiennie krystalicznym
palcem wskazującym pisze
i zaraz w głąb nurkuje –o wodo wodo
nasza największa
kosmiczna przygodo
ostojo i ucieczko
strugo strumyku rzeczko
zmiłuj się nad nami –a więc ta tak zwana poezja
owa słynna niepospolita
natchniona rzecz wyobraźni
spleciona z ironii losu
i tajemnic fatum
echowa gra półsłówek
na zapleczu krwawej łaźni
tchnie nurkuje wiruje i lata
na końcu świata milczeniem bryluje
i za horyzontem marzeń świeci
i z powrotem –
po drodze z drzemki budząc
swoje przeklęte dzieci –
swoimi podniebnymi trasami szusuje
w ciemności międzyludzko międzygwiezdnej
i siarczystymi swoimi ślepiami
jak dziki kot błyska niedaleko
kropla krwi spada jej z pyska
na dekolt
ach ta tak zwana poezja
śmiechu jest warta i grzechu
pięknotyła i niedosiężna
milcząca i widmowa
odaliska