Nowy Napis Co Tydzień #112 / Choroby
Z cyklu: Historie…
Na początku była mama,
która wynosiła mnie na rękach
i tym samym przegoniła sepsę.
Szpital stał się modelem świata.
Jedni chorują na Polskę, inni
na demokrację, ale zawsze
chodzi im o coś, niekoniecznie
o pieniądze. Pozostałem na uboczu.
Nie chciałem ciągle uciekać
w dziecięcą chorobę nienawiści.
Nie chciałem bać się lęku. Byłby to
urojony bieg na orientację.
Gdy naprawdę zachorowałem,
było mi już wszystko jedno.
Dzięki temu przeszedłem przez
Morze Czerwone suchą stopą.
I nadeszła znikąd dżuma w wersji light,
czyli wirus w maseczce jako symbol
kryzysu twórczego antropologów.
Takie praktyczne osiem i pół.
Życie zaczyna się po czterdziesiątce,
to nie służba wojskowa ani żaden
psi obowiązek, tylko wszystko na pe
oraz od alfy do omegi. Czyli plan B.
Muszę już wracać, bo kończy mi się
bateria, poszerza strefa progresji,
bo ciągle ktoś mówi coś, a ja cholernie
nie lubię całego tego zgiełku.