Nowy Napis Co Tydzień #112 / Filmy
Z cyklu: Historie…
Na początku była mama,
która zawsze śpiewała mi
przed zaśnięciem jako szamanka
kultu „Poczytaj mi mamo”.
Pierwszy film okazał się niemy,
umiałem się jedynie wydzierać
jak Jerzy Stuhr w sandałkach,
bo bynajmniej nie każdy może.
U Mélièsa pojawiła się goła pupa.
Dojrzewaliśmy stanowczo
za szybko i przyswajaliśmy
zbyt wiele dwuznacznych pozycji.
Generalnie była kupa śmiechu,
ktoś wymyślił brunetkę burleskę,
ktoś inny hardkorowe odjazdy
na skórce z rozebranego banana.
A potem skórka okazywała się
prezerwatywą, a demiurgowie
zwykłymi rasistami i komunistami
(ale byli wielcy i nadwrażliwi).
Nikt tak nie potrafił kręcić,
jak Humphrey Bogart i Belmondo.
U nas też było na ostro, z nożem
w wodzie i dybukiem w Kazimierzu.
Ktoś powie: życie to film,
który nam się przyśnił,
paranormalne zjawisko ekranowe,
mimochodem rzucony bluzg.