05.08.2021

Nowy Napis Co Tydzień #112 / Nazywasz się niebo

Raj – o paradoksie – nie zna szczęścia. Umiejscawiany jest gdzieś daleko, w życiu po życiu, traktowany jak nieproszony gość. Jest tak odległy, że przestał nęcić i wabić, a zaczął nudzić. Zamiast niego tworzymy własne raje, substytuty na miarę naszych możliwości i zmieniających się mód. Sukces liczony liczbą zer na koncie bankowym, dom na wsi, niestarzejący się współmałżonek. Nie zmieniło się jedno: chcemy być wszędzie, byle nie tu. I zawsze, byle nie teraz. Mimo, że porzuciliśmy wymagania raju, to pozostał w nas rajski popęd:

Mógłbym egzystować z pyskiem w korycie, z zadowoleniem świni i niewinnością rekina. Mógłbym umrzeć bez lęku – a nawet w ekstazie! – niczym pożarty przez modliszkę samiec albo nieświadoma zagrożenia ropucha rozjechana na drodze. Tymczasem odczuwam to paskudne pragnienie konkretnego szczęścia, ten rajski popęd, to libido caeli, które nie pozwala mi cieszyć się tym, co mam, i sprawia, że gnam z pochyloną głową ku najbliższej ścianie wyglądającej na wyjście awaryjne. Wpadamy w rozpacz przede wszystkim dlatego, że mamy w sobie tę nadzieję. To właśnie z powodu tego pragnienia szczęścia jesteśmy nieszczęśliwi.

Niewinny rekin i libido caeli, ekstaza modliszki i walenie głową w mur, pragnienie szczęścia, które wpędza w nieszczęście. Wysokie z niskim, poważne z rubasznym, wyniosła mowa teologii i filozofii plus dźgający raz po raz sztych egzystencji – tak właśnie pisze Fabrice Hadjadj. Ten styl pisania to wytrych donieco wyblakłej atrakcyjności traktatów teologicznych, a także prowokacja wobec współczesnej filozofii.

Wyboista, zakręcona droga

Fabrice Hadjadj urodził się w Nanterre (blisko Paryża) w rodzinie żydowskiej pochodzącej z Tunezji. Jego rodzice byli maoistami, brali także aktywny udział w Maju ‘68, protestując na uniwersytecie w Nanterre. Z czasem przeszli fascynującą drogę: matka – od dyrektorki ds. zarządzania zasobami ludzkimi do prawdziwej jidisze mame, zaś ojciec, który był dyplomatą i wysłannikiem UNESCO, został talmudystą. Jak łatwo się domyślić, podróże były sporą częścią życia państwa Hadjadj, a Afryka i Haiti to tylko dwa z wielu przystanków na tej drodze.

Fabrice deklaruje się jako anarchista i ateista. Mając siedemnaście lat, nawraca się na katolicyzm i przyjmuje chrzest. Przez jakiś czas zastanawia się nad wstąpieniem do zakonu. Zamiast tego decyduje się na studia filozoficzne i rozpoczyna karierę nauczyciela, wykładowcy i dyrektora. W 2001 roku poślubił aktorkę Siffreine Michel. Warto sprawdzać notki biograficzne Hadjadja, ponieważ jego rodzina dynamicznie się powiększa. Gdy czytałem jego Zmartwychwstanie – instrukcja obsługi, wydawało mi się, że Siffreine i Fabrice mają sześcioro dzieci. Najnowsza książka Raj na ziemi przynosi informację, że państwo Hadjadj są już rodzicami dziewięciorga. To wszystko, jak okaże się dalej, nie jest bez znaczenia. Swoją biografię Fabrice Hadjadj podsumowuje w dwóch ciekawych wypowiedziach: „Przypomniałem sobie, że jestem Żydem i Francuzem, a w starych książkach, napisanych nieco archaicznym francuskim, przeczytałem, że Bóg stał się żydem. I tak stałem się chrześcijaninem, a nawet katolikiem. Czasy, kiedy byłem łatwowierny, minęły” oraz „Jestem Żydem z arabskim nazwiskiem katolickiego wyznania”.

W tych zdaniach przedstawia się cały Hadjadj: poczucie humoru i jednocześnie wyraźne czucie ciężaru świata, dramatyczność osobistej historii i dystans do samego siebie.

Podobnie jak życiową drogą Hadjadja można by obdzielić kilku ludzi, tak też jest z jego pisaniem. On cały czas pisze – dramaty, artykuły, eseje i poezje. Napisać, że jest płodny, to nic nie napisać. Jego książki wychodzą z rozbrajająca regularnością. Jeśli weźmiemy pod uwagę zapewnienia samego Hadjadja, że pisze w domu, w którym dziewięcioro dzieci bezpardonowo przeszkadza (lub udoskonala warsztat twórcy) w pisaniu, to stanie się jasne, że mamy do czynienia z autorem nietuzinkowym. Nieszablonowe jest także samo pisanie francuskiego Żyda z arabskim nazwiskiem. Hadjadj tworzy rozbudowane eseje, w których główna myśl jest wyrażona dość czytelnie, jednak sposób obrazowania zaskakuje. Paradoks goni paradoks, a komentowanie Ojców Kościoła odbywa się za pośrednictwem popkultury. O rodzinie pisze, że to „transcendencja w majtkach”, a znudzonym życiem, zamiast instrukcji skutecznego samobójstwa, daje instrukcję zmartwychwstania.

Hadjadj uprawia to, co umownie nazwać można „mistyką otwartych oczu”. To postawa otwartości na świat, reagowania na jego dramaty, włączenia wyzwań teraźniejszości w swoje życie duchowe. „Mistyka zamkniętych oczu” charakteryzowałaby się ucieczką od zgiełku świata – na wieś, w miejsce odległe i ciche – aby, jak powiedzą złośliwi, kontemplować własny pępek. Hadjadj jest mocno zakorzeniony w tu i teraz, co absolutnie nie przeszkadza mu w przekonywaniu, że transcendencja jest bliżej niż się wydaje. Żeby dać przykład tego, co pisze autor, warto odwołać się do jego bodaj najbardziej znanej w Polsce książki Zmartwychwstanie – instrukcja obsługi:

Zauważmy rzecz ciekawą – nie można powiedzieć, by zmartwychwstały Jezus olśniewał otoczenie. Nie bije od Niego blask taki jak na górze Tabor, wydaje się nawet, że stracił swoją dawna charyzmę. Maria Magdalena bierze Go za prostego ogrodnika, uczniowie idący do Emaus są przekonani, że zostali skazani na towarzystwo najmniej rozgarniętego spośród mieszkańców Jerozolimy, a apostołowie, którzy wypłynęli na Morze Tyberiadzkie, myślą zapewne, że z brzegu woła do nich jakiś emerytowany rybak… Skruszył więzy śmierci, jak zwycięzca wyszedł z otchłani, a jednak, z jakąś zdumiewającą skromnością, dąży do tego, żeby nie wyróżniać się z tłumu.

Zamiast pompatycznego, zwalającego z nóg objawienia, Zmartwychwstały zjada rybę. Hadjadj pisze, że największym cudem po zmartwychwstaniu jest… codzienność. Szokujące? Z pewnością. Prowokujące? A jakże! Czy w najnowszej książce francuskiego pisarza udało się jeszcze raz zburzyć święty spokój czytelnika? Niekoniecznie.

Niebiański ciężar czy rajska lekkość?

Raj za drzwiami. Esej o kłopotliwej radości może być potraktowany jako naturalna kontynuacja Zmartwychwstaniainstrukcji obsługi. Z jednej strony, to właśnie zmartwychwstały Jezus po zwycięstwie nad śmiercią staje się zapowiedzią raju. Hadjadj będzie jednak przedstawiał swoje myśli o szczęśliwości umiejscowionej tu i teraz. Nie jest to lektura łatwa. Nawiązując do tytułu, śmiało można powiedzieć o niej, że jest kłopotliwa. Nie tyle w sensie teologicznym, ile ściśle w pisarskim. Dotychczasowe książki Francuza mieściły się mniej więcej na dwustu – dwustu pięćdziesięciu stronach i trzeba przyznać, że była to optymalna objętość. Czytelnik otrzymywał równowagę pomiędzy liczbą argumentów filozoficznych i teologicznych a żartami i paradoksami mnożonymi przez Hadjadja. Raj za drzwiami jest dwukrotnie większy objętościowo i wypada w czytelniczym podsumowaniu znacznie gorzej od poprzednich książek. Nie da się na pięciuset stronach bawić czytelnika tymi samymi dowcipami. Rzucane mimochodem miłosne wyznania do Siffreine były urocze i miały swoją moc właśnie dlatego, że pojawiały się sporadycznie na ponad dwustu stronach. Teraz, wraz ze zwiększeniem objętości, nie tylko wyznania miłości się zwielokrotniły, powtarzalny stał się dowcip. Także paradoksy namnożone do granic czytelniczej cierpliwości nie budzą już należytego zaciekawienia. Fabrice Hadjadj wplótł w swą książkę jeszcze więcej odniesień do popkultury, jeszcze więcej odwołań do Biblii, często nie zaznaczając tego w tekście (brawo dla tłumaczki Justyny Nowakowskiej, której czujne ucho wyłapało w gąszczu zabaw słownych wplecione cytaty). Konstrukcja Raju za drzwiami próbuje zamknąć esej w strukturze przypominającej muzyczną. Ma to oczywiście swoje uzasadnienie w komentowanej wizji raju, w którym zbawieni mają śpiewać (zaś co to znaczy, bardzo ciekawie reinterpretuje autor), źle jednak wpływa na przejrzystość tekstu. Książka dzieli się zatem na „preludia”, „interludia”, „części”, a ostatnie fragmenty zatytułowane są jako „Przedtakt”. Przedtakt, czyli niepełny utwór, w dodatku z odwróconą numeracją – akapit pierwszy ma numer dwa, podczas gdy akapit drugi nosi numer pierwszy. Czy zatem Fabrice Hadjajd napisał złą, nieudaną książkę? Nic z tych rzeczy; niemniej skrócenie jej o połowę dałoby czytelnikowi rajskie poczucie lekkości.

Jeśli czytelnicy za coś kochają Hadjadja, to za jego nieszablonowe myślenie. Raj za drzwiami na szczęście dostarcza mnóstwa przykładów. Spośród wielu myśli autora ta jedna wydaje mi się przewodnią: raj to nie tyle miejsce (to oczywiste), ile raczej relacja między ludźmi. Zamiast Nibylandii czy Zasiedmiogórogrodu, Hadjadj wskazuje na chwilę obecną, która ma nas odsyłać do Innej Rzeczywistości. Mówiąc jeszcze inaczej: nie odnajdziemy się w raju, jeśli nie zaczniemy żyć nim już teraz:

[…] oczerniamy raj, obawiając się jego nudnych dłużyzn, lecz tylko po to, by nie przyznać, że zasadniczo boimy się zbyt ryzykownego zachwytu – obcowania z drugim człowiekiem, z jego rzeczywistością, której się nie spodziewaliśmy, jego swobodą, która nas zaskakuje, jego radością, która nas przepełnia, aż wreszcie rozsadza, bo mamy ograniczoną pojemność […].

Raj za drzwiami można zatem czytać przynajmniej na dwa sposoby: jako nieszablonową książkę teologiczną, ale również jako ćwiczenia z bycia obecnym tu i teraz. Te dwa spojrzenia przenikają się w trakcie lektury, ale otwarty czytelnik, niezainteresowany religijnymi zaświatami, też może znaleźć tu dla siebie spory materiał do przemyśleń. Boskość raju nie powinna wywoływać w nas postawy „do diabła z tym światem”. Hadjadj dużo pisze na przykład o erotyzmie, w sposób, którego wciąż brakuje w naszej rodzimej literaturze. Nagość ma odsyłać swoim pięknem do Raju. Coś w nas z tego pozostało, gdy obserwujemy swoje reakcje na kobiece piersi czy męskie torsy. Jesteśmy oniemiali, możemy trwać jedynie w zachwycie. To tylko jeden z przykładów potwierdzających tezę autora, że transcendencja jest bliżej niż się wydaje. Raj nie jest spoza czasu i spoza miejsca, przeciwnie: stoimy na jego progu, czyli już trochę jest tu i teraz. Hadjadj przekonuje, że na życie należy patrzeć przez pryzmat zachwytu. Ta optyka ma dalekosiężne znaczenie. Autor stwierdza: „Zachwyt życiem musi poprzedzać trwogę przed śmiercią. W gruncie rzeczy, jeśli życie już nie jawi się nam jako cud, to jak nadchodząca śmierć może budzić trwogę? Byłaby jedynie banałem lub ulgą”.

Optyka zafascynowania

Zachwyt będzie nieustannie i na różne sposoby (także poprzez muzykę i rzeźbę) zgłębiany na kartach Raju… Zarówno zachwyt, jak i trwoga są potrzebne, aby wykształcić odpowiednie postawy obcowania z innymi ludźmi. Autor prowadzi ciekawy wywód, w którym przekonuje, że nadczłowiek to w istocie podczłowiek. Mam wrażenie, że pisząc o nadczłowieku, Hadjadj puszcza jednocześnie oko do czytelnika, bo zamiast Übermenscha, można w jego eseju umieścić egoistę lub zdążającego do celu po trupach człowieka sukcesu. Ironizując, filozof pyta: na czym polega ideał nadczłowieka? Na dostosowaniu do świata, odpowiada.

Co jest wzorcem tego doskonałego dopasowania? Na przykład omułek albo młot pneumatyczny. Pierwszy ma wszystko, czego potrzebuje do pełnego i spokojnego życia bez antydepresantów: ma morze i skały. Drugi jest dokładnie tym, do czego został stworzony: spełnia wszystkie założenia konstruktora. Nadczłowiek jest siłą rzeczy podczłowiekiem: o ile nadmiernie rozszerza swą władzę na płaszczyźnie poziomej, o tyle żaden lęk ani żadna radość nie są w stanie rozedrzeć go od stóp do głów.

Fabrice Hadjadj miesza wysokie z niskim, styl codziennej gazety z rozważaniami filozoficznymi. Czytanie jego książek przypomina spacer po polu minowym, jego styl to istny koktajl Mołotowa. Kłuje i drażni swoimi pytaniami, a przede wszystkim prowokuje. Jak wtedy, gdy pisze, że gdybyśmy mieli pewność istnienia raju, to własnoręcznie poderżnęlibyśmy gardła naszym niewinnym dzieciom, aby tylko się tam dostały. Albo wtedy, gdy stwierdza, że łatwiej ratować planetę, segregować śmieci i zbierać fundusze dla ofiar trzęsienia ziemi na antypodach, niż pomóc swojej starej, chorującej na Parkinsona matce.

Jedną z kluczowych kwestii Raju za drzwiami jest relacja z drugim człowiekiem. To właśnie w niej Hadjadj dostrzega zarazem mistykę otwartych oczu, jak i pryzmat zachwytu. Autor nie pisze górnolotnie, nie buja w obłokach na wysokości trzeciego nieba, ale pisze z poziomu bólu tego świata. W jednym z najbardziej przeszywających fragmentów pisze:

Czyż jedną z łask tego świata nie jest poznanie Boga za pośrednictwem stworzeń, przyjęcie Chrystusa z rąk starego kapłana cierpiącego na depresję, zbliżenie się do Trójcy Świętej za sprawą dziewczynki z zespołem Downa, dojście do Wszechmogącego z pomocą kasjerki z Intermarché?

Bardzo starałem się w tej recenzji nie rozpisywać o argumentach religijnych, kładąc raczej nacisk na „świecki” wymiar książki jako ćwiczeń duchowych z bycia tu i teraz. W sensie teologicznym Hadjadj jest promieniście prowokujący, gdy sprawia, że Rimbaud i Tomasz z Akwinu tłumaczą się wzajemnie (a w kolejce stoją jeszcze Nietzsche, markiz de Sade i oczywiście Kafka). Autor kreśli nawet dziewięć zasad fizyki eucharystycznej udowadniając, jak nieszablonowe jest jego podejście do spraw ostatecznych. Z całego bogactwa rozważań religijnych przytoczę tylko jedno, które będzie też najlepszym zaproszeniem do lektury książki: „Czy nie powinno nas zastanawiać, że słowo «raj» Jezus wypowiada tylko raz: na krzyżu?”.

Fabrice Hadjadj, Raj za drzwiami. Esej o kłopotliwej radości, tłum. Justyna Nowakowska, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 2021.

Okładka książki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Cielecki, Nazywasz się niebo, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 112

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...