02.12.2021

Nowy Napis Co Tydzień #129 / Malując słowami i dźwiękami. O „Kiedyś, jednak” – wierszach zebranych Aliny Biernackiej

Zbiór poetycki, w którym ukazały się wiersze pisane przez Alinę Biernacką w ciągu dekad, stanowi kompletną i szeroką konstelację jej twórczości, zarazem pokazując, że pewne toposy obecne w wierszach poetki pozostają niezmienne. Tak jak niezmienne pozostaje piękno sztuki i myśl, którą może ona nieść.

Są poeci nad wyraz płodni, którzy kolejne tomiki wydają co roku, lub niemal co roku. Są też i tacy, którzy słowa ważą bardzo ostrożnie, którzy długi czas zbierają rodzące się w ich jaźni obrazy, by ostatecznie ułożyć je w przemyślanej konstrukcji tomu. Alina Biernacka jako artystka słowa zawsze zaliczała się do tej drugiej grupy. Przez ponad czterdzieści lat drogi twórczej wydała kilka tomów poetyckich. Teraz zapisy jej wszelakich językowych podróży zostały skompletowane w jednym wydaniu. Pozwala to niejako na przebycie tej wieloletniej drogi wraz z poetką.

Drogę tę rozpoczęła Biernacka od tomiku Ziemie polarne w 1977 roku i właśnie ten wiersz otwiera Kiedyś, jednak. Przyjrzyjmy się temu zaraniu poetyckiej odysei.

Spędziłam pół dnia z oczyma na mapach.
I prawie każde miejsce domagało się mojej obecności:
znane i nieznane kraje Europy, ledwie dotknięta Azja,
stęskniona Ameryka Południowa.
Ziemie Polarne nie zapraszały mnie.
Ziemie Polarne są wszędzie, w każdej cząstce powietrza,
które nieustannie rozgrzewam drobnymi uczynkami.
I cieszę się, kiedy widzę drobne wibrowanie.
Planuję taki upał, że umrzemy z radości.
Chwilami wątpię, czy dożyję śmierci.

Obraz podróży przenika się tu ze świadomością imaginacji tejże, z pochyleniem się nad codziennością, egzystencjalną walką o nadanie sensu otaczającemu światu. W figurze podmiotu pochylającego się nad mapą daje się odczuć chęć ucieczki, ucieczki od chłodu powietrza wyczuwanego na co dzień w tytułowych „ziemiach polarnych” – w polarnych dniach, które pełne są stojącego powietrza, stojącej rzeczywistości, którą człowiek chciałby rozwibrować, ożywić. Poczuć. Przeżyć.

Umiejętność malowania bogatych obrazów z prostych fraz i sytuacji to jeden z wyznaczników poezji Aliny Biernackiej. Pokazała to w swym debiucie, pokazała i w kolejnych tomikach, jakie przyszło jej wydać. Jest to idealny moment, by pochylić się nad biografią autorki, której życiowe dzieła przedstawiamy. Spoglądając na nią, trudno nie oprzeć się wrażeniu, że ów plastyczny zmysł poetycki nie wziął się znikąd. Wypływa zaś z życiowych doświadczeń i szerokich artystycznych horyzontów. Biernacka urodzona w 1942 roku w Warszawie jest nie tylko poetką, ale także malarką. Artystyczne korzenie o rozmaitych odcieniach są zresztą wyraźne w jej rodzinie. Jest córką Grażyny Bacewicz – polskiej kompozytorki i skrzypaczki. Co więcej, dziadkiem autorki Ziem polarnych był znany kompozytor Vincas Bacevičius. Jest także siostrzenicą kompozytorów i pianistów – Vytautasa Bacevičiusa i Kiejstuta Bacewicza. A także siostrzenicą Wandy Bacewicz, poetki. Co więcej, również córka Biernackiej, Joanna Sedlak, zajmuje się malarstwem i pisarstwem. Zresztą reprodukcja jednego z obrazów autorstwa Sedlak zdobi okładkę tomu Kiedyś, jednak.

Nic więc dziwnego, że tak silne rodzinne artystyczne tradycje pchnęły Alinę Biernacką na drogę sztuki. Ukończyła ona Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie na tamtejszym wydziale malarstwa (w pracowni profesora Jana Cybisa). Wraz z zamiłowaniem do obrazów malowanych na płótnie dorastało w niej również zamiłowanie do tych malowanych słowem na kartach papieru. Tak oto zadebiutowała jako poetka już w 1974 roku na łamach „Tygodnika Kulturalnego”. W przyszłości miała publikować swoje wiersze w licznych czasopismach, takich jak „Więź”, „Literatura”, „Migotania”, „Regiony”, „Res Publica” czy „Wyspa”.

Jej pierwszy tomik to przywołane już Ziemie polarne z 1977 roku. Następnie ukazały się: Słuchanie muzyki w 1987 roku, Obraz dachu pięć lat potem, Teoria słuchania w 2003 roku, Ptaki ze snów w 2015 roku, a także dwa tomy wydane całkiem niedawno – Zamknięty czas w 2018 roku oraz Słomiany ogień w 2019 roku. Pięć tomików wydanych przez pierwsze trzydzieści osiem lat bytowania jako poetka i dwa kolejne nie tak dawno – trudno nie dostrzec w tej drodze cierpliwości i skromności. Zupełnie jakby autorka była świadoma, że obrazu nie sposób namalować szybko. Trzeba położyć stosowny podkład, wykonywać miarowe i przemyślane ruchy pędzlem, skomponować tło, a potem szczegóły…

Tę postawę można dostrzec już w pierwszym przytoczonym tu utworze. Czytelnik prozy Biernackiej, który sięgnie po Kiedyś, jednak z pewnością dostrzeże ją też we wszystkich innych wierszach zawartych w tym zbiorczym tomie. A wierszy tych jest doprawdy wiele, bo ich liczba sięga dwustu pięćdziesięciu siedmiu. Pochodzą ze wszystkich wspomnianych tomów wydanych przez Biernacką, ale ponadto w zbiorze znalazł się wybór utworów nowych, dotąd niepublikowanych. We wszystkich z nich dostrzeżemy uwrażliwienie na słowo i na materię sztuki. Jest to nie tylko malarskie oko uwidaczniające swoją wrażliwość w warstwie językowej. To także wrażliwość na sztukę w ogóle. W tym przede wszystkim na muzykę, która niejednokrotnie stawała się w twórczości Biernackiej inspiracją i kompozycyjną dominantą.

Takty skreślane przez wielkich kompozytorów, wspominane melodie czy rytm tańca – te wszystkie rzeczywistości pojawiają się wśród poetyckich owoców pracy twórczej Biernackiej. Oferują tak swoistą ekfrazę i spotkanie zdawałoby się nieprzystających do siebie porządków, jak i filozoficzną głębię wypływającą z muzycznych alegorii.

Jak w wierszu W rytmie walca z tomu Teoria słuchania:

Przyszłość znowu wydaje mi się śladem
po tającym śniegu.
Ale w ogóle jest wspaniale,
a my jesteśmy pokazowym społeczeństwem
(dwuosobowym).
Żal mi czegoś?
Czego? Nie uchwycę.
W Azji umierają z głodu na ulicach,
a kruki zadziobały gołębia tuż pod moim oknem.
Ty to masz dobrze – mówię do papugi,
lecz ona mi nie odpowiada.
Co za wygoda – myślę – dźwigać meble,
a nie decyzje.
Co za sukces – godziny wypastowane,
myśli wyczyszczone
I proszę – pokój jak lodowisko!
Tylko zapalić girlandy kolorowych lampionów,
Prześlizgnąć się przez dni w rytmie walca?
A przyszłość?
Pada jak śnieg i zaraz taje.

Poetka używa tanecznego rytmu, by w duchu gorzkiej ironii odwzorować mijające dni pełne trosk, codzienności i swoistego zawieszenia w teraźniejszości. Ta teraźnijeszość jawi się tu jako zaklęta w jednostajnym rytmie, podobnym do tego z tańca, tańca niby pięknego i szlachetnego, a jednak tu w dużej mierze odartego z blasku, stającego się ekwiwalentem egzystencjalnej monotonii.

Jak stwierdził Piotr Matywiecki, pisząc o wierszach Biernackiej, „jest to świat bliski codzienności, a jednocześnie tak ruchliwy, tak przemienny, że poza codzienność wykracza, ogarnia kosmos”. I rzeczywiście, na przykładzie powyższego utworu dostrzegamy, że autorka w swoich wierszach niejako zaczyna od obrazów bliskich (czy to sunięcie palcem po mapie, czy to egzystencja w ścianach mieszkania), by następnie – nierzadko poprzez kulturowe matryce (tutaj walc) – ustanowić metafizyczną refleksję. Przy tym refleksję nie wydumaną, nie zawieszoną w intelektualnej próżni, lecz bliską „tu i teraz”.

W „teraz” Biernackiej pobrzmiewają przyziemne bolączki, pobrzmiewa jednak też miłość do kultury i sztuki. Ostatecznie pobrzmiewa w tych wierszach muzyka, zasłyszana, przeżywana, której rytm wystukuje poetka swym piórem, który wystukuje wśród „pokoju jak lodowisko”, który to rytm może być słyszalny przez każdego z nas.

Nie unika ona także mocnych semantycznych zestawień, które wychodzą naprzeciw oczekiwaniom odbiorcy. Wymagając tym samym od niego uwagi i skupienia. Jak w wierszu Pusta przestrzeń z tomu Obraz dachu:

Pusta przestrzeń rozpościera się
pomiędzy myślami o wczesnym słońcu.
W tej pustce widzę twoją twarz.
Ale sen ulatuje do góry, pomimo że łapię go za nogi
I wieszam się na nim ciężarem.
No i już ciebie nie ma,
zostały trzepoczące na niskich drzewach wróble.
Każdy z nich obiecuje mi twój powrót,
a ja jestem gotowa uwierzyć im, chyba tylko po to,
żeby zrobić na przekór pewności, że już po wszystkim.
Patrzę na tę pewność jak na wypadek uliczny,
w którym chłopiec na motorze
wpada pod ciężarówkę.

Wiersz, który początkowo przypomina utwór o tęsknocie, może nawet romantycznej, lirykę pełną czułości, w finale odkrywa nuty tętniące mrokiem, jakby kodę z drżeniem bębnów. Czy jest to utwór li tylko o tęsknocie? Jest to utwór o odchodzeniu, o kruchości, o nagłości przemiany. O tym jak rychło przestrzeń, żywa dziś jeszcze i pełna energii, może stać się przestrzenią pustą.

Jest to więc z jednej strony poezja oparta na prostocie języka, rozumianej nader pozytywnie jako tegoż języka klarowność i przejrzystość, a z drugiej strony poezja zawierająca w sobie egzystencjalny niepokój i filozoficzną mądrość. Napisał Adam Waga, że za patronów poezji Biernackiej można uznać filozofów takich jak Epiktet, Seneka czy Cyceron. Że tworzy ona konstelację paradoksów i wielką kulturę niedomówień. Można dodać, że owa „kultura niedomówień” i takty filozoficznej myśli przeplatają się w języku jej wierszy ze swego rodzaju ciszą, pauzami, w których odbiorca może zatrzymać się, przejrzeć w poezji, skupić i w wyciszeniu znaleźć sens własnego bytowania. A może bezsens? Na to pytanie odpowiedzieć nie sposób, bo nie jest Biernacka typem literata-pedagoga dającego gotowe recepty na rzeczywistość. Jest raczej jej uważną obserwatorką wsłuchującą się przy tym w korowód wielkich artystów, kompozytorów i innych. I odmalowującą swym pędzlem, z wolna, lecz w przemyślany sposób, kolejne kreski układające się w konstelację znaczeń.

Nie warto tej poezji zagadywać i nie sposób ogarnąć całości dorobku w kilkunastu tysiącach znaków recenzji. Stwierdzić jednak należy, że dorobek poetycki Aliny Biernackiej jest imponujący, a co ważniejsze, jej twórczość posiada unikalny charakter. Jako taka zasługuje na zgłębienie. Jest to twórczość, w której filozoficzne monologi dotyczące sensu i bezsensu istnienia utkane są z dźwięków Mozarta, Chopina i innych. W której egzystencjalna myśl łączy prostotę dnia codziennego z dziedzictwem kultury.

Poezja, po którą warto sięgnąć. Nie „kiedyś, jednak”, lecz już dziś. Bez wątpienia.

A. Biernacka, Kiedyś, jednak. Wiersze wybrane, Wydawnictwo FORMA, Szczecin 2021.

Okładka ksiązki

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Maciej D. Woźniak, Malując słowami i dźwiękami. O „Kiedyś, jednak” – wierszach zebranych Aliny Biernackiej, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 129

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...