16.12.2021

Nowy Napis Co Tydzień #131 / Trudna lekcja historii

Lektura Straszliwego zwycięstwa Borysa Sokołowa tylko z pozoru wydaje się łatwa i oczywista. Autor już na pierwszych stronach wyraźnie deklaruje, z jakimi mitami wojny ojczyźnianej będzie się mierzył. Jako pierwszy do obalenia będzie ten, że polityka zagraniczna ZSRR w latach 1939–1941 nie miała charakteru ekspansywnego i dbano jedynie o własne bezpieczeństwo. Drugim jest powtarzane przekonanie, że straty Armii Czerwonej w porównaniu do strat Wehrmachtu są prawie równe. Oficjalny przekaz w Rosji tłumaczy tę zaskakującą, kreatywną księgowość wykonywaną nad mogiłami żołnierzy w sposób następujący: tak, to prawda, że w latach 1941–1942 zginęło więcej żołnierzy rosyjskich, ale już w następnych latach Armia Czerwona nauczyła się walczyć i zadała Niemcom dotkliwe straty, ze zdobyciem Berlina włącznie. Wniosek: straty w ludziach są mniej więcej równe. Trzecim mitem jest twierdzenie, że Związek Radziecki miał decydujące znaczenie dla zwycięstwa nad III Rzeszą, a także, że byłby w stanie pokonać nazistowskie Niemcy bez wsparcia zachodnich sojuszników.

Rosyjskie spojrzenie na drugą wojnę światową jest wybiórcze, a powyżej wymienione mity powszechnie znane i wielokrotnie demaskowane. Nie to więc czyni lekturę Straszliwego zwycięstwa ciekawą. Sokołow jest Rosjaninem, a to oznacza, że musi pokonać znacznie więcej wrogów, niż się to komukolwiek wydaje.

***

Takich książek jak Straszliwe zwycięstwo – pisanych przez rosyjskich historyków, którzy demaskowali propagandową wersję drugiej wojny światowej widzianej oczyma Kremla – było już co najmniej kilka. Gdyby Borys Sokołow napisał swoją jako jeden z pierwszych, jakieś kilka, kilkanaście lat temu, czytano by ją z wypiekami na twarzy. Dziś, przyznajmy, otrzymujemy książkę, która potwierdza to, co nie jest już żadną tajemnicą. Sokołow ma tego świadomość. Jeśli mimo to zdecydował się ją napisać, to znaczy, że wciąż jest potrzebne takie opracowanie. Co z kolei należy czytać również w taki sposób: w Rosji w dalszym ciągu panuje zmitologizowany obraz udziału ZSRR w drugiej wojnie światowej. Ma to swoje podłoże polityczne – zwycięstwo w wielkiej wojnie ojczyźnianej to dla dzisiejszego społeczeństwa rosyjskiego jedyny pozytywny i spajający element. Po upadku ZSRR Rosjanie dowiedzieli się (o ile mieli jeszcze wątpliwości), że jednak istniał archipelag Gułag i że był Katyń, a Stalin był ludobójcą. Kilkuletnie otwarcie archiwów rosyjskich po zakończonej zimnej wojnie pozwoliło sięgnąć historykom, pisarzom i dziennikarzom po dokumenty, które potwierdzały szeptane historie. Tak jak gwałtownie otwarto dostęp do archiwów, tak gwałtownie je zamknięto. Władimir Putin powrócił do starej wersji historii: tak, Stalin był zły, ale to my, Rosjanie, pokonaliśmy Hitlera. Powrócono do hucznie obchodzonych defilad zwycięstwa, a wojnę ojczyźnianą uczyniono głównym elementem budowanej współcześnie tożsamości rosyjskiej. W tej wersji nie ma miejsca na Katyń, na 17 września 1939 roku i na wiele innych rzeczy. To są jednak sprawy powszechnie znane, pytanie pozostaje zatem aktualne: dlaczego Borys Sokołow pisze Straszliwe zwycięstwo? Polski czytelnik może wzruszyć ramionami i stwierdzić, że wszystko to już było. Sokołow, jak i wielu innych historyków, ma jednak świadomość, że książki takie są zwyczajnie potrzebne przede wszystkim w Rosji i dla Rosjan. Ale są one potrzebne także ich sąsiadom, ponieważ widać dzięki nim, że dialog jest (lub będzie) jeszcze możliwy.

***

Borys Sokołow jest Rosjaninem i pisze w Rosji, a w dodatku z jasnym, idącym pod prąd przekazem. Dlatego w jego książce nie uświadczymy nadmiernie pięknej frazy. Dla Sokołowa ważne jest zdemaskowanie trzech mitów i wokół nich zbudowane jest cale Straszliwe zwycięstwo. To sprawia, że pewne sformułowania się powtarzają, autor bowiem wciąż i wciąż będzie powracał do swojego przesłania. Na co możemy liczyć, jeśli literackość nie jest najmocniejszą stroną tej książki Sokołowa? Na liczby. Jest w tym jakaś przewrotność, że Borys Sokołow, literaturoznawca i członek rosyjskiego Pen Clubu, mocniej przemawia, cytując rozliczne dane liczbowe, niż tworząc narrację. Zupełnie jakby mimochodem wskazując, że słowa się zszargały, zostały poddane podwójnym znaczeniom (oficjalnym i historycznym), dlatego przemówić powinny liczby. Liczby, czyli fakty. Rozumiem ten zmysł autora: jeśli udowadniasz swojemu państwu, że się myli, musisz mieć niezbite dowody. Straszliwe zwycięstwo jest wprost najeżone liczbami:

W wojnie sowiecko-fińskiej w latach 1939–1940 proporcje strat w poległych i zmarłych wynosiły 7,2 : 1, i to nie na korzyść Armii Czerwonej, lecz Finów. Można założyć, że przykładowo takie same były one również w latach 1941–1944. Wówczas w walkach z wojskami fińskimi Armia Czerwona mogła stracić do 408 tys. poległych i zmarłych od ran. Należy również uwzględnić fakt, że straty bezpowrotne Armii Czerwonej w wojnie z Japonią wynosiły 12 tys. ludzi. Wolno także przypuszczać, że w starciach z pozostałymi niemieckimi sojusznikami straty Armii Czerwonej były zbliżone do strat przeciwnika. Wtedy w tych walkach mogła ona stracić do 284 tys. ludzi. Natomiast w walkach z Wehrmachtem straty Armii Czerwonej wynosiły 22,2 mln zabitych i zmarłych wskutek ran, a po stronie przeciwnej – około 2,1 mln zabitych i zmarłych. To daje proporcje strat 10,6 : 1.

Liczby są Sokołowowi potrzebne, aby punktować nieprawdziwość mitów. Długie wyliczenia, jak choćby to zacytowane wyżej, mają rozbrajać nieprawdy wokół wojny ojczyźnianej. Przypomnijmy: według Sokołowa straty Armii Czerwonej w drugiej wojnie światowej to dwadzieścia dwa miliony dwieście tysięcy zabitych, podczas gdy liczba ofiar w niemieckich siłach zbrojnych wynosi cztery miliony. Ciekawą gratką dla wszystkich literackich maniaków drugiej wojny światowej jest to, w jaki sposób Sokołow dochodzi do swoich wyliczeń. Jasne, czasem udaje mu się powołać na jakiś nieznany dokument cudem odkryty (wyszarpnięty) w rosyjskich archiwach, ale wbrew pozorom nie jest to rzecz decydująca. Przede wszystkim zestawia ze sobą liczne źródła pisane, takie jak wspomnienia, dzienniki. Porównuje wyliczenia z książek historyków niemieckich i rosyjskich, a to wygląda jak zderzenie odmiennych światów.

Poza liczbami, które bezlitośnie punktują mity wojny ojczyźnianej, Sokołow tłumaczy, dlaczego było tak, a nie inaczej. W tych wyjaśnieniach, niczym w ponurych morałach ze strasznych baśni (bo jak inaczej potraktować propagandową historię?), zawiera arcyciekawe przemyślenia. W nich z kolei słowa są gęste, a sensy można kroić na plastry. Warto się w nie wczytywać raz za razem, aby wyjawił się pełny sens, jak choćby w tym niezwykle cennym fragmencie:

Takie niekorzystne dla Rosji i ZSRR proporcje w obydwu wojnach światowych tłumaczy się głównie powszechnym zacofaniem gospodarczym i kulturalnym kraju w porównaniu z Niemcami i zachodnimi sojusznikami. W przypadku drugiej wojny światowej sytuacja pogorszyła się na skutek stalinowskiego totalitaryzmu, który zniszczył armię jak efektywny instrument prowadzenia wojny. Stalin nawet w ciągu dwudziestu lat nie nadgonił istniejącego zacofania, lecz za to pozostawał w zgodzie z tradycją późnego imperializmu. Wolał wygrywać nie umysłem i umiejętnościami, lecz ogromnym przelewem krwi, ponieważ widział w tworzeniu profesjonalnej armii potencjalne zagrożenie dla reżimu. Ale i tak Związkowi Sowieckiemu przyszło zapłacić dziesiątkami milionów ludzkich istnień nie tyle za stalinowski terror jako taki, ile za dążenie do zachowania i rozszerzenia imperium.

A w innym miejscu dodaje:

Wyraźnie niższa wartość bojowa Armii Czerwonej w porównaniu z Niemcami, jakkolwiek paradoksalnie by to brzmiało, pomogła Stalinowi wygrać wojnę. W wyborze między dwoma reżimami totalitarnymi demokracje zachodnie miały moralny obowiązek stanąć po stronie słabszego jako reprezentującego mniejsze dla nich zagrożenie, a tym samym zapewnić mu zwycięstwo.

***

Czy Straszliwe zwycięstwo jest zatem książką skierowaną do wąskiej grupy historyków-specjalistów? Raczej tak, choć należy docenić, iż Sokołow czyni pewne starania, aby książka była przystępna dla szerokiego grona czytelników. Z pewnością zawiera szereg ciekawostek, jak choćby ta, która tłumaczy, dlaczego Armia Czerwona dopuszczała się masowych gwałtów na kobietach na terenach zdobycznych. Pomijając przyzwolenie dowódców, Sokołow wskazuje, że przyczyną mogła być… obecność kobiet w Armii Czerwonej. Liczbę kobiet w mundurach oraz uniformach, pielęgniarek i telegrafistek, ocenia się na około milion. Tak dużego udziału kobiet w wojsku nie było ani w szeregach Niemiec, ani Amerykanów. Kobiety-żołnierze Armii Czerwonej nie były w stanie uchronić się przed presją seksualną ze strony swoich kolegów-żołnierzy. Ten temat wciąż czeka na swoje opracowanie. Jedynie wyżsi dowódcy byli na tyle „szarmanccy”, że potrafili utworzyć parasol ochronny nad wybraną kobietą. Tak zwane „marszowo-polowe żony” traktowane były jako pełnoprawne żony, ale tylko na czas wojny – wszak w domu czekała prawowita żona i rodzina. Szeregowy żołnierz, który sam często przymierał głodem, nie był w stanie otoczyć „parasolem ochronnym” kobiety-żołnierza. Dodatkowo nie przyznawano żołnierzom – inaczej niż armiach niemieckich i amerykańskich – pieniędzy na prostytutki i opieki medycznej z powodu chorób wenerycznych.

Autor niemal każdy rozdział kończy jedną z wersji alternatywnych historii. I tak pojawiają się rozważania choćby dotyczące ewentualnego losu drugiej wojny światowej, gdyby Józef Piłsudski nie zmarł w 1935 roku, a znacznie później. Albo: czy Litwa, Łotwa i Estonia mogłyby wraz z Finlandią stworzyć sojusz, który powstrzymałby ZSRR?

Ciekawie też wygląda „zdejmowanie legend z pomników”, czyli analiza literacka – a tu Sokołow jest naprawdę niezły – relacji o bohaterskich czynach Armii Czerwonej. Któż nie słyszał o heroicznym rzuceniu się żołnierza obwieszonego granatami pod gąsienice czołgów albo zasłonięciu własnym ciałem stanowiska karabinów maszynowych? Sokołow wykazuje, że te rozpalające wyobraźnię obrazy są pozbawione sensu: żołnierz rzucający się pod pojazd osłabia siłę wybuchu własnym ciałem, zaś stanowiska karabinów nie „zachłysną się krwią” upadającego na nie ciała, gdyż wystrzał (a co dopiero cała seria) odrzuci ciało na bok. Jaki był zatem sens tworzenia takich legend? Tylko taki, że tłumaczono nimi wysoką śmiertelność żołnierzy Armii Czerwonej. Jedyna taktyka walki, którą posiadało ZSRR, brzmi: umrzeć, aby wygrać.

Zastanawiam się, gdzie jest miejsce dla takiej książki jak ta Borysa Sokołowa? Dla czytelnika polskiego obalanie mitów wojny ojczyźnianej nie jest – wobec istniejącej już literatury na ten temat – niczym odkrywczym. Ciekawe jest za to, w jaki sposób pisze się takie książki w Rosji. Wobec wprost najeżenia książki danymi liczbowymi postawiłbym ją obok Wojny Iwana. Życie i śmierć w Armii Czerwonej 1939–1945 Catherine Merridale, gdzie autorka przeprowadziła wywiady z rosyjskimi weteranami. Liczby i wspomnienia dobrze ze sobą współgrają.

Borys Sokołow, Straszliwe zwycięstwo. Prawda i mity o sowieckiej wygranej w drugiej wojnie światowej, przeł. Aniela Czendlik, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021.

Straszliwe zwycięstwo - Sokołow Borys | Książka w Sklepie EMPIK.COM

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Marcin Cielecki, Trudna lekcja historii, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2021, nr 131

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...