06.01.2022

Nowy Napis Co Tydzień #133 / Generacje, czyli fantastyka na tle

Podział polskich autorów fantastyki na generacje wywoływał sprzeciwy, największe wśród tych, których dotyczył, bo zdawał się pozbawiać ich poczucia jedyności, oryginalności. Nie wykoncypowałem generacji dla doktrynerskiej zasady. Problem stanął przede mną latem 1982 roku, podczas przygotowywania pierwszych numerów „Fantastyki” i dwa lata później, gdy zestawiałem pokonkursową antologię Trzecia brama. Okazało się raptem, że autorzy aktywni i dobrze rokujący w latach siedemdziesiątych nie mają po stanie wojennym nic do powiedzenia albo piszą teksty brzmiące staroświecko i drewniano. Młodzi debiutanci pozbierali się szybciej i to oni zapełnili łamy pisma nową, oryginalną prozą, odmienną od dokonań poprzedników.

Jesienią 1984 roku, podczas dyskusji krytyków w Staszowie, mogłem już charakteryzować najnowszą fantastykę polską jako „zjawisko literackie” (nowa poetyka, nowa tematyka, plejada nowych nazwisk, nowy model życia literackiego) i zdobyć dla tej diagnozy akceptację wszystkich dyskutantów – Leszka Bugajskiego, Ryszarda Handkego, Adama Hollanka, Andrzeja Niewiadowskiego i Antoniego Smuszkiewicza („Przemiany", „Fantastyka” 2/1985; tekst dyskusji powtórzony potem w „Czasie fantastyki”).

Podobnie teorię generacji podsunęła mi redakcyjna praktyka. Także lektura pracy Kazimierza Wyki Pokolenie literackie. Było miło odnajdywać na terenie fantastyki prawidłowości historyczno-kulturowe dotyczące głównego nurtu. Uznałem też, że dobrze świadczy o polskiej fantastyce, iż reaguje ona na historię swojego kraju, a nie oddaje się jedynie powielaniu pomysłów fantastyki amerykańskiej. Używając za Wyką kategorii przeżycia pokoleniowego – organizującego emocje, aspiracje, intelektualne dążenia i kierunki duchowej ucieczki – dla pierwszej generacji widziałem takie przeżycie w wojnie i okupacji (Lem, Boruń, Hollanek, Trepka). Dla drugiej był to Październik 1956 (Fiałkowski, Zajdel, Wiśniewski-Snerg). Dla trzeciej – Marzec 1968 (Wnuk-Lipiński, Żwikiewicz, Oramus, Wolski, Parowskí). Dla czwartej – Sierpień 1980 i Grudzień 1981 (Ziemkiewicz, Piekara, Kochański, Kres, Grzędowicz, Inglot). Dla piątej - Czerwiec 1989 i to, co nastąpiło potemZwłaszcza potem zrobiło się burzliwie, interesująco i serio. W którymś z tomów Lapidariów wydanych przez Czytelnika w połowie lat dziewięćdziesiątych Ryszard Kapuściński zauważa, iż czas i historia przyspieszyły i doświadczają nas na przeróżne sposoby tak intensywnie, że nie mogą znaleźć wspólnego języka ludzie różniący się wiekiem o parę lat zaledwie. Szydercy z czwartej generacji prorokujący, że Parowski przed śmiercią zdąży wylansować kilkanaście pokoleń, byli bliżsi prawdy, niż im się zrazu zdawało.[1].

Data debiutu autorów każdej generacji wypada najczęściej w trakcie trwania kształtującego ją wydarzenia bądź wkrótce po nim. Podział jest zgrubny, dobrze charakteryzuje moment grupowego startu, eksplozję nowej jakości. Potem niektóre różnice się zacierają. No i nie brak tu anomalii: Andrzej Sapkowski (1948), według kalendarza typowy autor trzeciej generacji, debiutował z czwartą. Janusz A. Zajdel, znany autor drugiej generacji, w połowie lat siedemdziesiątych zmienił literacką skórę i zaczął uprawiać „trzeciogeneracyjną” fantastykę socjologiczną (polityczną), liderując młodszym autorom z „trójki” i „czwórki”. Niejasna jest generacyjna przynależność Baranieckiego i Huberatha. Obaj rocznik 1954 – problemowo i kalendarzowo należą jakby do generacji trzeciej i pół. Ale ten podział nie jest całkiem bez sensu. Przypomina o historycznym (politycznym) kontekście zawsze znaczącym nad Wisłą.

Z gorącego polskiego kalendarza XX wieku wynika z grubsza, co młodego autora uwiedzie w momencie jego największej chłonności, a więc: z czym później będzie walczyć, o co się z rodakami kłócić, a także: co mu wolno, czego nie, jakie pojawiają się na jego horyzoncie zdarzeń odkrycia, marzenia, strachy i ograniczniki.

Całe dzieło autorów generacji pierwszej i drugiej współtworzył tajemny wspólnik – towarzysz cenzor. Generacja czwarta prawie, a piąta wcale nie zna tego pana. Drugiej i trzeciej niemal wpojono, że religia jest sprawą staroświecką i prywatną, czwarta odkryła dla fantastyki Boga i diabła. Pierwsza i druga używały gatunku do marzenia o kosmicznej przyszłości; trzecia, czwarta i piąta – do krytyki teraźniejszości. Pierwsza (i druga?) najbardziej bały się wojny atomowej, trzecia i czwarta – duchowej niewoli i politycznego kłamstwa. Priorytetem dla pierwszej i drugiej była naukowa weryfikowalność wizji, dla trzeciej – wiarygodność psychologiczna, autorzy czwartej, ale zwłaszcza piątej, wyliczają się przede wszystkim z artystycznego efektu. Z wielkiej trójki ojców założycieli science fiction Juliusz Verne patronuje generacji pierwszej i drugiej, H.G. Wells (a za nim Orwell) – trzeciej, zaś czwarta i piąta poszły tropem poszukiwań Edgara Allana Poego (i jego „duchowego” spadkobiercy Philipa K. Dicka). Dodatkowo autorzy „czwórki” i „piątki” odkrywają czwartego założyciela – Tolkiena, a w wychodzącej w dużej mierze spod ich piór fantastyce lat dziewięćdziesiątych odnajdziemy powinowactwa z głównonurtowcami – Swiftem, Stevensonem, Levisem Carrollem, czy wręcz Wilde’em, Kafką, Chestertonem, Borgesem. Jeśli zważyć, że fantastykę uprawiają głównie młodzi, z reguły przed czterdziestką, to piętno generacyjności bywa tu znacznie silniejsze niż w tak zwanym głównym nurcie. Oczywiście decydują zawsze indywidualne wybory, obok twórców wprost wściekle zajętych swoim czasem (jak Rafał A. Ziemkiewicz) znajdziemy autorów ageneracyjnych, preferujących tematy uniwersalne – kiedyś był taki Adam Wiśniewski-Snerg, teraz na pewno Andrzej Zimniak, Ewa Białołęcka, Maciej Żerdziński.

Krótko o krytycznej samoświadomości fantastyki (fantastów). Pod względem formalnym, bibliograficznym (uwzględniając obfitość nakładów i młodzieżowego głównie odbiorcę) fantastyka jest traktowana jako literatura popularna. Tymczasem już tytuły głośniejszych polskich antologii i serii wydawniczych – Rakietowe szlaki (lata pięćdziesiąte), „Fantastyka – Przygoda” czy Kryształowy Sześcian Wenus (lata sześćdziesiąte), Kroki w nieznaneWehikuł wyobraźni (lata siedemdziesiąte) oraz „Stało się Jutro” (przełom lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych) – primo: dokumentują ewolucję zainteresowań gatunku, secundo: odsyłają czytelnika także ku przyszłości, ku tajemnicy. Jest to więc rozrywka szczególna, poddająca się czasem naukowym rygorem i testom na trafność prognoz. Miłośnicy oczekują, że fantastyka coś zapowie, wyrazi, czytelnicy niezainteresowani gatunkiem zakładają, że to się nie uda. Ci drudzy używają nazwy fantastyki (częściej science fiction) jako symbolu myślenia niedorzecznego, księżycowego. Zabawne, że dzieje się to w kraju, który wydał Stanisława Lema i w którym znakomitą alegoryczną analizę księżycowej właśnie, obłąkańczej peerelowskiej ekonomii i jej politycznego rodowodu dał Janusz A. Zajdel w Limes inferior, najlepszej polskiej powieści science fiction lat osiemdziesiątych.

À propos miejsca fantastyki w kulturze. Dwadzieścia lat temu, w dniu premiery Gwiezdnych wojen George’a Lucasa, fantastyczna sztuka filmowa przejęła ważniejsze impulsy duchowe epoki i dała im mitologiczny wyraz. Gwiezdne wojny, ale też filmy o Mad Maksie George’a Millera, Nazajutrz Nicholasa Meyera, u nas kino Piotra Szulkina, Juliusza Machulskiego – zwiastowały społeczny niepokój i w końcu wielką przemianę polityczną świata, która doprowadziła do upadku muru berlińskiego i imperium zła (cokolwiek to słowo znaczyło dla Lucasa na początku). Filmy takie jak Obcy – ósmy pasażer Nostromo (Alien) i Łowca androidów Ridleya Scotta, Poszukiwacze zaginionej Arki Stevena Spielberga, Odmienne stany świadomości Kena Russella, Harry Angel Alana Parkera, Carrie Briana De Palmy, Lśnienie Stanleya Kubricka, kino komiksowe (zwłaszcza Batmany Tima Burtona, także Heavy Metal, Aira) były znakiem przemian estetycznych i filozoficznych, nawrotu uczuć religijnych – emocjonalnie przeprowadziły nas przez epokę. Naiwna, wręcz bezwstydna, lecz wpisana immanentnie w istotę gatunku, zapierająca dech w piersiach możliwość zaczynania wielu kwestii niejako od nowa (o czym mówi w tej książce profesor Jackiewicz, cytowany w szkicu Fantastyka i reszta świataJest to odwołanie do cytowanych w wymienionym szkicu tych słów profesora Jackiewicza z Mistrzów kina współczesnego dotyczących filmowej adaptacji Solaris Tarkowskiego: „[…] powieści Lema i film Tarkowskiego są etapami w procesie degradacji kultury elitarnej ku kulturze masowej”, ale też, że „[…] nowe, cóż że często jeszcze kwestionowane, wartości ów proces niesie. Właśnie zaczynanie wielu kwestii niejako od początku, co być może nie uchodziło literaturze, lub z trudem (jak na przykład w opowiadaniach fantastycznych Borgesa) a science [fiction], filmowi, komiksowi uchodzi” (przyp. Krzysztof Sokołowski).[2]) przyciągnęła do fantastyki mistrzów kina: Stanleya Kubricka 2001: Odyseja kosmiczna, Mechaniczna pomarańcza), Lindsaya Andersona (Szpital Brytania), Romana Polańskiego (Dziecko Rosemary, Lokator), Federica Felliniego (Miasto kobiet), bo pozwoliła składnie wyrazić nowe i niepokojące intuicje na temat natury ludzkiej. Doświadczenie fantastyki i odkrycie jej możliwości wyrazu dało też kinu mistrzów nowych, jak Terry Gilliam (Brazil, 12 Małp), oczywiście Scott, Spielberg, Lucas, ale też Jean-Jacques Annaud (Walka o ogień, Imię róży) czy Jean-Pierre Jeunet i Marc Caro (Delicatessen, Miasto zaginionych dzieci).

Podobnie było z polską fantastyką literacką; mówię tylko o ostatnim piętnastoleciu. Odmiana fantasy przyciągnęła wielki talent narracyjny i pastiszowy – Andrzeja Sapkowskiego, za co jej się wypłacił estetyczną rafinadą, postmodernistyczną grą literackimi mitami i wieloznacznym bohaterem, wiedźminem Geraltem, jakiego dotąd nie miała. Zmodyfikowana science fiction dała szansę na polityczno-socjalną analizę, skargę i duchowe poszukiwania – kiedyś Zajdlowi, Oramusowi, Edmundowi Wnuk-Lipińskiemu, Wiktorowi Żwikiewiczowi, Marcinowi Wolskiemu, a ostatnio Rafałowi A. Ziemkiewiczowi. Dzięki gatunkowi wreszcie mogły rozbłysnąć gwiazdy autorów przekraczających granice racjonalnego widzenia świata – kiedyś Marka Baranieckiego, Marka S. Huberatha, Macieja Żerdzińskiego, a ostatnio Jacka Dukaja.

Fantastyka, jaką oglądamy ostatnio, jest literaturą zajętą teraźniejszością raczej niż przyszłością, co nie musi odbierać jej walorów prognozyjnych, bo przecież każda przyszłość zawsze zaczyna się w teraźniejszości. Dlatego, choć cieszą, to przecież nie dziwią mnie prorocze trafienia polskich fantastów, jak to, powiedzmy, że Agent Dołu Wolskiego antycypował w naszym kraju kwestię satanizmu i sekt. Że bohater Pacykarza („Nowa Fantastyka” 3/1994), wymyślony przez Lewandowskiego autor morderczych happeningów-wybuchów, szalał po Warszawie jeszcze przed krakowskim Gumisiem, a Noteka 2015 („Nowa Fantastyka” 4/1995) została napisana i wydrukowana przed tak zwaną sprawą Oleksego. Co dalej? – socjopolityczne rozpoznania Szosy na Zaleszczyki (1990) Ziemkiewicza zostały zapisane, zanim zadziwił nas i zasmucił fenomen Stana Tymińskiego; dzieło Zajdla i większości fantastów socjologicznych powstało przed pierwszą Solidarnością, a Piotr Górski popełnił Hordę („Nowa Fantastyka” 11/1992), nim w Polsce zrobiło się głośno, że nastolatki mordują.

Oczywiście w fantastyce nie chodzi tylko, i nie przede wszystkim, o celną prognozę. Ta jest jakby zadana dobrej prozie – z natury ludzkiej wynika powtarzalność pewnych przygód i grzechów. Ważne są kwestie estetyczne, bardzo ważne – aksjologiczne. Oto pytania – jak gatunek stawi czoło wyzwaniom moralnym? Jak zachowają się autorzy najmłodsi, ci z piątej generacji polskich fantastów, których najwięcej teraz, w ostatniej dekadzie, na łamach „Nowej Fantastyki” i innych pism. Historia jest wspólna, ale odpowiedzi jednostkowe, tony – indywidualne, etos – sprawą stale ponawianego wyboru. Kiedy startowały niepokojące i fascynujące lata dziewięćdziesiąte, kiedy po krótkim okresie euforii zaczęły się schody, jeden z młodych autorów (teraz mogę już powiedzieć, że to Jacek Sobota) pytał mnie w liście, cóż właściwie znaczy ta „piąta generacja autorów”, bowiem termin rysował mu się wówczas dość mgławicowo. Próbowałem wyjaśnić problem Jackowi, i samemu sobie, we wstępniaku do „Nowej Fantastyki” z grudnia 1992 roku:

Trudno określić coś, co dopiero się kluje, opowiem o warunkach brzegowych (jest taki termin w fizyce i matematyce). Otóż piąta generacja – autorzy urodzeni po 1970 roku – wchodzi świadomie na scenę w momencie zakończenia procesu artystycznego i ideowego wyzwalania się polskiej fantastyki. Będzie to pierwsze od dziesięcioleci pokolenie bardzo podzielone artystycznie i politycznie. Na jego oczach skończył się dwubiegunowy układ świata, zdefiniowanie przeciwnika przestało być proste, a emocje zbiorowe nie są już tożsame ze słusznym wyborem moralnym. Chłopcy z „piątki” nie muszą już być antyrosyjscy, a mogą – antyamerykańscy. Będzie to (jest) pokolenie pozbawione autorytetów oraz poczucia powinności czy zadłużenia. Na Zajdla np. patrzy jak na pisarza historycznego, a w kinie wybucha śmiechem, gdy na ekranie pojawi się ksiądz (moje pokolenie rechotało na widok milicjanta). Jest to pokolenie wystawione na wielką pokusę cynizmu – poprzednim generacjom rodzice mówili, że dzień bez dobrego uczynku jest zmarnowany, tej powiedziano na starcie, że kto chce zająć godziwą pozycję, ten tak czy owak pierwszy milion musi ukraść. Indywidualne wybory przedstawicieli piątej generacji – na tak lub na nie – nabiorą więc większej wagi, będą mniej stadne, ale wielka też będzie pokusa, by patrzeć na świat, na historię w kategoriach ponurego chaosu. Generacjom poprzednim, mam wrażenie, codzienność dostarcza do dziś, mimo rozczarowań, nieustannych radości – mają przed oczyma cmentarzysko ostrych do niedawna zakazów, przekłamań, łajdackich tabu, rozkoszują się więc wolnością i możliwością publicznego mówienia prawdy. Przedstawiciele „piątki” widzą jedynie wściekłość i wrzask, a prawda pozostaje dla nich pojęciem nieokreślonym. Wszystko to będzie miało konsekwencje literackie – dla wstępującego pokolenia największe, bo ono właściwie nie pamięta innej rzeczywistości – a jakie konkretnie, zobaczymy.

(Czerwiec 1997Źródło przedruku: Maciej Parowski, Generacje, czyli fantastyka na tle, w: Maciej Parowski, Małpy Pana Boga. Słowa, NCK, Warszawa 2011 s. 72.[3])

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Maciej Parowski, Generacje, czyli fantastyka na tle, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 133

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...