Nowy Napis Co Tydzień #133 / A imię jego dziewięćdziesiąt dziewięć i jeden
Zdanie rozpoczynające książkę Artura Nowakowskiego Klubówkowe szaleństwo. Polski trzeci obieg w fantastyce lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku brzmi: „Jeśli potrzeba jest matką wynalazków, to niedobór odpowiedniej literatury w społeczności jej miłośników jest potrzebą do natychmiastowego zaspokojenia”.Bardzo dobrze oddaje ono klimat panujący wśród miłośników fantastyki u schyłku PRL i w początkach demokratycznej Polski, gdy za żarliwymi pragnieniami, błaganiami i tęsknotami fanów science fiction za wydawanymi w dużych nakładach, z kolorowymi okładkami, klasykami literatury światowej, nie mogła (lub nie chciała) nadążyć żadna z państwowych oficyn. Te marzenia podsycał dodatkowo rynek filmowy, bowiem lata osiemdziesiąte i początek dziewięćdziesiątych to czas premier tak istotnych dla rozwoju gatunku ekranizacji dzieł literatury SF: Łowca androidów Ridleya Scotta (według Philipa Dicka), Conan barbarzyńca Johna Miliusa (na podstawie cyklu Roberta E. Howarda) czy dość powszechnie uważana za nieudaną, a niesłusznie, Diuna Davida Lyncha (zekranizowane uniwersum Franka Herberta), czy wreszcie kreujący całkiem nowy świat antyutopii SF cykl Terminator Jamesa Camerona. Te oglądane często po kilkanaście razy produkcje, istniejące nieomal w każdym mieście wojewódzkim kluby miłośników fantastyki naukowej i nieokiełznany rynek kaset VHS, nie miały początkowo wsparcia w papierowych wydawnictwach.
Jak już jednak wspomniano – potrzeba jest matką wynalazków. Ja dodałbym do tego jeszcze ciekawość.
Tak narodził się model „99+1”. Jako posiadacz kilkudziesięciu wydawnictw z tamtego okresu, który nawet pod koniec podstawówki „załapał się” – jako obserwator – na działalność trzeciego obiegu, tym bardziej doceniam publikację Nowakowskiego. Określenie „99+1” oznacza liczbę egzemplarzy, które można było wydrukować i rozprowadzić bez konieczności uzyskania zgody i stempla cenzury. Był to oczywisty oraz nieformalny układ – coś na kształt tak zwanego wentyla bezpieczeństwa (przypominający na małą skalę festiwal w Jarocinie) – nikt bowiem nie wierzył, że klubowe publikacje drukowane są w tak małych nakładach. Sam zaś termin „trzeci obieg” powstał, aby odróżnić bezdebitowe wydawnictwa klubów fantastyki od – rzecz oczywista – pierwszoobiegowych publikacji oficyn państwowych, rozprowadzanych w nakładach kilkunastu lub kilkudziesięciu tysięcy egzemplarzy i posiadających akceptację urzędu Kontroli Publikacji i Widowisk z centralą na ulicy Mysiej w Warszawie. Odróżnić je także od książek i broszur tak zwanego drugiego obiegu, powielanych przez oficyny podziemne, o tematyce zdecydowanie antysystemowej lub autorstwa pisarzy pozostających na indeksie. Artur Nowakowski, wcześniej autor – moim zdaniem – niezwykle cennych opracowań dla dziejów polskiej kultury popularnej: Fantastyczne światy na okładkach i ilustracjach książek oraz czasopism od wieku XIX do lat 80. XX wieku (2014) oraz Fanzin SF. Artyści, wydawcy, fandom (2017), udokumentował spory fragment zjawiska kultury fanowskiej, która w XXI wieku stała się nie tylko fenomenem społecznym, ale ważną częścią przemysłu turystyki kulturowej, rynku wydawniczego, sprzedaży przedmiotów kolekcjonerskich, a nawet odzieży, wystawiennictwa i dostawców streamingu SF. Gdyby nie fanowskie kluby lat osiemdziesiątych i towarzyszący im ruch wydawniczy, nie byłoby prawdopodobnie (skupiających od kilkunastu do nawet sześćdziesięciu tysięcy widzów) wydarzeń: Festiwalu Fantastyki Pyrkon w Poznaniu, wyrastającego z kieleckiego Ogólnopolskiego Konwentu Twórców Komiksu – Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier w Łodzi, Dni Fantastyki we Wrocławiu, Krakowskiego Festiwalu Komiksu, polskiego Warsaw Comic Con i wielu innych. Przypatrzmy się zatem, jak wygląda „klubówkowe szaleństwo” w obiektywie historyka książki.
Nowakowski, jak w każdej z wcześniejszych publikacji, kreśli najpierw ogólny rys zjawiska wydawnictw „klubowych” (niezależnych, zinów) na świecie od lat pięćdziesiątych i najistotniejszego dla kontrkultury fanzinu punkowego, wydawanego w 1976 roku. Sniffin' Glue and Other Rock'n'Roll Habits, potwierdzając raz jeszcze: „Jeśli w drugim obiegu dominowała niezgoda na obowiązujący system polityczny, to twórcy trzeciego obiegu wyrażali sprzeciw wobec ubóstwa oficjalnej oferty wydawniczej”. W Polsce największy brak odczuwali pasjonaci anglosaskiej SF – przypomnę tylko, że uruchomiona w latach sześćdziesiątych seria „Fantastyka – Przygoda” (oficyny Iskry) początkowo drukowała prawie wyłącznie autorów radzieckich, czeskich i enerdowskich. Dekadę później pojedyncze tytuły Silverberga, Dicka czy Bradbury'ego nie wypełniły luki czytelniczej, a jednym z powodów powstania Śląskiego Klubu Fantastyki był łatwiejszy dostęp do wydawnictw zachodnich. Rozpoczynamy naszą podróż – to może wydać się czytelnikom niezwiązanym ze środowiskami fandomu – dość niecodzienne, rozpoczynamy od zagadnienia kolekcjonerstwa. Ziny, wydawnictwa klubowe, niskonakładowe periodyki SF i komiksowe, funkcjonują bowiem w dość specyficznej dystrybucji. Rzadko są gromadzone i stanowią część zasobów bibliotecznych – trzeci obieg nie stał się jeszcze istotnym elementem zbiorów. Jest zdecydowanie domeną fanów i kolekcjonerów. Nie istnieją katalogi (poza częściowymi spisami) ani wiarygodne cenniki wydawnictw, a źródłem pozyskiwania informacji i egzemplarzy są giełdy i aukcje internetowe. Te piętrzące się – dla czytelników, zbieraczy i dokumentalistów – zjawiska jeszcze się potęgują. Problemem jest chociażby różnorodna proweniencja wydawnictw. Nieliczne z nich były drukowane przy dużych, oficjalnych organizacjach i posiadały nawet pieczęć cenzury, większość omijała ten „przywilej” i, wychodząc w nakładzie 90 i 9 sztuk, z zapisem „wydano sto egzemplarzy do użytku wewnątrzklubowego”, istniała de facto poza oficjalną kontrolą, zaś chaos badawczy pogłębia jeszcze bliżej nieokreślona liczba publikacji „bazarowych”, będących pirackimi kopiami wydań klubowych. Ten „klubówkowy” stan nie był zresztą domeną polskich fanów. W książce Nowakowskiego odnajdziemy również krótki rys historii tych wydawnictw w ZSRR (ściśle związanych z samizdatem) i czeskich, których autorem okładek był sam Karel Saudek, czyli ikona europejskiego komiksu i autor słynnych animowanych wstawek w filmach czechosłowackiej Nowej Fali. Tylko ten krótki opis ukazuje, z jakimi wyzwaniami musi zmierzyć się każdy badacz niezależnego rynku wydawniczego (fanzinów, gazet komiksowych, zinów anarchistycznych, punkzinów, druków obrazkowych) od stanu wojennego, aż – tak naprawdę – do początku naszego stulecia. Ten trzeci obieg był jednak zarazem niezwykłym miejscem, gdzie zaczynali w zasadzie prawie wszyscy właściciele oficyn, tłumacze i dystrybutorzy, decydujący dziś o kształcie wielomilionowego rynku polskiej literatury fantastycznej i fantasy. Gdy Nowakowski przytacza historię powstania Polskiego Stowarzyszenia Miłośników Fantastyki (1981) i analizuje jego statut, widzimy, gdzie powinniśmy szukać korzeni dzisiejszych organizacji autorów i wydawców. Niektóre z tych publikacji wyglądają – nawet z dzisiejszej perspektywy – imponująco. Antologia Sposób na Wszechświat z 1982 roku zaistniała w tysiącu egzemplarzy, a wielu spośród autorów to dziś nazwiska znaczące w polskiej literaturze. Skąd jednak w antologiach i autorskich zbiorach tak wiele rodzimych nazwisk, jeśli trzeci obieg powstaje jako odpowiedź na tęsknotę fanów za anglosaskim pisarstwem? Otóż w statutach najważniejszych klubów znalazły się zapisy o promocji twórców polskich.
Artur Nowakowski śledzi również niekanoniczne publikacje klubów fantastyki: zbiory fraszek i rysunkowe albumy. Wśród nich odnajdujemy tom ilustracji Jerzego Szyłaka, dziś najważniejszego teoretyka komiksu w Polsce, czy dzieła znanych na świecie autorów albumów komiksowych – Franka Frazetty i samego Moebiusa. Spectrum wydawnictw było zresztą olbrzymie – od Nocy generałów Hansa H. Kirsta do poradników ziołoleczniczych ojca Klimuszki. Surrealistycznie i nieomal w stylu filmów Stanisława Barei brzmią wspomnienia o papierze, na którym drukowano klubówki – miał on często formę hybrydową (co to znaczy? – zaciekawionych odsyłam do publikacji o przypadkach kalki maszynowej, taśmy i metodach ich rewitalizacji). Sama organizacja druku polegała na wykorzystaniu całej sieci znajomości, układów i dojść.
Osobny rozdział poświęcony został okładkom wydawnictw, które poziomem graficznym nierzadko przewyższają współczesne propozycje. To trochę tak, jak z Polską Szkołą Plakatu, która proponowała najwyższy kunszt od lat pięćdziesiątych do osiemdziesiątych, aby w latach dwutysięcznych zostać zastąpiona poprawnymi fotosami. Wśród najczęściej wydawanych oraz wznawianych autorów wymienieni zostają: Philip Dick, Ray Bradbury, Robert E. Howard, zaś z klasyki horroru Howard Lovecraft i legendarny już cykl komiksowy Jana Platy-Przechlewskiego Wampiurs Wars, który wznowienia w obiegu oficjalnym doczekał się dopiero po prawie czterdziestu latach, miesiąc temu w Łodzi. Osobną kategorię stanowiły wydawnictwa z uniwersum Gwiezdnych wojen wraz z trawestacjami i parodiami poszczególnych epizodów oraz reprinty dzieł, co do których nawet sami autorzy mieli poważne wątpliwości. Taki los spotkał Człowieka z Marsa, debiutancką powieść Stanisława Lema. Uzupełnieniem głównego bloku są uwagi na temat tłumaczeń, informacje o cenach i opłacalności wydawnictw trzeciego obiegu oraz wybór recenzji książek, które oceniano miedzy innymi na łamach „Fantastyki” i „Feniksa”. Druga i obszerniejsza część publikacji to katalog wydawnictw klubowych – tym razem, w odróżnieniu od fragmentarycznych, wcześniejszych opracowań – ubrany w atrakcyjną formę wizualną, zawierający większość okładek, informacje o twórcach oprawy graficznej, tłumaczach, miejscu i dacie wydania, formacie, liczbie stron. Tam odnajdziemy wszystko o trzech edycjach wspomnianej już powieści Lema. Ostatnie z nich opatrzone zostaje – trudno powiedzieć dlaczego – rysunkiem automatów kroczących z piątej części sagi George’a Lucasa. Technika reprodukcji to już kserokopia, czyli znak rozpoznawczy lat dziewięćdziesiątych. Dowiadujemy się również o ośmiu wydaniach utworów Ursuli Le Guin, kolejnego z wielkich twórców SF, które trafiały do polskiego czytelnika za pośrednictwem trzeciego obiegu.
Na zakończenie tylko dodam, że Klubówkowe szaleństwo ukazało się w bardzo cennej serii wydawniczej Instytutu Kultury Popularnej, którą ja nazywam „Białą”, a wydawcy dla odmiany „Serią z Paskiem”. Ale nie nazewnictwo jest tutaj najważniejsze, ale cykl publikacji, które przynoszą – wraz z każdym tytułem – solidną porcję wiedzy o książce obrazkowej, powieści graficznej i niezależnym obiegu wydawniczym. Warto je mieć na półce.
Artur Nowakowski, Klubówkowe szaleństwo. Polski trzeci obieg w fantastyce lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, Instytut Kultury Popularnej, Poznań 2021