03.02.2022

Nowy Napis Co Tydzień #137 / Smutna historia bezbronnej sójki – Maciej Bieszczad „Kroki”

„Nie znać kroków” oznacza nie umieć tańczyć, błądzić, przemieszczać się po omacku. Kroki się mylą, gubią. Kroki doprowadzają do bolesnych potknięć i upadków. Kroki unicestwiają niegroźną stagnację bezruchu. Są niebezpieczne, zwodnicze. Trudno jednak mówić o egzystencji bez kroków. Trudno mówić o drodze, po której nikt się nie przemieszcza. Kroki posiadają więc ogromny ładunek emocjonalny i symboliczny. Każdemu chyba znana wizja zniszczonego buta nie pozostawia złudzeń – podróż jest trudna, męcząca, pełna niepewności. A kroki bolą, powodują cierpienie, wyciskają łzy. Maciej Bieszczad opisuje je w następujący sposób:

Codzienne, niezawodne, niewidzialne.
Tyle o was wiemM. Bieszczad, Kroki, Kraków 2021, s. 72.[1]

Mamy więc tutaj do czynienia z motywem monotonii i rutyny, który w poetycki sposób zostaje zestawiony z zupełnie odmiennym znaczeniowo pojęciem niepewności. Ten swoisty oksymoron w doskonały sposób przybliża czytelnikowi sedno całości zbioru. To, co pewne, znajome i oswojone okazuje się bowiem tajemnicą tak ogromną, że skrytą wręcz poza możliwościami ludzkich zmysłów, bo przecież otuloną złowrogą niewidzialnością. Człowiek stawia kroki na twardym gruncie. Człowiek bez wątpienia widzi, dokąd idzie i gdzie znajduje się cel jego podróży, a jednocześnie w drodze tej, zdawałoby się – tak stabilnej, doświadcza nieustannie poczucia zagubienia, strachu i rozdarcia wewnętrznego. Zna więc istotę i sens swojej podróży czy też nie ma o niej zielonego pojęcia? Wie, dokąd zmierza czy też tylko tak mu się wydaje? Bieszczad niejednokrotnie myli trop, oprowadzając czytelnika po najrozmaitszych zakamarkach egzystencji. Którędy podążają jego Kroki? Przez chorobę nowotworową żony, wiarę, cierpienie, blaski i cienie ojcostwa, wspomnienia, literackie nawiązania i inspiracje. Przez życie. Życie pełne treści, pełne zakrętów, psikusów pamięci i melancholii.

Wiersze ze zbioru zostały napisane w przeciągu dziesięciu lat – od 2010 do 2020 roku. To dużo i mało. Dużo z perspektywy twórcy, który w takim czasie może wiele przeżyć i doświadczyć. A mało z perspektywy całokształtu twórczości, która daje zarys pewnej ogólnej koncepcji stylistycznej charakterystycznej dla konkretnego autora. W przypadku Bieszczada rzeczywiście bardzo wyraźnie uwidacznia się tendencja dążenia (zamierzonego lub nie) do ujednolicenia stylu, która sprawia, że poeta staje się rozpoznawalny. Autor Kroków pisze w charakterystyczny sposób i wypracowuje coś w rodzaju unikatowej stylistyki. Konwencja jego twórczości jest spójna i jednorodna. Jakimi więc cechami odznacza się ta poezja? Przede wszystkim wiersze mają tytuły, które zazwyczaj w zawoalowany sposób łączą się z treścią. Najczęściej są również metaforycznymi nośnikami przesłania, zaznaczają to, co najistotniejsze, ukierunkowują interpretację. Nie zawsze są jednak do końca jasne w pierwszym zetknięciu. Drugą dość charakterystyczna cechę stanowią kontrasty. Bieszczad w sposób niezwykle sprawny łączy piękno z brzydotą, dobro ze złem, śmierć z życiem. W wierszu Zdarza się, że życie znajduje lepsze argumenty pisze:

Płaczki czekające przed prosektorium
nagle się rozpromieniłyTamże, s. 65.[2]
.

Wyjaśnię, iż raptowna zmiana nastroju pogrążonych w rozpaczy kobiet była wywołana wiadomością dotyczącą narodzin dziecka. Całość natomiast rozegrała się na terenie tego samego szpitala. Dlaczego o tym piszę? Ponieważ miejsca są dla Bieszczada szczególnie istotne. Najczęściej są również bardzo konkretne. Lokując swoje obserwacje na jasno określonych obszarach, autor zdaje się tworzyć mapę najróżniejszych zjawisk emocjonalnych i mentalnych oraz własnych subiektywnych obserwacji, które bardzo szybko urastają do rangi globalnej. Świat staje się więc miejscem, w którym ludzie znajdują dom (choćby jedynie duchowy), przeżywają swoje istnienie, doświadczają najróżniejszych stanów i uczuć, tracą i zyskują, rodzą się i umierają. W tej samej chwili, na jednej zamkniętej przestrzeni. Bogactwo emocjonalne dosłownie zachwyca odbiorcę, znajdziemy tutaj bowiem niemal wszystko – zarówno to, co dobre, jak i to, co raczej przykre. Można więc uznać, że koncepcja oksymoronu ukazującego w jednym z wierszy ideę tytułu zostaje rozszerzona na całość zbioru. Kontrasty uwidaczniają się na każdym… kroku. Tym dosłownym, jak również tym metaforycznym. Poezja, która zmusza do refleksji, porusza najtrudniejsze tematy i osadza to wszystko w codzienności, w parkach rozrywki i na oddziałach onkologicznych, w kościołach, bibliotekach i na łąkach. Innymi słowy – poezja, która sama siebie bardzo skutecznie przybliża odbiorcy.

W wierszach Bieszczada nie braknie okazji do wzruszeń. Niejednemu czytelnikowi łza zakręci się w oku podczas lektury. Niejeden zostanie dotknięty w miejscu jakiegoś własnego zranienia. Dla mnie najbardziej poruszająca jest przemykająca przez wiersze historia żony chorej na nowotwór. Wiersz Opowieść o sójce pragnę w związku z tym zacytować w całości:

Nigdy nie zapomnę, jak przykucnęła
metr od moich nóg. Miałem ochotę jej
wtedy powiedzieć – nie bój się,
nie jestem dla ciebie zagrożeniem,
ile to dla mnie znaczy,
mój najwspanialszy zuchu,
to, że z taką dbałością i troską
znosisz te drobne gałązki i listki.
Ilekroć przychodziłem podlać
młodziutkie jabłonie, widziałem jak się uwija.
Była nad wyraz spokojna,

z przesadną wręcz czujnością
budowała swój upragniony dom.
Wkrótce potem spadły deszcze,
spadały tak przez kilka dni.
Znalazłem ja z odgryzioną głową.
Leżała na środku alejki jak biedny Schulz
zastrzelony w Drohobyczu.
Nie odezwałem się, gdy żona zapytała
– czy coś się stało? Była w trakcie chemioterapiiTamże, s. 67.[3]
. 

Utwór ten w bardzo przejmujący sposób pokazuje co najmniej kilka złożonych procesów. Wzruszenie bezbronnością żywej istoty, stającej twarzą w twarz z ogromem i brutalnością rzeczywistości, łączy się z koncepcją parasola ochronnego, który podmiot liryczny rozkłada nad człowiekiem dotkniętym chorobą, czyli słabym i bezsilnym niczym maleńkie zwierzę. Nieszczęsnej sójki nie udaje mu się ochronić. Czy los będzie łaskawszy w kwestii żony dotkniętej nowotworem? Tego nie wiemy. Możemy jednak przypuszczać, że raczej niekoniecznie. Ranga tematu, jego złożoność i powaga każą natomiast umieścić ten tekst pośród wierszy mających głęboki sens metaforyczny, zaangażowanych, stawiających niezwykle trudne pytania, traktujących o kwestiach złożonych i poruszających odbiorcę. Autor staje się w moich oczach spadkobiercą pięknej spuścizny pokolenia polskich poetów, którzy zostawili po sobie dorobek bogaty i ponadczasowy. Myślę o Wisławie Szymborskiej, Czesławie Miłoszu, Zbigniewie Herbercie, Janie Twardowskim, Edwardzie Stachurze, Stanisławie Barańczaku… Mam na myśli ich niemalejącą na przestrzeni dziesięcioleci popularność oraz charakterystyczny styl, który każdy z tych twórców wypracował. Bieszczad w sposób zdecydowany wybija się ponad pewną przeciętność współczesnej poezji polskiej właśnie przez prostotę, nawiązania do symbolu klasycznego, dobitne odniesienia emocjonalne. Jego wiersze zabiera się ze sobą do pracy, myśli się o nich w samochodzie, przywołuje się je w chwilach trudnych. Żyjąc w upolitycznionym świecie, dobrze jest móc czasami uciec od polityki, od wojny polsko-polskiej i zadać sobie pytanie głębsze, o sens czy początek. Dobrze jest również skupić na chwilę uwagę na przyrodzie i jej sile, na zmartwieniu i słabości bliskiej osoby, na uśmiechu dziecka. Dobrze jest się oderwać. A Bieszczad proponuje nam właśnie oderwanie – od wrzasków i roszczeń codzienności, od polityki, wojujących światopoglądów, wszechobecnych oczekiwań. Po raz kolejny autor myli więc kroki wszystkim, którzy oczekiwaliby dyskusji, szarpaniny czy też ideowych przepychanek. Poezję tę cenię więc przede wszystkim za to, że jest tak bardzo nieaktualna, staroświecka i przyjemnie nawiązująca do rejonów, które w tym rodzaju literackim cenię najbardziej.

Kroki stawiają niewygodne pytania i zmuszają do niełatwej refleksji. Autor poszukuje odpowiedzi na różnych płaszczyznach. Rozmyśla and swoją wiarą, przygląda się przyrodzie, analizuje relacje międzyludzkie, dotyka trudnych kwestii. Całość, będąca zestawieniem wierszy z różnych tomików, przypomina specyficzny podręcznik. Podręcznik zawierający instrukcję dotyczącą stawiania kroków; pełen niedopowiedzeń, miejscami nieudolny, słaby, ocierający się o bezradność, napisany przez człowieka z krwi i kości, który ma problemy oraz słabości i niejednokrotnie został zraniony. Bardzo wzrusza mnie ten przekaz. Wzrusza mnie przede wszystkim jego mądrość i uniwersalność. Stylistyka z najwyższej półki, rozbudowane metafory, nagromadzenie porównań poetyckich, a to wszystko zestawione z tematyką dotyczącą codzienności i problemów, które w tym samym stopniu dotyczą poety-myśliciela i kierowcy autobusu. Wujek, którego nie było w czym pochować może bowiem przydarzyć się każdemu. Podobnie zresztą jak choroba nowotworowa czy ojcostwo. Stawiam więc swoje kroki, podążając za poetą i szukam odpowiedzi na te same pytania. Idę powoli. Przyglądam się uważnie. Udziela mi się nastrój tej poezji. Udziela mi się niepokój. Wiersze Bieszczada zostaną ze mną na długo. Podobnie jak autor, nie znajdę odpowiedzi, ale sama droga nauczy mnie nowych… kroków.

 

Maciej Bieszczad, Kroki, Stowarzyszenie Pisarzy Polskich Oddział Kraków, Kraków 2021.

Książkę można kupić w e-sklepie Instytutu Literatury.

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Katarzyna Aksamit, Smutna historia bezbronnej sójki – Maciej Bieszczad „Kroki”, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 137

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...