Nowy Napis Co Tydzień #141 / Ojciec escape roomu i prawie wszystkich strachów
Początek 2022 roku to czas nieomal idealny dla wspomnień i rozważań nad twórczością autora Kruka. Mroczny i niezwykły umysł Edgara Allana Poe (1809–1849) zrodził nie tylko strofy:
Raz w północnej, głuchej dobie, gdym znużony siedział sobie
Nad księgami dawnej wiedzy, którą wieków pokrył kurz –
Gdym się drzemiąc chylił na nie, usłyszałem niespodzianie
Lekkie, ciche kołatanie, jakby u drzwi moich tużTłum. Z. Przesmycki. [1][1].
Fascynował się on bowiem numerologią, mesmeryzmem, miejskimi legendami – słowem, gdyby urodził się około 1985 roku, byłby prawie na pewno telewizyjnym i internetowym „bohaterem naszych czasów”. Kimś nawet na kształt intelektualnego celebryty. Nie bez przyczyny obok Philipa Kindreda Dicka, „Dostojewskiego z Maine”, jak nazywany jest Stephen King, komiksów Marvela, to właśnie E.A. Poe (oraz jego duchowi „uczniowie” – Howard Phillips Lovecraft i Arthur Conan Doyle) napędza współczesną popkulturę.
Do połowy dziewiętnastego stulecia zaledwie czterech (być może pięciu) pisarzy wywarło decydujący wpływ na literacki obraz naszych czasów. Z obszaru twórczości „wysokiej” stali się nimi Homer (decydujący o obliczu epiki od chansons de geste o Lancelocie do Ulissesa Jamesa Joyce'a i opowieści ze Śródziemia J.R.R. Tolkiena), prekursor dramatycznych opowieści scenicznych Sofokles, wreszcie William Szekspir wywierający wpływ na każdą z dziedzin i nieomal każdy z nurtów pisarstwa. Literaturę zwaną „niską” ukształtowali – z jednej strony odpowiedzialny za satyrę i fantastykę Jonathan Swift, zaś z drugiej właśnie Edgar Allan Poe, bez którego opowiadań nie byłoby nowoczesnego horroru, sensacji, powieści ezoterycznej i detektywistycznego kryminału. Ze światem kultury wysokiej łączy autora Czarnego kota jeszcze paradoks popularności, który był również udziałem Josepha Conrada. Obaj dość znani i szanowani za życia, później aż do lat sześćdziesiątych XX wieku nie cieszyli się tym wyjątkowym statusem, który dziś uczynił z nich nieomal gwiazdy kultury masowej. O ile Conrad stał się popularny w kręgach nowoczesnej humanistyki na anglosaskich uniwersytetach, to Poe (wraz z Williamem Blakiem) – wśród najważniejszych poetów rocka, zaś obaj swój pośmiertny sukces zawdzięczają kinematografii. Ojciec horroru stał się ulubionym pisarzem czołowego reżysera wytwórni Hammer – Rogera Cormana. Wydaje się zatem, że nie ma lepszego momentu na polską edycję i nowy przekład trzydziestu dziewięciu opowiadań najważniejszego (z perspektywy czasu) i zarazem charakterystycznego prozaika światowego romantyzmu.
Wybór Sławomira Studniarza jest – jak się wydaje – najbardziej reprezentatywny dla prozatorskiej twórczości Poego, i chociaż zabrakło w nim kilku tekstów znanych polskiemu czytelnikowi z edycji Państwowego Instytutu Wydawniczego z 1956 roku (chociażby jednego z moich ulubionych: Człowiek, który się zużył, prawdopodobnie inspirującego styl pisarstwa Marka Twaina, czy parodiującego w mistrzowski sposób awanturnicze doniesienia „groszowych” magazynów: Jak napisać blackwoodowski artykuł), to odnajdziemy tu wszystkie najsłynniejsze utwory ze Studnią i wahadłem na czele. To druga, rozszerzona i poprawiona wersja przekładu opowiadań pisarza, którą podjął Studniarz (laureat nagrody „Literatury na Świecie”) po siedemnastu latach. Już samo porównanie tłumaczeń – chociażby Bolesława Leśmiana z lat dwudziestych ubiegłego stulecia i późniejszego o wiek Studniarza – uświadamia nam, że język przekładu wciąż ewoluuje i tak jak Szekspir domagał się Koźmiana, Paszkowskiego, Słomczyńskiego, a później Barańczaka, tak opowiadania Poego zyskują nowy kształt językowy (i kreowany dzięki niemu świat). Przypatrzmy się najgłośniejszemu (dzięki podążającej ku efektownej demonologii i znanej za sprawą roli Vincenta Price'a filmowej adaptacji) tekstowi – Maska Czerwonego Moru. U Leśmiana początek opowiadania zatytułowanego Maska śmierci szkarłatnej brzmi:
Śmierć Szkarłatna od dawna pustoszyła ową krainę. Nigdy dżuma nie bywała tak nieodparta, tak straszliwa. Jej oznaką widomą była – krew – czerwień i szkarada krwi. Towarzyszyły jej bóle ostre, nagły zawrót głowy, a potem – obfity przez wszystkie pory wyciek potów i rozłąka z życiem. Purpurowa plamistość ciała, a szczególniej twarzy – usuwała ofiarę poza koło żyjących, pozbawiając jej wszelkiej pomocy i wszelkiego współczucia. Napad, rozwój i skutek choroby były sprawą półgodzinnych zabiegów. Atoli książę Prospero – szczęśliwą miał gwiazdę, nieustraszone serce i umysł przenikliwy.
Studniarz proponuje:
Czerwony Mór zbierał w całym kraju swe ponure żniwo. Nie było dotąd zarazy równie straszliwej, równie ohydnej. Zwiastowała ją krew – czerwień i groza krwi były jej znamieniem. Towarzyszyły temu dotkliwe bóle, nagłe zawroty głowy, dalej obfite krwawienie z porów skóry i w końcu następowało śmiertelne zejście. Szkarłatne plamy na ciele, a zwłaszcza na twarzy ofiary, niczym klątwa możnowładcy, pozbawiały nieszczęśnika wsparcia i litości jego rodaków. Od zarażenia zaś do zgubnego końca choroby nie mijało więcej niż pół godziny. Lecz książę Prospero był wesoły, śmiały i roztropny.
Przypatrzmy się teraz niektórym tekstom pisarza z Bostonu i postarajmy się wychwycić najistotniejsze inspiracje, nowatorstwo, które uczyniło z niego autora tak istotnego (chociażby jako patrona przyznawanej od 1946 roku nagrody literackiej), najpierw guru pokolenia dekadentów, pół wieku później – surrealistów, po kolejnych latach czterdziestu – „gwiazdę rocka” dla beatników i muzyków progresywnych, a współcześnie reinkarnację streamingowego celebryty popkulturowej grozy. Ten ostatni wniosek nasuwa się niejako automatycznie – to właśnie Edgar Allan Poe jest duchowym patronem uniwersum strachu kultury masowej. Najpierw kinowego – dzięki wspomnianemu już Rogerowi Cormanowi, dwadzieścia lat później – za sprawą telewizyjnego serialu Opowieści z krypty, a współcześnie Internetu, którego doskonałą realizacją makabry są propozycje gatunkowego horroru literackiego – Nawiedzony dom na wzgórzu i Penny Dreadful.
Autorski wybór tłumacza otwiera Metzengerstein. Dość typowe, wczesne opowiadanie w stylu popularnego gotycyzmu. Poe wykorzystuje tu zarówno motyw wędrowny waśni dwóch rodów, kreuje mroczną zemstę oraz inspiruje się wcześniejszą historią Zamczysko w Otranto (1764) Horacego Walpole'a. Zamiast ożywionego portretu wprowadza rumaka z arrasu, zaś całość dopełnia jednym z fabularnych rozwiązań, które stanie się znakiem rozpoznawczym jego świata przedstawionego – obrazem upadku przeklętej siedziby rodowej (czy to w wyniku podpalenia, uderzenia piorunu, tornada, czy też gwałtownej i tajemniczej śmierci właściciela). Umiejętnie wprowadza również autor Zagłady domu Usherów koloryt lokalny, który będzie dominował w wielu kolejnych opowiadaniach – na styl angielski mroczną i wilgotną rezydencję, ponury, średniowieczny, oświetlony skąpo płomykami świec zamek o przepastnych piwnicach niczym labirynty, z nieodzownymi elementami krajobrazu – rozciągającym się bagnistym wrzosowiskiem, splątanym i dzikim ogrodem, nieodłączną cmentarną kryptą. Z ostatnim rekwizytem łączy się dość osobliwa, neurotyczna (stwierdzić można, że nawet na swój sposób wampiryczna) miłość głównego bohatera. Cztery opowiadania w duchu gotyckiego romansu (Berenika, Eleonora, Ligeja, Morella) kreują postać eterycznej, chorej, wreszcie umierającej kobiety, powracającej do ukochanego pod postacią ducha nie-ducha. Odnajdujemy w rysunku pary bohaterów typowe dla romantycznej dramaturgii psychologiczne wizerunki – oscylujące prawie na granicy obłędu, zawieszone między światem realnym a wyimaginowanym, pogrążone niemal w narkotycznym śnie. Jeden z bohaterów przyznaje nawet, że cierpi na „monomanię”, a obiektem jego fascynacji są ostre, białe zęby jego ukochanej. To znakomicie nakreślone obsesje cielesnego rozpadu (których w zasadzie nie znajdujemy w polskiej literaturze, poza nielicznymi strofami Seweryna Goszczyńskiego i przede wszystkim – Juliusza Słowackiego), bliskie turpizmowi:
Zęby! – zęby Bereniki! prześladowały mnie, otaczały widoczne i namacalne ze wszystkich stron; długie, wąskie i upiorne w swej bieli, w oprawie sinych, rozedrganych warg, tak jak objawiły mi się po raz pierwszy w swej grozie.
Jeśli ktoś w opisach krajobrazów Poego uchwycił nić łączącą je z późniejszą twórczością Roberta Louisa Stevensona i klimatem Psa Baskerville’ów, to w tym opisie Bereniki odnajdzie zarówno ofiary i pomocnice z literatury wampirycznej, jak i nominowaną do Oscara animację Upiorna panna młoda Tima Burtona. Gdyby jednak całą twórczość prozatorską autora Kruka zamknąć tylko w mistrzowskim gotycyzmie, nie byłby on najważniejszym z ojców współczesnej literatury grozy.
Duchowość bohaterów tekstów Poego jest immanentna w swej istocie, wciąż i wciąż poszukują oni odpowiedzi na pytanie o naturę świata i ludzkich emocji. Są rozedrgani, bo jak wskazują w narracyjnych wywodach (zawsze spersonalizowanych, a pisarz nie ucieka się do narracji odautorskiej, lecz nadaje swym tekstom charakter konfesyjny) stoi przed nimi nieustannie tajemnica. Wspomaga ów suspens (też jako pierwszy zastosował go Poe w prozie na tak szeroką skalę) za pomocą środków artystycznych – dygresja jest niczym refren jego poetyckiego pisarstwa; wprowadzając charakterystyczne rekwizyty, które „sklejają” się z jego bohaterami, tworzy typowe i rozpoznawalne schematy fabularne. Do najczęściej wykorzystywanych rekwizytów należeć będą: ponury dom (pałac, zamek), list od dawno niewidzianego przyjaciela (odgrywający tak znaczącą rolę po raz pierwszy w Zagładzie domu Usherów), trumna, piwnica (i jej warianty – bezdenna czeluść), która wystąpi w arcydziele suspensu Studnia i wahadło. Wypada tylko dodać, że monolog poddawanego torturom przez hiszpańską inkwizycję więźnia za pomocą wymyślnych mechanizmów doczekał się nawiązań w niezliczonych filmach i serialach przygodowych. Wystarczy wymienić tylko Gwiezdne wojny, Cube, którąkolwiek z części o perypetiach Indiany Jonesa, a bardzo popularna (i niezwykle droga) rozrywka z gatunku „escape room” też zawdzięcza swe powstanie – w jakimś sensie – wyobraźni Edgara Allana Poe. Niektóre fragmenty monologu skazańca, przekonanego o swej nieuchronnej śmierci, przypominają wyznania bohatera stojącego przed plutonem egzekucyjnym opisane na kartach Idioty Fiodora Dostojewskiego. To pierwszy z wielkich pisarzy, którego inspirują fabularne pomysły ojca horroru literackiego. Niezwykle złośliwe, nawet karykaturalne opisy mieszkańców wielkiej metropolii zawarte w Człowieku tłumu (a także fascynacja mordercą, którego narrator śledzi) także zapowiadają charakterystyki z Młodzika lub Zbrodni i kary:
Wyższych urzędników solidnych i szanowanych firm nie sposób było przeoczyć. Wyróżniały ich obszerne surduty i obcisłe spodnie do kostek, czarne lub brązowe, w zestawieniu z białymi krawatami i kamizelkami, ciężkimi, szerokimi butami oraz grubymi pończochami lub getrami. Wszyscy lekko już łysieli, a prawe ucho dziwnie im odstawało, nawykłe do przytrzymywania pióra. Zauważyłem, że zawsze zdejmowali i zakładali cylinder obiema rękoma i nosili zegarki w kieszeniach kamizelki na krótkich złotych łańcuchach, z wyrytymi okazałymi starodawnymi ornamentami. Przybierali pozę szacowności – o ile można pozować na rzecz tak chwalebną. Nie brakowało też kawalerów, w których bez trudu odgadywałem wymuskanych złodziei kieszonkowych.
Tu wprost antycypuje prozę wielkiego Rosjanina. Tak jak antycypacją Conrada są egzystencjalne rozterki bohatera rozgrywające się w scenografii egzotycznych mórz południowych (Rękopis znaleziony w butelce). Jeszcze jeden z patentów Poego będzie kontynuowany przez Dostojewskiego (i legion jego naśladowców). Autor Maski Czerwonego Moru czerpał pomysły z notatek bulwarowej prasy, miejskich legend i zasłyszanych plotek, budując na nich dramaty o wymiarze egzystencjalnym. Jedną z tych plotek było powszechne w wieku XVIII i początkach XIX stulecia przeświadczenie o masowym grzebaniu pogrążonych w letargu osób, które budząc się w grobach popadają w szaleństwo lub stają się wampirami. Szpalty gazet wypełniały sensacyjne relacje ze spotkań z „ożywionymi” i reklamy urządzeń mających przed tym losem uchronić.
Literacka skłonność do makabry i suspensu, zamknięta w spowiedzi alkoholika-mordercy w Czarnym kocie, musiała przeistoczyć się w zupełnie nowy gatunek. Oto widzimy Poego jako prekursora noweli detektywistycznej. Jego przewrotna wyobraźnia swobodnie kreśliła nie tylko światy à rebours (vide nawiązujący do literatury błazeńskiej – z typową dla pisarza zaskakującą pointą – System doktora Pierza i profesora Smoły), ale także uwielbiała zagadki. Takim opowiadaniem-szyfrem jest Złoty żuk, rebus pełen tajemnic ukrytych za cyframi i plątaniną liter. Opowieść z kluczem i piratami w tle, tak zagmatwana, że mogłaby posłużyć za osnowę dla Dana Browna. W Zabójstwie przy Rue Morgue pisarz wprowadza na karty, jako pierwszy w naszym kręgu kulturowym, prywatnego detektywa – C. Auguste'a Dupina wraz z wiecznie zdziwionym pomocnikiem i kronikarzem jego błyskotliwych śledztw. Dupin, tak jak wiele lat później Sherlock Holmes, Herkules Poirot czy Erast Fandorin (bohater Iwana Akunina) – w obecności nieodłącznego asystenta (nieważne, czy jest nim Watson, major Hastings czy ktokolwiek inny) wygłasza przenikliwe monologi i zaskakuje zmysłem dedukcji:
Gwoli większej jasności, odtworzymy najpierw ciąg skojarzeń, jakie nadały bieg twoim myślom od chwili, gdy się do ciebie odezwałem, wstecz aż do starcia z owym przekupniem. Główne ogniwa w tym łańcuchu przedstawiają się tak: Chantilly. Orion, dr Nichols, Epikut, stereotomia, bruk, przekupień.
Czytając Chestertona, widząc Benedicta Cumberbatcha i Martina Freemana ze smartfonami w dłoniach, przeglądając listy nowości Netflixa w dziale „sensacja”, czy kryminały skandynawskie i brytyjskie w księgarni przy głównej ulicy, pamiętajmy, że każdą z tych drobnych przyjemności zawdzięczamy pisarstwu Edgara Allana Poe.
Edgar Allan Poe, Opowiadania prawie wszystkie, tłum. Sławomir Studniarz, Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2021