Nowy Napis Co Tydzień #144 / O ludzkiej sytuacji w piekle
Na tę książkę długo czekaliśmy. Oczekiwanie było podwójne: na ten temat i podjęty przez tego autora. Wypatrywałem tej książki w okolicach 7 października 2019 roku, a zatem w siedemdziesiątą piątą rocznicę buntu Sonderkommando w Auschwitz-Birkenau. Nie pojawiła się. Ukazała się w końcu bez żadnej rocznicy, za to w dobie koronawirusa, co może spowodować, że niewiele osób o niej usłyszy. Ale jest! Świadkowie z dna piekła. Historia Sonderkommando w KL Auschwitz Igora Bartosika.
Czy to naprawdę książka, na którą czekaliśmy?
Temat więźniów wchodzących w skład Sonderkommando od co najmniej kilkunastu lat na nowo wzbudza olbrzymie zainteresowanie i niesłabnące emocje. Związane jest to głównie z wkraczaniem w Wielką Ciszę, a więc moment, w którym odchodzą już ostatni świadkowie Holokaustu. Tym chętniej słuchamy, im mniej ich pozostaje pomiędzy żywymi. Słucha też zupełnie inne pokolenie – które nie doświadczyło przerażającej rzeczywistości wojny, które ma w sobie dystans wynikający z braku współprzeżywania doświadczeń obozów koncentracyjnych. Igor Bartosik od lat zajmuje się tematem więźniów zmuszonych do pracy w Sonderkommando. To właśnie on jest współautorem (razem z Adamem Willmą) fascynującego wywiadu-rzeki z Henrykiem Mandelbaumem pod tytułem Ja z krematorium Auschwitz (Bydgoszcz 2009 i liczne późniejsze wydania). Bartosik opisywał ten temat w mniejszych książkach, jak Bunt Sonderkommando 7 października 1944 roku (Oświęcim 2014) czy wraz z Łukaszem Martyniakiem „Biały domek”. Historia zagłady w bunkrze II (Oświęcim 2017). Bartosik jest wreszcie historykiem, który – a jest to rzecz nie do przecenienia i jednocześnie trudna do uchwycenia w opisie – pracuje na miejscu dawnego obozu zagłady. Pomijając swobodny dostęp do archiwum, mam tu na myśli również swoiste wystawienie się na działanie krajobrazu, jak pisał Otto Dov Kulka, „metropolii śmierci”. Można rzec: właściwy autor. I gdy czytelnik już zabiera się do lektury, natrafia na fragment, który nieco zbija go z tropu:
Nie chcąc zatem podążać utartym już szlakiem, a przy tym mając świadomość, że nie można obecnie liczyć na spisanie kolejnych wspomnień świadków, autor niniejszego eseju postanowił podjąć próbę rekonstrukcji historii Sonderkommando w oparciu o spuściznę aktową SS, przede wszystkim dokumenty wystawione przez różne agendy esesmańskiej administracji (zwłaszcza centralnego zarządu budowlanego) oraz powstałe w obozowych izbach pisarskich.
Esej? Esej to brzmi zarówno zachęcająco, jak i zniechęcająco, a wszystko zależy od umiejętności pisania. Esej zakłada jakiś – w sumie całkiem niemały – fragment niemal autobiograficzny: odsłonięcie swojego punktu widzenia, zaproszenie do współmyślenia, ale żeby ono mogło zaistnieć, należy zbudować wspólną płaszczyznę zrozumienia z czytelnikiem. Pomysł „eseju” wydaje się intrygujący, gdyby nie to, co nadchodzi zaraz po nim: „rekonstrukcja […] w oparciu o spuściznę aktową SS”. Szybkie przewertowanie książki daje wyobrażenie, które następnie potwierdza spokojna lektura całości. Będzie rzetelnie, będzie aktowo i archiwalnie, będzie między jednym arkuszem a drugim dokumentem. Drobiazgowo, skrupulatnie. Dokładnie, ale nie porywająco. Słowo „esej” jest tu użyte na wyrost. Świadkowie z dna piekła nie mogą się mierzyć w lekkości pióra – co przekłada się na swobodę czytania – z tuzami eseju historycznego, jak Paweł Jasienica, Jerzy Strzelczyk, Karol Modzelewski czy Janusz Tazbir. Książka Igora Bartosiaka to rzetelna książka historyczna, która posuwa się do przodu raczej samą siła nośną tematu niż lekkością pióra. Skąd zatem to słowo „esej”? Słowo, które tak wiele obiecuje i zarazem kładzie się cieniem na całości lektury? I chyba znajduję rozwiązanie: Bartosik nie napisał pełnej monografii Sonderkommando (pozostaje nam wciąż na nią czekać), a jedynie pewien jej fragment – tyle, ile wiemy z zachowanych dokumentów SS. Trzeba jednak przyznać, że same materiały są niezwykle ciekawe. Okazuje się bowiem, że pomimo starań załogi KL Auschwitz-Birkenau, aby zniszczyć dokumenty i dowody zbrodni, pozostało ich zaskakująco dużo. Często pojawiają się tam, gdzie nikt by się tego nie spodziewał – w tej krainie archiwów Igor Bartosik jest królem bynajmniej nie samozwańczym. Drobiazgowość badań autora potrafi właśnie odnaleźć choćby zakamuflowane wzmianki o oddziale więźniów zmuszonych do palenia zwłok zagazowanych ludzi. Należy to podkreślić, bowiem dokumenty związane z Sonderkommando było objęte klauzulą tajności, a także jakaś część rozkazów z pewnością wydawana była w formie ustnej. Jeśli zatem pada tu słowo „esej”, to raczej w tym sensie, że Bartosik prezentuje fragment większej całości, szczególnie interesujący go odprysk pełnego tematu. Wydaje się również, że zostało użyte bardziej w formie asekuracyjnej. Nie jest to jeszcze monografia, ale jej preludium. Podkreślmy zatem, że Świadkowie z dna piekła wpisują się w misję Muzeum Auschwitz-Birkenau: mówić rzeczowo, konkretnie i w oparciu o źródła o masowej zagładzie.
Kilka zaskoczeń i kilka wyjaśnień
Jeśli tak wiele miejsca poświęcam rozważaniom o „zawartości eseju w eseju”, to dlatego, aby uzmysłowić jak wielkie były moje (ale i wciąż pozostają) oczekiwania na pełną monografię Sonderkommando. Co w takim razie otrzymuje czytelnik biorący do ręki Świadków…? Kilka zaskoczeń oraz kilka informacji obalających istniejące mity. Zaskoczeniem pozostaje pierwszy dokument potwierdzający istnienie Sonderkommando. To karta ewidencyjna odnotowująca wydanie dla tej grupy więźniów materiałów budowlanych – cementu i wapna. Niemcy, mając świadomość, że Sonderkommando są świadkami niewyobrażalnych zbrodni, co pewien czas likwidowali zespoły więźniów z krematorium, aby „zacierać ślady”. W tym kontekście należy wspomnieć o zagadkowym zamordowaniu funkcyjnego komanda Władysława Tomiczka. Pewnego dnia został zabrany z terenu krematorium, a po kilku godzinach Niemcy przywieźli jego ciało do spalenia. Nic w tej sprawie nie jest jasne (przede wszystkim dlaczego zginął), poza tym, że starano się ukryć tożsamość zwłok: twarz zmarłego była zmasakrowana, a ciało od razu przywieziono w worku, który niezwłocznie nakazano spalić. Pomimo tych zabiegów (a może właśnie dzięki nim) więźniowie rozpoznali swojego kolegę. Inną próbą tuszowania rzeczywistości było zamordowanie w połowie września 1944 roku ponad dwustu osób tworzących grupę zmuszoną do obsługi prowizorycznej komory gazowej w Białym Domku (tak zwany bunkier II). Esesmani przewieźli ciała zabitych do krematorium III i sami dokonali spalenia zwłok. Zaskoczonym więźniom z Sonderkommando z krematorium III oznajmili, że są to Niemcy, ofiary bombardowań i chcą pochować ich sami. Gdy esesmani odeszli, więźniowie przeszukali w popielnikach resztki rzeczy osobistych i zorientowali się, że stanowią pozostałości po współwięźniach. To tylko jeden z przykładów likwidacji grupy z Sonderkommando. Nikt z nich nie miał złudzeń: zostali dopuszczeni do przerażających zbrodni, byli naocznymi świadkami, więc nikt z nich nie mógł ujść z życiem.
Utarł się pogląd, że członkowie Sonderkommando w KL Auschwitz żyli tylko przez trzy miesiące, a później byli zabijani, aby na ich miejsce wybrać nową grupę. Nie znajduje to potwierdzenia w dokumentach, co wielokrotnie podkreśla Igor Bartosik. Czas trwania niewolniczej pracy w Sonderkommando był uzależniony od potrzeb obozu. Zdaje się nawet, że dla przemysłowego zabijania ludzi należało wprowadzać mniejszą rotację zespołu przeznaczonego do obsługi komór gazowych i spalania zwłok. Niezmienny pozostawał sposób wskazywania więźniów do grupy „palaczy zwłok”. Wybierano mężczyzn młodych i z transportów, które dopiero przyjechały. Niemcom zależało na osobach pozostających w lepszej kondycji fizycznej. Zdarzały się też sporadyczne przypadki przeniesienia do Sonderkommando za karę. Jednym z powracających pytań pozostaje to, czy więźniowie powinni uprzedzać idących na śmierć, w jaki sposób zginą. Znanych jest kilka takich przypadków – a trzeba tu wziąć pod uwagę kwestię języka, wykorzystanie nieuwagi esesmanów – raczej tego unikano. Nawet mając wiedzę, nie można się było przygotować do strasznej śmierci. Więźniowie z Sonderkommando byli też pokazowo karani za zdradzenie tajemnicy. Przyłapanych karano spaleniem żywcem lub wpychanie do dołów z wrzącym ludzkim tłuszczem.
Zajmująco Igor Bartosik przedstawia historię wykonania zdjęć wprost z Auschwitz-Birkenau przez członków Sonderkommando, na których widać kobiety prowadzone do komory gazowej oraz spalanie zwłok w dołach znajdujących się za krematorium. To wprost unikalne świadectwo zbrodni, ale także dowód oporu. Nie jest znana dokładna data wykonania fotografii, ale zawsze wskazywano na lato 1944 roku, ponieważ w maju tego roku przywrócono praktykę spalania ciał w dołach spaleniskowych. Igor Bartosik na podstawie swoich badań mocno zawęża datę wykonania zdjęcia i wskazuje na przedział między 5 a 20 lipca 1944 roku. Wykonane fotografie trafiły do ruchu oporu poza drutami obozu. Aż korci, by postawić pytanie, że skoro udało się to raz, to czy były podejmowane jeszcze później takie próby? Nie wiadomo. Wiadomo za to, że ryzyko dla wykonujących zdjęcia, dostarczających aparat i wreszcie osób odbierających klisze, było olbrzymie. Dlatego nie zdecydowano się, aby aparat fotograficzny przekazać dalej, ale ukryto go w pobliżu krematorium V. Został odnaleziony w marcu 1945 roku, gdy Szlomo Dragon, jeden z więźniów Sonderkommando, pomagał radzieckiej komisji w śledztwie na terenie byłego już wtedy obozu. Nie wiadomo, co później stało się z aparatem. Podobnie nie zachowała się oryginalna kaseta z kliszami. Pozostały jedynie dwa zdjęcia, które pozwalają wejrzeć w czeluść otchłani.
Jest dużo, ale chciałoby się więcej
Świadkowie z dna piekła wydają się książką historyka napisaną dla innych historyków lub osób prowadzących badania związane z Sonderkommando. Choć warstwa narracyjna dla większości będzie do przebrnięcia, a ewentualna oschłość stylu zachęcić może jedynie do dalszego poszukiwania literatury, to druga część książki zainteresuje już znacznie węższe grono. Należy bowiem wspomnieć o prawdziwym bogactwie tej książki, które doceni niewielu. Igor Bartosik zamieścił ponad sześćdziesiąt dokumentów – zdjęć, rysunków, kart spisów inwentarzowych, kart pracy – słowem: uchylił przed czytelnikiem rąbka historycznych bogactw, które znajdują się w archiwum Muzeum Auschwitz-Birkenau. Wnikliwy czytelnik, nawet jeśli znajdzie jedynie drobne wskazówki dla swoich poszukiwań, to przynajmniej nie szuka już po omacku.
Igor Bartosik, Świadkowie z dna piekła. Historia Sonderkommando w KL Auschwitz, Państwowe Muzeum Auschwitz-Birkenau, Oświęcim 2021