07.04.2022

Nowy Napis Co Tydzień #146 / Interesowały mnie różne herezje

Urodziłem się i wychowałem w pobliżu sanktuarium Matki Boskiej Saletyńskiej w Dębowcu na Podkarpaciu, dlatego zawsze była mi bliska religijność maryjna. Stanowiła ona dla mnie stały punkt odniesienia, a też w trudnych chwilach pomagała w poszukiwaniu lepszego świata. Na odpustach, które odbywają się co roku w trzecią niedzielę września, jako dziecko i nastolatek słuchałem homilii arcybiskupa Ignacego Tokarczuka, który mówił o różnych niebezpieczeństwach duchowych dla współczesnego człowieka. Symbolizowały je dwa nazwiska – Sartre i Marks. To mnie zainspirowało do przeczytania Historii filozofii Władysława Tatarkiewicza. Pamiętam, że u mnie na wsi odbywały się niemające końca debaty z kolegami o filozofach, poczynając od Sokratesa aż po bardziej współczesnych. To była inicjacja intelektualna i fundament na całe życie, który później znalazł odbicie w moich wierszach i publicystyce. Po latach zaowocował pracą magisterską o Władysławie Sebyle i doktoratem o poezji Anny Kamieńskiej.

Nie chcę jednak przedstawiać siebie jako wzorowego katolika, różne herezje mnie interesowały, poznałem „mistrzów podejrzeń”, jak wspomniany Marks czy Nietzsche lub Freud. Zresztą, jeśli przywołamy jedno z największych dzieł w naszej literaturze, Dziady, część III (a może jednak wszystkie części?), które szczególnie przeorało moją świadomość, możemy zobaczyć, że Adam Mickiewicz także miał różne pokusy w swoim wadzeniu się z Bogiem. Owo „wadzenie się” jest obecne też w moich wierszach, te dręczące od wieków pytania o zło i cierpienie, choć w trwających od 2000 roku zmaganiach z depresją nigdy nie narzekałem, wręcz przeciwnie, modliłem się o pomoc do świętego Judy Tadeusza, patrona spraw beznadziejnych, kiedy żadne leki mi nie pomagały. Czy stał się cud? Od wielu lat funkcjonuję w miarę normalnie, choć ktoś złośliwie mógłby zapytać, który poeta jest normalny. Jednak fundamenty wiary dają zawsze siłę i ta nadzieja jest wciąż obecna w moich wierszach. Poezja religijna (niektórzy wolą określenie „metafizyczna”) wyróżnia się pewnym rodzajem wrażliwości na inne wymiary, ale uczuciowość mistyczną odnajduję u takich podobno „ateistów” jak Julian Przyboś czy też Philip Larkin. Czy pisanie to tylko dyspozycja psychiczna, dobry warsztat pisarski, rzemiosło? Czy Ktoś jednak kieruje ręką poety?

*

„Głęboka orka duchowa” to doświadczanie „pustyni”. Jest ono najbardziej radykalną odpowiedzią na bezideowość i moralno-filozoficzną bezradność współczesnej kultury. Lata 90., zdominowane przez poetów miasta i obyczajowego skandalu, wyzwoliły w niektórych twórcach z Podkarpacia potrzebę szukania prawdy i piękna w doświadczeniach wewnętrznych, w mistyce natury, w przestrzeni snu, a wreszcie – w ogołoceniu, rezygnacji, pesymizmie. Chrześcijański pesymizm, bo o takim myślę,  może być,  jak mówi Mikołaj Bierdiajew, siłą twórczą, pozwala się wyrzec „różowych iluzyj słodkawego optymizmu”, lecz ten pesymizm nie powinien osłabiać naszego wysiłku w „dążeniach ku głębiom duchowego życia”. Pisanie to ogołocenie, nie szyderstwo i pogarda dla brata: gdy ukończymy poemat, nic w nas nie zostaje z tej wielkiej myśli, zupełnie tak, jakbyśmy „ogołocili z niej samych siebie”.

Efektowność i cienki dowcip „brulionowców” – a z drugiej strony zręczność, gładkość, kultura „grobów pobielanych” – nie stanowią o sile poezji w ogóle. Oni nie przeżyli jeszcze swojej „pustyni”, estetyzm czy efekciarstwo to pozory duchowego życia, kwilenie „ja” zewnętrznego, jedność i koleżeństwo w Antychryście. Czy nie miał racji Hermann Broch, że kicz jest rzeczą szatańską? Kicz wulgarny i kicz „dystyngowany” to dwie odmiany współczesnego kiczu w poezji.

Doświadczenie pustyni niesiemy w sobie, żyjąc w wielkim mieście, jadąc metrem do pracy czy kontemplując drzewa w Beskidzie Niskim, bo bycie poetą to samotne trwanie na granicy, ale nie izolacja czy moralna obojętność na dramat istnienia.  Dla mnie bycie poetą to również współczucie i współodczuwanie w dialogu z drugim, z Innym, z kosmosem. Ogołocić siebie – to odkryć na nowo w słowie, w sobie, w bliźnim ten ożywczy „blask boskości”, który w poematach Hölderlina odnajdywał Martin Heidegger. Nie da się mówić o żadnej idei bez doświadczania konkretu egzystencjalnego. Konkret prowokuje symbol, odsłania wewnętrzny pejzaż poety.

*

Twórczy dialog z polską tradycją  jest dla mnie fundamentem, ojczyzną poety jest język.  Nie chodzi  o prostą kontynuację, naśladowanie, raczej o twórcze przetworzenie znanych poetyk w wyobraźni, nowa jakość rodzi się mimowolnie; pisanie to nieustanna pogoń za formą. W tradycji rodzimej trzeba jednak mieć swoją „kotwicę”, moja niezmienna fascynacja od lat to  t Adam Mickiewicz, który mimo wszystkich swoich słabości  wyznaczył absolutny punkt metafizycznej orientacji, mówił wieloma językami, epickim, dialogiem, bywał aforystyczny i liryczny. Może więc Zbigniew Bieńkowski miał rację, że liryka dialogu ma przyszłość, dodałbym też lirykę polifoniczną, oświetlanie doświadczeń egzystencjalnych z różnych punktów widzenia. Jak chciała Simone Weil: „dystans jest duszą piękna”. Trzeba też siebie i swoje pisanie zobaczyć krytycznie: starałem się, żeby każdy mój tomik poetycki był inny od poprzednich. Nie chcę być podobny do innych, raczej wolę samotną drogę, wolę być zawsze outsiderem. Również w religijnym myśleniu. Nie interesuje mnie moda czy koniunktura, dlatego że naród tego potrzebuje, wiara to serce moich poszukiwań. Walka na pustyni z demonami wyobraźni. Poetyka religijna to język paradoksów, „miłość chroni od śmierci, a śmierć chroni od miłości”, „ogień krzepnie, blask ciemnieje”. We współczesnej poezji wzorcem w myśleniu o związkach religii i literatury jest dla mnie od lat Krzysztof Karasek, mistrz paradoksów i odległych skojarzeń, w jego twórczości łączy się anarchizm, mistyka, doświadczenie rozbitka i egzystencjalisty.

Dlaczego – przynajmniej niektórych – dziwi moja (i nie tylko moja) poezja, pełna dysonansów i sprzeczności? Odpowiadam: jest taka, bo i świat jest pełen sprzeczności. Rozpaczliwie poszukujemy ładu i harmonii, tylko że w potrzaskanym świecie jest to już niemożliwe. Sołowjow przepowiadał nadejście Antychrysta, może już jest on obecny wśród nas? Z jednej strony mamy ogromny postęp technologiczny, używamy komórek i komputerów, z drugiej zaś ludzie wrażliwi chorują na depresję lub są uznawani za głupców; pogoń za sukcesem, karierą, kasą: „wszystko na sprzedaż”. Skąd takie kolejki do psychologów czy psychiatrów? Skąd tylu ludzi w Polsce szuka jedzenia po śmietnikach? Walka o kulturę to walka o świadomość, dlatego budujmy te nasze „małe ojczyzny” wokół tradycyjnych wartości, płyńmy pod prąd do źródeł – jak chciał Zbigniew Herbert – bo z prądem płyną tylko śmieci. Śmieci nie myślą.

Rzeszów, 13. 09. 2021

 

SZCZĘŚCIE

 

Nagie, szorstkie trawy,

krople rosy, w których

wschodzi pieśń słońca,

chrabąszcze spadające

 

na plecy, w górze niebo

lazurowe i błyszczące,

jaskółki rysujące klucze

wiolinowe przestrzeni

 

i ja, dziesięcioletni.

Z palcem w ustach.

Zapatrzony. Zasłuchany.

 

Jakbym przyłapał świat

na gorącym uczynku.

I ta radość. Zdziwienie:

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Stanisław Dłuski, Interesowały mnie różne herezje, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 146

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...