07.04.2022

Nowy Napis Co Tydzień #146 / Kogo szukacie? Wielkopostny Festiwal Nowe Epifanie na drodze dialogu sztuki i religii

Warszawski Festiwal Nowe Epifanie istnieje od 2008 roku. Jest chyba obecnie jedynym przeglądem sztuki, który wpisuje się w wielkopostny kalendarz liturgiczny. Trwa bowiem od ostatkowego wtorku poprzedzającego Środę Popielcową (inauguruje go tradycyjna potańcówka), a kończy w Niedzielę Palmową. Jego celem jest zanurzenie widzów poprzez propozycje teatralne, filmowe, muzyczne, także kulinarne w tematyce religijnej i zaproszenie do refleksji na wybrany biblijny temat.

Nawiązać dialog

Organizatorem Festiwalu jest Centrum Myśli Jana Pawła II, a więc:

warszawska instytucja kultury, która w intelektualnym i duchowym dorobku Karola Wojtyły poszukuje odpowiedzi na najważniejsze pytania i wyzwania współczesnego świata. Centrum działa w obszarze kultury, edukacji oraz budowania zaangażowanego i odpowiedzialnego społeczeństwaZob. https://www.centrumjp2.pl/centrum/o-nas/ [dostęp: 25.05.2021].[1].

W jakimś sensie festiwal, który do 2021 roku miał już dwanaście edycji (dwukrotnie się nie odbył), wpisuje się w te wszystkie obszary. Obok programu artystycznego proponuje bowiem warsztaty, odczyty, spotkania z autorami najnowszych publikacji dotykających zagadnień religijnych (podczas ostatniej edycji mogliśmy uczestniczyć w rozmowie wokół książki Piotra Augustyniaka Jezus Niechrystus), a także dyskusje na aktualne problemy społeczne. Do 2016 roku inicjatywa ta nosiła nazwę Gorzkie Żale i  w sposób bezpośredni nawiązywała do wielkopostnego nabożeństwa, które w XVIII wieku ułożył św. Stanisław z Gielniowa, uważany za patrona Warszawy. Dialog między Duszą a Matką Bolesną, śpiewany głównie w niedziele Wielkiego Postu, to tradycja pielęgnowana tylko w Polsce.

Historia festiwalu zaczęła się od dwóch wydarzeń: Luddus Passionis Scholii Teatru Węgajty i Bruzdy Sceny Plastycznej KUL, które łączyły duchowość i sztukę, wiarę z artystycznym przekazem. Luddus Passionis to dramat liturgiczny z Carmina BuranaCarmina Burana to zbiór utworów poetyckich spisany około 1230 roku, a odnaleziony w 1803 w klasztorze Benedyktynów w Bawarii. Znajdują się tu zarówno pieśni biesiadne, miłosne, pijackie, jak i religijne oraz dramaty liturgiczne.[2], w odczytaniu Scholii – osobne nabożeństwo, oficjum liturgiczneZob. T. Kornaś, Schola Teatru Węgajty. Dramat liturgiczny, Kraków 2012, s. 395–397.[3]. Bruzda zaś to spektakl o ziemi i ziarnie wywiedziony z biblijnej symboliki. Jak przekonywał jego twórca Leszek Mądzik:

Gleba jest miejscem bezpiecznym i dającym nadzieję. Ziarno w nią rzucone ma szansę przetrwania. Nie obumiera. Lęk przed śmiercią, choć bardzo ludzki, nie przytłacza. Nadzieja i wiara są silniejsze. Bruzda, z której jesteśmy zrodzeni i po której stąpamy, jest drogowskazem, kierunkiem wyznaczającym sens trwania. Siewca zbiera rzucone ziarno. Ludzki spichlerz to ostatnia przystań na drodze pełnej niepokoju, cierpienia, ale i zawierzeniaL. Mądzik, https://www.kul.pl/bruzda,art_2805.html [dostęp: 9.06.2021].[4].

Te dwie odnogi festiwalu wychodziły z jednego źródła. Pierwsza trzymała się jednak blisko wypływu, druga zakręcała, rozlewała się, lecz wyraźnie wskazywała na swe pochodzenie. Z edycji na edycję dwa nurty rozrastały się, coraz więcej spektakli w sposób niedosłowny, lecz ukryty poruszało zagadnienia teologiczne. Niektóre nawet zapomniały o swym źródle.

Inicjatywa – u początków organizowana przez aktora Piotra Dudę i reżysera teatralnego Marka Pasiecznego – spotkała się z zainteresowaniem widzów i już rok później, w 2009 na festiwalu zaprezentowano dziewięć wydarzeń artystycznych. W drugiej edycji dało się jeszcze zauważyć podział na dwie główne grupy spektakli: te, które podtrzymują dawną tradycję, odtwarzają gatunki związane ściśle z katolickim kalendarzem i obrzędami, oraz te, które poprzez literaturę klasyczną czy utwory współczesne dotykają problemów teodycei, eschatologii, poszukują granic między sacrumprofanum. W programie obok ciemnych jutrzni Wielkiego Tygodnia wykonanych przez Arcybractwo Najświętszego Krzyża z Sessa Aurunca z Włoch czy misterium biblijnego Gra o piecu zespołu Sirin z Moskwy (organizatorzy zapraszają czasem gościnne przedstawienia z zagranicy, choć w ostatnich „pandemicznych” edycjach oczywiście ich nie było) pokazano spektakle zakopiańskiego Teatru im. Witkacego (Barabasz według Pära Lagerkvista), Teatru STU (Biesy według Fiodora Dostojewskiego ) czy Teatru im. Juliusza Słowackiego (Galgenberg według Michela de Ghelderode’a). Celem organizatorów było nie tylko sięganie po gotowy, odpowiedni tematycznie repertuar, ale także przygotowywanie premier specjalnie na festiwal. Podczas drugiej edycji doszło do premierowego wykonania Hioba w reżyserii Marka Pasiecznego i Bez podłogi grupy Doomsday wyreżyserowanej przez Roberta Jarosza. Z czasem premier pokazywano coraz więcej. W 2018 roku przygotowano pięć tytułów, w 2019 – sześć. W ostatniej edycji wszystkie spektakle były premierami.

Ta praktyka repertuarowego synkretyzmu, choć przy niektórych edycjach mniej widoczna, daje widzom możliwość zarówno zanurzenia się w tradycji często już nieznanej, jak i pozwala dostrzec biblijne motywy w spektaklach współczesnych, z pozoru odległych od tematów wiary. Do dziś organizatorzy stawiają na średniowieczny i staropolski repertuar, rzadko goszczący na scenach. Festiwal w 2016 roku kończył spektakl Teatru Wierszalin Historyja o chwalebnym zmartwychwstaniu pańskim w reżyserii Piotra Tomaszuka na podstawie misterium Mikołaja z Wilkowiecka, w 2019 pokazano Tragedię Jana Teatru Chorea w reżyserii Waldemara Raźniaka, opartą na wczesnobarokowym tekście Tragedia albo wizerunk Śmierci Przeświętego Jana Chrzciciela Przesłańca Bożego Jakuba Gawatowica, a  w 2021 zaprezentowano premierę szykowanego już na edycję z 2020  Kim jesteście? na podstawie Ordo Virtutum Hildegardy z Bingen (reżyseria Jarosława Kiljana).

Po kolejnych publicznych zarzutach wobec Kościoła katolickiego i rosnącej społecznej niechęci wobec jego hierarchów wybór religijnego repertuaru staje się niemal gestem odwagi. W kontekście ostatniej premiery rodzi się także pytanie, jak dziś wystawiać dwunastowieczne misterium? Jarosław Kiljan sięgnął po formę najprostszą i odwołał się do symboli dobrze rozpoznawalnych i zakorzenionych w kulturze europejskiej. Siły dobra (cnoty) ubrane są na biało, szatanowi przynależy kolor czarny. W tym świecie dobro wyrażają muzyka i piękny anielski śpiew wykonywany na żywo przez Annę Marię Jopek. Za scenografię służą wyświetlane w tle sceny iluminacje benedyktynki. Bohaterka opowieści – dusza ludzka – pokazana została zarówno jako młoda, jak i stara kobieta u kresu życia, która nie zatraciła wiary, nie dała się zwieść siłom zła.

Kiljan zaproponował spektakl niespieszny, przesycony treściami teologicznymi, będący w kontrze do dzisiejszych nurtów i poszukiwań twórczych. Postawił na starą formę, trudne, także łacińskie słowo i szlachetność wykonania. Ostatni monolog o świetle wypowiadany przez Irenę Jun jako starą Hildegardę zostaje z widzem zarówno na poziomie treści, jak i obrazu. „Kim jesteście?” – to pytanie zaczepne, prowokacyjne, kłujące, zadawane z zewnątrz, a kierowane do nas. Reżyser nie wprowadza jednak aktualnych komentarzy do rzeczywistości, nie dorzuca pandemicznych rekwizytów zadomawiających się na scenach. Przypomina jednak, że wszelkie sytuacje graniczne na nowo każą pytać o podstawowe wartości, definiować celowość istnienia. Właśnie w czasach, kiedy prawie każdy kogoś stracił, znów zastanawiamy się nad pochodzeniem dobra i zła. Ordo porusza problematykę eschatologiczną, pyta o przyczyny naruszenia harmonii świata. To spektakl, który pozostawia nadzieję, ale i niepokojąco pyta: kim będziecie?

W roku 2015 po Marku Pasiecznym, Michale Mizerze i Małgorzacie Wilczewskiej prowadzenie festiwalu przejął Paweł Dobrowolski i jego współpracownicy odpowiedzialni za poszczególne segmenty przeglądu. Rok później rozszerzono nazwę o Nowe Epifanie. Ta decyzja nie pozostała na poziomie etykiety, chwytliwego hasła. Kryje się za nią szersza koncepcja przeglądu, który nie tylko stał się interdyscyplinarny, ale coraz częściej zaczął sięgać po repertuar niereligijny, pytający jednak o sens istnienia, cierpienie, śmierć, zło i otwierający się na dialog z osobami o różnym światopoglądzie.

Inspiracją do zmiany nazwy stał się List do artystów Jana Pawła II napisany w 1999 roku. Papież – poeta, aktor, dramatopisarz – kierował słowa „Do tych, którzy z pasją i poświęceniem poszukują nowych »epifanii« piękna, aby podarować je światu w twórczości artystycznej”Jan Paweł II, List do artystów, https://opoka.org.pl/biblioteka/W/WP/jan_pawel_ii/listy/do_artystow_04041999.html [dostęp: 20.05.2021].[5]. Apelował do twórców, by naśladując gest Boga, kreowali piękno zdolne do przemiany człowieka. Jego koncepcja była ufundowana na greckich podstawach, utwierdzona w romantycznej i postromantycznej myśli, a spojona chrześcijańską wizją człowieka. Filozofia sztuki Norwida łącząca w triadę dobro, piękno oraz prawdę i przypisująca pracy siłę udoskonalania samego siebie oraz wartość soteriologiczną to jedna z ważniejszych inspiracji Wojtyły, przywołanych też w liście. Papież apelując o podtrzymywanie niegdyś twórczego dialogu między artystami a religią, dokonywał zarazem historycznego przeglądu tej relacji. Widoczne pęknięcie zauważył w wiekach nowożytnych, kiedy z jednej strony rozwijał się chrześcijański humanizm, z drugiej zaś odchodzono od tematów wiary czy wręcz odrzucano Boga. Relacja Kościół–sztuka w kolejnych epokach stawała się coraz bardziej wątpliwa, a  w ostatnich czasach niemal została zerwana (coraz trudniej wskazać na pozytywne przykłady współpracy). Papież był przekonany, że potrzeba nowego przymierza z artystami. Podkreślał, że nie chodzi tylko o poszukiwania w obszarze sztuki religijnej (miał pewnie świadomość, że nie ma ona już takiej jak niegdyś siły oddziaływania i konsolidacji), lecz takiej, która różnymi drogami, poprzez rozmaite formy, stawianie pytań trudnych, bolesnych, przez pokazywanie także brzydoty i zła chce przybliżyć prawdę o człowieku w relacji do Tajemnicy. W liście tłumaczył:

Sztuka bowiem, jeżeli jest autentyczna, choć niekoniecznie wyraża się w formach typowo religijnych, zachowuje więź wewnętrznego pokrewieństwa ze światem wiary, tak że nawet w sytuacji głębokiego rozłamu między kulturą a Kościołem właśnie sztuka pozostaje swego rodzaju pomostem prowadzącym do doświadczenia religijnego. Jako poszukiwanie prawdy, owoc wyobraźni wykraczającej poza codzienność, sztuka jest ze swej natury swoistym wezwaniem do otwarcia się na Tajemnicę. Nawet wówczas gdy artysta zanurza się w najmroczniejszych otchłaniach duszy lub opisuje najbardziej wstrząsające przejawy zła, staje się w pewien sposób wyrazicielem powszechnego oczekiwania na odkupienieTamże.[6].

O ile na początku lat dwutysięcznych łatwiej wskazać na inicjatywy wypływające z owego przymierza – choćby powołanie festiwalu czy różne działalności artystyczne, o których przeczytać można w odpowiedziach ponad stu artystów do papieżaJan Paweł II do artystów. Artyści do Jana Pawła II, red. B. Dróżdż-Żytyńska i inni, Lublin 2006.[7] – o tyle od kilku lat regularnie i z większą siłą pogłębia się przepaść między teatrem a Kościołem. Kiedy Paweł Dobrowolski przejmował kierowanie festiwalem, mógł już przypuszczać, patrząc na społeczne procesy w Europie, ale także na zmiany zachodzące w przestrzeni polskiej, że o dialog będzie coraz trudniej, że zaproszenie artystów do przeglądu zanurzonego w tradycji katolickiej będzie wymagało nie tylko umiejętności menadżerskich, ale też otwartości, czasem podjęcia ryzyka. Po obu stronach sceny spotykają się zarówno osoby wierzące, lecz podzielone na różne „nurty” polskiego katolicyzmu, jak i poszukujące czy ateiści. Dialog między osobami myślącymi podobnie nie jest przecież potrzebny. Jak można przeczytać na stronie Epifanii:

Organizatorzy uprzedzają, od początku i przez wiele lat explicite, w nazwie (2008–2014), że jest to „festiwal, który uwiera”. Niepokoi, drażni lub nawet gorszy niektórych przez to, że jest on pod każdym względem zainspirowany dialogiem. Łączy bowiem średniowieczne misteria z awangardowymi nieraz inscenizacjami, wydarzenia parateatralne, takie jak performance lub happening kulinarny, z teologiczną dyskusją o filmie, tradycyjne ludowe pieśni religijne i muzykę współczesną, sztuki wizualne i warsztaty plastyczne dla dzieci. Również wśród artystów i prelegentów, polskich i zagranicznych, są zawsze tacy, którzy deklarują agnostycyzm, a nawet ateizm, wyznają różne religie lub uprawiają teologię z pogranicza katolickiej ortodoksjiZob. http://2017.noweepifanie.pl/historia/ [dostęp: 15.05.2021].[8].

Biblia jako przewodnik

Każdego roku festiwalowi towarzyszy inny przewodni motyw biblijny lub wielkopostny, symbol mocno osadzony w chrześcijaństwie. Pierwsza edycja odbyła się pod hasłem „Krzyż”, rok później dobór repertuaru wiązał się z kuszeniem, a  w 2012 wydarzeniom towarzyszył temat śmierci . To wówczas można było wysłuchać pieśni pogrzebowych czy uczestniczyć w Liturgii Adoracji Krzyża Ensemble Organum. Dwie edycje ukształtowały dzieła literackie: Piekło Dantego (2010), kiedy pokazano między innymi Nie-Boską Komedię w reżyserii Jerzego Grzegorzewskiego, i Faust Goethego (2013) z pokazem Mefisto Waltz petersburskiego Teatru Derevo.

Najbardziej pojemne, uniwersalne, czasem przewrotne, nieoczekiwane w interpretacji są jednak ostatnie hasła: „Matka” (2017), „Król” (2018), „Judasz” (2019), „Maria Magdalena” (2020) i „Apokalipsa” (2021). Każde z nich wyprowadzono z Biblii i połączono z cytatem z Pisma. Są one kulturowymi toposami, które można analizować, rozbrajać, dekonstruować i na nowo składać poprzez język sztuki. Hasła porządkują przegląd. Choć dają szerokie możliwości twórcom, to jednak narzucają ramy danej edycji. Ciekawe jest to, jak poszczególni reżyserzy interpretują słowo klucz, jak ustawiają je wobec chrześcijańskiej tradycji. Matka to może być ta, która z miłości odda dziecko, by je ratować, i ta, która – choć nie rodziła – chroni je, narażając własne życie, jak w Matkach Pawła Passiniego. Matka to także ta, do której ciągle się tęskni, której tajemnicę ciągle się odkrywa, która kochała, ale zawsze była nieobecna, jak w monodramie Matko jedyna! Redbada Klynstry-Komarnickiego. Ograniczenie tematyczne służy też odbiorcom: pozwala skoncentrować się na wybranym biblijnym wydarzeniu, pogłębić je kulturowo i teologicznie oraz odnieść je do współczesności, co, jak się okazuje, nie zawsze jest łatwe.

Hasła nawiązują też do dziejących się na naszych oczach procesów politycznych i kulturowych. Trzeba przyznać, że co roku organizatorzy czują, gdzie bije puls społeczny, i starają się dotknąć palącego problemu, uruchomić wypowiedzi, które z jednej strony poruszą sferę sacrum, z drugiej – nawiążą do codziennego profanum. Nie bez powodu hasło „Judasz” i cytat z Ewangelii Mateusza: „Lepiej, gdyby się nie narodził”, pojawiły się w czasie, kiedy media zaczęły wypełniać informacje o pedofilii w Kościele, o tuszowaniu przestępstw, o zdradzie wewnątrz wspólnoty katolickiej. To właśnie wtedy organizatorzy zdecydowali się na pokaz #chybanieja Pawła Passiniego i Artura Pałygi – premiery zawieszonej w Teatrze Maska w Rzeszowie.Judasz-zdrajca, wywodzący się z wnętrza wspólnoty, w ujęciu Pałygi miał twarz duchownych, którzy głosząc chrześcijańskie zasady, sami je łamią. Jako wyraźne exemplum posłużyła twórcom autentyczna postać założyciela Legionu Chrystusa, księdza Marciala Maciela Degollado, który ciesząc się uznaniem zarówno wiernych, jak i hierarchów – także papieża Jana Pawła II – prowadził podwójne, a nawet potrójne życie, dopuszczając się przestępstw seksualnych.W opinii niektórych spektakl ten był obrazoburczy i nie powinien być firmowany przez Centrum Myśli, dla wielu jednak stanowił rodzaj oczyszczenia, odważnej rozmowy na bardzo trudne i bolesne problemy katolików. #chybanieja odczuwało się tragiczne pytanie o to, co dalej. Jak bronić własnej wiary, jak ocalić wielowiekową tradycję? Jak zreformować język teologii, który nie wytrzymuje zderzenia z narracją naukową? Piękny w warstwie wizualnej spektakl Passiniego był opowieścią o tych wszystkich, którzy nie potrafią żyć bez odniesienia do Tajemnicy, którzy być może tęsknią za starym porządkiem, ale nie mieszczą się już w ramach skostniałej hierarchicznej wspólnoty, która za daleko odeszła od swojego rdzenia – od słów Chrystusa o miłości, ubóstwie, przebaczeniu.

Równie mocna w odbiorze społecznym okazała się edycja poświęcona Marii Magdalenie – kobiecie, która przekazała mężczyznom wiadomość o zmartwychwstaniu. Do historii przeszła jednak, mimo braku na to dowodów, jako prostytutka. Noli me tangere – biblijny cytat – to słowa Jezusa skierowane do apostołki apostołów. Można tłumaczyć je jako: „Nie zatrzymuj mnie”, „Nie chwytaj się mnie”. Organizatorzy wybrali: „Nie dotykaj mnie”. Sens tych słów zdaje się co najmniej podwójny: zawiera prośbę Jezusa do Magdaleny, by po zmartwychwstaniu pozwoliła mu odejść, ale przywodzi też na myśl tragiczne świadectwa osób wykorzystywanych psychicznie czy seksualnie. Wykrzyknienie „Nie dotykaj mnie!”, to opowiedzenie się za każdym skrzywdzonym. Trudno nie łączyć go z ruchem #metoo, który mocno uaktywnił się od jesieni 2017 roku. Spektakle poruszały problem roli kobiety w społeczeństwie i Kościele, pokazywały ruch emancypacyjny kobiet należących do wspólnoty katolickiej (za taką postać można uznać Hildegardę z Bingen). W czasie tej edycji zaprezentowano między innymi premierę przedstawienia Maria Magdalena. Wykład o grzechu w reżyserii Katarzyny Minkowskiej odsłaniającego portret kobiety poszukującej swojej tożsamości i miejsca w patriarchalnym świecie, obarczonej demonami przeszłości i stereotypami, od których musi się uwolnić.

Festiwal z 2020 roku, przerwany przez obostrzenia sanitarne związane z pandemią, składał się z dwóch części. Rozpoczęła się tradycyjnie wraz z ostatkowym wtorkiem, ale finał, ze względu na lockdown kultury, przypadł w lipcu. Wiadomo już było, że pandemia nie zakończy się szybko i że następne Epifanie będą przebiegać w jej cieniu. Organizatorzy wybrali więc na ostatnią edycję hasło „Apokalipsa” i cytat: „Któż zdoła się ostać?”. Kolejny raz wybór pozwalał na różne interpretacje. Już samo słowo „apokalipsa” bywa wielorako rozumiane. W obiegowym użyciu oznacza katastrofę, zniszczenie, koniec. Grecka etymologia mówi, że to odsłonięcie, objawienie związane z czasami ostatecznymi. „Kiedy w listopadzie 2019 roku planowaliśmy 12. edycję Festiwalu Nowe Epifanie – podkreślali organizatorzy – nie mieliśmy pojęcia, jaka rzeczywistość nas czeka. Słysząc dochodzące z różnych stron głosy o kolejnych katastrofach społecznych czy też katastrofie klimatycznej, zdaliśmy sobie sprawę, że nie mamy współcześnie przepracowanego tego oczekiwania, które przez wieki towarzyszyło Europie – oczekiwania na koniec”Zob. https://noweepifanie.pl/festiwal/ [dostęp: 25.05.2021].[9]. Choroba i śmierć związane z drugą i trzecią falą pandemii przynosiły kolejne pytania mogące znaleźć ujście w sztuce. „Któż się ostanie?”, ma też wymiar społeczno-kulturowy. Brak zdecydowanego i jednolitego stanowiska Kościoła w sprawie pedofilii, wypowiedzi niektórych hierarchów wzbudzające społeczny sprzeciw, a także obawy przed koronawirusem spowodowały, że udział wiernych w nabożeństwach stał się widocznie mniejszy, a liczba apostazji wzrosła. „Któż się ostanie”, jest pytaniem ważnym dla całej wspólnoty katolickiej. Na to zagadnienie twórcy próbowali odpowiadać poprzez nową formułę – spektakle online. Cały festiwal po raz pierwszy przeniesiony został do sieci, co odebrało mu żywy kontakt z widzem, ale dało możliwości dotarcia do szerokiej, nie tylko warszawskiej publiczności. Niektóre premiery przygotowane we współpracy z Epifaniami można było oglądać na stronach teatrów także po ich zakończeniu, na przykład Wyspę Darii Kopiec czy Powrót Michała Zdunika. Trzeba też zauważyć, że spektakle 12. edycji to zwykle małe formy zamknięte w kilkuosobowej obsadzie. Zaangażowanie jedynie kilkorga aktorów do danego projektu dawało większą szansę na finalizację premiery. Przy niektórych tytułach (na przykład Kasandra w reżyserii Zofii Gustowskiej czy Apokalipsa odwołana Marka Idzikowskiego) wątpliwości wzbudzał jednak sposób realizacji, zwłaszcza prowadzenie kamery i nienajlepsze nagłośnienie.

Zerwane więzi

Epifania to objawienie, a jednocześnie olśnienie i zachwyt ukazaniem się w świecie tego, co boskie i wieczne. Także to, co najpiękniejsze i nieśmiertelne w sztuce europejskiej zainspirowane zostało objawieniem przemieniającej mocy i piękna zmartwychwstania Chrystusa, Boga i człowieka, nieprzedstawialnego w przedstawionym. Nowa epifania piękna, w każdym wydarzeniu festiwalowym, jest również ambitnym celem naszej wspólnej wielkopostnej pokuty artystycznej – poszerzającej percepcję i uzdrawiającej serca zaślepione przywiązaniem do tego co ziemskie tylko i przyziemne, co widzą oczy na co dzień.

Takie zadania postawili przed sobą organizatorzy. Nie tylko ambitne, ale i trudne oraz niepopularne. Twórcom nie zawsze udaje się trzymać założeń i tematu, a odbiorcy nie zawsze odkrywają epifanie i przeżywają wielkopostną pokutę. Podstawowym problemem staje się przede wszystkim nawiązanie współpracy z artystami, którzy są zainteresowani taką problematyką, którzy chcą głęboko i oryginalnie wniknąć w temat przewodni, uczynić z niego „pomost” do przeżycia religijnego lub wywołać twórczy ferment, niezgodę, zmusić do dyskusji w obszarze duchowości. Zaproszenie do współpracy twórców z różnych środowisk, o odmiennym światopoglądzie, otwiera możliwości artystyczne i poznawcze, ale i przynosi ryzyko – nie każdy będzie potrafił zmieścić się w formule. Trzeba pamiętać, że festiwal z konkretnego powodu odbywa się w wielkim poście – jest rodzajem rekolekcji przez sztukę, a jego cele – przynajmniej zapisane – to objawianie piękna i pogłębianie doświadczenia wiary oraz wiedzy teologicznej.

Zdarzało się, zwłaszcza po kilku latach działalności, że pojawiały się premiery, które nie wywoływały pytań twórczych, lecz pytania o celowość i sensowność ich dofinansowania i prezentacji w ramach Nowych Epifanii, spektakle, które nie odnosiły się twórczo do biblijnego hasła. Temat z 2017 roku „Matka”, poparty słowami Jezusa z krzyża skierowanymi do Jana: „Oto matka twoja”, w przedstawieniu Krzysztofa Garbaczewskiego nie miał żadnego rozwinięcia. („U Garbaczewskiego matki ze świecą szukać”Zob. https://www.centrumjp2.pl/kultura/nowe-epifanie/ [dostęp: 25.05.2021].[10]). Matka-ojczyzna z nudnego i niedopracowanego Wyzwolenia w mało którym widzu, jeśli w ogóle, wywołała „olśnienie i zachwyt”. Rozczarowaniem był także Król-Duch w reżyserii Łukasza Kosa prezentowany w ramach edycji z 2018 roku. Wówczas hasłem był „Król” i pytanie Piłata skierowane do Jezusa w pretorium: „A więc jesteś królem?”. Pytanie niezwykle inspirujące dla twórców, filozofów, teologów, które, jak się spodziewaliśmy, powinno przynieść ciekawe spektakle. Rozmowa namiestnika rzymskiego ze skazańcem ma przecież teatralną strukturę. Joseph Ratzinger dostrzegł, że przed wydaniem ostatecznej decyzji przez prokuratora następuje dramatyczne trzyaktowe intermediumZob. J. Ratzinger, Jezus z Nazaretu. Część II. Od wjazdu do Jerozolimy do zmartwychwstania, tłum. W. Szymona, Kielce 2011, s. 197–216.[11]. Zdaniem Giorgia Agambena ów dialog można zobaczyć jako pięciogodzinny dramat w siedmiu scenach, z których każda dzieje się w innej przestrzeniZob. G. Agamben, Piłat i Jezus, tłum. M. Surma-Gawłowska, A. Zawadzki, Kraków 2017.[12]. Wykorzystane przez organizatorów Epifanii pytanie pojawia się już w scenie drugiej. Jezus odpowiada na nie twierdząco, jednak zaraz podkreśla, że przyszedł na świat po to, by dać świadectwo prawdzie. Mówi o królowaniu bezsilnym, niemającym nic wspólnego z polityką. Spotykają się tu dwie koncepcje: klasycznej władzy Piłata i królowania prawdy Jezusa. A „cóż to jest prawda?”. Chodzi tu o rzecz niebagatelną – o los człowieka.Organizatorzy widzieli w motcie przyczynek do rozmowy nie tylko o królestwie Jezusa, ale i o władzy świeckiej, jej prawach i obowiązkach. Na poziomie założeń temat był bardzo ważny i aktualny (festiwal poprzedzały protesty w obronie sądów, a  w marcu doszło do czarnego piątku – protestu kobiet przeciw zaostrzeniu prawa aborcyjnego). Teatralne propozycje nie poruszyły go jednak nazbyt poważnie, niektóre, jak Kartoteka rozrzucona wyreżyserowana przez Radosława Rychcika, w ogóle sytuowały się obok motywu przewodniego. Jak pisał Szymon Kaziemierczak:

Spektakl Rychcika dziwi z wielu powodów. Także jako produkcja Festiwalu Nowe Epifanie skoncentrowanego wokół tematów wielkopostnych. […] Konflikt dwóch porządków władzy – ziemskiej i boskiej – to wyjątkowo płodny temat, ale Kartoteka rozrzucona to w tym kontekście zdecydowanie zaskakujący wybór. Którego – warto dodać – Rychcik mógłby bronić, na przykład gdyby nie wykreślił ze scenariusza finałowych głosów Marszałka i księdza Piotra Skargi. SzkodaS. Kazimierczak, Pięść i nos, recenzja Kartoteki rozrzuconej, https://teatralny.pl/teatr/teatr-studio-im-stanislawa-ignacego-witkiewicza,327.html [dostęp: 10.06.2021].[13].

Klimat społeczny coraz mniej służył wielkopostnemu festiwalowi, a twórcy coraz dalej odchodzili od jego założeń. Premiera Klątwy Olivera Frljića w lutym 2017 roku stała się pewną cezurą. Choć nie była pierwszym spektaklem ostro rozliczającym kler, to jednak od niej zaczął się teatralny proces „egzorcyzmowania polskiego Kościoła”P. Dobrowolski, Egzorcyzmowanie polskiego Kościoła, „Teatr” 2020, nr 4. [14]. Zdecydowanie ważniejszy niż poziom artystyczny spektaklu okazał się jego społeczny wydźwięk. Jak pisała Agata Adamiecka-Sitek: „Nie ma drugiego takiego przedstawienia – z pewnością w potrasformacyjnej, a może także powojennej historii polskiego teatru – które z równą siłą podzieliło Polaków, a zarazem wytworzyło szczególnego rodzaju »wspólnotowe zwarcie«”A. Adamiecka-Sitek, Jak zdjąć klątwę? Oliver Frljić i Polacy, [w:] Teatr a Kościół, red. A. Adamiecka-Sitek, M. Kościelniak, G. Niziołek, Warszawa 2018, s. 11. [15]. Po lawinie krytyki, jaka spadła na Kościół katolicki, Epifanie nie mogły być takie same jak dawniej. Edycje z lat 2017–2018 to w wielu przypadkach czas zerwanego dialogu między religią a sztuką. Twórcy nie interesowali się ożywianiem chrześcijańskiej duchowości na scenie, raczej dążyli do zaprzestania dialogu niż jego podtrzymywania. Trudno było znaleźć reżyserów, którzy poprzez język dramaturgii potrafiliby, a przede wszystkim chcieli, wywołać „nowe epifanie piękna”. Czy w ogóle kategoria piękna leży jeszcze w kręgu zainteresowań sztuki? Mało kto widział i widzi w niej jak Norwid, a za nim Wojtyła kategorię zbawczą. W tym kontekście pojawia się pytanie o aktualność Listu do artystów. Czy jest on tylko historycznym dokumentem czy raczej wciąż niezrealizowaną wizją dialogu Kościoła z twórcami? A może utopią, która nigdy się nie ziści, choć można do niej dążyć? Artyści coraz rzadziej widzą celowość podtrzymywania relacji z religią, a Kościół jest dla nich przestrzenią opresyjną, od której należy się całkowicie uwolnić. Przygotowanie spektaklu na festiwal firmowany przez instytucję, której patronem jest papież, oznacza w powszechnym odbiorze przypisanie się do konkretnej opcji politycznej. Sama postać patrona wzbudza kontrowersje. Patrząc na wypowiedzi artystyczne, można stwierdzić, że wśród twórców dominuje postawa nie tyle krytyczna, ta bowiem zakłada dialog i chęć zmiany, ile wykluczająca jakąkolwiek formę komunikacji. Kościół hierarchiczny jest przy tym albo zupełnie bierny, albo wrogo nastawiony do świata sztuki. Dawno zrezygnował z mecenatu i patronowania działaniom artystycznym na wysokim poziomie. Jeśli firmuje jakieś przedsięwzięcia, to są one często nieprofesjonalne, słabe artystycznie. Teatr przestał być dla Kościoła miejscem pytania o Tajemnicę. Nie ma wątpliwości, że dialog załamał się po obu stronach. W roku 2019, tuż przed festiwalem Paweł Dobrowolski pytał na antenie radiowej, czy możliwy jest jeszcze dialog, czy coraz większa polaryzacja Kościoła i sztuki umożliwi twórcze spotkanie. Widząc te procesy, organizatorzy postawili na młodych twórców i zaplanowane działania całoroczne.

Iść, ale w którą stronę?

W 2019 roku powołano Laboratorium Nowych Epifanii – projekt, który zakładał włączenie do współpracy młodych artystów, studentów Akademii Teatralnej, którzy po wzięciu udziału w naukowym seminarium ze specjalistami z różnych dziedzin humanistyki (socjologowie, filozofowie, literaturoznawcy) i teologii, mieli przygotować warsztatowe wypowiedzi na narzucony biblijny temat, a tym samym zawalczyć o wejście do festiwalowego repertuaru. Pomysł ten dał szansę na uruchomienie twórczych działań i zainspirowanie do podjęcia dialogu z coraz bardziej obcą przestrzenią religii. Laboratorium, co sugeruje nazwa, zakładało też eksperyment, próby – czasem udane, czasem chybione – regularną pracę i, co ważne, proces poszukiwania metod i środków wypowiedzi.

Zainwestowanie w młodych twórców okazało się bardzo dobrą intuicją, a niektóre propozycje adeptów były ciekawsze niż spektakle przygotowane przez uznanych reżyserów. Powstał na przykład bardzo udany spektakl Katarzyny Minkowskiej (wówczas studentki AT) Judasz. Laboratorium Epifanii. Reżyserka wspominała, że był to jednak trudny czas na przygotowywanie premiery opartej na postaci biblijnej:

Wtedy też było duże napięcie wokół Kościoła katolickiego, które oczywiście trwa do dziś, ale wówczas osiągnęło najwyższy poziom. Miałam w sobie dużą niezgodę i nie chciałam robić tego spektaklu. Ale potem pomyślałam: przecież mogę zrobić spektakl o mojej niezgodzie. Zebrałam skład apostolski, w którym część osób była bardzo wierząca, część nie, część kontestująca religięTeatr to wspólny proces, Katarzyna Minkowska w rozmowie z Katarzyną Flader-Rzeszowską, „Teatr” 2020, nr 6. [16].

Czytanie ewangelicznych oraz apokryficznych tekstów i filtrowanie ich przez współczesną wrażliwość, codzienny język i znane z życia sytuacje – dały spektakl żywy i prawdziwy, docierający do młodej publiczności. W wieczerniku, najprawdopodobniej w Wielki Piątek, spotykają się apostołowie, którzy po pojmaniu Jezusa rozproszyli się z obawy o własne życie. Nieudolnie i nieskładnie starają się przypominać wydarzenia poprzedniego wieczoru. Ich język i zachowania są pokraczne, infantylne, czasem nieco prymitywne. To grupa nie inteligentów, lecz prostych chłopaków, którzy czują się zagubieni i nie bardzo rozumieją, w jakiej znaleźli się sytuacji. Poza miejscem gry, niejako na jego obrzeżach, w mroku widzimy Judasza. Uświadomiwszy sobie swoją zdradę, mężczyzna zapamiętale biega, rozciąga mięśnie, jakby próbował „wybiegać” swój grzech, „zamęczyć” swoją pomyłkę. Wszyscy wciąż czekają na Jana. Apostoł jest jedynym, który zgodnie z zapisem biblijnym pozostał do końca przy krzyżu Chrystusa. Choć był najmłodszy, a może właśnie dlatego, mimo strachu towarzyszył Jezusowi w Jego agonii i śmierci. Pojawienie się Jana w wieczerniku staje się punktem kulminacyjnym spektaklu. Załamany uczeń potrafi tylko wydać skowyt rozpaczy. Uruchamia tym samym lament apostołów. To najbardziej przejmująca scena spektaklu Minkowskiej. Pozbawiony słów, lecz rozpisany na głosy krzyk dotyka do żywego. Jezus umarł. Uczniowie zostali sami. Tylko Judasz musi zmierzyć się ze swoim czynem. Na ekranie wyświetlana jest w bardzo dużym przybliżeniu scena pocałunku Judasza, a  z offu wybrzmiewa monolog, w którym zdrajca próbuje wytłumaczyć swoją decyzję, znaleźć dla niej usprawiedliwienie. Judasz Minkowskiej nie jest, jak chciał Dante, najczarniejszą figurą chrystianizmu. To człowiek z krwi i kości, który, jak wielu młodych ludzi dzisiaj, zagubił się.

W 2019 roku w lipcu, a więc na wiele miesięcy przed festiwalem, zorganizowano w Wiatrakach warsztaty dramatopisarskie na temat Marii Magdaleny. W ich ramach zaplanowano rozmowy z różnymi specjalistami, improwizacje aktorskie, przygotowywanie scenariuszy. Brali w nich udział dramatopisarze, reżyserzy i aktorzy, między innymi Zuzanna Bojda, Daria Kopiec, Beniamin Bukowski, Michał Zdunik, Jan Hussakowski. Dzięki Laboratorium powstały cztery premiery pokazane w czasie 11. edycji, na przykład bardzo ciekawa Boża krówka Ewy Mikuły i Sławomira Narlocha czy Jezioro Zuzanny Bojdy, które wyreżyserowała Daria Kopiec .

W 2021 roku wszystkie premiery (oprócz Księcia Niezłomnego) były wynikiem pracy laboratoryjnej. W taki sposób powstał na przykład Powrót na podstawie tekstu Michała Zdunika i Beniamina Bukowskiego – rzecz o powrocie do rodzinnego domu trojga rodzeństwa, które musi pochować zmarłą matkę. Spektakl ten na wielu poziomach wpisywał się w hasło Festiwalu: odsłaniał prywatną historię, małą apokalipsę rodziny w sytuacji granicznej, poruszał temat śmierci, odchodzenia, radzenia sobie ze stratą – tak aktualne w czasie pandemii. Dwie siostry i brat żyją w różnych światach: Iga to bizneswoman, Mariusz – wciąż szukający swego miejsca aktor, a Magda poświęciła się opiece nad matką, która wymagała stałej pielęgnacji i uwagi. Każdy gromadzi w sobie jakieś niespełnienia, żal do matki. Ich kompleksy odsłaniają się wraz z ostatecznym pożegnaniem rodzicielki. Całość rozgrywa się na tle domowego, trójnawowego ołtarza. Na środkowym skrzydle zgromadzone są różne bibeloty, religijne symbole, rzeczy sentymentalne: zasuszone kwiaty, buty, lalka, zegar, wycinki z gazet, zatrzymujące czas fotografie, dziergana serweta, obraz Matki Boskiej, które po pogrzebie zostaną spalone na symbolicznym stosie. Odejście matki i jej świata dało rodzeństwu możliwość oczyszczenia i wyzwolenia, odsłoniło nadzieję na nowe życie.

Laboratorium Epifanii przynosi różne rezultaty. Czasem jego wynikiem jest gotowy, kompletny spektakl, oryginalnie mierzący się z biblijnym hasłem, czasem tylko etiuda warsztatowa, wymagająca dopracowania i pogłębienia koncepcyjnego. To jednak dobra droga do odświeżenia Festiwalu i szukania dróg współpracy z młodymi twórcami – studentami, jak i tymi, którzy mają już debiut za sobą i zyskali uznanie, ale pozostają otwarci na festiwalową formułę. To oni bowiem kształtują współczesny teatr, wnoszą do sztuki nowy język i aktualną problematykę. Organizowanie letnich warsztatów w Wiatrakach staje się już tradycją. W czerwcu 2021 roku odbyło się kolejne dziesięciodniowe spotkanie twórców. Niektórzy, jak Beniamin Bukowski, brali w nich udział po raz trzeci.

Krytyka różnie ocenia Epifanie. Dla części konserwatystów są one nazbyt liberalne, dla niektórych odbiorców lewicowych zbyt katolickie. Jak pisała Jolanta Nabiałek w „Krytyce Politycznej”:

Nowe Epifanie. Gorzkie Żale 2017. VIII Interdyscyplinarny Festiwal Wielkopostny. „Łomatko!” – można by zawołać za tytułem jednego z prezentowanych spektakli. Na tej przydługiej, pompatycznej nazwie kuriozalność przedsięwzięcia organizowanego przez Centrum Myśli Jana Pawła II się nie kończy. W materiałach promocyjnych festiwalu odnajdziemy takie na przykład zdanie – Umarł Konrad, narodził się Jan Paweł II. Można się zniechęcić, ale niekoniecznie wartoJ. Nabiałek, Wyspiański w San Escobar, https://krytykapolityczna.pl/kultura/teatr/wyspianski-w-san-escobar/ [dostęp: 2.06.2021].[17].

Rafał Węgrzyniak na stronie teatrologia.info pisał z kolei:

Nowe Epifanie wzbudzają szereg wątpliwości estetycznych, bo prezentują spektakle wątłe dramaturgicznie, nieporadnie wyreżyserowane i słabo grane przez początkujących twórców. Na dodatek zazwyczaj są to utwory niemal jednorazowego użytku […]. Także wywołują one w nielicznych widzach, gotowych poddać próbie swą cierpliwość, dezorientację ideową, bo niekiedy trudno odgadnąć, której z dwóch stron toczącej się wojny kulturowej, chrześcijańsko-konserwatywnej czy lewicowo-liberalnej, w istocie służą. W każdym razie festiwal obecnie w znikomym stopniu realizuje swój pierwotny celR. Węgrzyniak, Dwuznaczne Epifanie, https://teatrologia.pl/recenzje/rafal-wegrzyniak-dwuznaczne-epifanie/ [dostęp: 9.06.2021].[18].

Epifanie nie służą żadnej ze stron, a przynajmniej nigdy nie było to w ich założeniach i celach. Są festiwalem odwołującym się do tradycji i religii katolickiej, poszukującym dialogu i możliwości odnowienia zerwanej relacji między sztuką a Kościołem w szczególnym czasie liturgicznym – w czasie oczekiwania. Gdyby opowiadały się za jednym z „plemion”, jak chce krytyk, zatraciłyby swój sens. Wiele można powiedzieć o historii Epifani, o ciekawych i zupełnie nieudanych projektach, o dobrze i źle zrealizowanych tematach poszczególnych edycji. Ale nie można zgodzić się z uogólnieniem, że to spektakle „wątłe dramaturgiczne” i wykonawczo słabe. Czy taki był tegoroczny Książę Niezłomny na podstawie Calderona/Słowackiego z Teatru Współczesnego w Szczecinie (2021, reżyseria Michał Telega) albo Wyspa w reżyserii Darii Kopiec? To prawda, że w trakcie kolejnych edycji nie wszyscy pamiętali o DNA FestiwaluNajwyżej będę robił filmy, Redbad Klynstra-Komarnicki w rozmowie z Katarzyną Flader-Rzeszowską, „Teatr” 2019, nr 5. [19] – jak określał to były dyrektor artystyczny Redbad Klynstra-Komarnicki – i nie przepracowywali odpowiednio narzuconego tematu. Nie można jednak festiwalu wpisywać w konkretny układ polityczny. Epifanie wymykają się podziałom, zastanym kategoriom i właśnie dlatego uwierają, i właśnie to stanowi o ich wartości. Przez polskie społeczeństwo nie przechodzi tak prosta linia podziału, jak chciałby Węgrzyniak. I może teraz bardziej niż kiedykolwiek wcześniej sens tak sprofilowanego Festiwalu wydaje się celowy i jasny. To Festiwal dialogu szukający porozumienia w podzielonej rzeczywistości, dążący do wzajemnego zrozumienia i szacunku w myśl chrześcijańskiej etyki. Festiwal, który pyta o człowieka w drodze, stąpającego po bruździe, czasem przeżywającego olśnienia. Może hasło nadchodzącej edycji – „Jezus” – pokaże to w całym wymiarze

Jeśli kopiujesz fragment, wklej poniższy tekst:
Źródło tekstu: Katarzyna Flader-Rzeszowska, Kogo szukacie? Wielkopostny Festiwal Nowe Epifanie na drodze dialogu sztuki i religii, „Nowy Napis Co Tydzień”, 2022, nr 146

Przypisy

    Powiązane artykuły

    Loading...